Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2020, 20:55   #31
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Jeden z ochroniarzy Sześcianu przyszedł do Marlo i zameldował:
- Przyszła kobieta, o wizycie której uprzedziła pani Maxwell. Jest jednak pewien problem… odmówiła oddania broni. Stwierdziła, że albo pozwolimy jej zatrzymać pistolet, albo wraca do domu. I posłała w naszą stronę kilka niewybrednych słów. Co powinniśmy zrobić, proszę pana?

- Wpuście ją z bronią, tak czy siak będzie ją przy mnie nosić. Zresztą sam też noszę broń przy sobie. To normalne jak ludzie chcą cię zabić. - powiedział ruszając za ochroniarzem.
- Długo chyba nie czeka, nie? - chciał się upewnić.

- Nie, proszę pana - zapewnił ochroniarz. Pośpiesznie poprowadził Grina do pokoju ochrony, gdzie pod okiem innych strażników czekała wysportowana, szczupła kobieta o krótkich, jasnych włosach i czujnym spojrzeniu szarych oczu. Wyglądała na lekko rozdrażnioną. Pachniała potem, dymem papierosowym i whisky. Zdecydowanie nie była typowym ochroniarzem, który chodziłby za VIPem w garniaczku. Przywodziła na myśl zwiniętego grzechotnika. Defensywnego, ale śmiertelnie groźnego.

- Witam Panią. Przynieść coś do picia. Jestem Ethan, dla przyjaciół Marlo, ale tyle chyba pani wie - powiedział wyciągając rękę żeby się przywitać.

Roxi czując narastająca irytacje i powiązawszy ją z brakiem posiłku, rzuciła że wychodzi i poszła zapolować.

- Odrobiłam pracę domową. Ethan Grin, spadkobierca wielkiego majątku, w skład którego wchodzi sieć kasyn oraz udziały w kilku klubach i hotelach. Niezbyt zaangażowany biznesowo, realizuje się jako DJ, słabość do lekkich narkotyków, wiecznie otoczony wianuszkiem młodych kobiet. Brak historii konfliktów. Jedynym potencjalnym wrogiem, którego znalazłam, jest porucznik Redstone z VCPD. Pytanie więc: skąd nagła potrzeba reformy systemu ochrony osobistej? - zapytała, przyglądając się uważnie swojemu rozmówcy.

Marlo gapił się na kobietę z opadniętą szczęką.
- Skąd tyle o mnie wiesz? W sensie… To wszystko da się tak po prostu znaleźć... - wreszcie klasnął uradowany w dłonie pocierając je uśmiechnął się szeroko.
- Wiedziałem że jestem popularny ale nie aż tak. - zaśmiał się szczerze uradowany. Lubił słuchać o sobie. W końcu przeszedł do tematu.
-Tak to wszystko prawda. Z Redstonem też usiłowałem się dogadać nie raz i nie dwa, ale on mnie po prostu nie słucha. Zresztą to nie jest ważne. Istotne jest to że zaatakowano mnie w muzeum i porwana moja przyjaciółkę. Teraz jestem szantażowany. Dlatego próbuje się chronić najlepiej jak jest to możliwe.

- Rozumiem. Co dokładnie - położyła szczególny nacisk na to słowo - miałoby wchodzić w mój zakres obowiązków? Bo ostatnim razem gdy zostałam wynajęta do ochrony i miało miejsce porwanie, skończyło się to jednoosobową wojną przeciwko całemu gangowi. I nawet nie zostało mi to odpowiednio zrekompensowane - skrzywiła się na wspomnienie.

- Hmn… - Marlo podrapał się po głowie.
- Przede wszystkim szybkie wykrywanie niebezpieczeństwa i działania prewencyjne. O walce nie ma tu mowy. I tak za porwaniem stoi pewna organizacji. Ale o jednoosobowej wojnie nie ma mowy. Ja nie jestem sam. Mam przyjaciół i wspólnie pracujemy nad sprawą. - Marlo dyskretnie spojrzał na złotego Rolexa sprawdzając która to godzina i czy zdąży jeszcze odwiedzić Toreadorów.

- O walce nie ma mowy? - powtórzyła, przyglądając się Ethanowi podejrzliwie. - Naprawdę sądzisz, że to łyknę? Ludzie tacy jak ty nie zatrudniają osób takich jak ja, gdy nie spodziewają się walki… Do tego nie najlepiej sobie radzę w działaniach grupowych. I cała ta sprawa śmierdzi mi grubszą aferą, w którą wolałabym się nie wplątywać. Więc wypada mi podziękować za ofertę pracy, ale jednak nie skorzystam. Życzę spokojnej nocy - zakończyła i ruszyła w kierunku wyjścia.

Ethan wiedział, że powinien pozwolić jej odejść, ale… Nie lubił być odrzucony. Nawet jako „pracodawca”. Spiął się i wydał krew na prezencję i zręcznie wysunął się przed kobietę całą swoją masywną sylwetką blokując jej wyjście.
- Poczekaj… - Obniżył lekko swój głos nadając mu ciepłą barwę.
- Może to wszystko źle ująłem. Proszę powiedz co mogę zrobić, żebyś zmieniła zdanie i mi pomogła.

Arihri westchnęła i powiedziała.
- Ja też może za szybko się uniosłam. Ale mam dość pracowania dla bogaczy, których brudne sekrety i nielegalne powiązania potem prowadzą do wielkiego rozlewu krwi. Ja przychodzę i otwarcie mówię i pokazuję jaka jestem. Nie ukrywam, że miałam podłą przeszłość i zatargi zarówno z prawem jak i bezprawiem. Jednak oczekuję podobnej szczerości od pracodawcy. Bokiem mi już wychodzą tajemne stowarzyszenia, zakulisowe układy i potężne osoby pociągające za sznurki gdzieś z najgłębszych cieni. Do tej pory zadawanie się z nimi trzykrotnie wtrąciło mnie w sam środek wojen gangów. O drobniejszych konfliktach nawet nie chcę wspominać. Jeśli mam już nadstawiać karku to przynajmniej dla kogoś, kto jest ze mną szczery. Kto potrzebuje pomocy, bo nie ma podejrzanych, wpływowych przyjaciół. Ale w dzisiejszych czasach każdy, kto ma pieniądze, ma też podejrzanych, wpływowych "przyjaciół".

Ethan patrzył chwile na kobietę, to co mówiła nawet go poruszyło, bo… Mówiło w końcu o nim o tym kim był.
- Ja jestem tu by nie dopuścić do rozlewu krwi. Robię co mogę by wszystkim żyło się lepiej. By ludzie w tym mieście mogli być bezpieczni. By wszystkie emocje i pragnienia mogły być rozładowane i żeby ludzie nie musieli polować na siebie nawzajem jak zdziczała horda psów. Daje innym magię i piękno. Dlatego otworzyłem ten klub. Bezpieczny Sześcian. I… Jeszcze do niedawna wszystko było w porządku. Aż dowiedziałem się że są ludzie, pewna grupa zorganizowanych anarchistów która zagraża miastu. I mnie samemu. Moja przyjaciółka zanim została porwana kazała mi szukać pomocy, bo powiedziała że bez niej jestem praktycznie martwy. Dlatego szukam ludzi którzy pomogą mi zatrzymać tych szaleńców. Najlepszych ludzi. Uruchomiłem kontakty. Sam nie dam sobie z tym rady. Rozumiesz mnie teraz? - zapytał kobietę. -Potrzebuje Twojej pomocy…- powiedział nadając swojemu głosowi ciepłe brzmienie.

- Chcesz ich zatrzymać, ale "o walce nie ma mowy". Czy to nie naiwne? - zapytała łagodniej niż chciała. - Tworzysz sobie swój "bezpieczny Sześcian", twierdząc, że chcesz dać ludziom pokój i piękno, ale tak naprawdę tylko odcinasz się od rzeczywistości, zamykasz się w złotej klatce, otaczając się ludźmi, którzy ze względu na twoje pieniądze i urok osobisty nie są ci w stanie odmówić… Czy widziałeś jak wygląda reszta tego miasta? Czy widziałeś przemoc i korupcję? Bo że o nich wiesz, to nie wątpię, ale czy ich doświadczyłeś samemu? Mam wrażenie, że ci twoi "szaleni anarchiści" sprawili, że po raz pierwszy w twoim życiu otaczająca cię bańka pękła. Drżysz ze strachu, spojrzawszy rzeczywistości w twarz… Współczuję ci, musi to być naprawdę trudne. Ale masz pieniądze, wpływy i przyjaciół, a przynajmniej osoby, które za przyjaciół uważasz. Poradzisz sobie… jeśli tylko znajdziesz w sobie chęć do zdecydowanego działania. Życzę ci powodzenia...
To powiedziawszy, uśmiechnęła się smutno i ruszyła w kierunku drzwi. Odwróciła się jednak w połowie drogi.
- A jakbyś potrzebował kogoś, żeby odbić twoją przyjaciółkę, zadzwoń. Jeśli wciąż będę w okolicy to pomogę.

Marlo patrzył na kobietę. Wzbudziła w nim prawdziwą kaskadę uczuć. Rzadko… Rzadko zdarzało się coś takiego, że ktoś był z nim aż tak szczery i potrafił mu odmówić zwłaszcza kiedy używał prezencji. Było to dziwne… Zwłaszcza gdy patrzył jej w oczy. Na pewno gdyby podszedł bliżej… Dotknął jej… Byłaby jego… Widział w jej twarzy pewne… ‘przywiązanie’… Ale… Potem… Uciekła by… Był tego tak pewien, jak tego że tu stał…
Jednak najemniczka poruszyła ważne kwestie, kwestie których nie rozumiała. Kwestie których nikt poza nim nie rozumiał. Ale z czasem ludzie zrozumieją… Z czasem każdy zrozumie, to nad czym teraz pracuje.
- Nie zbawi się całego miasta od razu. To proces który trwa. To co tworzę to azyl. Bezpieczna oaza. Wiem, że moja dobra wola wsiąknie w ludzi, w miasto, w ich krew, aż się zmienią. Moja miłość do tego miasta jest szczera do bólu i wiem że je zmieni. I...dotrze nawet do tych najbardziej skorumpowanych i uwikłanych w najgorsze rządze. Dając im spokój i wytchnienie. Pośrednio lub bezpośrednio. Przez ludzi. Moich emisariuszy. A moja popularność z dnia na dzień jest coraz większa tak samo jak rząd ludzkich serc do których udało mi się dotrzeć. Kiedyś zobaczysz całość obrazu z migoczącą arterią światła które daje temu miastu. Wtedy może zrozumiesz to kim jestem i co tworzę. - powiedział podchodząc do kobiety. Pochylił się by podnieść jej małą rączkę i przyłożył ją do ust na pożegnanie.

- Dziękuję że znalazłaś czas i chcesz mi pomóc. To dla mnie naprawdę cenne. Jednak nie zatrzymam cię tu wbrew twojej woli. Twoje szczęście jest dla mnie tak samo ważne jak moje własne życie.

- Też tak kiedyś myślałam - uśmiechnęła się smutno. - Że pomagając ludziom, tworząc im bezpieczny azyl… że coś zmienię. Może nie całe miasto, ale chociaż dzielnicę… I wszystko się układało, byłam szanowaną policjantką, miałam rodzinę i cel, który powoli się realizował… A potem jeden z gości, któremu próbowałam pomóc, naćpał się nowym narkotykiem, włamał do mojego mieszkania, zamordował męża i dziecko… - głos się jej na moment załamał. - Przeniosłam się do antynarkotykowego. Zaangażowałam wszystkie siły w śledztwo. Od wydarzenia do wydarzenia, czas mijał nie wiedzieć gdzie… - pokręciłą głową. - Znalazłam się w samym środku wojny gangów, sterowanej potajemnie przez skorumpowanych biznesmenów i agentów rządowych. Zdradził mnie mój przyjaciel, znalazłam i straciłam nową miłość, zniszczono moją reputację. Ostatecznie wywarłam zemstę, ale za jaką cenę? Morze trupów i utrata wszystkiego co kiedykolwiek było mi drogie… Życzę ci, żeby twoja walka potoczyła się lepiej… - powiedziała odwracając się - ale nie mam szczególnego przekonania, że tak będzie… w tym podłym świecie - dodała ciszej, wychodząc.

Marlo patrzył za kobietą. Dużo bólu, dużo strachu, aż dziwne, że nie skusiła się na to by mu zaufać. Poczuć się bezpiecznie… Mógł jej to dać. Oczywiście jeśli przeżyje dostatecznie długo. No ale… Musiał być dobrej myśli.
- Do zobaczenia w lepszym świecie. - powiedział pozwalając jej odejść. Tylko…. ciekawe co powie Elizabeth. W końcu dziewczyna nastarała się żeby przedłożyć mu tą kandydaturę. A właśnie… Ciekawe czy już wybrała tego szczeniaka dla niego. W końcu spojrzał na zegarek, czy ma czas jeszcze odwiedzić Toreadorów i powiedzieć im jak sprawy stoją. Roksi miała rację, że powinni być na bieżąco z całą sprawą. W końcu Noctrum była dla nich tak samo ważna jak dla niego.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 05-03-2020, 21:41   #32
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Upewniwszy się co do godziny spojrzał na najemników którzy jeszcze przy nim zostali. Cały czas pilnując się żeby prezentacja była na przyzwoicie wysokim poziomie. Mógł nieco stracić w ich oczach po tym jak mu odmówiono, a na to nie było go stać w tej chwili. Zresztą część z nich skusiła się na alkohol z baru, więc ich lojalność była jakby wyższa...
- Dobra jak to się mówi baba z wozu koniom lżej. Jedziemy do innych moich przyjaciół. Część rozmów będę musiał odbyć w cztery oczy, ale będziecie tam mile widzianymi gośćmi. - Czegoś mu brakowało. Rozejrzał się.
- Gdzie Roksi. - zapytał.- w końcu machnął lekceważąco rękę i tak nie chciała z nim jechać.
- Nieważne. Chodźmy. - powiedział ruszając w stronę samochodu.
- Panna Mrozow wyszła po tym jak udał się pan ze strażnikiem z ochrony - padła odpowiedź.
Najemnicy posłusznie zebrali się do kolejnego wyjazdu. Tym razem czekała ich jedynie krótka przejażdżka do Klubu Malibu. Wyraźnie ucieszyli się, usłyszawszy dokąd jadą. Choć uśmiechy zniknęły, gdy Marlo powiedział, że mają się trzymać blisko i nie oddalać bez wyraźnego rozkazu.
Ethan wyjął telefon i próbował się znowu dodzwonić do swoich nowych znajomych. Primogenowie nie odbierali, ale udało mu się połączyć z Harpią, Kentem Paulem.
- Hej, przyjacielu! Jak nocka? Wpadniesz znowu do Malibu? Świetnie! Dla rozrywki czy w interesach?
-Wy… Wy na serio nic nie wiecie. - zaczął. Pocierając skronie. Tyle się wydarzyło od jego ostatniej rozmowy, że sam nie wiedział od czego zacząć.
-Dzwoniłem… Nie raz… Jest źle. Bardzo źle musimy porozmawiać. - wyjrzał na zewnątrz.
-Jestem praktycznie pod klubem. To już żyje własnym życiem. Musimy porozmawiać. Teraz… To nie na telefon. - Powiedział wysiadając i idąc w stronę klubu.

