Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2020, 01:18   #50
Perun
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
[post wspólny z Mi Raazem i Zombianną]

Ophelia splunęła, równie pogardliwie patrząc na blondynkę. Idiotów nie siali, sami się rodzili - pytanie zostawało gdzie takich chowali że dożyli do tak późnego wieku? Być może w tym całym Posterunku mieli więcej farta, niż to wszystko warte.
- Też ich zostawiłaś, chcesz to się potnij i popłacz pod drzewem. Żyjesz, oni nie. - pokręciła powoli głową - Chuj wie czy byś zdechła z nimi i jakby się skończyła noc… i nie, nie my ich zostawiliśmy, oni nie chcieli iść z nami. Ich wybór, Bastian im zaproponował wspólną podróż. Więc weź rozbieg, pierdolnij łbem w drzewo i zacznij się ogarniać. Sapiesz nad typem który wczoraj po tobie cisnął i zostawiłby cię bez mrugnięcia okiem - popatrzyła jej prosto w oczy - Bez cienia wahania, skrupułów. Zarżnąłby cię za twoje buty. Znają się z Sebastianem, dał się poznać wczoraj i chuj, krótką masz pamięć. Logika też kuleje. Mamy zapasy… na ile? - zaakcentowała pytanie uniesieniem brwi - Nie ma tu zwierzyny, obie tak mówiłyście. I nie, nie wiemy jak się bronić przed tym co chodzi na dwóch nogach. Nie wiemy co przyniesie noc. Za dużo niewiadomych, czego nie łapiesz? - prychnęła, a brew wróciła na swoje miejsce.
- Masz wyrzuty sumienia to jebnij kielicha, zakop ścierwo i bierz się za graty. Im życia nie wrócisz, nas wystawiasz na niebezpieczeństwo. A ty nie pierdol głupot - wskazała rudzielca siekierą - Czeka nas długa droga, nie wiadomo co będzie po drodze. Co ci sie kalkuluje bardziej jako lekarzowi: uratować jedno życie, czy pięć? Podobno jesteś z tych sprytnych, porachuj to.

Alex przełknęła ślinę. Spuściła wzrok. Do widoku skrzywdzonej dziewczynki brakowało jej tylko pociągnięcia nosem. Nie była na to gotowa. Tam gdzie się wychowała nie zostawiali swoich na śmierć. Nigdy. Przeciwnikiem nie byli inny ludzie. Były nim maszyny. Tutaj przeciwnikiem były potwory. Wszystko czego się nauczyła mówiło jej, że powinni działać razem. Wszystko… Ale w jej idealnym świecie Scorpion postąpiłby tak samo jak ona. Wróciłby. Pomógł. Tyle tylko, że jej idealny świat rozpadał się w drobny mak z każdym słowem Ophelii. Alex pamiętała strach jaki poczuła na myśl o pozostaniu w obozie. Bez ich pomocy. Pamiętała też zachowanie Scorpiona. Zacisnęła zęby i ponownie przełknęła ślinę. Nie miała już też żadnych złudzeń na temat tego co stanie się, gdyby ona została ranna.
- Co ze sprzętem, który został z nim? - powiedziała już bez gniewu. Jej głos za to wyrażał smutek - pójdziemy po niego i co wtedy ze Scorpionem?
Równie dobrze mogłaby nie zadawać tego pytania. Wiedziała co ze Scorpionem. Swan oferuje mu łaskę. A głupia nadzieja jaką blondynka zwierzała w ludzi z każdą chwilą ciążyła bardziej. Jak nie przymierzając kamień na szyi o jakim wspominał Sebastian.

- Tamten sprzęt też zawijamy, nic się nie marnuje - dla brunetki sprawa wydawała się prosta niczym konstrukcja cepa. Opuściła jednak toporek, wzdychając krótko.
- Kurwa… - zaklęła, krzywiąc się i przymykając oczy na dwa uderzenia serca. Jakże żałowała braku Seby. Gdyby tu był, zająłby się gadaniem, a ona miałaby wolne pole manewru przy planowaniu jak, do diabła, ogarnąć pierdolnik aby właściwa strona wyszła na plus.
- Scorpiona biorę na siebie, zrobię tak że nawet nie poczuje. Szybko, czysto. Nie będzie się bał, nie będzie go bolało. Jeden szybki, czysty cios - powiedziała w ramach poprawy nastroju otoczeniu. Uchyliła powieki, zerkając na obie dziewczyny naprzemiennie.
- Wy nie musicie nawet na to patrzeć. Pokażesz gdzie stoi fura, resztę - skrzywiła i powtórzyła - biorę na siebie.

