Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2007, 19:29   #230
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Phalenopsis, Dzielnica Żebracza, Siedziba Władcy Szczurów

Starzec siedział na swym tronie i za pomocą magii sprawił, że to co słyszała jago kapłańska kukiełka, Mi Raaz rozbrzmiewało w całej komnacie...Przyznał w duchu, że ten pomysł podobał mu się coraz bardziej...Nawet jeśli Mi Raaz zawiedzie, to i tak krasnolud będzie miał trochę frajdy... Łyknął wina, z kielicha na stoliczku obok tronu, słuchając wypowiedzi kapłana.
"- Jednak później zdarzył się wypadek, którego nie można było przewidzieć. Ze wszystkich Trzynastu żyje już tylko ja, uniżony sługa mego pana - ton głosu kapłana się zmienił. Posmutniał. - Podróżuje już od roku z miasta do miasta, żyje w ukryciu, bo tu kult Ashura jest zakazany i będą chcieli mnie powiesić, jak tylko zauważą. Swoją drogą nie sądzisz, że żyjemy w podłych czasach? Brak tolerancji i niezrozumienie doprowadziłyby ten świat do zagłady nawet i bez pomocy deszczu kwasu, czy spadających z nieba kamieni. Wracając do mojej skromnej osoby, to zadanie którym się teraz zajmuje nie jest tym co lubi i nie robie go do końca z własnej woli, tym niemniej postaram się wykonać je dobrze -"
- Założę się, że jego towarzysze mieli by inne zdanie...Niemniej słuchać kukiełki Bolesnej Śmierci paplającej jak jeden z tych lizusów Pochlebcy lub tych tchórzy od Wstrzymującego Śmierć...- rzekł sam do siebie (a może do cieni otaczających pokój?). - To coś nowego. Jego poprzednicy byli bardziej aroganccy... Z drugiej strony, zapewne dlatego ich zabiłem. A on żyje.
Przymknął oczy by widzieć oczami kapłana...Przez chwilę zastanawiał się czy Mi Raaz naprawdę wierzy w te bajeczki które wciskał elfowi. Bo choć, Grayshar był zły i bezlitosny, i prawie pozbawiony skrupułów, to nigdy nie próbował się wybielać.
Potem zaś nekromanta usłyszał odpowiedź elfa, westchnął tylko. - Jak oni się łatwo przed sobą usprawiedliwiają...Ale ty zapamiętałeś inną wersję. Nieprawdaż Andrasilu?
-Tak, panie.. Inną.- wysyczał cień ujawniając swój pobyt.

Phalenopsis, kanały pod miastem...Ta spokojniejsza część.

Rasgan kłamał...Albo miał ten tendencję do ubarwiania swych opowieści. Mi Raaz wiedział że nie można sypiać z dreawką. Można co najwyżej ją zgwałcić ( po uprzednim skrępowaniu i zakneblowaniu) i zabić jak najszybciej (chyba, że chce się następny ranek spędzić umierając z własnymi klejnotami wepchanymi w gardło). Dreawki nienawidziły mężczyzn, a prokreacja była dla nich jedynie przykrą koniecznością. Ale w tej chwili kapłan miał większe problemy na głowie...Światło na jego rękawicy szybko gasło, i choć elfowi jeszcze wystarczało, to Mi Raazowi już nie...No i te piski. Szczury i myszy ukryte w zakamarkach. Kapłan nie bał się gryzoni, ale zdawało mu się czasami, że są one tylko po tutaj by przypomnieć Mi Raazowi, obecną haniebną sytuację.

Rasgan przy niknącym świetle szukał symboli. Zapachy kanałów drażniły wrażliwe zmysły elfa. Na chwilę zatrzymał się, echo kanałów niosło odgłosy walki. Co prawda nie potrafił ocenić skąd, ale chyba dość blisko. Niestety źródło dźwięków niemożliwe było do zlokalizowania.
Mi Raaz też je usłyszał, odgłosy walki...Przypomniały mu nie tak dawne czasy.

Phalenopsis, kanały pod miastem...Pole Bitwy.