- Bardzo źle by było, gdyby miasto stało w ogniu, a póki co pali się tylko kilka śmietników i chyba jakiś magazyn w Porcie. Ale spoko, wbijaj od razu do strefy dla VIPów, pogadamy…
Bramkarze dostali informację, wpuścili Marlo i jego towarzyszy bez słowa. Natomiast na piętro mógł wejść tylko Toreador. Jego współklanowicz czekał z otwartymi ramionami.
- Miło cię znów widzieć, chodź, tu będziemy mieli trochę spokoju i prywatności.
Dwójka wampirów weszła do pokoju i rozgościła się.
- To co się dzieje i jak mogę ci pomóc?
Marlo odwzajemnił uścisk Harpi w końcu zdejmując z siebie urok prezencji. W końcu był wśród swoich z kimś kto go rozumiał.
- Od naszego spotkanie wydarzyło się tyle że nawet nie wiem jak ubrać to wszystko w słowa. Prawie wysadziłem stadion, ale książe mnie powstrzymał. Szczerze to wtedy byłem w takim stanie że wysadziłbym i pół miasta gdy dano mi taką możliwość. Ale.. Od początku bo zaczynam od środka. Noctrum… Ona została porwana tej nocy co byliśmy razem w muzeum. Ja... Naprawdę. Nie chciałem tam iść czułem, że to zły pomysł ale ona się uparła. Wiesz jak to wygląda kiedy ona czegoś chce. A teraz ja jestem szantażowany. Muszę iść na spotkanie z rodem Giovanich. Ze starą i potężną wamprzycą która może mnie rozsmarować po ścianie albo zrobić ze mnie warzywo. Rzeczy dzieją się tak szybko. Nawet nie wiem czy ona jeszcze żyje i czy sam przeżyje najbliższy tydzień. Szczerze to jestem przerażony. - Powiedział i nie wiedząc nawet kiedy wszystkie tłumione i targające nim emocje przejęły nad nim zupełnie kontrolę. Ukrył twarz w dłoniach starając się zmusić ciało by przestało się trząść. Nagle uzmysłowił sobie jak wielkim stresem było dla niego kilka ostatnich dni i jak bardzo chce się teraz napić.
- Woah, zwolnij, pomalutku… - upomniał lekko Kent, który ledwie nadążał za chaotyczną opowieścią Grina. - O pomyśle wysadzenia stadionu słyszałem od Phila Cassidy'ego. Dobrze, że nie doszło do jego realizacji. Stadion Hymana to jedna z wizytówek miasta, szkoda by go było… - mówił spokojnie, na wpół do siebie na wpół do Ethana. - O awanturze w muzeum też słyszałem. Nieudana kradzież, padły strzały, ktoś zginął. Na szczęście wszystko dało się łatwo zamieść pod dywan. A że ty i Czarna Dama byliście z tym powiązani, cóż… Rozumiem, że jesteś w niełatwej sytuacji. Co do spotkania z Giovanni to bym jednak na twoim miejscu tak nie pękał. Miałem z nią do czynienia, nie jest taka zła. Rządzi się i patrzy na wszystkich z góry, ale kto by się dziwił, kiedy jest dziesięć razy od nas starsza. Krzywdy ci jednak nie zrobi, co i czemu by miała? Naraziłeś się jakoś jej klanowi?

Marlo mocno zacisnął szczęki starając się opanować nagły głód. Chwilę to trwało. Musiał jeszcze trochę wytrzymać… Potem wróci do domu i będzie mógł o wszystkim zapomnieć. Słuchać musiał słuchać. Zaraz… Nieudana….
-Czekaj… - podniósł wzrok na Harpie.
-Nieudane kradzież. Czekaj czyli jednak ich powstrzymałem. – stwierdził i poczuł się trochę lepiej. Jednak coś udało mu się osiągnąć.
-To ja strzeliłem jak znalazłem martwego strażnika. Chwilę później mnie zaatakowali. Walczyłem z nimi, ale nie miałem szans, wyrwali mi broń i rzucili mną o ścianę. Ledwo uciekłem, wyrwali mi nawet drzwi z cholernego auta. A potem zadzwonili, że mają Noctrum i że chcą pieniędzy. Teraz chcą żebym spotkał się z tą Giovani. I oczywiście ja nic nie zrobiłem jej klanowi. No co bym mógł zrobić. Nie wiem czy ją też szantażują czy ona w tym siedzi. Nic nie wiem. Staram się tylko grać na czasie i znaleźć Noctrum jeśli jeszcze żyje. - Marlo znowu ukrył twarz w dłoniach
-Tak mi jej brakuje, Kent Ona zawsze wiedziała co trzeba zrobić.- ale wziął się w garść.
-Dobrze, że Roksi jest przy mnie. To malkavianka, ale bardzo zdolna. I chociaż mogę z nią porozmawiać zanim zrobię coś głupiego.
- No nieudana, bo według dyrektora muzeum nic nie zostało skradzione - potwierdził Harpia. - Ci napastnicy wyglądają na prawdziwych twardzieli. Byle kto zresztą nie byłby w stanie pojmać Czarnej Damy… I chcieli od ciebie pieniądze? Trochę dziwne, ale w sumie pieniądze każdemu są przydatne. Ale to, że chcą, byś rozmawiał z Giovanni? To już bardzo dziwne. Nie wiem co o tym myśleć… Nie wiem, co mogłeś zrobić. Giovanni mają rozliczne interesy, ale nie tu, nie w Vice City, Książę o to zadbał. Ale jak nie naraziłeś się jej klanowi, to miej spokojną głowę. Babka może być ostra, ale cię nie pogryzie - zażartował. - Ale tak mnie zaciekawiło… Pierwszy raz jesteś wolny od Czarnej Damy, czyż nie? Widzę, że czujesz się przez to zagubiony, ale może wyjdzie ci to na dobre. Taka lekcja niezależności. Tylko nie przerzuć przypadkiem swojego przywiązania do jednej kobiety na przywiązanie do innej kobiety… Czekaj, powiedziałeś Roksi? Malkavianka Roksi? Roksana Mrozow? Ta od Victora czy Vincenta? Na twoim miejscu nie ufałbym jej za bardzo. Jej Stwórca to tajemniczy, podejrzany typ, ze starej gwardii. A Primogen jej klanu? Nawet nie zaczynaj… Mówię ci, on tylko czeka na pretekst, żeby wyprowadzić wojsko na ulice i urządzić nam taką samą czystkę, jaką Vercetti urządził starej gwardii dwadzieścia lat temu.
- Roksi jest w porządku. To w gruncie rzeczy mała dziewczynka której ktoś kiedyś zrobił krzywdę. I… Tak mnie też ten cały Vincent nie przypadł do gustu. No bo kto robi coś takiego dziecku… Spotkałem go teraz w willi księcia. Nawet nie zagadał tylko otoczył się jakiś zaklęciem jakbym ja lub ktokolwiek inny chciał mu zrobić krzywdę. Naprawdę nie wiem co o tym myśleć. Robienie dzieci wampirów powinno być karalne. No i… To prawda przywiązuje się do ludzi. Zwłaszcza kobiet. Myślę, że to przez matkę. Nie Noctrum, moją matkę. Ale to inna historia. W ogóle dzisiaj użyłam prezencji by wywrzeć wrażenie na jednej najemniczce i… Wyszła. Czaisz to. Po prostu wyszła. Ba na głupim psie usiłowałem wywrzeć wrażenie a ten kundel chciał mnie po prostu zjeść. Zresztą kogo ja oszukuje zabicie tego psa sprawiłoby mi radość bo chociaż nad tym miałbym kontrolę. I… Kent, serio sory ale nie wierzę żeby któryś z wampirów planował czystkę nie jak mamy problemy z tym całym sabatem. Zresztą co komu po zabiciu nas.
- Jesteś zbyt ufny. Roksana może wyglądać jak dziecko, może dziecko czasami udawać, ale dzieckiem z pewnością nie jest… Nawet gdy ją zmieniono dzieckiem już nie była. Ile mogła mieć lat, jak myślisz? Szesnaście? To już młoda kobietka… - uśmiechnął się. - Twoją opinię podziela Książę, krzywo patrzy na przemienianie dzieci. A na jej przemianę dał zgodę.
Kent roześmiał się usłyszawszy o próbie użycia mocy na psie.
- Prezencja nie działa na zwierzaki, nie wiedziałeś? Za głupie są na to. Od tego jest Animalizm, moc typowa dla Nosferatu i Gangreli. A co do najemniczki… cóż, zdarza się. Czasem trafi się człowiek z wyjątkowo silną wolą, czasami palniesz w rozmowie taką durnotę, że nawet Prezencja nie jest w stanie tego uratować. Różnie bywa. Też nie każdą laskę udaje mi się wyrwać. Ale przecież wiele jest drzew w lesie. Jak nie ta to inna… Z najemnikami pewnie jest podobnie. Jak chcesz mogę ci polecić dobrą grupę. Rook mówił, że są na pełnej profesce…
- Co do czystki to nie byłbym taki pewny - Paul pokręcił głową. - Raven to nie tylko malkaviański psychol, ale jeszcze stary malkaviański psychol z ramienia ważniaków Camarilli - skrzywił się. - Oni patrzą na nas jak na śmieci. Zaakceptowali sytuację tylko dlatego, że mają dość własnych problemów gdzie indziej. Mówię ci, prędzej Raven nam będzie czystkę chciał urządzić nim się ten cały Sabbat ogarnie na tyle, żeby stanowić poważne zagrożenie dla miasta.
-Lubię ludzi i wampiry Kent, czy to naprawdę źle… Przecież nie musimy wzajemnie się zabijać. Zwłaszcza jak prawdziwy wróg jest tak blisko. A my… Kent tak my jesteśmy jednym z niewielu klanów który jest w stanie stanąć do otwartej bitwy i rozszarpać wroga. No bo ile jeszcze klanów ma akceleracje w pakiecie. Jesteśmy silnym ogniwem. Myślę że jesteśmy ważni. Nawet prastary wampir wywołujący szaleństwo jednym spojrzeniem nic nie zrobi jeśli sam nie zna akceleracji zginie w mniej niż sekundę. Oni potrzebują nas nawet bardziej niż my ich. Bo kto jak nie my ich ochroni ich przed Sabatem. - Marlo spojrzał na poparzoną dłoń i nagle spochmurniał
-Słuchaj Kent czy my jesteśmy no wiesz… Źli…? - zapytał.
-Wiesz… Pytam bo wynająłem najemników do ochrony i jeden z nich się modlił czy coś, chciałem zwrócić na siebie jego uwagę i spójrz. – pokazał swoją zraniona dłoń.
-To się stało tylko jak tylko go dotknąłem. I… W Ogóle chciałem mieć zwykłego szczeniaka a nie wiem czy jakiekolwiek zwierze mnie zaakceptuje.
- Wszyscy wrogowie są prawdziwi, Marlo, ci którzy się z tym nie ukrywają i ci którzy udają twoich przyjaciół - powiedział nieco ponurym tonem Kent, ale zaraz się zreflektował i wrócił do swojej zwykłej wesołości. - No ja to akurat silnym ogniwem nie jestem, nigdy nie byłem, nigdy nie będę - zaśmiał się. - Jakbym miał Akceleracji użyć poza parkietem, to tylko po to by zostawić niebezpieczeństwo daleko w tyle. Ale miło jest wiedzieć, że w tobie drzemie duch wojownika.
Roześmiał się, gdy usłyszał pytanie Grina.
- Źli? Dla kogo i według jakiej miary? Nie jesteśmy gorsi czy lepsi niż byliśmy za życia. Psem się nie przejmuj, zwierzęta nas nie lubią. Tak po prostu, z natury. Jak chcesz szczeniaka musisz mu dać kilka razy swojej krwi i będzie cię kochał. No i mniej z tym zachodu niż z nauką Animalizmu. A co do tego modlącego się najemnika, to słyszałem takie historie… o ludziach posiadających wiarę na tyle silną, że nas rani… ale do tej pory nikogo takiego nie spotkałem. Prawdę powiedziawszy, myślałem, że to trochę taka miejska legenda.

- Kent ty jesteś moim przyjacielem. – powiedział Marlo z rozbrajającą szczerością. - Obroniłbym ciebie i cały klan, gdybym tylko był dość silny. Musimy trzymać się razem. Noctrum by tego chciała. Ja sam nie wiem czy uda mi się jej pomóc ale nie chcę stracić nikogo więcej. Co z naszą Primogen. Ona również powinna usłyszeć o tym co się stało. Gdzie ona jest. - zapytał wstając.
- Jest na spotkaniu z Larrym Taylorem, Primogenem Nosferatu i Gangreli oraz Lancem Vancem, Szeryfem - odpowiedział Harpia. - Podobno miały miejsce jakieś nieprzyjemności: naruszenia terenów, bójki, strzelanina z jakimiś podróżującymi bezklanowcami. Wiesz, polityka. Nie powiem ci kiedy wróci a telefonu raczej nie odbierze - wzruszył ramionami.

-Powiedz jej co zaszło. Bez Noctrum jestesmy słabsi. Ale zrobię co tylko będę mógł żeby przyprowadzić ją do domu.- Wyciągnął rękę do Kenta na pożegnanie.

-Do zobaczenia przyjacielu.

- Przekażę jak tylko będę miał okazję, o to się nie bój - zapewnił. - Do zobaczenia i powodzenia. Wygląda na to, że nie łatwe przed tobą wyzwanie… A, i pozdrów Candice, jak się będziesz z nią widział.