Alex wskoczyła z powrotem do wykopanego dołu i sięgnęła po saperkę. Wszystko wskazywało na to, że będzie trzeba poszerzyć dół. Coś pękło w młodej idealistce. Oto życie ludzkie nic nie znaczyło. Zagryzła zęby i niemal ze złością przerzucała kolejne porcje ziemi. Zaciskała oczy szepcząc do siebie.
- Nie rycz kurwa, nie rycz...
Po kilku chwilach i kilkunastu przerzutach ziemi przez ramię w końcu powiedziała już dużo głośniej.
- Jak cię zobaczy, to od razu się domyśli.

Siedząca na pryzmie ziemi lekarka milczała. Milczała przez cały koniec konwersacji, wbijając wzrok w swoje dłonie i obserwując jak ich kontur rozmywa się jej przed oczami. Chciała się wtrącić, przerwać i powiedzieć co myśli… ale za każdym razem, gdy próbowała się wciąć w dialog, głos odmawiał jej posłuszeństwa. Ile razy już słyszała podobne argumenty? Nigdy nie dało się uratować wszystkich… choć nie znaczyło to, że nie należy próbować.
- Jeśli… - przełknęła ślinę, wstając. Wyprostowała dumnie plecy, patrząc na brunetkę której kontur też rozmywał się jej w oczach - Jeśli chcesz go wykończyć, to od razu zastrzel i mnie. Nie zgadzam się, aby komukolwiek… robić eutanazję na życzenie, a raczej bez życzenia. Tak… tak nie można. Po… po prostu nie można…

- Można i trzeba
- Ophelia schyliła się, łapiąc po kolei odcięte gałęzie, po czym rozpoczęła ich ściąganie na środek drogi - Ogarnij się, do ciebie nikt nie będzie strzelał. Chyba że zrobisz coś głupiego, na przykład wyciągniesz na nas broń - mruknęła, rzucając ponad dwumetrowe badyle w błoto. Ledwo to zrobiła, znów zaczęła się rozglądać po drzewach.
- Pójdziemy obie, ty i ja. Zobaczy ciebie, nie będzie panikował. Z dwóch stron pójdziemy - doprecyzowała - Nie maż się.

Alex w końcu uznała, że dalsze kopanie grobu nie ma sensu. I tak poza bestiami nie było tu innej zwierzyny. Zawsze mogli przywalić doły kamieniami. To… nie miało absolutnie żadnego znaczenia w tym momencie, ale Morgan musiała uciec. Musiała uciec myślami od tego co się dzieje. Nigdy nie brała udziału w zabójstwie. I fakt, że w zasadzie i tym razem nie musiałaby brać wcale jej nie pocieszał. Wyszła z grobu bez słowa. Przeszła kilka kroków do jednego z przykrytych ciał. Soroka? To jego buty przykuły jej wzrok. Czy Scorpion zabiłby ją za jej buty? A za co zabije ją Ophelia? Co gdy wyjdą? Gdy nie będą potrzebować tropicielki?
Odwróciła się w końcu i wzięła kolejny głęboki oddech.
- Na cholerę ci te gałęzie? - powiedziała w końcu znów próbując uciec od tematu. Próbując uciec od drążącej jej umysł świadomości, że przecież Lika jest tropicielką.

Rhem ponownie opuściła głowę, nie mogąc znaleźć kontrargumentu, prócz jednego.
- Wy też potrzebujecie lekarza, was jest więcej - łypnęła na brunetkę spode łba - Renegocjujmy, do wieczora dużo czasu. Pomożecie mi go doprowadzić tutaj, a dalej sama go zaciągnę do… no gdziekolwiek macie swój nowy obóz.