.. Gdy kule urosły wystarczająco, Mildran wyciągnął ręce przed siebie i wystrzelił pociski w nadchodzącą bestię. Zielone kule minęły Varryaalda i uderzyły w bestię i znikły w jej wnętrzu, wywołując jakieś wybrzuszenia w potworze. Które w ciągu parę chwil przekształciły się w wijące macki z pijawek ociekające kwaśnym śluzem. Aydenn pognał do przodu wydając po drodze polecenia współtowarzyszom , a jego dłoniach błysnęły ostrza krótkich mieczy. Luinëhilien wypowiedziała jakieś zaklęcie i nic się nie stało..Jej magia zawiodła. Zaś wilczyca miała na tyle rozumu by nie angażować sie w tą walkę. Krasnolud zaś niepewny sytuacji trzymał się z tyłu, wraz Ammanem. Varryaalda strzelił tuż przed dotarciem Aydenna do potwora, gdyż trochę czasu zajęło mu przygotowanie się do strzału. Dwa ogniste pociski uderzyły w potwora wydając przy uderzeniu głośne mlaśnięcie i powodując, że lekko się zachwiał.
Kilkanaście martwych i żywych pijawek rozsypało się dookoła. Aydenn zaatakował, jego krótkie miecza niczym srebrne błyskawice przecięły masę potwora, w okolicy tułowia. Nie mógł głęboko ciąć, zaś pchnięcie oznaczałoby zanurzenie całego ramienia w tą żywą masę pijawek. Natomiast ork uderzył swym mieczem, ciężkie dwuręczne ostrze zagłębiło się w ciało potwora. Impet ataku Yokury nie był zbyt silny, półork zmęczony długi biegiem szybko tracił siły. Potwór zaatakował swych napastników, wielka łapa uderzyła tuż nad głową Aydenna, gdy ten schylał się by uniknąć ciosu. Druga machnęła zmuszając Yokurę do odskoku. Ale wraz łapami poruszyły się macki, a te były szybkie. Atak jednej zmusił Aydenna do przetoczenia się po podłodze kanału ..Druga trafiła Yokurę w pancerz w okolicy tułowia.. Kwas zostawił na nie zielone smugi. A choć magiczne zbroje potrafią być bardziej wytrzymałe, to w końcu są tylko metalowymi przedmiotami i w prędzej czy później ulegną działaniu kwasu.
Strzały choć zadały obrażenia stworowi trudno było nazwać śmiercionośnymi. Bestia bowiem nie miała żadnych witalnych punktów, wyglądała bowiem na wielką masę żywych pijawek. Co więcej po ostatniej walce Varryaalda miał coraz mniej magicznych strzał. Część wykorzystał, część uległo zniszczeniu podczas upadku.
Krasnolud nie strzelał, bo choć półork był z jednej , zaś Aydenn z drugiej strony bestii, to Turam nie ufał swym umiejętnościom strzeleckim. Kątem oka spojrzał, na Ammana, który miał nietęgą minę.
"Zapewne gazy"- pomyślał, i sięgnął po butelkę z jadowicie zielonym płynem podpisaną "Neutralizacja trucizny".
- Łap!- krzyknął, rzucając Ammanowi płyn.- Może ci się przyda.
Druid chwycił płyn lewą ręką, prawa była praktycznie sparaliżowana z bólu.
Stwór szykował się do szarży na orka, co było widoczne dla wszystkich, a drużyna szykowała się do kolejnego ataku...

Phalenopsis, zamek króla czarodzieja, wieża astrologa.

Astrolog wyszedł na moment z wieży i zobaczył siedzącego Berianda. Czarodziej zdążył bowiem się już zmęczyć staniem.
- A co ty tu?.. zresztą nieważne.- krasnolud wydukał te kilka słów, po czym jego oczy rozbłysły silnym blaskiem. A Beriand poczuł mrowienie, i jakby szmery czy szepty dochodzące z jego własnej głowy.
Astrolog potarł brodę lewa ręką mówiąc.- Acha, więc o to chodzi. Wiesz, chłopcze...czasami wiele można zdziałać szczerością. Właź do środka, ale niczego nie dotykaj. Będę wiedział, jeśli coś ruszysz.
Po czym zaczął złazić na dół, przerwał na moment wędrówkę i rzekł.- Idę po coś do jedzenia.. Masz na coś ochotę elfie?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-08-2007 o 11:07.
abishai jest offline