240.830.M41, godz. 17:00, rezydencja lady Corribdian
Kobieta potrząsnęła przepraszająco głową, dopiła zawartość filiżanki i odłożyła ją na porcelanowy spodeczek.
- Jak już wcześniej wspomniałam, nie znam szczegółów kariery Barabusa w Wolnej Flocie, ani tych tyczących się jego ostatniego rejsu ani wcześniejszych – podjęła po chwili milczenia konwersację – Nie mieli żadnych dzienników, o których bym wiedziała. Latali z Forbanem po całym sektorze, od Hazerothu i Adrantis po Krawędź. Niewiele przywieźli z tych podróży pamiątek. Nie brakowało im lukratywnych zleceń, bo do banku wpływały regularnie spore pieniądze, ale suwenirów praktycznie się nie dorobili, a szkoda, bo może one mogłyby podpowiedzieć, gdzie obaj bywali. Mam w bawialni na piętrze trochę wyprawionych skór drapieżników z Fedridu, a w gablotach w holu relikwiarze z Drususa i Valor-Ur. Było też trochę biżuterii, obaj mieli podobną. Mój mąż kazał się z nią pochować, spełniłam to życzenie. Forban miał też kolekcję egzotycznej broni białej, ale sprzedałam wszystko po jego śmierci, chciałam się pozbyć z domu tego złomu. Nie lubię broni.
Graig nie przerywał szlachciance snutej z nostalgicznym uśmiechem opowieści, zmienił jedynie nieco pozycję w fotelu, aby ulżyć pobolewającej nodze.
- Biżuterię dobrze pamiętam – lady Hortance uśmiechnęła się kącikami ust – Bardzo ładne bransolety, zrobione chyba ze złota i przyozdobione odlanymi z brązu łuskami, takimi podobnymi do gadzich. Po dwie w komplecie, noszone na obu rękach. Mieli je i Barabus i Forban. Zwróciłam na to uwagę, kiedy tylko wrócili z ostatniego rejsu, bo tego rodzaju biżuteria jest w naszych kręgach rezerwowana dla kobiet, w przypadku mężczyzn to prawdziwy ewenement. Mój mąż i brat nosili je na okrągło, nie zdejmowali ani do kąpieli ani na noc. Na początku lubiłam sobie z tego żartować, ale Forban podchodził do nich niezwykle poważnie. Nigdy nie pozwolił mi ich założyć, chociaż go o to prosiłam, lubił mawiać wtedy, że człowiek musi być zawsze przygotowany na swój kres. Nie wiem, co miał na myśli.
- Został w nich pochowany? – upewnił się Fenoff.
- Tak, kazał mi kiedyś przysiąc, lata temu, krótko po powrocie na Scintillę, że jeśli umrze, złożę go do grobu razem z nimi. Nie widziałam powodu, dla którego nie miałabym tego robić, więc spełniłam tę prośbę.
- Nie ma pani pojęcia, skąd pani mąż i brat przywieźli te bransolety? – zapytał agent pochylając się do przodu w fotelu.
- Forban nigdy mi nie chciał tego zdradzić. Żartowałam, że chętnie zamówię taki komplet dla siebie, ale się śmiał w odpowiedzi i twierdził, że to niemożliwe. Mój mąż był surowym i mało wyrozumiałym człowiekiem, pozbawionym w dodatku cierpliwości do kobiet, ale ja wiedziałam jak go podejść... na tyle, na ile się dało. Raz miałam nawet wrażenie, że w końcu wyjawi tę tajemnicę, ale się powstrzymał w ostatnim momencie. Powiedział tylko: znajdziesz je bez trudu, jeśli jesteś gotów, udaj się do góry sprężony do skoku; trzy zakręty w lewo, potem do parteru, windą zjedziesz prosto do swojego celu. Brzmiało to jak jakaś dziecięca rymowanka, zupełnie absurdalna i w niczym nie przystająca do człowieka równie pragmatycznego jak mój mąż. Urwał wówczas tę konwersację i nigdy do niej nie powrócił. Forban był skrytym mężczyzną, nie lubił ze mną rozmawiać o interesach swego życia.