Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2020, 20:34   #169
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Karl z góry miał całkiem niezły widok na to, co działo się na ulicach. No i miał całkiem niezłe pole do popisu. A dokładniej - miałby, gdyby jego ludzie byli odpowiednio uzbrojeni.

- Rzucajcie w nich czym się da - powiedział. - Zrywajcie deski, rozwalcie komin i rzucajcie w te bestie.
Sam miał zamiar strzelać z łuku, w miarę starannie wybierając cele.

Tam na dole wszystko się kotłowało. Każdy z każdym, jeden szereg walczących przeciw drugiemu. Co prawda liczebność celów niby powinna ułatwiać strzelcowi trafienie gdy się strzelało w cel zbiorowy a nie pojedynczy cel. No ale w tym młynie jaki powstał na dole ulicy łucznik nie mógł sobie pozwolić na taki komfort bo mógłby trafić w któregoś ze swoich. Więc wycelował dokładnie w konkretnego zwierzoczłowieka. Tego co miał oczy na jakichś szypułkach czy coś takiego. Odległość na szczęście była o wiele mniejsza niż zazwyczaj co ułatwiało mu trafienie. Z kolei to jak tamci skakali i się okładali narzędziami wojny już mocno utrudniało te trafienie.

W końcu łucznik na dachu wypuścił strzałę i z satysfakcją obserwował jak pierzasty pocisk prawie z miejsca pokonał tą krótką odległość wbijając się tuż pod kawałek skóry jaki chyba robił kopytnemu za improwizowany pancerz. Stwór zaryczał wściekle ale nie upadł. Walczył dalej chociaż pocisk musiał go osłabić.

Zanim łucznik dobył następnej strzały do krawędzi dachu zbliżył się Thorsten. Trzymał jakiś kawałek oderwanej dechy którą cisnął w dół na pohybel rogatym łbom. Niestety drewniany pocisk nieszkodliwie grzmotnął o bruk nie raniąc nikogo. Oscar zaś mocował się z kolejnym improwizowanym fragmentem dachu który można było rzucić na dół.

A na dole się działo. Od pierwszego starcia pierwszy szereg ludzi zauważalnie stopniał, może nawet o połowę. Chociaż od strony barykady nadciągały kolejne posiłki więc ten ludzki mur powoli tężał. Rogaci też ponieśli straty ale nie aż takie. Atakowali z dziką furią jakby nie dostrzegali, że jest ich wyraźnie mniej. A tam na krzyżówkach już szykowały się następne rogate stwory do ataku. Chociaż przed strzałem wydawało się Karlowi, że było ich więcej a teraz kręciło się tam może dwóch czy trzech.

- Thorsten, ściągnij tu naszą trójkę - powiedział Karl. - Zaraz może się zrobić gorąco, a wtedy im nas tu będzie więcej, tym lepiej.

Ponownie strzelił, biorąc na cel kolejnego zwierzoludzia.

Ćwierć łysy skinął swoją czarno - łysą głową po czym chybocząc się ruszył po spadzistym dachu w kierunku klapy jaką tutaj weszli. Oskar w tym czasie dalej mocował się z jakąś dechą próbując podważyć ją swoją siekierką. Nawet wyglądało na to, że wkrótce powinno mu się to udać chociaż ta przyśpieszona rozbiórka dachu w tych warunkach i tak wydawała się mozolna i niezgrabna.

Gdy Karl odwrócił się znów w stronę ulicy dostrzegł ruch na przeciwległym dachu. Rozpoznał dwóch pomocników Tladina chociaż nie zaprzątał sobie głowy zapamiętywaniem ich imion. Jeden z nich dzierżył kuszę. Ostrożnie zbliżył się po krawędzi spadzistego dachu i wycelował w walczących. Jaki był tego efekt to już łucznik nie zarejestrował bo sam musiał napiąć swoje mięśnie aby pokonać sprężysty opór cisowego drewna. Wycelował i strzelił w walczącego rogacza. Znów trafił. Tym razem przeciwnik zachwiał się i upadł ze strzałą wystającą z barku.

