240.830.M41, godz. 19:21, Wieża Angevin – Złote Dachy
Obrana za miejsce spotkania okazała się rozległą salą pełną wygodnych sof i sięgających sufitu regałów na książki. Kilku przebywających w niej Nawigatorów opuściło pomieszczenie na widok Ortegi i towarzyszącego mu gościa, odkładając czytane tomiszcza na półki i wychodząc sąsiednimi drzwiami. Fenoff uniósł brwi widząc ten pokaz niemej dyscypliny, bo z ust gospodarza nie padło ani jedno słowo.
- Jak rozumiem, nasza rozmowa wymaga stosownej dyskrecji – wyjaśnił całkiem niepotrzebnie Ortega – Proszę spocząć przy tamtym stoliku.
Arbitrator usiadł na wskazanym mu miejscu, doceniając skrycie miękkość i elegancję skórzanej sofy. Nawigator przywołał ruchem ręki stojącego nieruchomo w kącie serwitora służebnego, niemal całkowicie zmechanizowanego, o cybernetycznych rękach trzymających w idealnym poziomie ciężką tacę z butelkami alkoholu i szkłem. Ortega napełnił amasecem dwie niewielkie szklanki, podał jedną z nich gościowi, usiadł po przeciwnej stronie stolika.
Graig podziękował za napitek ruchem głowy, skosztował trunku przez grzeczność, cały czas trzymając się na baczności i czekając na pierwsze słowo gospodarza. W drodze do biblioteki Ortega wiodł z gościem luźną konwersację na temat dziwacznych obyczajów Wolnej Floty, ani słowem nie nawiązując więcej do incydentu z włamaniem na serwer Navis Nobilite. Skrycie bardzo to agenta martwiło, bo arbitrator czuł podświadomie, że rezydentura nie puści tego przypadku w niepamięć i prędzej czy później wyciągnie wobec hakerów poważne konsekwencje.
- A zatem interesuje pana historia służby Tyvana? – przeszedł w końcu do sedna sprawy Ortega, wpatrując się wnikliwie w twarz arbitratora. Jakie on ma normalne oczy, zdumiał się w myślach Graig, zwykłe brązowe oczy, dziwnie nie pasujące do powszechnego wyobrażenia mutanta. Agent złapał się na tym, że mimowolnie znów patrzy na złotą obręcz na czole rozmówcy, toteż opuścił czym prędzej wzrok udając, że jego uwagę pochłania odstawienie na stolik szklanki amasecu.
- Chciałbym z góry zaznaczyć, że na temat przedstawiciela Domu Gerrit nie będę mógł powiedzieć niczego - dodał przepraszającym tonem gospodarz - Dynastie Navis Nobilitae skrzętnie strzegą własnych tajemnic i nie tolerują braku dyskrecji ze strony swoich kuzynów. O ile zatem udzielę niezbędnych informacji na temat naszego członka rodziny, dla uzyskania pełnego obrazu będzie pan zmuszony pofatygować się również do najbliższej kancelarii Domu Gerrit. O ile mnie pamięć nie myli, znajduje się ona w Sektorze Scarus.
Ortega przemawiał bardzo uprzejmym tonem i mową swego ciała dawał do zrozumienia, że z wszelkich sił pragnie być pomocy, Fenoff zdawał sobie jednak sprawę z toczonej przy stoliku gry. Uwaga gospodarza nasunęła mu jednak przez przypadek pytanie, na które sam być może by nie wpadł.
- Barabus Krane latał w ostatnich latach swego życia z dwoma Nawigatorami: Tyvanem Lombem i Gerritem Verdellem - zauważył pozornie od niechcenia - Kiedy w roku 810 kończył karierę Wolnego Kupca, obaj oni służyli na Nefricie w tym samym okresie czasu, co nie jest chyba powszechną praktyką, prawda? Dotąd wydawało mi się, że na jeden statek przypada jeden Nawigator, ale mogę się mylić.
