Wątek: X-COM
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2020, 04:43   #157
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 64 - 2037.V.08; pt; południe

Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 10:30
Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; kanały
Warunki: kanały, silne zadymienie, ciemno, gorąco na zewnątrz ciepło i syfiasty deszcz


- Ale syfiasta pogoda. A już myślałam, że przyjdzie wiosna. - westchnęła Aija gdy po kolei musieli się przebierać na pace furgonetki w gumiaste, pomarańczowe skafandry jakie miały właśnie chronić przed skażeniem a przy okazji także przed ekstremalnymi temperaturami. Jak się miał okazję przekonać ktoś kto do tej pory nie korzystał z takiego wdzianka były średnio wygodne. Zwłaszcza butle z tlenem ciążyły na plecach. No ale wedle zapewnień produkcyjnych lekkich i ciężkich oraz specyfikacji kombinezonu te wdzianka powinny pomóc przetrwać w kanałach. Ale jak ostrzegali techniczni te “condomy” nie było tak łatwo rozerwać przy upadku albo gołą ręką. Nawet przeciąć nożem nie było takie proste. Ale nie niemożliwe. No i na pewno nie były kuloodporne. Dlatego były względnie lekkie chociaż chodziło się w nich dziwnie. A najdziwniej odbierało się dźwięki bo jakby z wnętrza namiotu to co się dzieje na zewnątrz. Z powodu hermetyki na bodźce zapachowe nie było co liczyć. Więc najmniej w takim wdzianku cierpiał wzrok. Bo widok był całkiem przyzwoity. Do momentu o ile coś nie zapaskudziło wizjeru.

A ledwo pierwsze pomarańczowe postacie wyszły z furgonetki coś zapaskudziło te wizjery. To akurat nie było zbyt wielką niespodzianką bo od jakiejś godziny spaskudziła się pogoda. Co prawda było dość ciepło, termometr pokazywał jakieś 20*C. No ale co z tego jak nieboskłon zasnuły paskudne chmury z których lunął deszcz i to wymieszany z jakimś syfem. Na szybach furgonetki czy wizjerze hełmu wyglądało to jakby padało płynne błoto albo jakiś suchy, brązowy śnieg. Cholera w sumie wie co to było więc roboczo chyba przyjęło się określenie Skandynawki jako “syfiasty deszcz”.

No ale chociaż cała szóstka bez większych kłopotów zmieściła się w furgonetce no to na raz mogły się przebierać dwie osoby. Więc dwójkami wychodzili na zewnątrz a ci pierwsi czekali aż przebiorą się pozostali. Chociaż niewiele brakowało by mogli wcale tu nie dojechać. Ulice nowoczesnej metropolii okazywały się mało bezpieczne dla różnej maści przemytników, wywrotowców i wrogów systemu. Nawet gdy się niby jechało obrzeżami dawnej metropolii.

W pewnym momencie Yoshiaki ostrzegła ich przed blokadą jaką właśnie rozstawiano na trasie przed nimi. Ciemnowłosa Chinka sprawowała nad nimi opiekuńcze oko swoim dronem. Ostrzeżenie przyszło prawie w ostatniej chwili. Aija zdołała skręcić w jakąś boczną ulicę gdy przez boczne okna widzieli w oddali niebiesko - czerwone koguty i pierwsze zatrzymane samochody. No ale pościgu się nie doczekali więc chyba tym razem nie chodziło akurat o nich. Może ci z rządu szukali kogoś innego a może była to rutynowa kontrola. No ale jednak napędziła chyba wszystkim trochę nerwów. Co by było bez tego ostrzeżenia, zwłaszcza jakby wracali z towarem tak trefnym jaki zamierzali wywieźć z zakładów dawnego Boeinga to lepiej nie było myśleć. No ale ostatecznie pośród tego padającego syfu zajechali na te bezludne okolice rzeki i pozornie mało ciekawego, zakratowanego kanału. Ten błotnisty opad mógł im nawet sprzyjać bo właśnie był tak paskudny, że jak ktoś nie musiał to pewnie nie wyłaził na zewnątrz. Więc zmniejszało to szanse, że ktoś zainteresuje się szóstką postaci w pomarańczowych wdziankach.

