Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2020, 17:24   #42
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Po śniadaniu - Seba i Ofka

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8T0cRt8efsQ[/MEDIA]
Czas sączył się między palcami, choć Ophelia próbowała go chwytać aby wykorzystać jak najlepiej, uciekał bezpowrotnie, przybliżając ją do następnego zmierzchu i nocy, która jeśli wyglądać miała jak ich poprzednia, zwiastowała nieliche kłopoty. Na razie świeciło blade słońce, przeganiając strachy daleko za spektrum postrzegania. Wciąż je wyczuwała: odruchowe napięcie mięśni, nerwowość ruchów. Trzymanie dłoni cały czas na broni. Śniadanie minęło w spokojnej atmosferze, przystawka zaserwowana przez Sebastiana ciągle tkwiła Swann w głowie, wywołując blady uśmiech mimo woli. Potrząsnęła głową, odganiając od siebie widmo jego dotyku, smaku oddechu i żaru, wlewanego w jej ciało przy każdym zaborczym pchnięciu oraz chwycie.

Z tego też powodu wyczekiwała momentu nieuwagi, aby zmyć się po angielsku poza okupowane przez towarzyszy ruiny. Potrzebowała spokoju, ciszy… tych paru minut aby przewietrzyć czaszkę i móc znów zacząć myśleć na zimno. Logicznie.
Tkwili w pętli, w pułapce - teraz zyskali symboliczny oddech, by zapoczątkować działania mające ich wyplątać z kabały.

Mijając martwe cielsko jednego ze ścigających ich nocą potworów, Ophelia przystanęła, spoglądając na nie z odrazą. W świetle dnia wyglądały jeszcze paskudniej, niż jako półprzejrzyste mroczne cienie, lecące prędkością błyskawicy prosto na spotkanie zwierzyny.
Masywne kły, podłużne pyski, braki sierści oraz liszaje hojnie pokrywające szarawą, zrogowaciałą skórę. Pokonawszy obrzydzenie, brunetka kucnęła przy ścierwie, podniesionym z ziemi patykiem rozchylając odrobinę szczęki potwora i zaraz syknęła przez własne zęby.

- Nie baw się ostrymi rzeczami - Długowłosy olbrzym szedł nieco sztywno w kierunku brunetki. Mięśnie nóg protestowały zdecydowanie po minionej nocy.
Ciepło jego ciało promieniowało gdy stanął tuż obok.
- Kurewsko niedobrze to wygląda. - Seba rozejrzał się wokół - Nie wróżę reszcie dużych szans przeżycia. Jeżeli cała zwierzyna tego lasu wygląda tak jak te…musimy ściągnąć resztę tutaj. Jeśli ktoś przeżył.

Napotkał ciszę, przynajmniej z początku. Kobieta milczała, oglądając truchło uważnie, choć dotknąć się go nie ośmieliła. Wyglądało zbyt odpychająco, zbyt… niezdrowo.
Co stałoby się, gdyby któreś z uciekających zostało pogryzione? Umarłoby od zakażenia, czy zaczęło się zmieniać? Swann potrząsnęła głową.
- Spójrz - mruknęła cicho, dźgając kijem czaszkę mutanta. Przestrzeloną precyzyjnie między oczami. Podniosła głowę, zwracając twarz do wielkoluda.
- To nie przypadek, przypadek nie powtarza się trzy razy pod rząd - patykiem wskazała jeszcze dwa truchła po “ich” stronie muru. Patrzyła jednak wciąż Donnelleyowi prosto w oczy, odganiając natrętną myśl, aby podejść i najzwyczajniej w świecie dać się znów objąć.

Brodacz skinął krótko głową.
- Pomówię, wybadam. - wszyscy mieli sekrety. Wszyscy kłamali w ten czy inny sposób. Z tego czy innego powodu. Przez mgłę wycieńczenia pamiętał polecenie Liki. Strzelała w ciemnościach. I trafiała bez pudła. Ofelia miała rację. - Zanim postanowimy co dalej.

Sebastian wyciągnął szeroką dłoń do brunetki i pokiwał zakrzywionymi palcami.

- Bądź delikatny - Swann prychnęła na widok gestu. Przewróciła teatralnie oczami, lecz podniosła się, odpowiadając na przywołanie. Stanęła o krok przed brodaczem, zadzierając głowę do tyłu aż potylicą dotknęła tyłu karku. Tylko w ten sposób mogła zachować kontakt wzrokowy.
- Pomogła nam - dodała, wzruszając ramionami - Ratując przy okazji własne życie, oczywiście. Mimo tego żyjemy, dotrwaliśmy do rana. Pomogła z żarciem, wygląda… - zmarszczyła brwi - Na zdeterminowaną aby stąd uciec. Sama nie zdziała wiele, potrzebuje nas, my potrzebujemy je… kimkolwiek, bądź raczej czymkolwiek nie jest. Póki gra po naszej stronie, póki nie wyjdziemy z tego pieprzonego lasu, mam gdzieś czy jest mutantem, albo innym ścierwem. Może też mieć wszczepy… zapytaj - skończyła zrezygnowana, przecierając twarz dłonią. Nim skończyła ruch, poczuła dłonie czule otaczające jej twarz. Kciuki muskające uspokajająco kości policzkowe.

Dłoń przesuwającą się stanowczo na kark by wesprzeć jej zadartą głowę i drugą sunącą przez ramię wzdłuż pleców i wciągającą ją na palce i przyciskając do szerokiej klatki.
-Wiem - ciche słowo wymruczane wargami muskający jej czoło.

Mimo protestu mięśni uniósł kobietkę kilka centymetrów nad ziemię, lekko uginając kolana by zmniejszyć różnicę wzrostu.

- Stawiam, że reszta nie żyje - szeptał przez włosy wprost w ucho swojej kobiety - Musimy wrócić, sprawdzić stan. Zebrać co i kogo się da. Zabezpieczyć chatę. Dużo na jeden dzień.
Ostatecznie Ofka poczuła znów ziemię pod stopami.
- Musimy odzyskać siły choć trochę i wtedy szukać wyjścia. Nie wiem czy… Czas chyba nie jest po naszej stronie, mała…
Ciepłe spojrzenie pochylonego mężczyzny potoczyło po twarzy Ofelii gdy odsuwał niesforne pasmo z jej policzka.

Odwzajemniła przyjazny grymas, niczym lustro, odbijające emocje tego, który na nie patrzył. Sztuczna fasada, kopia uczuć szybko pękła, wydobywając spod maski kawałek prawdziwej twarzy: zmartwionej, zmęczonej i skołowanej. Tej o smutnych, szaroniebieskich oczach, rozjaśniających się tylko wtedy, gdy patrzyły w te ciemno orzechowe umieszczone wysoko, prawie ponad chmurami… a tak to przynajmniej wyglądało z perspektywy liliputa.
- Wyjdziesz z tego - Swann rozluźniła szczęki, wypuszczając spomiędzy nich krótkie, drżące zdanie, zaś wzrok jej stwardniał i ściął się od determinacji. Wiedziała, że go wydostanie, musiała to zrobić. Bez słowa wyjaśnienia sięgnęła do kieszeni po grzebień.
- Usiądź tam - zleciła, wskazując głową na kamienny murek.

- Yes, ma'am - mimo słów posłuszeństwa Sebastian ścisnął despotycznie pośladek Swann. Ruszył ku murkowi z kobietą zagarniętą potężnym ramieniem.

Usiadł i wychylił się nieco by ułatwić poranny zabieg upiększający. Chwilowy powrót do dawnej rutyny.

- Pójdziesz z Alex. - mężczyzna poddawał się Ophelii przekręcając głowę z wolna - Nie jestem szczęśliwy z tego powodu ale nie widzę innej opcji by zdążyć przed zmrokiem. Ja zostanę z Liką. Zrobimy zwiad tutaj i zabezpieczymy chatę.

Bezczelnie wpił swe usta w wargi Ofki. Niczym uczniak czyniący psikusa.
-Chcę żebyś była ostrożna. Pójdziecie z mniejszym obciążeniem, bo zakładam, że będzie sporo rzeczy do zgarnięcia. Leki, broń, ciuchy. Tego czego nie dacie rady, ukryj. Zabierzemy później.

Dłonie Seby żyły własnym życiem. Przesunął brunetkę między swoje uda i bezwiednie przesuwał po krągłych biodrach i pośladkach. Dziewczyna za to podejrzanie chętnie przyciskała się do niego, aż w końcu, dla wygody zabiegu oczywiście, wspięła się na jego kolana, siadając okrakiem i zakleszczając udami w pasie, aby oczywiście nie spaść. Oddychała też szybciej, znów miała w oczach ten specyficzny błysk, jakim pożerała brodacza, udając że wcale nie.

- Zawsze jestem ostrożna - mruknęła z przyganą, rozczesując pasmo po paśmie. Wyjmowała z długich pukli fragmenty gałązek oraz przeróżnego śmiecia, powoli i metodycznie doprowadzając Federatę do ludzkiego wyglądu. Fragment o rozdzieleniu wywołał na jej ustach kwaśny grymas.
- Nie rób niczego głupiego, gdy mnie nie będzie. W razie kłopotów ładuj się na dach, jeden tropiciel od biedy nam wystarczy - mówiła spokojnie, mniej spokojnie wiercąc się na gościnnych kolanach. Żar i zapach atakowały, z każdej strony, sprawiając że zdradliwa skóra stawała się nadwrażliwa na dotyk.
- Zob… zobaczę co z nich zostało - stęknęła, przymykając oczy, gdy wielka łapa zacisnęła się przyjemnie na jednej z jej piersi. - Potrzebujemy jedzenia, dodatkowe gęby do wyżywienia są już zbędne. Przyniosę te zapasy, nawet jeśli ktoś z nich przeżył. Alex ich wytropi, ja zutylizuję. Resztę szpeju ukryję, przeniesiemy go partiami - zgodziła się, mimo iż kojarzenie przychodziło z coraz większym trudem. Robiła też przerwy, aby zahaczyć wargami o skrzywione łobuzersko wargi brodacza.
- Załatwię z nią, że nie będzie się czepiać ani oburzać… jakoś to załatwię… albo ty to załatw. - westchnęła, odchylając tułów odrobinę do tyłu, dzięki czemu dostęp do jej torsu stał się prostszy. - I nie zgub mi się, nie oddalaj od chaty. Zmrok nam nie sprzyja. Las… też. Pogoda… możemy liczyć tylko na siebie - stęknęła, opuszczając dłoń. Drobne, zwinne palce wślizgnęły się w przestrzeń między górną krawędzią spodni, a męskim ciałem. Druga łapka za to nie zaprzestawała zabiegów pielęgnacyjnych.

- Będę tu - na potwierdzenie obietnicy brodacz uszczypnął stwardniały szczyt piersi i uśmiechnął prowokacyjnie - i tu też - palce ponownie drapieżnie wpiły się w pośladek by docisnąć drobne ciało do swych bioder. Zsuwały się też niżej by od zewnętrznej strony drażnić i zaznaczać swą obecność, swoją własność.

- Naprawdę? - Swann zrobiła powątpiewającą minę, dźgając nią wielkoluda prosto w ego. Przy okazji rozpięła guzik spodni, zwiększając pole manewru między materiałem, a żywym ciałem. Drapała delikatnie paznokciami włoski podbrzusza, zwodniczo powoli przesuwając dotyk od pępka, aż pod samo przedpole budzącego się do życia członka.
- Nie wiem… ciężki dzień za tobą, szczególnie na przedmetku - tokowała dalej, wciąż z tym samym nieszczerym wyrazem pyska.

Sebastian przyglądał się Ofce spod wpół przymkniętych powiek. Na ustach błąkał mu się uśmieszek.

-Wiesz… - dłonie zdecydowanie wsunęły się pod koszulę brunetki. Przesunęły w górę wzdłuż kręgosłupa by wrócić podobną drogą i wcisnąć pod pasek -... są pewne kwestie, co do których mam stuprocentową pewność.
Jedną uwolnioną dłonią zaplątał we włosy brunetki i odgiął jej głowę by ułatwić sobie dostęp do szyi. Na jej widok zamrugał i pokręcił głową. Lekko przyspieszający oddech nagle się wstrzymał. Po krótkim wahaniu Ofka poczuła na skórze drapanie zarostu zmieszane z pocałunkami.

- Na przykład, że z lasu wyjdziemy razem - kieł zahaczył o płatek ucha. - A wtedy ożenię się z tobą, mała. - niski pomruk zadowolenia wypełnił ucho kobiety.

Swann stężała, nieruchomiejąc na podobieństwo żony Lota. Trwała tak dobre trzy uderzenia sebastianowego serca, nim nagle nie wyprostowała się sztywno, mrużąc oczy czujnie. Zniknęło jakiekolwiek rozbawienie, w głębię źrenic wróciła podejrzliwość, wycena sytuacji. Wieczne ważenie za i przeciw, ocenianie alternatyw i ludzkich intencji.
- Seba… - zaczęła stonowanym głosem, walcząc z kulą cierni wewnątrz gardła. Przełknęła ją, tak samo jak spacyfikowała nadzieję.
Odruchy zakodowane w mięśniach, siła przyzwyczajenia.