- Generalnie to prawda – pokiwał głową Ortega – Na mniejszych jednostkach, zwłaszcza we flocie cywilnej, do poprowadzenia statku poprzez Osnowę wystarcza w zupełności jeden Nawigator, chociaż nie przeczę, że czasami zdarzają się od tego wyjątki. Powodem może być przejściowa niedyspozycja etatowego Nawigatora, nieprzerwana podróż w długim okresie czasu, która wymaga wprowadzenia systemu zmianowego pracy lub zwykły kaprys kapitana chcącego mieć pełne poczucie bezpieczeństwa i większą liczbę Nawigatorów na pokładzie. Navis Nobilite pobiera opłaty za usługi swych członków, toteż nie domagamy się wyjaśnień w przypadkach, kiedy klient żąda nietypowej ilości naszych przedstawicieli, wystarczy, że reguluje rachunki.
Fenoff przyjął wyjaśnienie do wiadomości, upił ponownie łyczek amasecu.
- Z naszych informacji wynika, że z ostatniego rejsu Nefrita żaden z nich nie wrócił z życiem. Dotarliśmy do skąpych danych wzmiankujących o buncie załogi, interwencji dromonu marynarki. Na liście załogi sporządzonej po abordażu na podejściu do Scintilli widnieje adnotacja, że zarówno Gerrit Verdell jak i Tyvan Lomb zostali uznani za zmarłych. Czy zginęli w buncie?
- Proszę chwilę zaczekać – Ortega wstał z fotela, zniknął pomiędzy regałami na kilkanaście minut. Kiedy wrócił ponownie, trzymał w rękach opasłą księgę w twardych okładkach – To jeden z naszych roczników, edycja stołeczna. Kiedy indziej pewnie bym go pół dnia szukał, ale zbieg okoliczności sprawił, że przypadkowo przygotowałem się do tej naszej rozmowy. Kiedy poinformowano mnie o próbie włamania do banków pamięci, z ciekawości przejrzałem dokumentację na temat Tyvana Lomba. Na jakiej podstawie wasze źródła danych uznały ich za zmarłych?
Graig przechylił się nieznacznie na sofie, wyczuwając jakieś ukryte znaczenie pozornie prostego pytania.
- Notatka służby celnej sporządzona po abordażu, w której stwierdzono, że Tyvan Lomb zostaje uznany za zmarłego w dniu 153.810.M41. Część zawartości tej notatki została usunięta z rejestrów na żądanie waszego przedstawicielstwa i ciekawią mnie bardzo tego przyczyny. Co do osoby Gerrita Verdella, figuruje on w archiwach marynarki kosmicznej jako zmarły w tym samym dniu. Logika nakazuje wyciągnąć wniosek, że obaj ponieśli śmierć przed lub w trakcie abordażu.
Ortega milczał przez dłuższą chwilę, wertując stronice księgi, a potem czytając coś uważnie.
- Logika logiką, a życie życiem – stwierdził po chwili – To zadziwiające, co może się stać z informacją, jeśli przechodzi ona przez dziesiątki rąk i bierne umysły. Obróbką danych w Administratum, Magistratum czy dziesiątkach innych biurokratycznych instytucji zajmują się klerkowie, którzy nie przykładają większej uwagi do tego, co czynią, nie szukają nieścisłości w przekazanych im zbiorach informacji. W rezultacie popełniony gdzieś na etapie tej wielostopniowej obróbki błąd jest później nieświadomie powielany i utrwalany tak długo, aż zastępuje całkowicie oryginalną informację. Po tylu latach mogę się jedynie domyślać, co takiego miało miejsce w 810, kiedy jakiś skryba Administratum wklepywał do terminala zawartość sprawozdania z akcji abordażu. Niewątpliwie w jego opracowaniu znalazły się zapisy: Gerrit Verdell – zginął. Tyvan Lomb – zginął.
Ortega odwrócił księgę do góry nogami, tak by Graig mógł spojrzeć na rzędy idealnie zapisanych liter, w przeciwieństwie do druku maszynowego naniesionych ręcznie na kredowy papier. Palce Nawigatora wskazywał na dwie następujące po sobie linijki tekstu.
- To kopia oryginalnego raportu załogi dromona, wydana nam na nasze żądanie przez Marynarkę – powiedział gospodarz – Przepisujemy wszelkie materiały ręcznie, a potem długo je sprawdzamy, by mieć całkowitą pewność, że nigdzie nie popełnimy błędu.
Graig wstrzymał oddech czytając kilka razy z rzędu wskazane mu linijki.
Gerrit Verdell – zginął (153.810.M41)
Tyvan Lomb – zaginął (ca. 810.M41)