-Nie wiem czy to dobry pomysł. Nie wiem ile ona ma wspólnego z tym Sabatem. Ale mogę to zrobić. Może spojrzy na mnie łagodniej. Skoro mówisz że ją znasz. - W końcu Marlo ruszył na dół sprawdzić w jakim stanie są jego najemnicy by wrócić do Sześcianu. Roksi pewnie już na niego czekała.
 
Shinju jest offline  
Stary 06-03-2020, 14:39   #33
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
----
Roxi opuściła budynek i ruszyła na poszukiwanie odpowiedniej ofiary. Ku jej rozczarowaniu większość ludzi w tej okolicy kręciła się parami lub w małych grupkach. Wreszcie jednak wypatrzyła obiecującą osobę - samotnego nastolatka w słuchawkach na uszach i z nazwą alternatywnej kapeli na koszulce. Podążyła za nim, aż ten wszedł w wąską alejkę, prowadzącą w stronę Ocean Beach. Przyśpieszyła kroku, ale nim zdołała go dogonić, usłyszała jego przenikliwy, niemal dziewczęcy krzyk i zauważyła, że zawrócił i panicznie biegnie w jej stronę.
- Uciekaj! Morderca! - zawołał do niej, ale nie zamierzał się zatrzymać, czy choćby zwolnić.

- Poważnie - jęknęła Roxi, wściekła, że ktoś spłoszył jej ofiarę. Chwilę nawet zastanawiała się czy by nie rzucić za chłopakiem, żeby zadzwonił na policje, skoro spotkał mordercę, ale podejrzewała co to za morderca może być. Westchnęła sfrustrowana “Trzeba było wrócić do biblioteki dziabnąć bibliotekarza, albo ochroniarza” pomyślała. Poczekała aż chłopak się oddali, po czym zachowując ostrożność zajrzał tam skąd właśnie uciekła jej kolacja. W najlepszym wypadku ochrzani kogoś za ostentacyjne posilanie się, w najgorszym wpadnie na przeciwników… Ale czym by było nie życie bez odrobiny ryzyka. Na wszelki wypadek połączyła się z serwerem, jeśli coś jej się stanie i nie wyłączy połączenia przed wyznaczonym czasem, pozostały jej sprzęt wyświetli odpowiedni komunikat.

W głębi alejki, pod ścianą, zauważyła ciało mężczyzny. Nosił mundur DBP. Jego głowa wisiała pod szerokim kątem na skrawku skóry i mięśni. Na twarzy zastygł wyraz zdziwienia i przerażenia.
Nad zwłokami stał szczupły, młody blondyn ubrany w wytarte dżinsy i niebieski bezrękawnik. Ten sam, którego poprzedniej nocy widziała na motorówce. Teraz, gdy znalazła się bliżej, widziała oszalałe spojrzenie pomarańczowych oczu i nienaturalne, trójkątne zęby jak u rekina. Z takimi na pewno nie miał większego problemu, by prawie odgryźć głowę ochroniarzowi…
Blondyn wierzchem dłoni rozmazał krew, którą ubabrane miał usta i podbródek.
- Cześć, dziewczynko, przyszłaś zobaczyć mordercę? - zapytał wesoło. - Życie ci niemiłe?

Przeklęty Gangrel wyczuł ją czy usłyszał. No nic, Roxi podniosła telefon i zrobiła zdjęcia licząc, że zostanie to wzięte za zachowanie nastolatki w szoku. Bez słowa wycofała się i zamierzał zniknąć mu jak najszybciej z oczu, a jeszcze lepiej znaleźć się poza jego zasięgiem. Może najedzony nie będzie jej gonił,uznając że zdjęcie nie jest dla niego zagrożeniem. Zawsze mogła użyć akceleracji, żeby zwiększyć dystans, choć to, że jeszcze nie jadła, nie dodawało jej pewności siebie.

Chłopak zaśmiał się, po tym jak cyknęła fotki i zaczęła się wycofywać.
- Ach te dzisiejsze dzieciaki... - powiedział rozbawiony i ruszył za nią. - Lubisz makabryczne fotki? Mogę ci zapewnić więcej materiału, mała! - zawołał za nią.

Roxi przyspieszyła, jednak zachowując w miarę ludzkie tempo. Wolałaby wyglądało to na ucieczkę zafascynowanej śmiercią nastolatki, względnie gówniary myślącej że sprzeda zdjęcia za grubą kasę jakiemuś tabloidowi, niż by od razu zorientował się że też jest spokrewniona. Skierowała się w bardziej zatłoczone miejsce.

Już tylko metry dzieliły Roksi od wyjścia z alejki, gdy goniący ją przyspieszył nagle, skoczył, odbił się od ściany i wylądował przed nią, blokując jej drogę rozłożonymi szeroko ramionami. I uśmiechając się upiornie.
- Myślałem, że jesteś inna. Odważniejsza. Ciekawa…

Roxi nie była pewna, czy dałaby radę się wyrwać, gdyby spróbowała. Zamiast tego wolała dalej ciągnąc swój blef.
- Odwaga i ryzyko to nie to samo - powiedziała starając się by ich spojrzenie się nie spotkało. - Nie wiem co zrobiłeś z głową tego… gościa, ale wolałabym, żeby moja pozostała na miejscu - dodała, zerkając niepewnie w alejkę na skraju której byli. - Z szyją włącznie - mruknęła, jakby przypominając sobie ten widok. - Ale jeśli lubisz być w centrum uwagi, to może… może wywiad? - zapytała podnosząc telefon, jakby zaraz miała zacząć nagrywać. Jednocześnie sprawdziła ile zostało czasu do wysłania alertu bezpieczeństwa. Miała trochę czasu, potem będzie trzeba zrestartować odliczanie, albo zmienić wiadomość.

- Nie powiem, że nie lubię, a i bycie na samym dole grupowej hierarchi trochę mi już dogryza… - mruknął bardziej do siebie niż do niej. - Wywiad mówisz? Z "człowiekiem rekinem, miejską legedną"? To by mogłoby być nawet niezłe, zakładając, że wyprzedziłabyś te hieny ze szmatławców, które zaczną jutro opisywać śmierć tego tam - wskazał wgłąb ciemnej alejki, gdzie leżały zwłoki ochroniarza. - Masz gadane, jak na kogoś w takiej sytuacji. Może jednak nie myliłem się co do ciebie. Odwaga, bystrość, śmiałość, fascynacja śmiercią. Dobre cechy. Chcesz się ze mną przejść na plażę? Obiecuję, że ci nic nie zrobię, mam dość zabijania jak na jedną noc. I może nawet udzielę ci tego wywiadu. Co ty na to? - zapytał wesoło.

- Udziel mi wywiadu, od dziecka marzę o karierze dziennikarskiej. Po takim materiale w takmłodym wieku miałabym to jak w banku - powiedziała błagalnym tonem. Jednocześnie próbowała sobie przypomnieć czy coś słyszała o człowieku rekinie. Biblioteka zaopatrywała się w najważniejsze dzienniki miasta, czasem z opóźnieniem, ale jeśli coś już pisali, powinna była to widzieć. Spojrzałą na niego z determinacją młodej dziennikarki, która trafiła na temat życia i włączyła kamerę, jednocześnie zmieniając wiadomość wysyłaną jako alter bezpieczeństwa - “Mam niespodziewany trop,ale to niebezpieczna. Jak nie wrócę wszystko będzie na telefonie”. - Zakładam, że jesteś honorowy i dotrzymasz słowa. Obiecaj, że mnie nie zabijesz i w żaden inny sposób nie skrzywdzisz jak z tobą pójdę. A po wszystkim, znaczy po wywiadzie, pozwolisz mi wrócić do domu - powiedziała poważnie, przytrzymując telefon także drugą ręka, jakby chciała zniwelować drżenie.

- Z tym honorem to bym nie przesadzał, mała - zaśmiał się. - Ale krzywdy ci nie zrobię, bo mnie bawisz. No i nie zaszkodzi jak chociaż ktoś zadba o to, by historię o człowieku-rekinie nie zniknęły z ludzkiej świadomości. To idź przodem - wskazał ręką w głąb alejki. - Jak chcesz możemy się zatrzymać przy zwłokach. Cykniesz fotki, przyjrzysz się. Ja mam czas…
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 09-03-2020, 00:25   #34
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Roxi przypomniała sobie kilka artykułów i policyjnych raportów, które czytała hakując komputer ordynatora szpitala psychiatrycznego. Może prosili go o konsultacje, w końcu to dość brutalne morderstwa jak na ludzkie standardy.
- Jeśli nie masz nic przeciwko pójdę za tobą… albo obok, żebyś się nie martwił że ucieknę jak się tylko odwrócisz… jakoś instynkt samozachowawczy nie pozwala mi zostawiać kogoś takiego za plecami - mruknęła uparcie czekając aż sam ruszy pierwszy. Wyglądało na to, że ma do czynienia z najmłodszym z rodziny, ale czy dość młodym żeby miała z nim szanse? - Zapewne nie chcesz ujawniać swojej tożsamości, postaram się więc nie zadawać pytań zbyt osobistych, jeśli coś wyda ci się nie na miejscu, to mów… - mruknęła niepewnie. - Więc… legendy o rekinie są dość stare. Czytałam o tym w archiwalnych gazetach, a tam przytacza się nawet starą indiańską legendę. To jakaś tradycja, naśladownictwo? - zapytała.

- W punkt trafiłaś. Duch rekina jest wieczny, lecz odradzając się w każdym nowym człowieku uczy się nowej formy. Każda z nich, choć inna, jest równie prawdziwa - mówił, idąc obok Mrozow i uważnie ją obserwując.

- Czyli to… rodzaj… no nie wiem klątwy, reinkarnacji… jak dalajlama? - dziewczyna parsknęła nerwowo śmiechem, jakby ją rozbawiła groteskowość tego porównania. - I czy to to jakiś rytuała, wnioskuję, że nie zawsze byłeś rekinem z legend. Jak to się stało, że jesteś… - zapytała gdy znaleźli się przy porzuconych zwłokach. Zakryła nos i usta dłonią i wzdrygnęła się lekko, jak każdy człowiek na taki widok. Ona jednak wolała nie czuć krzepnącej krwi, bądź co bądź ostatnio jadła poprzedniego wieczoru. Do syta, ale mimo to wolała by zapach krwi jej nie zdradził. Skierowała telefon na trupa. - Jak to się.... jak to zrobiłeś? - zapytała wymijając zwłoki i odchodząc od nich, jakby wolała na to nie patrzeć. Nawet wyprzedziła go nieco w drodze na plażę, ale obiektyw telefonu szybko skierowała znów na Rekina.

