Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2020, 00:25   #34
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Roxi przypomniała sobie kilka artykułów i policyjnych raportów, które czytała hakując komputer ordynatora szpitala psychiatrycznego. Może prosili go o konsultacje, w końcu to dość brutalne morderstwa jak na ludzkie standardy.
- Jeśli nie masz nic przeciwko pójdę za tobą… albo obok, żebyś się nie martwił że ucieknę jak się tylko odwrócisz… jakoś instynkt samozachowawczy nie pozwala mi zostawiać kogoś takiego za plecami - mruknęła uparcie czekając aż sam ruszy pierwszy. Wyglądało na to, że ma do czynienia z najmłodszym z rodziny, ale czy dość młodym żeby miała z nim szanse? - Zapewne nie chcesz ujawniać swojej tożsamości, postaram się więc nie zadawać pytań zbyt osobistych, jeśli coś wyda ci się nie na miejscu, to mów… - mruknęła niepewnie. - Więc… legendy o rekinie są dość stare. Czytałam o tym w archiwalnych gazetach, a tam przytacza się nawet starą indiańską legendę. To jakaś tradycja, naśladownictwo? - zapytała.

- W punkt trafiłaś. Duch rekina jest wieczny, lecz odradzając się w każdym nowym człowieku uczy się nowej formy. Każda z nich, choć inna, jest równie prawdziwa - mówił, idąc obok Mrozow i uważnie ją obserwując.

- Czyli to… rodzaj… no nie wiem klątwy, reinkarnacji… jak dalajlama? - dziewczyna parsknęła nerwowo śmiechem, jakby ją rozbawiła groteskowość tego porównania. - I czy to to jakiś rytuała, wnioskuję, że nie zawsze byłeś rekinem z legend. Jak to się stało, że jesteś… - zapytała gdy znaleźli się przy porzuconych zwłokach. Zakryła nos i usta dłonią i wzdrygnęła się lekko, jak każdy człowiek na taki widok. Ona jednak wolała nie czuć krzepnącej krwi, bądź co bądź ostatnio jadła poprzedniego wieczoru. Do syta, ale mimo to wolała by zapach krwi jej nie zdradził. Skierowała telefon na trupa. - Jak to się.... jak to zrobiłeś? - zapytała wymijając zwłoki i odchodząc od nich, jakby wolała na to nie patrzeć. Nawet wyprzedziła go nieco w drodze na plażę, ale obiektyw telefonu szybko skierowała znów na Rekina.

- Myślę, że można tak powiedzieć? Nie będę udawał, że sam to w pełni rozumiem. Duch Rekina wybiera kogo chce. Czasem może być przekazany z jednego wybrańca na innego, innym razem duch sam bierze we władanie odpowiednią osobę. Tak było ze mną. Bo znów trafiłaś. Nie zawsze byłem miejską legendą. Wcześniej byłem zwykłym śmieciem z ulicy, kradłem co się dało, wdawałem się w bójki. Nie powiem, że mi się te umiejętności nie przydają… - zarechotał. - Tak jak tutaj. Mocny cios w odpowiedni punkt i gość flaczeje. Traci przytomność. Wtedy zęby idą w ruch. Niektóre rekiny też ogłuszają swoje ofiary uderzeniami ogona zanim je zjedzą, wiedziałaś o tym?
- Chyba nie… - mruknęła niepewnie. - Czyli… jest was więcej? Znaczy na przestrzeni wieku na pewno, a teraz? Jesteś jedynym z duchem rekina? No i macie jakąś strukturę społeczną, jakieś praw, może kodeks… nie wiem, coś co nie pozwala ci kogoś zabić, albo wręcz nakazuje? - pytała dalej.
- Na pewno nie jestem jedyny. Duch zebrał wiele form i może je manifestować zgodnie ze swoim uznaniem. Nie ma praw ani struktur, tylko jego przedwieczna wola - powiedział, a Roksi nabrała pewności, że zmyśla to wszystko na bieżąco.
Roxi na chwilę zamilkła, jakby zastanawiała się nad kolejnym pytaniem. Bez względu na to kim była, nie było bezpiecznie pokazywać mu, że nie wierzy w bajeczkę o duchu.
- Wiesz, czy duch może się manifestować na raz w więcej niż jednej osobie? Może coś o tym wiesz, albo przeciwnie. Nie wiesz i szukasz? Zostawiasz ślady by być znalezionym? Jak długo to właściwie trwa? - zapytała w końcu.
- Myślę, że może, ale nigdy nie spotkałem innego wcielenia - czuła, że skłamał. - Rekiny są samotnymi myśliwymi. Chociaż przyciąga je krew. Może dostateczna jej ilość zwabiłaby wszystkie w jedno miejsce? Co o tym sądzisz? - zapytał, gdy opuszczali już alejkę. Znaleźli się na skraju pustej o tej porze plaży. Blondyn poczuł się wyraźnie lepiej, czując na twarzy delikatną bryzę. - I wyjaśnij, "jak długo trwa" co? Działania ducha? Moja z nim przygoda? Tak czy inaczej: czy to ważne? Nie lepiej zapytać: jak długo to jeszcze będzie trwało?
-Myślę, że gdyby rekiny miały się zejść ze względu na duża ilość krwi, zrobiłyby to w czasach wojny gangów, która miała miejsce w latach sześćdziesiątych w mieście. Ale z drugiej strony prasa miała wtedy wystarczajaco dużo sensacji do opisywania - przyznała i jakby chwilę rozważała jego kolejne słowa. - Wygląda, że masz jakieś poważne plany. Opowiedz w takim razie o tym. Jak długo trwa twoja przygoda z duchem rekina i jak potoczy się to dalej według ciebie? - zaproponowała, skoro już sam zszedł na ten temat. Może teraz zdobędzie jakąś cenną informację. - Wydajesz się bardziej zrelaksowany tu, bliżej morza, niż między budynkami - dodała ostrożnie stawiając kroki, by zapadając się w piasku nie ruszać za bardzo kamerą.
- Wojny gangów? Taak… mówisz z sensem. I to o prasie... Dużo wiesz, nie? - uśmiechnął się przelotnie. - I sporo zauważasz. Bystra jesteś. Masz dobre oko - uśmiechnął się znowu do Roksi, która zauważyła, że za każdym razem zdaje się to robić coraz bardziej szczerze. - Mówiłem, że nie ma znaczenia jak długo trwa moja przygoda. Czy uwierzyłbyś, gdybym powiedział, że trzy i pół wieku? Nie, bo to brzmi idiotycznie. Ale mogę ci powiedzieć jak długo będzie trwała. Dopóki duch rekina nie odzyska tego, co mu skradziono. A kiedy to będzie? Nie wiem dokładnie, ale musi się to stać niedługo, bo inaczej jego gniew stanie się na tyle silny, że obudzi się jego pierwotna forma, a wtedy… wtedy całe miasto utonie we krwi. I nikt nie będzie bezpieczny. Nawet ja…
- Brzmi groźnie - przyznała,szczerze. - Co prawda nie pamiętała wiele z czasów wojny gangów, ale była pewna, że jej obecny stan jest ich bezpośrednim następstwem. Jednak zamiast rozpamiętywać decyzje Vincenta odnośnie jej spokrewnienia skupiła się na Rekinie. - Skoro twierdzisz, że wstąpił w ciebie starodawny duch rekina, czemu trzy stulecia miałby być mniej prawdopodobne - powiedziała jednak nie koniecznie interesowała ją odpowiedź, poniekąd ją dostała. Ważne jeszcze było, w którym jest pokoleniu i ilu z jego przodków przetrwało czystki, polowania na czarownice i takie tam. Jednak że na to jej odpowie, wątpiła. - Możesz opowiedzieć więcej o tym co i jak utracił duch? To bardzo interesujące - przyznała.
- Odebrano mu światło jego umysłu. Bez niego, jego pierwotna forma zapadła w sen głęboki jak śmierć, aby nie stać się bezrozumną bestią. A jak do tego doszło? Ciężko powiedzieć… Magia? Gniew niebios? Zderzenie "Pięknej i Bestii" z "Dawidem i Goliatem"? Gdybym tylko miał dar jasnowidzenia… Nie ma jednak sposobu, aby się dowiedzieć co się wydarzyło tamtego dnia w cieniu krzyża kościoła śmierci… - powiedział głosem coraz bardziej rozkojarzonym. Usiadł na piasku i zaczął przesypywać go między palcami. - Jestem zmęczony. Duch mnie opuszcza. Jeśli chcesz, możesz odejść. Jeśli chcesz, możesz zostać… Nie wiem dlaczego, ale czuję z tobą łączność… - mruknął i uśmiechnął się. - Potwór idzie spać, stoik jest zmęczony, lecz dziecię boi się zająć jego miejsce… - wybełkotał, patrząc w stronę oceanu.
Roxi wyłączyła nagrywanie. Mało prawdopodobne, że powie coś jeszcze sensownego, albo przydatnego. Zamierzała jednak wszystko dokładnie przeanalizować, może w tym szaleństwie jest metoda. Schowała telefon i spojrzała na niego z góry.
- To miasto jest pełne potworów, ale nie sądzę żebyś był najstraszniejszym z nich - stwierdziła i westchnęła. - Pójdę już zanim zacznie mnie szukać policja - przyznała. - Ale może jeszcze się spotkamy, Panie Rekinie - dodał po czym zaczęła się oddalać tyłem. - Dziękuję za wywiad!
- Znowu w punkt. Nie jestem najstraszniejszym z potworów - zaśmiał się wesoło. - Też mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - powiedział, zdawałoby się, zupełnie szczerze.
Roksi cofała się tyłem, ostrożnie, obserwując blondyna. Ten jednak zdawał się w ogóle nią nie przejmować.
- Mam na imię Sig! - zawołał niespodziewanie.
- Victoria! - rzuciła jakby na pożegnanie, po czym odwróciła się i pobiegła w stronę zabudowań. Gdy była pewna, że nie może jej słyszeć, a tym bardziej widzieć wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Marlo.
- Z mojego posiłku niewiele wyszło, ale mam coś co może być pomocne, teraz albo później. Możesz zacząć spłacać swój ogromny dług i zaproponować mi coś świeżego bez dodatku trawy do jedzenia. A propos, gdzie jesteś, dasz radę mnie zgarnąć z miasta? Jestem w pobliżu plaży. W tej chwili na… - Roxi spojrzała na najbliższą tabliczkę z nazwą ulicy.
 
Shinju jest offline