Ale z góry nie wyglądało to najlepiej. Chociaż nie wyglądało też tragicznie. Ludzkich wojowników pierwszy szereg został zredukowany o połowę. Ale i ich przeciwnicy też ponieśli podobne straty. Wtem na z przeciwnej strony na flanki drugiego i trzeciego szeregu coś wpadło. Rozległy się krzyki zaskoczenia i odgłosy walki. Pechowo dla ludzi tylko dwóch czy trzech skrajnych żołnierzy mogło stawić odpór z tej strony. Pechowo dla Karla było to z przeciwnej strony ulicy więc sami walczący zasłaniali mu widok co tam się właściwie dzieje.

Gdy się nie wie, co się dzieje, można przerwać swe działania i czekać na rozwój sytuacji, albo dalej robić swoje, ze świadomością, że sytuacja i tak się rozwinie. Dlatego Karl strzelił po raz kolejny, po czym pospieszył by pomóc Oskarowi w oderwaniu fragmentu dachu, który można by spuścić między zwierzoludzi.
Co prawda szansa na to, by któryś z przeciwników bardzo ucierpiał, nie była zbyt wielka, ale zawsze mogło się okazać, że rzucony z góry pocisk kogoś zdekoncentruje.

Karl napiął swój łuk i posłał na dół kolejną strzałę. Znów trafił. Chociaż szanse na trafienie miał spore to jednak był tylko jeden. A na tak liczną zgraję jaka tam toczyła się na dole pojedynczy łucznik potrzebował by sporo czasu aby znacząco przeważyć szalę na korzyść swojej stronę. Zostawało po prostu robić swoją cegiełkę i ufać, że inni zrobią swoje.

A na dole pierwszy szereg został mocno zredukowany. Obecnie walczyła może 1/3 pierwotnego składu. Ale i rogacze ponieśli podobne straty. Na krzyżówkach ze dwa domy dalej zdążyła się ich uzbierać kolejna grupka gotowa lada chwila dołączyć do walczących. Zaś milicjantów zrobiło się już prawie pełne trzy czy cztery szeregi. Serce rosło gdy kolejni żołnierze omijali kocioł przy bramie, przełazili przez barykadę i pod komendą swoich dziesiętników dołączali do szeregów. Gorzej, że z tamtej lewej flanki wciąż trwała walka z ogarami.

W tym czasie Oscar poradził sobie z oderwaniem tej dechy z dachu i zaczął ostrożnie iść z nią w stronę skraju dachu by cisnąć ją na pohybel kopytnym. Karl odłożył swój łuk i pomógł mu w tej ostatniej fazie oraz przy ciśnięciu dechy na dół. Niestety upadła za plecami walczących zwierzoludzi nie czyniąc nikomu krzywdy.

- Jeszcze raz to samo - powiedział Karl. - Następnym razem się uda.
Gestem zalecił Oscarowi oderwanie kolejnej deski. Sam chwycił łuk i ponownie strzelił do tłumu zwierzoludzi, a potem rozejrzał się po dachach by sprawdzić, czy jacyś przeciwnicy nie pojawili się na dachach.

Karl razem z Oscarem mocował się z kolejnym fragmentem dachu który zamierzali przerobić na improwizowany pocisk ciśnięty w dół. Oskar pokiwał głową na znak zgody i razem używali rąk, butów, noży i broni aby poluzować ten kawałek dachu. Wtedy wydawało się że Karl wykrakał swoje obawy w złą godzinę. Na sąsiednich dachach dostrzegł ruch. Kilka sylwetek kilka dachów dalej. Od strony miasta. Dość zwinne pomimo fikania po tej niewygodnej krzywiźnie dachu. Zbliżali się w kierunku bramy.

- Bogowie dają nam okazję do pokazania, ile jesteśmy warci - powiedział cicho Karl. - Idą po dachach - ostrzegł Oskara. - Spowolnię ich, a ty szykuj broń, bo prędzej czy później tu przylezą.
Przyszykował łuk. Miał zamiar strzelać, gdy tylko tamci znajdą się odpowiednio blisko.
 
Kerm jest offline