- Myślę, że można tak powiedzieć? Nie będę udawał, że sam to w pełni rozumiem. Duch Rekina wybiera kogo chce. Czasem może być przekazany z jednego wybrańca na innego, innym razem duch sam bierze we władanie odpowiednią osobę. Tak było ze mną. Bo znów trafiłaś. Nie zawsze byłem miejską legendą. Wcześniej byłem zwykłym śmieciem z ulicy, kradłem co się dało, wdawałem się w bójki. Nie powiem, że mi się te umiejętności nie przydają… - zarechotał. - Tak jak tutaj. Mocny cios w odpowiedni punkt i gość flaczeje. Traci przytomność. Wtedy zęby idą w ruch. Niektóre rekiny też ogłuszają swoje ofiary uderzeniami ogona zanim je zjedzą, wiedziałaś o tym?
- Chyba nie… - mruknęła niepewnie. - Czyli… jest was więcej? Znaczy na przestrzeni wieku na pewno, a teraz? Jesteś jedynym z duchem rekina? No i macie jakąś strukturę społeczną, jakieś praw, może kodeks… nie wiem, coś co nie pozwala ci kogoś zabić, albo wręcz nakazuje? - pytała dalej.
- Na pewno nie jestem jedyny. Duch zebrał wiele form i może je manifestować zgodnie ze swoim uznaniem. Nie ma praw ani struktur, tylko jego przedwieczna wola - powiedział, a Roksi nabrała pewności, że zmyśla to wszystko na bieżąco.
Roxi na chwilę zamilkła, jakby zastanawiała się nad kolejnym pytaniem. Bez względu na to kim była, nie było bezpiecznie pokazywać mu, że nie wierzy w bajeczkę o duchu.
- Wiesz, czy duch może się manifestować na raz w więcej niż jednej osobie? Może coś o tym wiesz, albo przeciwnie. Nie wiesz i szukasz? Zostawiasz ślady by być znalezionym? Jak długo to właściwie trwa? - zapytała w końcu.
- Myślę, że może, ale nigdy nie spotkałem innego wcielenia - czuła, że skłamał. - Rekiny są samotnymi myśliwymi. Chociaż przyciąga je krew. Może dostateczna jej ilość zwabiłaby wszystkie w jedno miejsce? Co o tym sądzisz? - zapytał, gdy opuszczali już alejkę. Znaleźli się na skraju pustej o tej porze plaży. Blondyn poczuł się wyraźnie lepiej, czując na twarzy delikatną bryzę. - I wyjaśnij, "jak długo trwa" co? Działania ducha? Moja z nim przygoda? Tak czy inaczej: czy to ważne? Nie lepiej zapytać: jak długo to jeszcze będzie trwało?
-Myślę, że gdyby rekiny miały się zejść ze względu na duża ilość krwi, zrobiłyby to w czasach wojny gangów, która miała miejsce w latach sześćdziesiątych w mieście. Ale z drugiej strony prasa miała wtedy wystarczajaco dużo sensacji do opisywania - przyznała i jakby chwilę rozważała jego kolejne słowa. - Wygląda, że masz jakieś poważne plany. Opowiedz w takim razie o tym. Jak długo trwa twoja przygoda z duchem rekina i jak potoczy się to dalej według ciebie? - zaproponowała, skoro już sam zszedł na ten temat. Może teraz zdobędzie jakąś cenną informację. - Wydajesz się bardziej zrelaksowany tu, bliżej morza, niż między budynkami - dodała ostrożnie stawiając kroki, by zapadając się w piasku nie ruszać za bardzo kamerą.
- Wojny gangów? Taak… mówisz z sensem. I to o prasie... Dużo wiesz, nie? - uśmiechnął się przelotnie. - I sporo zauważasz. Bystra jesteś. Masz dobre oko - uśmiechnął się znowu do Roksi, która zauważyła, że za każdym razem zdaje się to robić coraz bardziej szczerze. - Mówiłem, że nie ma znaczenia jak długo trwa moja przygoda. Czy uwierzyłbyś, gdybym powiedział, że trzy i pół wieku? Nie, bo to brzmi idiotycznie. Ale mogę ci powiedzieć jak długo będzie trwała. Dopóki duch rekina nie odzyska tego, co mu skradziono. A kiedy to będzie? Nie wiem dokładnie, ale musi się to stać niedługo, bo inaczej jego gniew stanie się na tyle silny, że obudzi się jego pierwotna forma, a wtedy… wtedy całe miasto utonie we krwi. I nikt nie będzie bezpieczny. Nawet ja…
- Brzmi groźnie - przyznała,szczerze. - Co prawda nie pamiętała wiele z czasów wojny gangów, ale była pewna, że jej obecny stan jest ich bezpośrednim następstwem. Jednak zamiast rozpamiętywać decyzje Vincenta odnośnie jej spokrewnienia skupiła się na Rekinie. - Skoro twierdzisz, że wstąpił w ciebie starodawny duch rekina, czemu trzy stulecia miałby być mniej prawdopodobne - powiedziała jednak nie koniecznie interesowała ją odpowiedź, poniekąd ją dostała. Ważne jeszcze było, w którym jest pokoleniu i ilu z jego przodków przetrwało czystki, polowania na czarownice i takie tam. Jednak że na to jej odpowie, wątpiła. - Możesz opowiedzieć więcej o tym co i jak utracił duch? To bardzo interesujące - przyznała.
- Odebrano mu światło jego umysłu. Bez niego, jego pierwotna forma zapadła w sen głęboki jak śmierć, aby nie stać się bezrozumną bestią. A jak do tego doszło? Ciężko powiedzieć… Magia? Gniew niebios? Zderzenie "Pięknej i Bestii" z "Dawidem i Goliatem"? Gdybym tylko miał dar jasnowidzenia… Nie ma jednak sposobu, aby się dowiedzieć co się wydarzyło tamtego dnia w cieniu krzyża kościoła śmierci… - powiedział głosem coraz bardziej rozkojarzonym. Usiadł na piasku i zaczął przesypywać go między palcami. - Jestem zmęczony. Duch mnie opuszcza. Jeśli chcesz, możesz odejść. Jeśli chcesz, możesz zostać… Nie wiem dlaczego, ale czuję z tobą łączność… - mruknął i uśmiechnął się. - Potwór idzie spać, stoik jest zmęczony, lecz dziecię boi się zająć jego miejsce… - wybełkotał, patrząc w stronę oceanu.
Roxi wyłączyła nagrywanie. Mało prawdopodobne, że powie coś jeszcze sensownego, albo przydatnego. Zamierzała jednak wszystko dokładnie przeanalizować, może w tym szaleństwie jest metoda. Schowała telefon i spojrzała na niego z góry.
- To miasto jest pełne potworów, ale nie sądzę żebyś był najstraszniejszym z nich - stwierdziła i westchnęła. - Pójdę już zanim zacznie mnie szukać policja - przyznała. - Ale może jeszcze się spotkamy, Panie Rekinie - dodał po czym zaczęła się oddalać tyłem. - Dziękuję za wywiad!
- Znowu w punkt. Nie jestem najstraszniejszym z potworów - zaśmiał się wesoło. - Też mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - powiedział, zdawałoby się, zupełnie szczerze.
Roksi cofała się tyłem, ostrożnie, obserwując blondyna. Ten jednak zdawał się w ogóle nią nie przejmować.
- Mam na imię Sig! - zawołał niespodziewanie.
- Victoria! - rzuciła jakby na pożegnanie, po czym odwróciła się i pobiegła w stronę zabudowań. Gdy była pewna, że nie może jej słyszeć, a tym bardziej widzieć wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Marlo.
- Z mojego posiłku niewiele wyszło, ale mam coś co może być pomocne, teraz albo później. Możesz zacząć spłacać swój ogromny dług i zaproponować mi coś świeżego bez dodatku trawy do jedzenia. A propos, gdzie jesteś, dasz radę mnie zgarnąć z miasta? Jestem w pobliżu plaży. W tej chwili na… - Roxi spojrzała na najbliższą tabliczkę z nazwą ulicy.
 
Shinju jest offline  
Stary 09-03-2020, 14:04   #35
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Marlo praktycznie parkował już pod Sześcianem gdy zadzwoniła Roksi. Po rozmowie z Harpią sam nie wiedział co myśleć o nim i o malkaviance, ale przecież do cholery znał ją.
- Spokojnie podjadę. Czekaj na mnie. - Wyłączył się i kazał najemnikom zawieść się na plażę Wkrótce zgarnęli Roksi do ciężarówki.
- Roksi nie powinnaś sama wychodzić to niebezpieczne. Mogło ci się coś stać… - zaczął ale sam nie wierzył we własne słowa. Brzmiały przeraźliwie pusto. Czy ona naprawdę mogła chcieć go skrzywdzić. To było przecież głupie. - wyciągnął telefon pisząc do dziewczyn która z nich nie odwiedzała go najdłużej żeby dzisiaj przyszła. Nie chciał mieć na głowie jeszcze głodnej wampirzycy.

- Spokojnie, jakby coś mi się stało dowiedziałbyś się… w najgorszym przypadku pofatygował się do ciebie Vincent i ci o tym powiedział - stwierdziła rozsiadając się w ciężarówce. - W sumie dałam księciuniu PANtopa do podglądu postępu prac, więc też by się dowiedział - powiedziawszy to Roxi przypomniała sobie o telefone.Było jeszcze trochę czasu do wysłania automatycznej wiadomości, ale mogła ją już spokojnie wyłączyć. - Ale do rzeczy, nagrałam wywiad z ciekawą personą - stwierdziła uśmiechając się. Widać było że jest w swoim żywiole.

- Roksi powiem to tylko raz. Nie lubię twojego Vincenta. Ani za to co co zrobił tobie ani za to jakim jest… człowiekiem. - Marlo w porę przypomniał sobie że jedzie razem z ekpią ochraniających ich najemników i powinien uważać na słowa.
- Nie chcę go w swoim klubie. Nie ufam mu. - potarł czoło. Chciał już odpocząć.
- Opowiesz mi o wszystkim jak będziemy na miejscu. - powiedział i zamilkł. Co nie było do niego podobne. Widać czymś się gryzł. Na szczęście najemnicy sprawnie pokierowali ciężarówką i nim cisza zaczęła być krępująca byli przy sześcianie. Marlo wyszedł jako pierwszy otwierając Roksi drzwi. Pod klubem już stała młoda dziewczyna. Podskakując radośnie i machając ręką na ich widok.

- Też za nim nie przepadam, ale jestem na niego skazana, czy tego chce czy nie - Roxi wzruszyła ramionami. Wysiadła z samochodu z telefonem w ręki. -Wyśle materiały na serwer. Ogarnijcie to w wolnej chwili - powiedziała do najemników wchodząc do klubu.

Dziewczyna radośnie podbiegła do Marlo podskakując zadziwiająco sprawnie w niesamowicie cienkiej szpilce by pocałowac go w policzek. I natychmiast się w niego wtuliła. Chciała coś powiedzieć ale uciszył ją gestem i zamilkła jak zaklęta. Kiedy najemnicy poszli sprawdzając co Roksi ma nowego. Marlo pokierował się do swojej sypialni.
- Idziesz. - obejrzał się na Roksi.

- Tak, tak… przecież wiesz że jestem pracoholiczką - stwierdziła po czym zostawiła najemnikom swój sprzęt z dostępem do serwera i poszła za Marlo.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 09-03-2020, 14:21   #36
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Na miejscu czekało już pięć funek które spały. Kilka z nich sennie podniosło oczy kiedy weszli i uśmiechnęło się do Marlo. Sam DJ spokojnie odkleił dziewczynę która odkąd się w niego wtuliła nie opuściła go ani na chwilę.
-Nie piłaś ani nie paliłaś jak nie było mnie przy tobie prawda. - zapytał. Dziewczyna pokiwała głową.
-Dobrze. To jest Roksi moja przyjaciółka potrzebuje twojej krwi. - Dziewczynie opadła szczęka.
-Ale - zaczęła nieskładnie, ale Marlo tylko popchnął jak w stronę Malkavianki.
-Roksi bądź delikatna. To dobra dziewczyna. - Kobieta wpatrywała się w malkavianke szeroko otwartymi oczami. Napewno nie była niczym odurzona i wszystko w niej krzyczało że chce uciec jednak nie ruszyła się ani o włos. Czekała.
Roxi spojrzała na nią nieco nie pewnie. W zasadzie to pierwszy raz gdy dostała krew dobrowolnie, zwykle podkradała się do ofiary… Podeszła i sięgnęła po dłoń dziewczyny.
- Spokojnie, postaram się żebyś nie czuła bólu - powiedziała gładząc jej nadgarstek jakby szukała pulsu. - Oglądałam Wywiad z wampirem? Tam Armand dzielił się z Luisem swoim… karmicielem - dodała mając nadzieję że to dziewczynę trochę odpręży. Po czym podniosła jej rękę i najdelikatniej i jak najprecyzyjniej wgryzła się nadgarstek. Wzięła absolutne minimum, bo jej też nie bardzo podobało się że miała przy tym widownię. Na koniec zalizała ranę, żeby się szybciej zagoiła. Otarła usta z przyzwyczajenia, po czym spojrzała na Marlo.
- A ty się czegoś dowiedziałeś, ktoś nam pomoże czy dalej bawimy się sami? - zapytała.
Kiedy Roksi skończyła kobieta podniosła na Roksi roziskrzone spojrzenie.
-Jeszcze… - wyszeptała prawie niesłyszalnie, ale Marlo wziął ją za rękę i odciągnął od młodej wampirzycy.
-Lepiej się połóż. - powiedział delikatnie kładąc osłabioną funkę na łóżku obok innych dziewczyn.
-Rozmawiałem z Kente, powiedział mi że to chyba fajnie móc wyrwać się spod pantofla Nocrum. Dasz wiarę. A primogen nie zastałem. Są jakieś problemy z bezklanowymi. Na serio miałem wrażenie że cała ta sprawa nie specjalnie kogokolwiek obchodzi. - Marlo wbił wzrok w Roksi.
-Roksi Vincent mówił coś o jakiejś rzezi, nowym świecie, czystce, czymś co mogłoby być niepokojące. - zapytał.
- Vincent ma nerwice natręctw, głównie gada o bakteriach, chorobach, zagrożeniach i środkach ostrożności, ale wiesz z racji tego że “żyje w niesterylnym środowisku” rzadko kiedy ze mną rozmawia. Co cię tak wzięło na Vincenta, odkąd wróciłam ciągle do niego wracasz? - fuknęła. - Mój rekin może być zamieszany w te problemy z bezklanowymi, szkoda, że nie zgłębiłam tematu - westchnęła.
-Nie nic. - odpowiedział Marlo zdając sobie sprawę że nic dobrego nie przyjdzie z przytaczania wywodu harpii. Skupił się na słowach Roksi.
-Człowiek rekin? Nie ponosi cię wyobraźnia? - zapytał Marlo zwijając skręta. Podał go jednej z funek zapalając przy tym stylowa zapalniczką z wytłoczonym wizerunkiem liścia konopi. Nagle coś sobie przypomniał.
-W muzeum jak byłem z Nocrum mieli rzeźbę człowieka rekina. Zafascynowała mnie. Wiesz… Toreadorzy są czuli na różne rzeczy… - powiedział odgarniając włosy palącej przy niej kobiety żeby wgryźć w jej szyje. Podając przy tym jej skręta dalej.
- Człowiek rekin to miejska legenda. Dość stara biorąc pod uwagę pierwsze zapiski na jego temat. Ale ten którego spotkałam, to ten sam który zawinął dziewczynę na motorówkę i odpłynął. To co mi powiedział w ramach wywiadu może być grubą metaforą, albo całkowitym kitem. Dlatego trzeba sprawdzić czy jakiś niezrzeszony Gangrel się nie rozmnaża w okolicy, starsi za nas powinni coś wiedzieć. Co tam było o nim w muzeum? - zapytała, puszczając mimo uszy uwagę o wyobraźni, nie była już głodna, dlatego była w stanie zrozumieć pewne niedoskonałości Marlo i jego ignorancję.
Marlo niewiele robiąc sobie z obecności Roksi wgryzł się w kolejna dziewczynę a skręt krążył sobie radośnie w jego stadzie.
-Rzeźba… Bardzo… Realistyczna. - mruknął. Zalizujac szyje dziewczyny. Mów teraz wolniej bardziej sennie. Ale przeniósł na nią wzrok.
-Jaka motorówka? Jaka dziewczyna?
Roxi warknęła zirytowana, po czym stwierdziła, że lepiej będzie porozmawiać z kimś kompetentnym i trzeźwym. Ona też było tu na zasadzie najemnika, więc może jej ulubiony szwadron tęczy, jak ich nazywała w myślach, pomoże jej poskładać elementy układanki. Poza tym coraz bardziej zastanawiała się czy nie poprosić kogoś bardziej obytego o informacje. Jak na razie błądzili po omacku…
- Ethan tylko was za sobą ciągał w tą i z powrotem, czy mieliście okazję zrobić coś konstruktywnego? - zapytała najemników, schodząc na dół.

- Zbieranie informacji, prowadzenie samochodów, grzebanie po śmietnikach - odpowiedział Red, bo Gold akurat był jedynym nieobecnym. - Niezbyt ekscytujące, umiarkowanie konstruktywne - dodał żartobliwie. - Niestety póki co trzymacie nas w niewiedzy do tego stopnia, że nasze możliwości konstruktywnego planowania są mocno ograniczone.
- Na razie sami poruszamy się po omacku… Ethan do tego przeważnie jest naćpany, ale i tak myśli bardziej rozsądnie niż jak nie jest - stwierdziła siadając na barze. - Spotkałam dziś jednego z podejrzanych, za którymi łaziłam wczoraj całą noc. Zaczynam mieć podejrzenia co do tego z czym możemy mieć do czynienia. No i zdobyłam pierwsze dziennikarskie doświadczenie - powiedziała wesoło. - Wrzucam nagranie na serwer, nagranie jest pewnie kiepskiej jakości, ale może wyłapiecie coś co mnie wtedy umknęło. No i będzie wiadomo z czym mamy mniej więcej do czynienia, a przynajmniej z czegoś częścią… - mruknęła zastanawiając się nad tym jak skleciła to zdanie i że chyba nie miało ono do końca ciągu logicznego. - Ja poszukam informacji o naszej miejskiej legendzie która znów odżyła głębiej… może ktoś coś będzie wiedział, poza tym co pisała prasa i policyjne raporty - mruknęła, zastanawiając się czy o informacje lepiej poprosić swojego stwórcę, czy winną jej przysługę Sky Show.

