Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2020, 23:55   #30
PeeWee
 
PeeWee's Avatar
 
Reputacja: 1 PeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputacjęPeeWee ma wspaniałą reputację


No. 5.0

Wszyscy wartościowi ludzie w Rosji, wszyscy ludzie niezbędni Rosji, wszyscy pili jak świnie. A zbędni i głupi - nie, ci nie pili.
Wieniedikt Jerofiejew


Kuznieckij most, to tutaj wśród tłumu ludzi powracających z pracy Tinka spotkała się z resztę ekipy. Towarzyszyła im jakaś elegancka damulka, która posiadała niezwykle przyjazną i znajomą twarz.
Jelina Gruszczenko - przedstawiła się szybko i przypieczętowała nowo zawartą znajomość, mocnym uściskiem dłoni.
Stacja metra o tej porze tętniła życiem. Tłum ludzi przelewał się przez perony w obie strony, niczym rwąca rzeka.
Przewodniczka, co i rusz spoglądała dyskretnie za siebie oraz uważnie przyglądała się wszystkim wokół. Praktycznie całą drogę milczała, ograniczając się tylko do komend wskazujących drogę.

Ivan i Zoja opuścili budynek banku wychodząc przez podziemne przejście. Przemierzając piwniczny korytarz czuli się trochę nieswojo i ciągle dręczyły ich niepokojące myśli, czy dokonali właściwego wyboru zawierzając osobie o której nic nie wiedzieli.

Tunel wyprowadził ich na ciasne podwórko na którym grupa dzieciaków grała w pikuty. Na widok wyłaniających się z piwnicy ludzi, małolaty znieruchomiały nie bardzo wiedząc czego mogą się spodziewać. Uważnie obserwowali szybko oddalających się dorosłych i po kilku chwilach z ulgą wrócili do swojej gry.

Wspomnienia powróciły. Niezliczone godziny zabawy spędzone na zdawać by się mogło niebezpiecznej zabawie. Przyprawiające o dreszcz rozkoszy odkrawania kawałek po kawałku terytorium przeciwnika. Bezkrwawa wojna, która w naturalny sposób wyłaniała przywódców, kształtowała ambicje i charaktery, a wszystko to wśród śmiechów, przyjacielski uszczypliwości.


***
Pociąg zatrzymał się na stacji z okrutnym zgrzytem kół. Dźwięk ten brzmiał, jak ostrzeżenie. Przeciągłe wycie przywódcy, który alarmuje swoje stado o zagrożeniu. Skóra na karku Ivana zjeżyła się, a zimny dreszcz przeszedł po ciele Tinki.
Gruszczenko mimo wysokich szpilek, podbiegła do ostatniego wagonu i wsiadła do niego tuż przed zamknięciem drzwi.
Pociąg ruszył, a pani prezes z uwagą śledziła oddalający się peron.
- Na następnej stacji wysiadamy - wyjaśniła krótko - Trzymajcie się blisko mnie i postarajcie nie zwracać na siebie uwagi.

Podróż do Kitaj-gorodu trwała nie dłużej niż cztery minuty. Gdy pociąg zatrzymał się, Gruszczenko jako pierwsza wysiadła z wagonu i szybkim krokiem ruszyła w kierunku końca peronu. Tuż przed wylotem tunelu za pleksiglasowy płotkiem, znajdowały się drzwi do jakiegoś pomieszczenia technicznego. Nie zważając na liczne znaki ostrzegawcze, zabraniające wejścia, kobieta odsunęła bramkę i stanęła przed drzwiami z czerwonym napisem na żółtym tle “Dozór tech.. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”
Szybkim, pewnym ruchem Gruszczenko umieściła klucz w zamku, jakby otwierała właśnie własne mieszkanie. Uchyliła drzwi i wewnątrz natychmiast pojawiło się światło, najpewniej uruchomione za pomocą czujnika ruchu.. W jej żółtawym blasku lampy widać były betonowe schody prowadzące w dół oraz małą metalową skrzynkę zawieszoną na ścianie.
- Szybko, szybko - ponagliła Gruszczenko przytrzymując drzwi.