- Co, mała? Jakieś obiekcje? - Sebastian nie przestawał drażnić wrażliwej skóry na szyi brunetki przy okazji usuwając z drogi do jej ciała przeszkody w formie ciuchów. Jakby z zacięciem i zaparciem. Wspomnienia sennej mary migały mu pod powiekami gdy długie palce sięgnęły gorącego punktu, do którego torował sobie drogę. Opór spodni nie przeszkodził mu podrażnić ją najpierw jednym potem dwoma palcami. Zatoczył niewielkie kółka by bez przygotowań wsunąć w partnerkę czubek palca wskazującego.
- Masz jakieś ale? - z każdym słowem wsuwał palec coraz głębiej. - Odpowiedz mi.

Drżenie ciała, westchnienie z jakim kobiece wnętrze zacisnęło się na obcym elemencie i gorący żar, bijący przez skórę jakby za jej barierą skryto małe słońce.
- Nie ja mam “ale” - odpowiedziała, skoro nalegał. Podnosiła się odrobinę, aby wpić łapczywe usta w jego wargi. Całowała mocno, zachłannie i z głodem ponownie przejmującym władanie nad rozsądkiem… o ile kiedykolwiek Ophelia miała go na wyposażeniu. Piękny sen, marzenie i mara czasami pojawiająca się w głowie, teraz zawisła w chłodnym poranku świtu. Kobieta odsunęła ją od siebie, lecz ta nie poddawała się.
- Dla mnie… mnie pasuje - dokończyła chrapliwie, poruszając biodrami w rytm nadawany przez dłoń o sękatych paluchach, zamkniętą wewnątrz jej własnego ciała. Ten sam rytm oddawała własną dłonią, chwytając przyrodzenie w dłoń i zaciskając na nim palce.
- Jeśli ty tego chcesz. - rzuciła nagle, żałując tych słów ledwo zdążyły wydostać się ze zdradzieckiego gardła.

- A czego ty chcesz? - drugi palec wypełnił pulsujące i kuszące wnętrze. Mimo, że słowa były pełne napięcia, zduszone, zdradzające reakcje na dotyk małych dłoni i delikatnych palców, ruchy dłoni, zakrzywienie palców przychodziło naturalnie.Sebastian przekręcił dłoń i przykrył kciukiem stwardniały punkt. Docisnął lekko muskając.

Podchwytliwe pytania, rozpraszanie uwagi przez które umysł nie mógł się bronić. Ophelia powiodła lekko nieprzytomnym wzrokiem po twarzy ponad brodą i zmarszczyła brwi, na wpół kojarząc co się dzieje i co się do niej mówi. To nie był czas i miejsce na filozoficzne dysputy, przepływające obok sekundy należały do szaleństwa, do bliskości.
Do smaku ust, do gorąca nagiej skóry pod palcami. Do zapachu potu, łaskotania włosów i żaru, rozsadzającego powoli trzewia.
Pytanie na krótką chwilę wyrwało kobiecie w klatce podniecenia dziurę fragmentem racjonalności.
Czego chciała?
Wbrew pozorom nie istniała łatwa odpowiedź.
Obowiązki, układy. Zawarte umowy i kwestie przyzwyczajenia... próby trzymania pionu, dotarcia do każdego kolejnego dnia w miarę bez postradania zmysłów.
-Nigdy mnie nie okłamuj-wysapała, przyspieszając tempo w jakim drażniła ciało olbrzyma. Spoglądała mu w oczy, zaciskając z całej siły szczęki.
Nie był to czas na gadanie.