- To teraz będziemy polować na miejskie legendy? - prychnął Blue. - Jakby nie dość nam było dziwactw i tajemnic.
- Czy chodzi może o legendę o człowieku-rekinie? - zainteresował się White. - Widziałem figurę w muzeum.
- Człowiek-rekin? - Black pokręcił głową. - Co będzie następne? Człowiek-ćma? Wielka stopa?
- Póki nam płacą, w sumie co za różnica? - uśmiechnął się Blue.
- To ty zacząłeś narzekać - zauważył Black.
- Wystarczy! - jęknął Red. - Przesłuchamy materiał. A potem chyba mamy wolne, skoro panna Mrozow wychodzi, więc możemy przysiąść nad Call of Duty.
- Dzisiaj była kolej na Medal of Honor - przypomniał Black niemal urażonym tonem.
- Ja wolę grać w Nosferatu - stwierdził White, splatając ręce na piersi.
- Wy i te wasze strzelarki - Blue przewrócił oczami. - W Need for Speeda byście pograli...
Najemnicy zaczęli dyskutować na temat wyższości jednych gatunków gier nad innymi, co brzmiało z boku niemal jak dziecięca kłótnia, tylko z mniej kreatywnym wykorzystaniem wulgaryzmów.
- Panowie, ja nadal tu jestem - przerwała im kłótnie dziewczyna. - Proszę powściągnąć język i nie łudzić się, że jeszcze będzie dziś gdzieś wychodzić. Wszystkie informacje zdobywam zdalnie - wyjaśniła. - Nie martwcie się nie będziemy polować na rekiny, tak mi się wydaje, przynajmniej na razie - stwierdziła. - White, pisali w muzeum coś o tym rekinie, jak wyglądała ta rzeźba? Masz mi opowiedzieć wszystko ze szczegółami - zażądała.
- Rzeźba była dobrej jakości, realistycznych rozmiarów - stwierdził White. - Przedstawiała dwumetrowego, doskonale umięśnionego mężczyznę z głową rekina, płetwami, ogonem, szarą łuską jaśniejszą na brzuchu a ciemniejszą na plecach i głowie. Nogi miał takie dziwne, nie jak człowiek, że zginają się w tylko w kolanie, ale oprócz tego mają drugie, odwrotne zgięcie jak u jakiegoś ptaka albo dinozaura, nie wiem, nie jestem dobry w takich opisach… - westchnął. - Miał też na sobie coś jak fragmenty zbroi skleconej z fragmentów kości i skórzanych pasków. I naszyjnik, też kościany, z takim jakby dużym haczykiem. Na tabliczce było napisane, że rdzenni mieszkańcy wierzyli, że ten hak jest magiczny i może obdarować błogosławieństwem rybaków albo natchnąć wojowników "duchem rekina" aby stali się bardziej… krwiożerczy? Użyto tam innego określenia, ale nie pamiętam dokładnie. Było tam też coś o tym, że wierzono, że człowiek-rekin chronił lokalne plemię, ale gdy go rozgniewać, to porywał ludzi i ich pożerał. Więcej nie pamiętam, ale to chyba większość co tam było.
- Byłeś tam przed czy po ataku na Ethana? - zapytała tylko Roxi, od razu skupiając się na znalezieniu informacji o amulecie. Była pewna, że to właśnie jego szuka “plemię rekina”, a ktokolwiek go skradł teraz wykorzystuje ich do swoich celów. Oczywiście musiała jeszcze potwierdzić swoje przypuszczenia.

- Przed. Tego samego dnia, ale w okolicach południa.

Czując się pewniej postanowiła napisać do Vincenta. Krótko przedstawiła sprawę z którą się boryka i że jednym z tropów jest człowiek-rekin, którego podejrzewa o bycie członkiem niewielkiej podmiejskiej grupy bezklanowców. Zapytała czy ma słuszność i czy może jej przekazać wszystko co wie na temat ich działalności w przeszłości (poza tym co można znaleźć w prasie i policyjnych raportach), albo wskazać kogoś kto będzie znał jakieś szczegóły. Na koniec zacytowała słowa Siga, które najbardziej zapadły jej w pamięć “Potwór idzie spać, stoik jest zmęczony, lecz dziecię boi się zająć jego miejsce…” dodając, że jego wiedza, może jej pomóc rozszyfrować to zdanie.

-Nie mogłem zasnąć. - powiedział Marlo wdrapując się na piętro ze swojej uroczej piwniczko-sypialni. Wyglądał mniej schludnie niż zazwyczaj ale trzymał pewien płynny pion.
-Mówiliście o mnie słyszałem swoje imię… - przeniósł wzrok na Roksi.
-Ja tylko odreagowuje stres. To nie tak że się nie martwię. Jak inni. - podrapał się po podbródku.
-Ej a może zrobimy nalot. Wiemy gdzie jest ta cholerna walizka nie? - zapytał najemników.
- Chcesz robić nalot nie wiedząc nawet na kogo? - zapytała Roxi z powątpiewaniem. - Już zapomniałeś co się stało jak spotkasz ich po raz pierwszy? - dodała. - Ale fakt, warto prześledzić dokąd powędrowała walizka, kto ma komputer pod ręką? - rzuciła, dochodząc do wniosku, że bar to bardzo dogodne miejsce do siedzenia. Widziała wszystkich. - Właśnie, posąg rekina w muzeum, jak go widziałeś miał talizman? - dopytała Marlo.
-Wyrwali mi drzwi z auta i co? Ponoć sam tak umiem. - fuknął dalej nakręcony na wyprawę. Ale pytanie Roksi zbiło go z tropu.
-Ja… No nie wiem. Nie pamiętam ale Kent mówił że nic nie zginęło, że powstrzymałem rabusiów.
- Mogli nie zauważyć takiego drobiazgu - stwierdziła Roxi z rezygnacją. Podejrzewała, że czeka ją wycieczka do muzeum, jeśli nie po to by sprawdzić swoje domysły co do amuletu, to chociaż po to by go zobaczyć. - To musi być to, o czym mówił młody rekin, to co skradziono duchowi. Jeśli to sekta czcząca dawnego bożka Indian, to pewnie jest to cenny dla nich relikt. Prawdopodobnie w muzeum była replika, ale kto wie. Z takimi artefaktami różnie bywa. Złodzieje, jeśli go nie ukradli, to pewnie chcieli się upewnić jak wygląda i teraz wykorzystują sekciarzy do własnych celów - westchnęła. - Moja teoria ma sens?
-Nie wiem, ale chętnie bym coś zrobił. - powiedział Marlo zaczynając krążyć. Nagle sobie coś przypomniał.
-Wiesz niektórzy tacy jak ja są „uzdolnieni”, wiesz… ‘wrażliwsi’ niż reszta. Może ja też.... -zaczął.
-Może jak dotknę tego czegoś to mi się coś objawi!- powiedział uśmiechając się szeroko z na wpół nawiedzonym uśmiechem.
Roxi parsknęła śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
- Może lepiej nie. Znając mojego pecha zostałbyś czcicielem rekina i tyle. Obawiam się, że to nie twoja dziedzina, panie artysta - rzuciła nie spodziewając się by Marlo zrozumiał odnoszącą się do stereotypów o klanach, grę słów.

Wtem rozległ się dźwięk świadczący o tym, że przyszła odpowiedź od mentora Roksany. Brzmiała ona następująco:
"Moja najdroższa córko
Pozwól, że najsampierw wyrażę swoje ukontentowanie. Nie spodziewałem się żadną miarą tak prędko otrzymać od ciebie wiadomości. Ucieszyło mnie niezmiernie, że zdecydowałaś się skorzystać ze skarbnicy wiedzy i mądrości, którą przez lata nagromadziłem.
Co się tyczy Caitiffów, to jest Pariasów, czy jak ty ich określiłaś "bezklanowców", to na szczęście nasze miasto jest od nich wolne. Szeryf z wielką sprawnością i determinacją doprowadza do ich deportacji. Jeśli zaś nie mają dość rozumu, aby opuścić granice w dobrej woli, Szeryf ma również książęce przyzwolenie by problem rozwiązać w sposób ostateczny. Zwykle jednak nie ma takiej potrzeby, ponieważ Pariasi znikają wcześniej bez wieści i śladu.
W kwestii natomiast słów owego "Siga", to mogę jedynie spekulować. Podejrzewam jednak, że dotyczyć mogą one jego stanu mentalno-emocjonalnego. "Potwór" o którym wspomina zapewne jest podszeptem Bestii, dzikim, pierwotnym instynktem, usatysfakcjonowanym dokonanym morderstwem i w konsekwencji uśpionym. "Stoik" to jego świadomość, którą prezentował w rozmowie z tobą. Podczas wymiany zdań musiał się ukazać jako, opanowany, wręcz kontrolujący, niewzruszony okropieństwem, którego dokonał. "Dziecko" natomiast może reprezentować na wpół podświadome pragnienie powrotu do niewinności, które jednak nie może zostać zrealizowane ze względu na stan Spokrewnienia.
Żywię nadzieję, że odpowiedź ta przybliży cię do celu. A gdy już go osiągniesz, liczę na to, że złożysz mi wizytę i dokładnie całą sprawę zreferujesz.
Z wyrazami uszanowania
Vincent"
-Ty Roksi ale jakby tak pogadać z tym człowiekiem Rekinem to może było by spoko. Może faktycznie mu coś gwizdnęli i chce to odzyskać. Ten tam. - Wskazał Whita.
-Ma jakieś wrodzone predyspozycje do takich rzeczy.
- Dopiero co z nim gadałam… znaczy się z rekinem - westchnęła, mając wrażenie, że Marlo nigdy nie słucha. Czytała wiadomość od Vincenta i przez ostatnie zdanie nie bardzo mogła skupić się na reszcie treści. Zaczęła nerwowo stukać nogami w bok baru, cały czas wpatrując się w telefon. Według Vincenta Rekin powinien być albo w klanie, albo nie powinien istnieć, ale nie pasowało jej w tym powtarzalność pojawień się jego kolejnych wcieleń. Nie była też pewna czy pozostałe wcielenia miejskiej legendy, zginęły, zniknęły, czy po prostu się ukrywają. Nie była też pewna czy jej podejrzenia o niechcianą współpracę z przeciwnikami Marlo mają jakąkolwiek podstawę. Na Marlo i jego przećpany intelekt nie mogła liczyć, szwadron tęczy mógłby być pomocny, ale tylko wtedy gdyby wtajemniczyć go w struktury klanowe, zasady i całą resztę ich mrocznego, krwawego świata. wszystko co mieli to poszlaki, które jak na razie dla niej się nie łączyły.
-Serio. - zapytał zaskoczony.
-Ale mówimy o figurce czy jakimś typie. - Zresztą…- machnął ręką.
-Co on tu robił. Wyszedł zeżreć kogoś czy co. - zapytał.
- O typie. Na krew Abal, czy ty w ogóle śledzisz czego my się dowiadujemy o twoich prześladowcach? - fuknęła. - Wczoraj całą prawie noc łaziłam za tymi fagasami ze stadionu, którzy zmieniali się jak rękawiczki, próbując czegoś się o nich dowiedzieć, a ty ściągałeś najemników po śmietnikach i nawet nie raczył się zapoznać z materiałem, który zebrałam? Dzisiaj też mnie nie słuchasz. Odkąd wróciłam trąbie, że spotkałam jednego z nich i korzystając z tego że mnie nie widział wczoraj, pogadałam, żeby wyciągnąć mimochodem jakieś informacje i też już nie jarzysz co jest pięć. Włączcie mu ten filmik z łaski swojej, a mi odpalcie tego Balelfrona, czy inne Call of diuty, bo jak kogoś nie zastrzelę to zwariuje - warknęła zeskakując z baru. ]
Marlo popatrzył na Roksi jak zbity pies. Nie bardzo rozumiał o co jej chodzi ale chyba miała do niego pretensje. Zresztą hej zobaczy człowieka rekina usiadł by prześledzić nagranie. Jednak… Coś było nie tak. Dlaczego Roksi zainteresowała się tym człowiekiem Rekinem… Coś musiało się wydarzyć… Wyszła nagle głodna i...Głodna wróciła… Coś tu się nie zgadzało i nawet na haju przez skórę wiedział, że coś się stało...
 
Shinju jest offline  
Stary 09-03-2020, 14:37   #37
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Najemnicy, którzy o tej pory jedynie przysłuchiwali się w napięciu wymianie zdań, natychmiast posłuchali Roksi. Red czym prędzej włączył jej grę, aby mogła się ostresować, podczas gdy White włączył filmik, któremu zaczęli się z pełną uwagą przysłuchiwać. W kąt poszły żarty o mitycznych stworzeniach. Teraz zdawali się traktować sprawę poważnie. Gdy materiał się skończył, zaczęli spoglądać na dziewczynę z nowym szacunkiem.
- Masz nerwy ze stali - rzucił Black, a pozostali pokiwali głowami.
- Ale ta cała gadka o duchu to brzmi jak totalna ściema - stwierdził Blue.
- Nie lekceważ świata nadprzyrodzonego, tylko dlatego, że nie rozumiesz prawideł, jakimi się rządzi - upomniał go White.
- Musimy to puścić Goldowi, jak tylko wróci - mruknął Red. - Teraz przynajmniej rozumiem skąd to nagłe zainteresowanie miejską legendą.

Marlo przeglądał nagranie nawet jak najemnicy wdali się w dyskusje. On jeden wiedział choć jeszcze nie ostro czego szuka. W końcu zatrzymał kadr.
- Tam jest martwy człowiek Roksi. Cholerny martwy człowiek i to tuż obok mojego klubu. - ruszył wściekły w stronę drzwi.
- Idę sprawdzić kim był i zawiadomię policję. Nie będę tolerował zabójstw w moim mieście i to tuż przy moim klubie. A jak spotkam tego typa to własnoręcznie go tu przytaszczył i już się postaram żeby sobie przypomniał ‘ducha rekina’. - powiedział kładąc rękę na klamce.