***
Oficjalnie stacja Kitaj-gorod posiada dwa poziomy. Na pierwszym mieszczą się perony linii nr 6, którą można było dojechać aż do stacji Miedwiedkowo, czyli na północno-wschodni kraniec Moskwy. Na drugim poziomie zatrzymują się pociągi linii nr 7, która kończyła się pod samym kanałem łączącym rzeki Moskwę i Wołgę.
Gdy trójka wychowanków domu dziecka zeszła po betonowych schodach, które wskazała im Gruszczenko okazało się, że istnieje jeszcze jeden poziom.
O istnienie trzeciego poziomu owiane było tajemnicą i wiedziało o nim niewiele osób.

Mieścił się on naprawdę głęboko, gdyż na pokrytym błękitnym marmurem peronie panował iście syberyjski chłód. Zimny wiatr hulał w pustych tunelach i kręcił oberki na prawie pustym peronie. Stacja o dziwo nie wyglądała wcale na opuszczoną i zapomnianą. Wręcz przeciwnie, posadzka lśniła czystością i nie sposób było uświadczyć na niej, choćby jednego śmiecia. Pośrodku ściany na której zazwyczaj umieszczane są różne billboardy, znajdował się ogromny portret generalissimusa w białym, galowym mundurze. Mozaikowy Stalin czujnym okiem obserwował wszystkich przybywających na tajny poziom stacji Kitaj-gorod.
- Mamy szczęście - powiedziała Gruszczenko wskazując elektroniczny zegar zawieszony na jednej z kolumn.
Zegar odliczał czas do przyjazdu kolejnego pociągu. W tym momencie wskazywał on minutę i czterdzieści pięć sekund.

Na przybycie pociągu czekała jeszcze dwójka pasażerów. Stali oni w totalnym bezruchu, niczym teatralne kukły. Obaj otuleni w długi, obszerne szaty na podobieństwo rzymskich tog. Ich twarze skrywały kaptury, a pod pachą każdy z nich dzierżyli grube księgę oprawioną w czarną skórę.
- To referenci. Są raczej niegroźni, ale lepiej nie rzucać się im w oczy. Jak już zaczną spisywać te swoje protokoły, to człowiekowi może życia nie starczyć, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania.


***
Gdy elektroniczny zegar skończył odliczać czas, na stację z cichym szmerem wtoczył się, lśniący, miedziany wagon o obłych kształtach rodem z filmów science-fiction z lat 50-tych.
Drzwi rozsunęły się i dwóch referentów dosłownie wsunęło się do środka. Ich ruch przypominał przesuwanie figury szachowej po planszy, a nie normalne kroki.
Gdy ekscentryczni osobnicy zajęli miejsca, do wagonu weszła Gruszczenko.
- Mam nadzieję, że oni zaraz wysiądą - szepnęła nachylając się w stronę wychowanków Jeremiejew - wolałabym nie podróżować z nim dłużej.

Drzwi zasunęły się i pociąg ruszył bezgłośnie z miejsca.


***
Podróż należała do przyjemnych, wygodnych i dość niezwykłych. Wagon pokonał sześć stacje z czego tylko na dwóch się zatrzymał. Na jednej wysiedli referenci, a dosiadł się karzeł o długich rękach, pokryty w całości gęstym futrem. Gruszczenko nazwała go domowojem i także radziła nie zwracać na niego uwagi. Ponoć istoty z jego gatunku od czasów, gdy ludzie przestali w nie wierzyć tułają się bez celu, niczym kloszardzi i szukają towarzystwa. Jak się przyczepią do człowieka, to potrafią być gorsze niż kundel przybłęda, który poszukuje nowego pana.

Na szczęście zamyślony domowoj wysiadł na następnej stacji i nawet nie zwrócił uwagi na czwórkę ludzi siedzących na końcu wagonu.