Brodaty wielkolud skinął z pomrukiem głową i sapnął głośniej w odpowiedzi na wzmożoną pieszczotę. Przyspieszony i chrapliwy oddech owionął brunetkę gdy Sebastian uchwycił ją za kark i odgiął zdecydowanie do tyłu by umożliwić sobie dostęp do jej ciała. Wygiął się tuz tuz za dziewczyną by przez warstwy ubrania ugryźć jej pierś. Kolejny palec dołączył do poprzednich i rytmiczne mocne ruchy stały się bardziej zdecydowane.
- Nigdy - dłoń wysunęła się z gorącego ciała - Cię - wsunęła na powrót - nie okłamię.
Długie męskie palce zgięte, uderzały co i rusz w znajomy, zaborczo-troskliwy sposób prowadząc dziewczynę poza otaczający ich paskudny świat. Chciał przenieść ich w świat, w którym jedynym myśliwym byl Sebastian, a jego ofiarą drobniutka ciemnowłosa kobieta. Dziewczyna złapana w klatkę jego ramion, ust, dłoni i wystawiona na ukąszenia tak odmienne od ukąszeń potworów leżących kilka metrów dalej.
Brodacz czul stężałe w napięciu ciało kochanki i przyspieszył tempo pieszczot, skrócił ruchy tak by skupić się na jej centrum przyjemności. Włosy opadły na szyje dziewczyny, którą obecnie napiętnowały męskie usta. Tuż przy uchu Ofka słyszała chrapliwy basowy pomruk:
- Nie okłamię…
Dłońmi i ustami, naparciem na jej ciało chciał pokazać jej jak na niego działa. Jak bardzo jest mu droga mimo, ze ich słowa często nie odzwierciedlały wzajemnych uczuć. Nosiła jego kolczyk. Była jego czy mówiła to wprost czy nie. Palce muskały dziko jej wnętrze czując narastające pulsowanie.
- Nie okłamię - usta pociągnęły ucho z nabojem.

Świat skurczył się i zwinął, zapadając w sobie, aż wielkością począł odpowiadać rozmiarowi dwumetrowego Federaty - w tej i nie tylko tej chwili epicentrum układu, wokół którego Swann orbitowała od paru ładnych lat: nieistotnych, miałkich, uciekających podobnie do stada przepłoszonych ptaków. Czas i miejsce zacierały granice, między nimi rozkosz przelewała się płynnie w rytm nadawany przez mężczyznę. Osaczał ofiarę, oplątywał ją żarem ciała, zapachem wwiercającym się w nozdrza… dotykiem ust i smakiem. Obecnością nie pozwalającą o sobie zapomnieć. Mówił, pieścił, obiecywał i mamił - zwodził, przyciągał, oplatał siecią przed którą nie było ucieczki. Jego długie palce budziły w do życia dawno zapomniane tęsknoty i te nowe, dopiero co formowane oraz kształtowane w jaźni niewielkiej brunetki. Opuszczała gardę, poddawała się, pozwalając przejąć kontrolę. Tylko on potrafił sprawić, że w wielkich dłoniach, ugniatana wedle jego woli, wyzbywała się całej sztuczności, odkładając pozory na półkę.
Tym razem też tak było - podobna ćpunowi na głodzie chłonęła partnera całą sobą, przesuwając dłońmi po jego twarzy, torsie i ramionach. Chwytała go za włosy i brodę, przyciągając wygłodniałe usta do swojej szyi, mruczała mruczeniem bez słów, sapiąc coraz ciężej i coraz szybciej poruszała biodrami we wspólnym rytmie podróży ku epicentrum uniesienia, a gdy ono nastąpiło, rozsadziło Ophelię od środka, wypychając strach, ból i niepewność. Była tylko radość, zachwyt, a później spokój oraz cisza.
Moment zastoju, gdy umysł odłącza się, zaś codzienność traci na znaczeniu.
Drżąca, mokra od potu dziewczyna wtulała się rozpaczliwie w większe ciało, nie chcąc wypuścić go z objęć.
Najchętniej nigdy już by tego nie robiła, trwając w słodkiej pokusie zastygnięcia w jednej chwili, niczym motyl utopiony w żywicy.
- Wierzę ci - wychrypiała niemrawo, ledwo szepcząc. Trwała tak nie wiadomo ile, może wieczność, a może pół minuty. Wreszcie stoczyła się z gościnnych kolan prosto na ziemię i tam klęknęła olbrzymowi między nogami.
Stanowczymi ruchami szarpnęła spodnie, ściągając je Donnelleyowi do połowy uda.
Uśmiechnęła się, kładąc otwartą dłoń na wypukłości ukrytej pod bielizną. Kolistymi ruchami łagodnie pomasowała owe wybrzuszenie, drapiąc paznokciami o materiał. Drugą ręką wślizgnęła się do wnętrza ubrania. Wymacała budzący się do życia organ, gładząc go czubkami palców od podstawy aż po koniec. Bawiła się tak trzy długie oddechy, nim zabrała dłonie i pozbyła się ostatniej warstwy ubrania.
- Wierzę ci... - wymruczała, łapiąc członka oburącz i ucałowała sam jego koniec, lekko odchylając wargami skórę. Podniosła wzrok i patrząc mężczyźnie prosto w oczy, pochłonęła człona aż do podstawy. Zacisnęła wargi i powoli uwalniała centymetr po centymetrze, masując językiem główkę. Ruchliwy ozorek przesunął się, dociskając go prawego policzka, gładząc resztę ręką. Zaciskała i rozluźniała pulsacyjnie usta co i rusz chowając w nich prącie i wyciągając je aby móc pocałować wrażliwy szczyt.