- Idziemy z panem - oświadczył Red. - Naszym zadaniem jest pana chronić, a jak widać, na zewnątrz nie jest bezpiecznie, nawet jeśli "chłopak-rekin" wyniósł się i obserwuje sobie gwiazdy leżąc gdzieś na plaży.
- Taa… - mruknął Black. - To miasto jest pełne świrów.

- Nic nie wiesz o świrach w tym mieście - powiedziała Roxi grobowym głosem. - Idźcie, ja zostanę i poczekam na Złociutkiego. Może międzyczasie coś mi przyjdzie do głowy. Zawsze lepiej mi się myśli w świetle monitora. Tylko pamiętaj Ethan, żeby wrócić przed świtem. Nie muszę ci chyba przypominać o twoim uczuleniu na słońce - dodała starając się by zabrzmiało to łagodnie.

Marlo spojrzał na najemnika z góry.
- Dobra ale jak dorwę tego człowieka rekina to możecie mnie co najwyżej ubezpieczać. - potarł skroń.
- Ale najpierw zwłoki potem przeszukany plaże. Menale nie zagrzebują się w piasku. - spojrzał na Roksi potem na zegarek.
- Przed świtem to już będzie po sprawie. - powiedział wciąż pewny siebie ruszając na poszukiwanie ciała.

Ethan i najemnicy pośpiesznie opuścili budynek. Zgodnie ze wskazówkami Roksany odnaleźli alejkę. Rzeczywiście, znajdowała się zaskakująco blisko Sześcianu. Zwłoki ochroniarza z DBP wciąż leżały tam, gdzie człowiek-rekin je zostawił. Bardzo możliwe, że nikogo tu od tamtego czasu nie było.
- Uch, ale widok - skrzywił się Blue. - I to zrobił człowiek? Nawet jeśli uwierzyć w tę gadkę o duchu… jakim cudem?
Black podszedł do zwłok, by im się bliżej przyjrzeć.
- Ma przy sobie krótkofalówkę i broń. Nie wygląda na to, by cokolwiek mu zabrano. Głowa prawie całkiem oddzielona od ciała. Bardzo mało krwi jak na taką ranę…

Marlo już sprawdzał dokumenty martwego gościa kim był i czy zniknęła jego kasa. Portfel zresztą postanowił zachować i wsadził sobie do kieszeni.

Pieniądze wciąż znajdowały się w portfelu, chociaż nie było ich zbyt wiele, ot, trzydzieściparę dolców. Grin znalazł też legitymację służbową wydaną przez firmę ochroniarską na nazwisko Boba Munkle'a.

-Dobra jeden z was niech zadzwoni na policję. Reszta idziemy na plażę. Może jeszcze dorwę tego typa i wyjaśnia mu co myślę o zabijaniu pod moim klubem. - powiedział ruszając w kierunku piaszczystego brzegu.

- Ja zostanę - zaoferował White, który już trzymał telefon w dłoni.
Pozostała trójka ruszyła za Ethanem. Szybko dotarli na plażę. Było pusto i cicho. Wiała lekka bryza.
- Tam ktoś jest - Red wskał ciemny kontur postaci stojącej w wodzie kilkaset metrów od przybyłych. - Sylwetka pasuje. Jakie rozkazy?

-Wyciągnijcie broń i strzelajcie jeśli nie będzie chciał iść po dobroci. - powiedział krótko Ethan idąc w stronę napastnika gotów i biec gdyby ten próbował uciec.

Najemnicy wyciągnęli pistolety i ruszyli półkolem, oddaleni od siebie o kilka metrów.
Grin ruszył przodem, prosto w stronę tajemniczej osoby. I rzeczywiście, był to blondyn z opowieści Roksany. Zapatrzony w ocean. Milczący. Spokojny. Trwał w bezruchu niczym posąg. Ani drgnięcia mięśni, ani oddechu.

Marlo postanowił wykorzystać okazję i swoją siłę i umiejętności by pochwycić go w silny uścisk póki ma na to okazję. Wiedział że on jeden może mieć na to wystarczająco wiele siły i niewiele myśląc spróbował zaryzykować.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 09-03-2020, 22:43   #38
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Gdy Ethan złapał chłopaka, ten spojrzał na niego przez ramię mętnym wzrokiem.
- To naruszenie przestrzeni osobistej - powiedział łagodnym, niemal dziecinnym głosem. - Jak chcesz kogoś przytulić, powinieneś najpierw zapytać o zgodę. Mama cię nie uczyła?

-Idziesz ze mną. - powiedział wyciągając go z wody. - I lepiej zacznij oddychać, bo sam poślę cię 5 metrów pod ziemię tak że się nie wygrzebiesz.

- Dlaczego mam z tobą iść? Nawet cię nie znam. Ostrzegam, będę krzyczał. A potrafię krzyczeć naprawdę głośno. Mama mnie uczyła.

-Widzisz tamtych ludzi jak nie pójdziesz po dobroci to mają cię zastrzelić. Twoje szczęście, że jak cię trzymam to nie masz szans uciekać bo miałbyś kilka otworów w ciele więcej. - Powiedział ciągnąc go do najemników. Gotów na to, że jeśli chłopak spróbuje krzyczeć przeniesie jedną z dłoni na gardło i… przydusić.

- Nie lubię cię. Jesteś niedobry - odpowiedział chłopak, szarpiąc się bezradnie i nieumiejętnie. - Budzę Siga i Sina - zagroził, po czym nagle sflaczał.
Jednak już w następnej chwili zesztywniał ponownie, szarpnął się, tym razem mocniej i krzyknął:
- Jak śmiałeś przestraszyć Sila, ty…!
Więcej nie zdążył, bo Ethan przygniótł mu krtań.]
-Zabiłeś człowieka pod moim klubem. Uczestniczył w porwaniu mojej przyjaciółki. Nie wypuszczę cię dopóki mi wszystkiego nie powiesz.... - Syknął Marlo zaciskając uścisk na chłopaku, czuł że zaraz utrzymanie go nie będzie wcale takie łatwe.

Blondyn pochylił się nieco do przodu i zarzęził. Toreador poczuł coś jakby dreszcz, przechodzący od dłoni, z miejsc którymi dotykał skóry chłopaka i zagłębiający się w jego ramiona. W następnej chwili wydarzyło się coś, czego Marlo nie mógł się spodziewać. Kości jego przedramion pękły nagle na wiele kawałków, które od wewnątrz przebiły skórę. Uderzenie niespodziewanego bólu zamroczyło go. A do tego pochylony blondyn nagłym ruchem cofnął głowę, uderzając go potylicą w twarz. W takich warunkach nie był w stanie utrzymać uścisku. Człowiek-rekin wyrwał się i nadludzko szybko przemieścił za jego plecy, odgradzając się od zdumionych najemników.
- Jak chcecie, to strzelajcie! - prowokował. - Śmiało!
Najemnicy jednak nie pociągnęli za spusty. Black zaczął się przemieszczać po łuku w jedną stronę, Red w drugą, starając się oflankować blondyna.
- Co mu zrobiłeś, skurwielu?! - krzyknął Blue.
- To na co zasłużył! Ale nie martwcie się, na wampirze szybko się zrasta! - padła odpowiedź.
- Co, kurwa?!

‘Zajebiście’ To słowo pięknie zakończyło jego dzisiejsze starania. Walcząc z sobą by nie zemdleć i chyba tylko dzięki trawie która przytłumiła ból dał radę zachować przytomność.
-Uciekajcie… - warknął do najemników. Chwilo miał gorsze problemy. Używając trawy i szoku jako broni skoczył na główkę do wody by pod wodą używają akceleracji oddalić się od miejsca zdarzenia na taką odległość jaką tylko zdoła…

Najemnicy z początku byli niepewni, czy posłuchać rozkazu, ale widząc, że Marlo ucieka i skacze do wody, uznali, że walka nie miałaby sensu, więc rzucili się biegiem.
Chłopak-rekin stał przez chwilę, zdziwiony obrotem sytuacji, po czym roześmiał się, obrócił na pięcie i (wciąż korzystając z niezwykłej prędkości) pognał plażą, szybko niknąc w mroku.

Marlo wygrzebał się na piach zastanawiając się czy jest tak kiepski czy naprawdę trafia na jakiś kosiarzy. Stracił w wodzie dużo krwi, ale też i najadł się przed samym wyjściem więc głód i zimno było do wytrzymania, tak jak i kolejna z fali upokorzeń. Skoncentrował się na ranach i spróbował je zaleczyć tak dobrze jak umiał. Wreszcie powlókł się do Sześcianu. Na serio miał już dość i nie był pewien czy miał dość sił by użyć prezencji i wcisnąć jakiś kit najemnikom. O to pomartwi się później. Zresztą mogło być gorzej przynajmniej jakiś paparazzi nie zrobił mu fotki.

---
Tymczasem w Sześcianie.
Gold wrócił i zastał Roksi nad monitorem, przeglądającą jeszcze raz zebrane dane, w szczególności te dotyczące walizki.
- Gdzie wszyscy? - zapytał.]
- Poszli na ryby - powiedziała uśmiechając się zaczepnie. - Siadaj, wyjaśnię ci - dodała, nieco mniej rozbawiona. Zaczęła od spotkania z człowiekiem-rekinem, pokazała mu wywiad i powiedziała, że Marlo postanowił zająć się zwłokami i mordercą jeśli zdoła. Powiedziała co o tym sądzi ona i Vincent i że w zasadzie jest w kropce, że chyba coś przeoczyła. - Próbuje jakoś to złożyć do kupy, a on jest strasznie rozproszony. Pewnie zrobi sobie krzywdę przy tym trupie… porzyga się albo coś równie obciachowego - westchnęła.

- Nawet jeśli, zachowamy to w tajemnicy - zapewnił Gold wesoło. - Hmm, wszystko to jest skomplikowane - stwierdził, poważniejąc. - Byłoby prościej, gdybyście byli wobec nas szczerzy. Oczywiście, jeśli zdecydujecie się trzymać nas w niepewności i utrzymywać tajemnice, to jest to wasze prawo. Ale naprawdę utrudnia to nam zadanie. Członek kultu rekina współpracujący z porywaczami przyjaciółki milionera, którzy chcieli okraść muzeum. Uch, człowiek potrzebuje chwili, żeby przetrawić takie zdanie. I to co mówi twój przyjaciel, Vincent, nie zgadza się z tym, co podejrzewałaś? Rozumiem, że możesz się czuć zagubiona. To nic złego. Nawet ja się czuję teraz zagubiony. Nawet bardzo zagubiony. Wdepnęliśmy w niezłe bagno, a pan Grin zdaje się nas prowadzić głębiej i głębiej, zapewniając, że wszystko będzie dobrze i zdając się nawet nie myśleć o tym, że pod powierzchnią może być głębia, która nas wszystkich wciągnie - potrząsnął głową. - Takie myślenie do niczego nie doprowadzi. Zróbmy inaczej. Jesteśmy oboje inteligentni, zaryzykowałbym stwierdzenie, że wybijamy się pod tym względem. Przejrzyjmy jeszcze raz, na spokojnie, wszystko co wiemy. Sprawdźmy jakie mamy wątki i za którymi warto podążyć, a które to nie warte czasu ślepe uliczki. Co ty na to?

- Widzę że grupa krwi nie kłamie - Roxi uśmiechnęła się z rozbawieniem. - No dobra, to od początku. 1. Ethan Grim idzie ze swoją “przyjaciółką” do muzeum na wystawę sztuki egipskiej. 2. Jest tam świadkiem… napadu? Mimo że nic teoretycznie nie zginęło. 3. Dostaje telefon od porywaczy i wytyczne. 4. Na stadionie przekazuje walizkę z lewą forsą i nadajnikiem, dowiaduje się, że ma szukać kolejnych wskazówek przy meksykańskiej knajpie. Pod jego samochód zostaje założony nadajnik. 5. Samochód Grima ląduje pod centrum handlowym. Walizka w tym czasie jest zabrana przez postronną blondyne. Na plaży zabiera ją gość od samochodu, a dziewczyna, z jak się teraz okazuje moim człowiekiem-rekinem, odpływa zostać pewnie złożona w ofierze na nieoznakowanej motorówce. 6. Walizka trafia do całodobowej pizzeri i tajemniczy człowiek okazuje się mieć chińskiego smoka wytatuowanego na głowie i zupełnie nic nie mówiące mi blizny. 7. Przychodzi brodaty przystojny, wciąga pizze i po krótkiej rozmowie zabiera walizką, wsadza do Mustanga i znika. 8. Podróż walizki ostatecznie kończy się w salonie samochodowym Sunshine Autos, na południu małej Havany, czyli u handlarzy kradzionymi samochodami. Dostarczył ją tam prawdopodobnie brodacz - Ahmed Jawad zwany Mustangiem. 9. We wskazanym przez porywaczy miejscu znajduje się dyskietka z wiadomością i zdjęciem panny Giovani z blizną i to pewnie ma coś czego chcą porywacze, albo jest tym kogo chcą. 10. Spotkany przypadkowo człowiek- rekin, bredzi o prastarym duchy drapieżnej ryby… coś jeszcze? - zapytała.

- A nie myślisz, że jest aż za dużo? - zapytał żartobliwie. - Dobrze, to ja ci teraz powiem co o tym myślę i ty skomentujesz moje przemyślenia.
ad 1 - Odnoszę dziwne wrażenie, że czegoś ważnego nie wiem w kwestii tej przyjaciółki. Pan Grin nie zachowuje się jak ktoś komu porwano bliską sercu osobę. Chociaż równie dobrze mógłbym to złożyć na karb jego… ekscentryzmu.
ad 2 - Jeśli ta grupa chciała okraść muzeum a nic nie zginęło, a jednocześnie mieli na tyle wolną rękę, by kogoś spokojnie porwać… To może ten napad był przykrywką? Albo szukali bardzo konkretnej rzeczy, której nie znaleźli. No, albo dyrekcja muzeum kłamie, żeby uniknąć skandalu, że coś ważnego zniknęło.
ad 3, 4, 7 I 8 - Wiemy gdzie trafiła walizka. Wiemy kto ją miał. Obie kwestie mogłyby być warte dokładniejszego zbadania.
ad 5 - Samochód jest ślepą uliczką. Porywacze musieli zauważyć, że stoi ciągle na publicznym parkingu. Podobnie dziewczyna. Nawet jeśli jej nie zabito nic o niej nie wiemy i szukanie jej to jak szukanie igły w stogu siana.
ad 6 - Gość z tatuażem i bliznami jest na tyle charakterystyczny, że możnaby poszukać o nim dodatkowych informacji.
ad 9 - Skoro nie wahali się przed porwaniem, może to tą Giovanni chcą porwać. Albo może to ona ma coś, co miało być w muzeum? Z rodzinnym zapleczem na pewno miałaby środki, żeby kupić lub ukraść dowolną rzecz.
ad 10 - Człowiek-rekin, kultysta i zabójca. W konszachtach z porywaczami. Może możnaby uzyskać od niego jakieś informacje, ale byłoby to bardzo niebezpieczne. No i znalezienie go pewnie nie byłoby łatwe. I nie byłoby gwarancji, że znowu nie zacznie kłamać lub bajdurzyć.