***
Po półgodzinnej jeździe, grupa dotarła w końcu do celu. Okazała się nim mała stacyjka z wyglądu przypominająca zapomniany wiejski peron. Mimo braku słońca rosła tutaj wysoka trawa, a nawet dało się słyszeć jakieś świerszcze.
- Jesteśmy prawie na miejscu - zakomunikowała po wyjściu z wagonu - Teraz musimy już iść pieszo.

Droga wiodła najpierw betonowymi schodami w dół, a później długim, wąskim korytarzem. Gruszczenko lawirowała pomiędzy licznymi odnogami, jakby znała topografię tego miejsca na pamięć.
W końcu po kilku minutach marszu, grupa dotarła do owalnej komnaty o rozmiarach boiska piłkarskiego. Zwieńczona była ona betonową kopułą, która zapewne z racji wieku popękała w wielu miejscach.
Pośrodku komnaty ustawiono liczne, kolorowe namioty, jakby ktoś postanowił zorganizować tutaj cygański zlot.
- Witajcie - rzekł wysoki mężczyzna o semickiej urodzie. Wyszedł on właśnie z jednego z namiotów i wolno szedł w stronę grupy. Ubrany był w czarną aksamitną koszulę oraz bufiaste spodnie w dwukolorowe pasy. Na jego ramieniu siedział tłusty szczur, który malutkimi ślepiami wpatrywał się w nowo przybyłych.
- Zapraszam. Wejdźcie w moje skromne progi.


***
Namiot do którego zostali zaproszeni wychowankowie Jeremiejewa, wewnątrz wyglądał na o wiele większy niż zdawał się być z zewnątrz. Jego wystrój był godny jakiegoś arabskiego szejka, albo cygańskiego króla.Stoły, krzesła, dwa olbrzymie łóżka z baldachimami, liczne skrzynie ustawione w rzędzie, na podłodze perskie dywany oraz wysokie, srebrne kandelabry w których umieszczono kuliste świece.
- Siadajcie - rzekł mężczyzna wskazując jeden z stołów.
Ze stojącego tuż obok kredensu wyjął dużą butelkę okowity oraz z przygotowanym zawczasu półmiskiem na którym w dużej ilości prezentowały się pokrojone grubo wędliny, kiełbasy i sery. Na osobnym talerzu gospodarz położył połeć słoniny w który wbity był inkrustowany kindżał.
- Czym chata bogata - rzekł po czym sprawnym ruchem, godnym iluzjonisty, zaczął ustawiać na stole kieliszki, które dosłownie materializowały się w jego dłoni.
- Za spotkanie - dodał nalewając każdemu solidną porcję okowity.
- Wielce jesteśmy radzi z twojej gościmy Michale Piotrowiczu, ale jak wiesz czas nas goni. - wtrąciła Gruszczenko.
- Ależ oczywiście. To zrozumiałe. Jak zwykle zagoniona.
- Nie żartuj sobie. Nie każdy może żyć tak, jak ty. Mniejsza jednak o to. Zaopiekuj się naszymi gośćmi i jeśli to możliwe udziel im gościny.
- Naturalnie. Mój dom jest od teraz ich domem. - Michał Piotrowicz usiadł na krześle i wzniósł kieliszek w geście toastu. Wychylił zawartość jednym haustem i zagryzł sporym kawałkiem suszonej kiełbasy.
- Skup się Michale. Wiesz jak się sprawy mają, więc nie będę tłumaczyć. Zaopiekuj się naszymi gośćmi i zapewnij im bezpieczeństwo oraz przesyłce, którą przynieśliśmy. Ja muszę wrócić na górę i przyspieszyć spotkanie z Dozorcami. Oprycznina była u mnie i wygląda na to, że wiedzą więcej niż sądziliśmy.
Gospodarz pokiwał ze zrozumieniem głową i ponownie napełnił swój kieliszek.
- Zostawiam was w dobrych rękach. - rzekła Gruszczenko zwracając się do wychowanków Jeremiejewa. Michał to dobry człowiek, choć ma bardzo swobodny styl bycia.
- Ja wszystko słyszę - krzyknął gospodarz.
- I bardzo dobrze, to żadna tajemnica. Pilnujcie depozytu i czekajcie na wiadomość ode mnie. Mam nadzieję, że uda mi się przyspieszyć spotkanie. Zostawiam was w dobrych rękach.