- Dobrze… - wychrypiał mężczyzna z westchnieniem zadowolenia. Wplątanie dłoni, zaciśnięcie jej w długich puklach i odsłonięcie spektaklu rozgrywającego się u jego podbrzusza przyszło zupełnie naturalnie, bez udziału woli. Teraz pozwalał jej przejąć kontrolę, teraz to ona mogła przelać swoje uczucia w czyny. Nabrzmiały, pulsujący pragnieniem zacisnął zęby z zapartym tchem, z umysłem zakrywającym się mglą rozkoszy nadając dłonią szybszy rytm. Znała go, wiedziała co lubił po latach wspólnego wojażowania. Jako jedyna go nie nudziła i potrafiła wciąż na nowo zaskakiwać. Sprawiała, że wciąż chciał ją okiełznywać, wygładzać nastroszone i ostre kanty. A teraz gdy z pomrukiem narastającej rozkoszy czuł jej usta i dłonie, udowadniał jej, że do niego należy.
Pierwsze spazmy rozkoszy wyrwały z ust wielkoluda cichy jęk rozkoszy. Odchylił się nieco jednocześnie wypychając w górę biodra i dociskając głowę Ofelii do swego ciała sprawiając, że lekko się zadławiła. Pozwolił jej odsunąć się by znów wyjść na przeciw. Stracił cierpliwość i dawał jej o tym znać. Jego ciało poddało się odruchom i intensywnej pieszczocie by w końcu z jękiem wypełnić usta kobiety swa przyjemnością. Z wydanym jękiem zdawało się, ze powietrze uciekło mu z ust, a świat wokół skrył się za ciemnością opuszczonych powiek. Czul ja wciąż na sobie. Spełniony odsunął brunetkę od siebie po to by przytulic ja do siebie i utulić w ramionach póki ich oddechy się w końcu nie uspokoiły.
Cmoknął dziewczynę w czoło i klepnął mocno w pośladek.
- Nie mamy całego dnia, mała. - żałował tego faktu. Jak nigdy niczego w swoim życiu.

Rzeczywistość wróciła na właściwy tor, tryby wszechświata znów ruszyły. Zastój minął, lecz co udało się im wyrwać dla siebie - tego nikt już nie mógł im zabrać.
- Wyjdę za ciebie - Ophelię zdziwiła prostota, z jaką wypowiedziała te słowa. Teraz, gdy czuła się wyciszona, koszmary zapadły w bardzo głęboki sen. Słońce wydawało się świecić jaśniej, wiatr lekko i przyjemnie chłodził zgrzaną skórę. Otaczający ich las atakował intensywną zielenią, kiełkując nadzieją gdzieś pod sercem, gdy dziewczyna zeskoczyła na ziemię i, jak gdyby nigdy nic, skierowała się do domu, aby zabrać potrzebne manele.
Czekała ją długa wycieczka, przezorny zaś zawsze był ubezpieczony.

Odpowiedzią był jedynie szeroki uśmiech pełen zadowolenia. Sebastian poprawił ubranie i związał włosy w węzeł na czubku głowy. Nie spuszczając roześmianego wzroku, mężczyzna jedynie wykonał gest brodą wysyłający brunetkę na szlak. Wiedział, że jej nie braknie motywacji. Miał pewność, że jego przyszła żona nie była wychuchaną i zdychającą łabędzicą ani wyrachowaną kobietą bluszczem jakich miał na pęczki w Apallachach. Przeciwnie - to on musiał dotrzymywać jej kroku i mierzyć się na co dzień z pełnym niespodzianek wyzwaniem w rozmiarze XXS. Reszta wyzwań na drodze Federaty stawała się kompletnie niezauważalna.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 29-02-2020 o 17:54.
Zombianna jest offline