- Ethan ma samych przyjaciół - Roxi westchnęła. - Czarna Dama, to dla niego bardziej jak matka, mentora, opiekuna w naszym paskudnym bractwie. Tak jak Vincent dla mnie, ale nasz stosunek do naszych opiekunów jest zupełnie różny. Dla mnie Ethan jest zwykłym pantoflarzem i pewnie sam zastanawia się czy chce ją uratować. Kwestię numer dwa próbuje zgłębić. Przez chwilę myślałam że rekin ma z tym coś wspólnego. Że to medalion, ten magiczny artefakt. Ale jeśli chcieli coś ukraść to do wyboru mieli jeszcze sztukę egipską, tam pewnie też znalazłoby się kilka ciekawych, cennych eksponatów. Pytanie czy dość interesujących dla grupy która o wszystko podejrzewam. Tu przydałaby się wiedza tej baby… ale może Giovani to rozjaśni, chyba po to tu przyjechała. Byłoby łatwiej gdyby Ethan przekazywał w sposób należyty to czego się dowiedział, ale fakt że jego samochód to z obu strony był trop donikąd. Swoją drogą to mi nasuwa myśl, że musiał zostać wzięty na cel przypadkiem. Nikt przy zdrowych zmysłach, kto choć trochę o nim wie nie podkładał by mu pluskwy do samochodu. On ma ich tyle że to bez sensu. Więc porywacze prawdopodobnie nie są stąd. Co do walizki się zgadzam, ale na pewno nie można tego robić na sposób Ethana. On by od razu wszystko wysadził i zostalibyśmy bez jakichkolwiek dalszych poszlak. Posłać tam go samego tym bardziej nie można. Raz że go na pewno rozpoznają, dwa że zrobi coś idiotycznego. Gówniara taka jak ja pewnie nawet tam nie wejdzie, poza tym będzie się od razu rzucać w oczy. Chyba, że wejdę inaczej. Ale potrzebny mi zwiad. Najlepiej zrobiony przez dobrze wyposażonego profesjonalistę. A ten cały Mustang… może sprawdzę go jeszcze raz, może coś mu umknęło. Rekina zostawię sobie na deser, jak uda mu się wyjść z tego cało, może da się go przygarnąć - stwierdziła wesoło. - A tak przy okazji, gdzie byłeś jak cię nie było? - zapytała.

- Rozumiem sugestię, jako dobrze wyposażony profesjonalista zrobię zwiad. Tylko powiedz, jeśli ci trzeba czegoś konkretnego, bo mogę nie zwrócić uwagi na coś akurat ważnego dla tajemniczych aspektów całej sprawy - powiedział i mrugnął łobuzersko. - A jak mnie tu nie było, to byłem gdzie indziej - zaśmiał się. - Znajomego postanowiłem odwiedzić. Specjalistę od "wiedzy tajemnej i spraw nadprzyrodzonych". Chyba będę musiał zajrzeć do niego ponownie i podpytać go o kult rekina, może coś więcej o nim wie.

- Na pewno standardowo, jeśli mam tam później wejść niezauważona, rozkład kamer, potencjalne martwe punkty, ilość i zwyczaje ochrony. Jeśli zajmują się tam nielegalnym handlem, to na pewno mają jakieś kryjówki, dobrze byłoby chociaż wiedzieć gdzie są wejścia. Każde takie miejsce może być potencjalnym więzieniem dla Czarnej Damy… chociaż nie, musiałbyś w tym wypadku wypatrywać bunkra przeciwatomowego, albo kogoś zdolnego taki schron rozwalić kichnięciem. Ewentualnie interesują nas miejsca odgrodzone od słońca, albo takie w które można to słońce znienacka wpuścić. No i oczywiście każde nietypowe zachowanie kręcących się tam osób. Dziwne znamiona, deformacje, nadludzka szybkość, albo inne rzeczy świadczące o tym, że ktoś mógł byś uczestnikiem tajnego rzędowego projekty pod kryptonimem “Kapitan Ameryka”. Możesz też wypatrywać czegoś związanego z rekinami, ale kultyści są raczej pionkami...choć mając to co zostało im skradzione pozbylibyśmy się części przeciwników. Poza tym jak już jesteśmy przy mistycyzmie i kultach możesz zbadać aurę i sprawdzić czy nie ma upiorów, albo czy gdzieś nie wala się jakaś kupka popiołu… - powiedziała także uśmiechając się łobuzersko. - Jak coś mi jeszcze przyjdzie do głowy na pewno dam znać - dodała.
Gold słuchał uważnie, kiwając od czasu do czasu głową.
Wtem do pokoju wpadli Red, Blue i Black.
- Znaleźliśmy człowieka-rekina! - oznajmił Blue.
- Pan Grin próbował go złapać… - wydyszał Red.
- Ale ręce mu eksplodowały! - dokończył Black.
- Właściwie to wyglądało to bardziej, jakby wyrosły mu krwawe kolce na przedramionach - poprawił Red. - Kazał nam uciekać, a sam rzucił się do oceanu i odpłynął.
- Bez gracji, ale imponująco sprawnie, biorąc pod uwagę obrażenia - dodał Black.
- A człowiek-rekin? Gonił za wami? Czy za nim? - dopytywał Gold.
- Właściwie to się roześmiał - odpowiedział Blue.
- Nie wyglądało na to, że ma ochotę na pościg - potwierdził Red.
- To gdzie jest teraz? - dopytywał Gold. - Musimy go znaleźć i pomóc mu zanim się wykrwawi.
- Popłynął w kierunku północnym - stwierdził Black. - Możemy iść przeszukać plażę. Ale lepiej weźmy ze sobą cięższy sprzęt.
 
Shinju jest offline  
Stary 11-03-2020, 10:24   #39
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Pierwsze co zrobiła Roxi słysząc tą opowieść to palnęła się w czoło i stwierdziła, że wolałaby już żeby się porzygał, a nie łapał kogoś z nie swojej ligi.
- Mam podłączenie do jego telefonu, jeśli go nie zgubił to zaraz go zlokalizuje. Nigdzie się nie ruszajcie dopóki tego nie ustale. I jeszcze jedno ważne pytanie na oko ile krwi stracił? Siadać i dokładnie na spokojnie opiszcie mi całe zdarzenie. Który miał najlepszy widok? - zadecydowała, już wyszukując Marlo w komputerze.

- No i o ile telefon przetrwał spotkanie z oceanem - mruknął Black. - A ile krwi stracił… ciężko stwierdzić, było ciemno. Jeśli rozerwało mu ważne tętnice i żyły, to znajdziemy tylko jego zwłoki. Jeśli nie… ma szansę.
- Nie wyglądało, żeby mocno krwawił, ale rzeczywiście miejsce było słabo oświetlone, więc nie mogę ręczyć - dodał Red.

- Wątpię, żeby ktoś taki jak on miał telefon, który tak łatwo się utopi - powiedziała szukając go na mapie miasta. - Jest! Blue, jedź tam po niego, tylko ostrożnie i spokojnie, może być w szoku i zachowywać się nieprzewidywalnie. Sprowadzę tu jego lekarza i wsparcie duchowe… - powiedziała po czym podała komputer Blue, samoa zaś poszła do sypialni. Obudziła dziewczynę, z której się dziś napiła.
- Sprowadź tu pięć świeżych dziewczyn, najlepiej takich, które dawno u niego nie były. Pozostałe odpraw jak najszybciej - poleciła stanowczym, władczym głosem.

- Co? Dobrze… - powiedziała dziewczyna bojąc się z nią kłócić. Zaczęła wzbudzać śpiącej koleżanki. Zaczęła dzwonić.
- Będą pod Sześcianem najszybciej za 15 minut. - Poinformiwala.
W tym czasie Marlo wlókł się do Sześcianu wybierając najmniej uczęszczana drogę. Gdzieś w połowie przypomniał sobie ubranie które ma na sobie jest całe we krwi, więc rozebrał się i wrzucił je do kosza. Mniej więcej wtedy natknął się na Blue. Szczęśliwie pamiętał wyjąć komórkę i zabrany portfel.
- Fajnie że jesteś. - skomentował. Pozwalając mu się „zgarnąć”.
- Lubiłem ten dres. - powiedział z żalem. Siedząc w samochodzie w bieliźnie i adidasach. I… W sumie to głupie ale był nawet z siebie zadowolony. Jakby nie patrzeć nie zginął i... Blue co prawda naciskał żeby wszystko opowiedział ale Marlo powiedział że jest zmęczony i opowie wszystko jak trochę odpocznie. Przyjął tez od najemnika koc z apteczki samochodowej bo ponoć wyglądało przemarzniętego. W końcu zatrzymali się pod Sześcianem i DJ powlókł się do klubu.

Roxi wyszła z sypialni za ostatnią dziewczyną. Nie musiała czekać długo jak pojawił się Pan i Władca tego kawałka podłogi, w kocu aptecznym i chlupoczący adidasach.
- Słowo daję sprawiasz, że cały mój klan wstydzi się przy tobie za za swoje nikłe szaleństwo - skwitowała tylko jego wygląd. - Widzę, że rekin porwał ci tylko ubranie i to doszczętnie. Dobrze że buty oszczędził. Idź do siebie, zaraz powinno pojawić się wsparcie medyczno-duchowe - dodała, tonem jak wściekła, ledwo trzymająca się w ryzach matka wyjątkowo niesfornej gromadki. Po czym usiadał na kanapie i nic więcej nie mówiąc skrzyżowała ręce na piersi.

- No co źle się szło w mokrych ciuchach. A on zabił gościa pod moim klubem musiałem go powstrzymać. Tylko…. Cholera był lepszy… - powiedział patrząc na dziewczyny i przełykając mimowolnie ślinę.
- Wychodzicie? - zapytał.
- Tak ale zaraz przyjdą inne. - powiedziały po kolei całując go w policzek i wychodząc. Marlo podrapał się po głowie. Nic z tego nie rozumiał.
- Dobra idę się ogarnąć i zaraz do was przyjdę. - powiedział chcąc się wykąpać i ubrać w coś wygodnego starając się przy tym zapomnieć że jest głodny. W końcu zszedł na dół po jakiś niepełnych dziesięciu minutach przebrany w wygodny czarny dres i szeroki biały szlafrok. Jeszcze jak schodził to wycierał głowę ręcznikiem. Przeniósł wzrok na najemników.
- Rozumiem że wszyscy cali. - zapytał.

- My tak, ale Pan… Jak? Widzieliśmy przecież, że człowiek-rekin poranił Panu ręce.

Marlo potarł kark. Chcąc nie chcąc zmusił się do tego by wydać krew na prezencję. Wiedział że postawiony do muru lepiej radzi sobie z głodem niż większość jego pobratymców. Rzucił na podłogę ręcznik którym wycierał głowę.
- No więc, zaczął oblizując usta. - wiecie, że ja i Roksi należymy do stowarzyszenia. Ale… Nie wiecie, że… Tam… Bierze się różnego rodzaju środki aktywne biologicznie. One zmieniają organizm. Umożliwiają szybsze poruszanie i wzmacniają siłę, regenerują. Niestety… Kosztem alergii na słońce. Ale spokojnie jest to odwracalny proces. Mam nadzieję że zachowacie to dla siebie dla swojego i mojego bezpieczeństwa. - powiedział przyglądając się każdemu najemnikowi z osobna. I to wcale nie tak, że widział ciepło bijące z ich krwi. To był tylko drobny szczegół… Detal.

Roxi tylko uniosła brew słuchając tego z niedowierzaniem. Nie sądziła żeby najemnicy uwierzyli w taki kit, ale być może wytłumaczą sobie to tym że Marlo w to wierzy. Im dłużej pracowała z nim nad tą sprawą tym bardziej miała wrażenie, że to kolejny chory test Vincenta, który chce sprawdzić jak sobie poradzi z… prawdziwym szaleństwem… ekstremalną sytuacją? Sama nie była pewna na czym ma ten test polegać. Ale wiedziała że musi go zdać, żeby nie dać mu satysfakcji, że przegrała.
- Lepiej idź, na konsultacje medyczne, bo niedługo świta - fuknęła nie patrząc na niego.

- "Zmieniające organizm środki aktywne biologicznie"? To dość ogólnikowe - mruknął Black.
- Zapewniają supersiłę, superszybkość i regenerację? Gdzie można się na coś takiego zapisać? - zapytał żartobliwie Blue.
- I oczywiście, że zachowamy to w tajemnicy - zapewnił pośpiesznie Gold. - Może pan być spokojny.

-A chcielibyście…? - zapytał patrząc na Blue.

Roxi potarła skroń.
- IDŹ JUŻ! - warknęłą. - Ja w każdym razie idę spać - burknęła mając nadzieje, że nie zastanie następnej nocy wyssanych najemników.... Poszła sztywno do swojego składziku na miotły, zamknęła wszystko dokładnie, weszła do szafy i nastawiła budzik, licząc że szybko zaśnie.

Po tym jak pracodawca i jego współpracowniczka udali się na spoczynek, najemnicy stwierdzili, że mają wolne i poszli odstresować się nieco przy grach komputerowych. I omówić całą sytuację i to jak powinni dalej działać…
---
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 11-03-2020, 14:03   #40
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Druga noc od wydarzeń na stadionie.

Ethan zbudził się odświeżony, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Krew funek, którą wypił przed udaniem się na spoczynek przywróciła mu siły i humor. Był gotów podjąć nowe wyzwania, które go czekały tej nocy. Zauważył, że czekały na niego wiadomości na automatycznej sekretarce.