- Tak, potrzebujemy.
- Ophelia zgodziła się nawet pogodnie, przechodząc obok rudej aby dość do zostawionego plecaka. Uklękła przy nim i kontynuowała.
- Dlatego idziesz z nami i bez zbędnych dyskusji. Zależy od ciebie życie i zdrowie piątki osób, my zapewnimy ci bezpieczeństwo, wikt. Opierunek organizujesz we własnym zakresie… ha! - wydała tryumfalne parsknięcie, wyciągając płachtę brezentu zeszłej nocy zatykającą dziurę w dachu. Obok niej na kocu wylądowało parę kłębków linek i zwojów różnej grubości.
- Wiedziałam, że je wzięłam - na koniec wyłuskała z bagażu małe, czarne pudełko. Je akurat schowała do kieszeni. Zachichotała pod nosem, by następnie zwrócić się do blondynki.
- Ziemia jest mokra, błotnista. My za to mamy dużo szpeju do przeniesienia. Łatwiej to będzie zaciągnąć. - lewy kącik ust podjechał jej do góry w półuśmiechu - Robię sanki. Dwie płozy, deski w środku. Co się da zapakujemy w brezent i rzucimy na pakę. - wyjaśniła pokrótce - Zaoszczędzimy czas… jak nie chcecie zabijać tamtego zjeba... - przeniosła uwagę na załzawionego rudzielca - Uśpimy chuja tak, aby spał do rana. Masz coś takiego na sen? Na ziemi go zeżrą, na górze - pokazała palcem na korony drzew - Ma szansę. Jak przeżyje do rana, skurwysyn odpocznie i sam da radę przebierać kulasami i chuj wie, a nuż mu się polepszy. Jak się nie polepszy wrócę tu z - prawie się nie zawahała - Z Alex i dokończę sprawę. Taki kurwa układ pasuje? - warknęła w końcu dając poznać jak mocno irytuje ją ta rozmowa.

Alex uniosła koc który skrywał ciało Soroki. Odwróciła głowę niemal odruchowo. Potrzebowała chwili, żeby się przełamać zanim złapała jego nogi w kostkach i zaczęła ciągnąć do dołu. Chciała coś dociąć. Dopieprzyć Ophelii. Ale jakoś nie potrafiła trzymać jednocześnie ludzkich zwłok i wdawać się w utarczki. Zaciągnęła go do dołu i przetoczyła. Bezwładne ciało obróciło się i padło twarzą w zimną ziemię grobu.
Morgan wyprostowała się. Drżała jej lewa dłoń. Próbowała to ukryć podnosząc ją i przyciskając do piersi.
- Czemu nie wrzucić Scorpiona na sanki? Pociągniemy go we trzy. Razem ze sprzętem - otworzyła na nowo temat, który wydawał się zamknięty. Wydawał się ostatecznie rozwiązany. A jednak jej dziecięca duszyczka próbowała walczyć. Podjęła jeszcze jedną próbę.
- I po co nam w zasadzie lekarz jeśli porzucamy rannych? - dowaliła już zupełnie spokojnie. Jakby nagle temat życia i śmierci przepadł, a ona mówiła o tym co zje na kolejne śniadanie.

- To prowizorka - Swann spojrzała z politowaniem, wracając do porzuconych gałęzi - Nie ma opcji. Nie zamierzam ciągle patrzeć w tył czy chujek się nie rozwiąże aby nam strzelić w plecy. Nie ufam mu… już kurwa jej bardziej ufam - wskazała ruchem brody rudzielca - I wbij sobie do łba: to nie jest nasz ranny, czaisz? Jakbyśmy tak szafowali swoimi… pamiętasz zeszłą noc i Likę? - zmrużyła ostrzegawczo ślepia - Wtedy, gdy zasłabła przed ucieczką?

Alex zrobiła kilka kroków w stronę Ophelii.
- Pamiętam. Tej nocy długo nie zapomnę. Ale nie pamiętam niczego wcześniej. A ty widzisz Scorpiona pamiętasz. I Sebastiana pamiętasz. I mi się sporo rzeczy nie składa. Nie mogę się na przykład pozbyć wrażenia, że gdybym ja tam leżała, to też nie byłabym “naszym” rannym.
Alex zatrzymała się wpół kroku.
- Kurwa pomóż mi z tymi ciałami, bo się zrzygam - blondynka odruchowo odwróciła głowę przez co ciężko było określić do której z dziewczyn mówiła.