Na początek trzeba było sforsować tą pierwszą kratę jaka blokowała czemuś większemu od szczura czy kota dostać się w głąb kanału. Tutaj swoją rolę do odegrania mieli Law i Aija. On miał się zająć elektroniką a ona mechaniką. Japończykowi udało się powtórzyć numer z ogłupieniem kamery szarym szumem tak samo jak zrobiła to kilka dni temu Yoshiaki. A potem zapętlić kamerę by pokazywała same nudy a nie wycieczkę pomarańczowej alternatywy. Wtedy mógł odłączyć alarm i zrobić miejsce dla Aiji. A dziewczyna z ciężkiego którzy przedwczoraj też tutaj przyjechali aby zbadać zamek a potem już w bazie rozpracować jak go pokonać teraz też działała na pewniaka. W parę chwil poradziła sobie z zamkiem. A mimo to nic się nie stało. Krata ani drgnęła. Dopiero wspólny napór mięśni Fausta i Straussa sprawił że stary metal ze zgrzytem ustąpił. Więc chyba potwierdzały się słowa ich człowieka z zewnątrz zakładów, że nie pamięta by ktoś używał tych kanałów. Potem znów na czoło pochodu musiał udać się Law bo musiał jeszcze zdezaktywować czujniki nacisku jakie były parę kroków za kratą a jakie mogły podnieść alarm, że do środka dostało się coś cięższego niż kot czy szczur. Ale z tym też sobie poradził dość łatwo chociaż w tych gumiastych rękawicach operowało się wyraźnie trudniej.





Po pokonaniu tej pierwszej zapory cała szóstka mogła ruszać dalej. A te dalej było dość paskudne. Zwłaszcza jak się szło właściwie po omacku. Nawet te jaskrawe pomarańczowe kombinezony zostały pochłonięte przez odwieczny, podziemny mork i dym ledwo po kilkunastu krokach. Szli za Lawem a jedyne źródło bladego światła stanowił ekran wyświetlacza jaki trzymał szef skanerów który służył mu za elektroniczny drogowskaz trasy jaką parę dni temu przebył dron Yoshiaki. Wtedy to się wydawało łatwe. Po prostu iść po nitce do kłębka. Teraz nic nie wydawało się łatwe.

W gruncie rzeczy szli wewnątrz ogromnej rury o owalnym przekroju więc najzwyczajniej w świecie niezbyt wygodnie się szło wewnątrz tego owalu zamiast po płaskiej powierzchni. Te butle z tlenem były niewygodne i ciążyły ku tyłowi i ziemi a paski zdawały się nieprzyjemnie wpijać w ramiona. Do tego zajmowały plecy więc nie można było nieść plecaków z zapasami czy na fanty. Ile razy kto się wywalił w tą breję pod butami to szkoda było liczyć. To była kwestia czasu kiedy znów ktoś upadał bo albo po ciemku wpadł na kogoś przed sobą, albo się potknął o coś pod butami, zachwiał czy jeszcze co innego. A ile razy Law wyjmował mały ekran aby sprawdzić trasę to meta czyli owa druga krata wydawała się prawie nie zbliżać.

Do tego najzwyczajniej w świecie szło tutaj zabłądzić. Zwłaszcza jak teraz gdy tunel rozdzielał się na dwie odnogi. W bladym świetle ekranu wciąż byli z jakieś 300 metrów do tej drugiej kraty. A namiar z trasy drona nie był aż tak dokładny by określić którą odnogą poleciał. Bo początek wydawał się identyczny a blade światło rozpraszało się po kilku krokach więc nie było wiadomo co jest dalej. A nie mieli map kanałów by na nią nanieść trasę drona, zresztą nawet gdyby mieli to niekoniecznie namiar który szedł przez satelitę musiał być na tyle dokładny by określić czy iść w lewo czy w prawo jak to była różnica kilkunastu kroków. Przy okazji Law mógł sprawdzić czas. Pokonanie jakiegoś pół kilometra podziemnej drogi w tych ciemnościach zajęło im z pół godziny. No do tej drugiej kraty mieli więc już bliżej niż dalej no ale jednak po ciemku to się zapowiadał kawał mordęgi. No i jeszcze te nieplanowane rozdroże. W lewo czy w prawo?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline