Caspar pięknie utrzymywał nekromantę w niepewności swoimi ognikami, ale ten w końcu ruszył wraz ze swoją armią w pogoń za wieśniakami. Ich grupa odkryła swoją obecność, podążając w stronę skał, które miały im pomóc pozbyć się przynajmniej części kościotrupów.
Gdy byli już prawie na miejscu, stało się jednak to, czego obawiali się wcześniej - czarownik rozdzielił swój oddział na dwie części i jeden z nich poczłapał w dół doliny, za wozami. Musieli więc działać szybko, by zdążyć rozbić część trupów i jeszcze wrócić do wieśniaków, żeby wesprzeć ich w ewentualnej walce.
Wypadli na ścieżkę między wysokimi nasypami skalnymi. Sophie rozejrzała się, wypatrując najlepszego miejsca na zasadzkę.
- Tam! - Wskazała palcem na kilka solidnych, masywnych skał zalegających na szczycie nasypu. - Wdrapmy się na górę i spróbujmy poluzować te skały. Jak trupy będą przechodzić ścieżką, zepchniemy je prosto na nie.
Po tych słowach zaczęła wspinać się w ich stronę i poczekała na pozostałych. Na szczęście było ich odpowiednio dużo, by wspólnymi siłami zepchnąć duże, naturalnie ociosane kamienie w dół zbocza. Wtedy te, nabierając prędkości po prostu zmiotą nieświadome szkielety. A przynajmniej taki był plan...