***
Jelina Gruszczenko wyszła i przez kilka chwil wewnątrz namiotu panowała niezręczna cisza. Ivan, Zoja i Tinka zostali wywiezieni nie wiadomo dokładnie gdzie i porzuceni bez słowa wyjaśnienia. Wyglądało, to co najmniej dziwnie.
Gospodarz potrafił się jednak odnaleźć w sytuacji i spróbował przełamać lody.
- Jestem Michał Piotrowicz Radomski. Pochodzę z polskiej szlachty i muszę dodać, że niezbyt się to widzi innym starszym, ale nic z tym nie mogą zrobić. Jak zdążyliście zauważyć, nasza kochana Jelina, nie darzy mnie zbyt wielkim szacunkiem, ale przyprowadziła was do mnie, bo nie miała innego wyjścia. Gwarantuje wam, że gdyby tylko mogła was zaprowadzić gdziekolwiek indziej, to na pewno by to zrobiła. Tylko, że nie może i oto gościcie w moich skromnych progach. I nawet nie wiecie jak się to dobrze składa. Może wódeczki - zaproponował ponownie gospodarz, po czym wychylił kolejną setkę.
Westchnął ciężko, zagryzł kawałkiem słoniny i kontynuował przemowę.
- A teraz do rzeczy. Macie depozyt Jeremiejew i pewnie nawet nie przypuszczacie jak wiele osób będzie chciało go dostać. Te wszystkie staruchy, aż się trzęsą żeby otworzyć skrzyneczkę. Wiecie, co jednak jest najśmieszniejsze. Żaden, ale to żaden z nich nie wie, co jest w środku. Jednocześnie boją się i są ciekawi, co to może być i dlaczego Papcio przekazał ją wam, a nie im. Ten wasz przyszywany tata wierzył, że jesteście cudowni, wybrani, boscy i w ogóle. Większość twierdzi, że to bzdura, ale tolerowali te jego sumeryjskie bredni, tylko z jednego powodu. Papcio miał wielką wiedzę i jeszcze większą moc. Potrzebowali go do tych swoich projekcji i tyle. Mieli go za takiego miłego staruszka, trochę szalonego, ale niegroźnego. Tylko ja widziałem, że pod tą przykrywką wariactwa, jest iskra geniuszu..Papcio miał jakiś plan. Nie będę kłamał, że wiem jaki i nie wiem, czy wy faktycznie jesteście jakimiś wybrańcami, ale to nie ma znaczenia. Ważne jest tylko to, że możemy sobie pomóc. Tylko wiecie? Pełna konspira. Trzeba to rozegrać sprytnie, bo staruchy mogą się kapnąć, a po co robić sobie kolejnych wrogów. Nie? Mamy trochę czasu nim wróci nasza królowa i możemy sobie poga….

Michał Piotrowicz Radomski przerwał w pół słowa, bo na stół wbiegł szczur. Stanął na dwóch łapkach i zaczął popiskiwać.
- Kurwa! - zaklął gospodarz i uderzył pięścią w stół - Poczekajcie tutaj. Muszę iść coś sprawdzić.
Mężczyzna podniósł się z krzesła, ale nie zdążył zrobić dwóch kroków, gdy wnętrze betonowej kopuły wypełnił głos wydobywający się z milicyjnych szczekaczek.
- Tutaj Oprycznina. Pozostańcie na miejscach i przygotujcie dokumenty do kontroli. Powtarzam! Proszę pozostać na miejscach i przygotować dokumenty!
Michał Piotrowicz wyjrzał z namiotu przez szparę i ponownie siarczyście zaklął.
- Skurwysyny nas otoczyły!. Co robić? Co robić? Myśl Michale! Myśl!
 
__________________
>>> Wstań i walcz z Koronasocjalizmem <<<
Nie wierzę w ani jedno hasło na ich barykadach
Illuminati! You're never take control! You can take my heartbeat, but you can't break my soul!
PeeWee jest offline