Podszedł do niej i otworzył nagranie trzymając kciuki za to żeby Eli pamiętało o psie dla niego.

Pierwsza wiadomość była od Elizabeth, która prosiła o pilny kontakt.
Druga wiadomość była od komendanta policji w sprawie udostępnienia materiałów z zewnętrznego monitoringu Sześcianu.
Trzecia od Ryu Kiwamiego, który chciał wiedzieć, kiedy Sześcian wznowi działalność, bo przestój się negatywnie odbija na interesach.

Marlo uśmiechnął się. Chyba wreszcie będzie miał tego psa, nawet jeśli będzie kompletnie bezużyteczny. To chociaż będzie go miał. Przy prośbie policji zastanowił się chwilę. Niekoniecznie chciał żeby ludzie widzieli jak drugi człowiek odgryza głowę innemu. Sam najpierw musiał to obejrzeć. Ale… Wiadomość od Ryu… Go zastanowiła. Bo dlaczego nie miałby zorganizować imprezy. Kto wie czy nie ostatniej. Co to właściwie zmieni. Jego wrogowie byli tak silni, że do pięt im nie dorastał. A może po prostu powinien rzucać w nich granaty. W końcu wyciągnął telefon i postanowił zadzwonić do Elizabeth. To było na razie najprostsze.
-Eli. - zapytał.

- Dobry wieczór panu. Proszę o wybaczenie, ale zacznę od niefortunnej wiadomości: wczorajszej nocy, niedaleko Sześcianu, znaleziono zwłoki. Ofiarę napaści. Powinien się pan spodziewać telefonu od komendanta w kwestii udostępnienia nagrań z monitoringu... Bardzo przykra historia - dodała.

-Tak wiem. - powiedział masując sobie skronie. Nie bardzo podobało mu się na dzień dobry przypomnienie mu o wczorajszej nocy. No ale chociaż nikt go nie nakrył jak półnagi wracała do klubu a to już coś.

-Znalazłaś szczenika? - zapytał.

Chwila ciszy.
- Nie, proszę pana. Nie znalazłam szczeniaka. Proszę o wybaczenie - odpowiedziała wreszcie, niemalże spokojnym głosem. - Kolejną sprawą, o której muszę pana poinformować, że reporterka o imieniu Alexandra Lemoart zaczęła dopytywać się o powód zamknięcia Sześcianu i wydaje się nie akceptować naszego oficjalnego oświadczenia.

-To powiedz jej że mam problem z prochami i przeżywam załamanie nerwowe. Szmatławce to kochają. - machnął ręka.
-Zreszta to nie będzie dalekie od prawdy jak w końcu oszalej przez tą całą sprawę. Jest jeszcze ktoś kto się do mnie dobija? - zapytał.

- Właściwie… - zawahała się. - Właściwie to od dwóch dni… a właściwie od dwóch nocy, bo te telefony otrzymuję jedynie w tej porze… domagają się kontaktu z panem pewne dziwne osoby. Twierdzą, że są pana dalekimi krewnymi, ale sądziłam, że to jakiś żart albo oszustwo. Może jednak lepiej, aby pan o tym wiedział.

Marlo poczuł jak przebiega go dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
-Czy to była kobieta? Jakieś 20 lat starsza ode mnie. Ładna, brunetka. Włoszka… - instynktownie pomyślał o swoje matce. Swojej prawdziwej matce i to że nie widział jej od 15 roku życia kompletnie nie miało w tej chwili znaczenia.

Kolejna chwila ciszy.
- Przez telefon ciężko określić powierzchowność rozmówcy, proszę pana… Był mężczyzna, po głosie sądząc młody, imieniem Randolf. Kolejny mężczyzna, który nie przedstawił się w ogóle. Kobieta imieniem Yvaine. Kolejna kobieta, która mówiła o sobie per "Królowa Cierni". I osoba, która przedstawiła się imieniem "Róża" mimo, że głos był wyraźnie męski, choć łagodny. Czy którekolwiek z tych imion coś panu mówi?

Marlo zastanowił się. Miał psychofanów, nawet niedawno zaczepiło go dwóch Rusków. Chociaż teraz jak sobie o tym przypomniał to wydawało mu się to wieki temu.
-Eli jak zadzwonią to umów mnie z nimi. Ja nie wiem kim są ale jeśli jest chociaż cień szansy że coś wiedza o mojej przyjaciółce to muszę z nimi porozmawiać. - westchnął.
-Czy jest jeszcze coś o czym mi nie mówisz?

- Przyznaję, że zwalniam pana z konieczności podejmowania większości codziennych decyzji, dzięki czemu nie musi się pan w ogóle pojawiać w biurze i prawie nigdy na spotkaniach biznesowych, co wiąże się z tym, że pewne, jak uważam, mniej istotne informacje, mogą nie docierać do pańskich uszu. Jeśli to podejście przestało pana satysfakcjonować, możemy je zmienić. Postaram się też dostarczyć panu szczegółowe raporty, proszę tylko się przygotować na lekturę liczoną w setkach stron - odpowiedziała tonem, w którym pobrzmiewała lekka uraza i cień niepewności. - Jeśli zaś chodzi o tych dzwoniących, zrobię jak pan sobie życzy. Chociaż jedna z nich, kobieta przedstawiająca się jako Królowa Cierni, proponowała spotkanie w Pole Position, ale uznałam to za niestosowny żart, biorąc pod uwagę renomę tego klubu.

-Eli to nie tak wiesz że nie jestem ci wdzięczny. Po prostu ostatnio dzieje się w moim życiu odrobinę za dużo i usiłuje wszystko ułożyć sobie w głowie. A no i jak ta królowa czegoś tam się odezwie jeszcze raz to powiedz że przyjdę. Jestem naprawdę zdesperowany i poszedłbym nawet na spotkanie na cmentarzu jakby sobie tego zażyczyła. - przerwał na chwile. Przybrał milszy ton.
-Ale Eli… Tego psa to tez chce. Proszę pamiętaj o nim.

- Choćbym chciała, nie pozwala mi pan zapomnieć. Życzę bezpiecznej nocy - pożegnała się.

Marlo pożegnał się i się wyłączył podszedł sprawdzić czy Roksi i najemnicy są już na nogach.
-Wszyscy wypoczęci? - zapytał poniekąd sprawdzając morale w swoim zespole.

Członkowie Login Restrictions, znów bez Golda w składzie, potwierdzili, ale jakoś niemrawo, bez przekonania.
- Słuchał pan wiadomości? - zapytał Black. - W mieście się dzieje. Pożar w Downtown, podpalenie, podejrzewają, że odpowiedzialna jest coraz agresywniejsza grupa anarchistyczna. W Małym Haiti ktoś wysadził samochód granatem. Dwie osoby zginęły, nie udało się ich jeszcze zidentyfikować. A w Porcie kolejna gangsterska strzelanina. Do tego to morderstwo, o którym my wiemy, że stoi za nim blond-rekin. Media mają o czym nadawać…
Chwilę później głos zabrał Red.
- Nie sądzi pan, że powinniśmy podjąć jakieś bardziej zdecydowane kroki? Ostatecznie pana przyjaciółka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a pan znika na większą część doby i pojawia się tylko na kilka godzin w nocy, podczas których służymy głównie za prywatną taksówkę - w jego głosie słychać było wyraźną frustrację.
- Spokojnie, pan Grin płaci nam za zapewnianie mu ochrony, nie za ratowanie porwanej - upomniał go Blue, popijając colę.

Roxi wstała sama. To znaczy budzik ją obudził, ale nikt nie musiał fatygować się do składziku, żeby ją stamtąd wyciągnąć. Przyszła znów szorując zeby i powarkując coś pod nosem, była też lekko rozczochrana. Wyglądała na kogoś kto wstał lewą nogą, o ile z szafy można wstać lewą nogą. Spojrzała po zebranych w sali, po czym znów zniknęła by wypłukać usta.
- Gold na zwiadzie? - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Właśnie Ethan, czego ty właściwie oczekujesz od swoich najemników i pomocy wysępionej od księciunia? Mamy Czarną Damę znaleźć, czy tylko ochronić twój tyłek? Bo jeśli to drugie, to sory bardzo, ale ja ci nie jestem potrzebna - powiedziała głośno.

Etan zmarszczył brwi. Widać towarzystwo zaczęło czuć się w jego chacie „zbyt pewnie”.
-Cisza. - warknął sfrustrowany.
-Jak wczoraj chciałem iść po walizkę stwierdziłaś że mam siedzieć na dupie a teraz robisz mi wyrzuty. Zastanów się..- powiedział do wampirzycy i przeniósł wzrok na najemników.
-A wy już na serio zapomnieliście człowieka rekina? Pomyślcie że mojej przyjaciółki może pilnować z 10, czy może nawet ze 100 takich jak on. A on wczoraj przykro mi to mówić ale właściwie wyświadczył nam cholerna przysługę że nas nie pozabijał. - westchnął.
-Ja mimo że próbuje nie jestem dość silny żeby was obronić. - znowu spojrzał no Roksi.
-A może chcesz ode mnie misji samobójczej. Ja serio pomału oswajam się z myślą że nie przeżyje końcu tygodnia. I nawet chyba mi ulży jak to wszystko po prostu się zakończy.

- Nie zapomnieliśmy. I jesteśmy wkurwieni, że tak daliśmy ciała - odparł Blue.
- Gdybyśmy wiedzieli, że mamy do czynienia z supermutantem, lepiej byśmy się przygotowali - oświadczył Black. - Już wcześniej mieliśmy do czynienia z nietypowymi przeciwnikami…
- Ale niestety nie możemy rozmawiać o szczegółach, ze względu na tajemnicę zawodową - wtrącił się szybko Red.
- I nie pan sobie wsadzi tą gadkę o bronieniu nas - uniósł się Black, wstając. - To my tu jesteśmy od bronienia pana. Zamiast nas "chronić" niech pan nam lepiej mówi z czym dokładnie mamy do czynienia, a my załatwimy resztę. Nawet jeśli by się miało zrobić niebezpiecznie. Taką mamy robotę, do kurwy nędzy, zagrożenie życia to dla nas nie nowość!
- Zachowujesz się nieprofesjonalnie - upomniał go spokojnie White. - Chociaż przyznam, że zgadzam się z wyrażanym przez ciebie sentymentem.

- Chciałeś zrobić cytuję “nalot”, bez przygotowania, bez wiedzy z czym dokładnie mamy do czynienia. Tak samo spontanicznie i idiotycznie jak to zrobiłeś idąc szukać rekina. A tu już wiedziałam mniej więcej czym on dysponuje i że prawdopodobnie będzie silniejszy od ciebie. Odnoszę wrażenie, że interesuje cię tylko twój klub i ten głupi pies którego nie udało ci się adoptować. I nawet nie wiem czy myślisz poważnie o odzyskaniu Czarnej Damy. Nie znam zasad panujących w twoim klanie, ale jeśli ja wiedziałbym, że ktoś porwał Vincenta, to wiedząc, że nie jestem w stanie mu pomóc swoimi siłami, albo siłami swoimi, wynajętymi i wypożyczonymi, szukałbym pomocy głębiej, dalej. Ona być może też ma kogoś wyżej w hierarchii, kto jest zainteresowany jej losem. A ty poszedłeś tylko do Harpi i dałeś mu się spławić. Zapytam raz jeszcze Ethanie Grim, czy mam się skupić na sprowadzeniu Czarnej Damy, czy interesuje cię tylko twój własny, zimny tyłek? - warknęła mając dość gadki Marlo o tym że jest zbawicielem świata, a oni wszyscy się opierdalają i tylko fochy stroją.

-Łatwo ci mnie krytykować co? - warknął.
-Dajesz mi rady z dupy wzięte. Do kogo miałem isc jak nie do mojego klanu co? Sam nie wiem patrząc na to jak epicko olali sprawę czy w tym nie siedzą. To samo tyczy księcia. Rzeczywistość jest taka że jestem sam. Nie ma żadnego silnego zbawiciela do którego mógłbym się zwrócić. I nie wiem jak miałbym to wszystko załatwić „osobiście” jak każdy z tych skureieli jest mnie w stanie załatwić z rękami związanymi za plecami. I tak skupiam się na życiu. Swoim życiu żeby nie oszaleć. Bo… Po prostu kocham Noctrum wiesz. Ona jedna potrafi mnie zrozumieć wie o czym myślę co czuje jeszcze za nim to powiem. A ona może już nie żyć. Rozumiesz to? - warknął.

Roxi ugryzła się w język by nie powiedzieć, że Nocturn nie żyje od dawna, ale powstrzymała się ze względu na obecność najemników. Wiedziała też nie od dziś, że Marlo ma straszne problemy z zaakceptowaniem swojego stanu życia. Wzięła kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić, mimo że dobrze wiedziała, że to nie pomoże, nie tylko dla tego że już dawno przestała oddychać.
- Zakładając z góry coś takiego i sabotując działania jedynej osoby, która chce ci pomóc sam skazujesz ją na śmierć, a jeśli uważasz, że zrobiłeś dość żeby twój klan cię wysłuchał i ci pomógł to ja się w to wtrącać nie będę. Jednak jeśli uważasz, że rozpoznanie i sprawdzenie potencjalnego przeciwnika jest radą z dupy, to jesteś większym pacanem niż sądziłam - warknęła. - Gold robi zwiad w salonie w którym zniknęła walizka. Mam nadzieję że wróci cały. Ja idę coś zjeść. Jak wrócę masz się zdecydować, czy nadal będziesz robił co ci się żywnie podoba na hura i spontana, aż cię ktoś w końcu skutecznie zabije, albo przekażesz całkowicie dowodzenie i wszelkie decyzje w tej sprawie mnie - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła.

Marlo uderzył się sfrustrowany w głowę.
-Idiotko Gold może przez ciebie zginąć! On kurwa nie wie jakie to niebezpieczne. - spojrzał na najemników którzy przysłuchiwali się całej tej rozmowie. Naprawdę pojęcie nie miał ile Eli im zapłaciła ale musiało być dużo skoro jeszcze przy nim stali. Usiadł.
-Słyszeliście wszystko. Jeśli macie jakiekolwiek pomysły co można by zrobić zamieniam się w słuch. Mi się chyba już skończyły.
 
Shinju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172