Tymczasem ruda nie ruszyła się z miejsca, wciąż tkwiąc jak kołek w błocie zaraz obok pryzmy ziemi. Wieszanie pacjenta na drzewie brzmiało jak znęcanie się, tortury.
- To człowiek, nie połeć mięsa - wyrzęziła ledwo dając radę przepchnąć głoski przez gardło - Ale nie, nie zgadzam się na taki układ - nagle podniosła głowę, podchodząc szybkim krokiem prosto pod pozycję brunetki… i tu nastąpiło pierwsze zdziwienie. Dopiero stając obok dotarło do niej, że czubkiem nosa sięga Ophelii ponad głowę. Z odległości, przy całym tym stresie i broni, lekarka nie przypuszczała, że bezwzględna kobieta jest tak… niziutka. Jakby jej to, cholera, przeszkadzało gromić okolice wzrokiem, wywołując duchowe jęki boleści u Shirley raz po raz.
- Proszę… zostawmy go tam po prostu - jęknęła, tym razem na głos, składając dłonie na wysokości piersi - Jeśli się do nas dotoczy, odpadnie problem z dźwiganiem. Zostawimy mu trochę jedzenia, wody, bandaże i rewolwer z jednym bębenkiem amunicji, żeby miał się czym bronić, a w razie czego skrócić swoje męki gdy sytuacja stanie się zbyt… śmiertelna. Dam mu ten zastrzyk, pójdzie spać… i tyle. Proszę, pójdę z wami, tylko go nie zabijajcie.

- Jasne że gdybyś to tym tam leżała, nie byłabyś od nas -
w śmiechu Ophelii było coś lodowatego. - Każdy kto by tam leżał, nie byłby od nas, bo to znaczyło, że zeszłej nocy się na nas wypiął. Chociaż nie, zeszłego wieczora. Zresztą gdybyś była do odstrzału nie marnowałabym czasu na tłumaczenie i puste pierdolenie, tylko strzeliła ci w łeb jak kopałaś i zgarnęła fanty. Jeszcze jeden tropiciel jest w zapasie. Stoimy i kurwa gadamy. Czaj to jak chcesz - wyjaśniła łopatologicznie blondynce, na koniec zwracając się do rudzielca.
- Mam zostawić chujka pod bronią? Mówię kurwa, że zajebać go to akt łaski - skrzywiła się wyjątkowo kwaśno… a następnie machnęła ręką - Pół bębenka, zapasy na 2 dni. Jakiś koc i manierkę z wodą… i niech spierdala.

Alex poczuła się w obowiązku wyjaśnić Shirley jeszcze jedną rzecz:
- Chata jest kilka godzin marszu stąd. Kilka godzin naszego marszu. Mówiłaś, że on nie może chodzić, tak?
Morgan odwróciła się i ruszyła po kolejne ciało. Gdy podniosła koc ze zwłok Bishopa to tym razem naprawdę nie wytrzymała. Odwróciła się i spazmy zaczęły targać jej ciałem. Zrobiła jeszcze dwa kroki, oparła dłonie na kolanach i zwymiotowała.

- Tyle nie da rady przej… - Rhem zaczęła wyjaśniać, aby chwile później doskoczyć do blondynki - Co ci? Gdzie cię boli? Potrzebujesz leków? Jakich i gdzie je masz?

- Uznaję to za tak - Ophelia Swann odwróciła się aby ukryć uśmiech. Udało się rozwiązać sprawę bez rozlewu krwi, zbytniej emocjonalności i jeszcze wyszło że ktoś ją o coś prosił… mimo że najchętniej załatwiłaby sprawę definitywnie, sięgając po ostateczne rozwiązania. Milcząc wróciła tam gdzie początek sań, klękając w błocie.

Alex machała prawą ręką. Nie chciała, żeby ktoś ją dotykał.
- Nie, dobra jest - lewą rękawiczka ocierała usta. - Tylko kurwa spodziewałam się, że ma więcej twarzy. Zaskoczył mnie nowym wizerunkiem kurwa.
Blondynka wyprostowała się. Wzięła kilka głębokich oddechów patrząc w niebo. I nagle uśmiechnęła się. Uśmiechnęła się do siebie. Przez chmury przebijały jakieś promienie słońca? Albo jej się to wydawało? Poprzedniej nocy coś się w niej urodziło. Tego dnia coś umarło. Gdziekolwiek się znalazła i kimkolwiek byli ludzie wokół, to wiedziała, że ta przygoda zmieni resztę jej życia.
- Ale dzięki. Zakopmy ich i miejmy to za sobą.
Uśmiech zniknął równie nagle.
- Jak najszybciej miejmy to wszystko za sobą.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…

Ostatnio edytowane przez Perun : 13-03-2020 o 01:36.
Perun jest offline