Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 12:07   #471
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Pewnie konkurs jest i tak ustawiony - mruknęła Mia.
Wydawała się niepewna. Sama nie szczyciła się wielką kreatywnością w takich głupich, pozbawionych znaczenia zabawach.
- Na pewno powinno to być białe… - zaczął Arthur. - Skoro ma to taki kształt jak góra… może zrobimy z tego górę? A na szczycie zamek z plasteliny? Nie wiem, może to głupie… - zawiesił głos. - Albo zbyt oczywiste…
Harper przyglądała się wzniesieniu i myślała przez chwilę.
- A gdyby tak a szczycie zrobić nie zamek, lecz coś w rodzaju domu Mikołaja, po boku stworzyć konstrukcję z tej modeliny i postawić tam ciuchcię…? A dodatkowo powycinać nieco choinek, poustawiać i zrobić z tego taką drogę do posiadłości? A te elfy mogłyby być u podstawy, w formie jakby pierwszego planu, że niby dostarczają przedmioty z i do kolejki… Dodatkowo można by było na przykład ulepić kilka reniferów, a na tym druciku, zawiesić nad wszystkim kilka gwiazdek z papieru i obsypanych brokatem? - zaproponowała ściszonym tonem. Puściła odrobinę wodzę fantazji.
- O… Alice jest w tym całkiem dobra - powiedział Finn.
- Ja bym zaczęła od tego, że bym oblepiła modeliną cały styropian, bo styropian nie wygląda dobrze - powiedziała Evelyn. - Tak będziemy mogli uformować zaspy i nierówności terenu… bo taka biała modelina to wyglądałaby jak śnieg - powiedziała. - Co o tym sądzicie? - spojrzała po wszystkich.
- Chyba w porządku, jeśli starczy nam jej na potem… - powiedział jej mąż.
Alice oceniła, że modeliny było całkiem dużo. A poza tym posiadali mnóstwo plasteliny. Głównie białej. Esmeralda przeczuwała, że to będzie najpopularniejszy kolor. Poza tym jak ktoś chciał innego, to mógł zawsze pomalować ją farbami.
- No dobrze, to bierzmy się do roboty… Szkoda czasu… - zaproponowała Alice. Zabrała się za modelinę by ją porozgniatać i zacząć oblepiać styropian wedle propozycji Evelyn. Jeśli będa pracować razem, nawet bez pomocy Mii, powinni zdążyć zrobić wszystko przed końcem czasu.
Dwie kobiety zaczęły oblepiać styropian.
- A my co mamy robić? - zapytał Robert. - Alice miała wiele dobrych pomysłów. Dom Mikołaja, tak? Z czego go zrobimy? Mamy wykałaczki, które moglibyśmy do siebie przykleić… ale też papier, także taki gruby, tekturowy… no i plastelinę i tym podobne. Jak w ogóle wygląda Dom Mikołaja? - zapytał. - Wstyd przyznać, ale nigdy tam nie byłem - zażartował.
Alice zastanawiała się chwilę.
- Myślę, że może być na planie kwadratu… Można by go zrobić z tektury… Dach powinien być czerwony i komin… I drzwi wejściowe też czerwone… Dolny brzeg zielony i może z tych patyczków i wykałaczek to taki mały płotek wokół. I w ogródku renifery i może bałwanek z plasteliny - zaproponowała. - A okna powinny być złote, tak jakby w każdym świeciło się zapraszające ciepłe światło - dodała, lepiąc wzgórze z modeliny. - No i potrzebujemy dużo choinek… - dodała. - Ustawienie elfów, kolejki i konstrukcji z gwiazdkami proponuję na koniec - zakończyła wyjaśnianie planu.
- Dobra… - Robert zapisywał słowa Alice na kartce papieru jednym z ołówków.
- Ciekawe, jak nam to wyjdzie - powiedziała Mia. - Nie robiłam takich rzeczy od jakichś czterdziestu lat - mruknęła. - Ale spróbuję. Musimy to wygrać, choć nie słyszałam nic o nagrodach… - zauważyła.
- Myślę, że ten domek zrobimy osobno, a potem przeniesiemy go na szczyt - zaproponował Robert. - Będę go robić ja i Mia… ktoś może by nam jeszcze pomógł?
- Już zabieram się za wycinanie tektury - powiedziała Abigail, uśmiechnięta. - Jaki duży powinien być ten domek? Masywny, rozsądnej wielkości, czy maciupki?
- Taki, by zmieścił się na szczycie i można było umieścić tam jeszcze ten płotek i coś w małym ogródku - wyjaśniła Alice, czyli musieli ocenić na oko co robić i jakiej wielkości. Harper zerknęła na pozostałe stoły, na krótką chwilę zaciekawienia czy ktoś też zabrał się jak oni do pracy z planem i zapałem.
Tak, wszyscy zaangażowali się w robienie makiet. Przy każdym stoliku były co najmniej dwie osoby bardzo zapalone, dwie zaangażowane, a pozostałe cztery troszkę pomagały, ale bardziej rozmawiały i dobrze się bawiły, ciesząc swoim towarzystwem. Alice ujrzała, że przy sąsiednim stoliku próbowano przerobić styropian na czubek głowy świętego Mikołaja. Lepiono z przodu duże oczy i ktoś zaczął robić z wykałaczek prostokątne okulary. Pracy wszystkich były na wczesnym etapie. Przy wielu stolikach głównie malowano styropian, pisano na nim miłe teksty i rysowano. Alice nie chciała przechodzić się wokół sali, bo nikt tego nie robił.
- Kieliszek wina? - zaproponował kelner. Miał na tacce z dwadzieścia takich szklanych naczyń wypełnionych czerwienią.
- Komu kieliszek wina? - zagadnęła resztę Douglasów i Abby. Ona nie piła. Wolała skupić się na lepieniu. Na swój sposób taka praca plastyczna była dość relaksująca. Alice w pełni oddała się zajęciu zdobienia makiety.
Okazało się, że cała siódemka chciała.
- Powinnaś? - Arthur spojrzał na Abby, która jakby się zjeżyła na to.
- A my co mamy robić? - Finn zapytał Alice. - Ja i moi bracia? Bo na razie tylko pijemy wino - rzekł.
- Choinki… Mnóstwo choinek. Jak skończymy z modeliną, trzeba będzie zacząć je ustawiać. No i ulepić tor dla ciuchci… A dla najzręcznieszego zaproponowałabym skręcenie drucika na szczyt góry i pomalowanie go na granatowo… Bo potem jak zawiesimy gwiazdki to będą złote jak na niebie… Tak to widzę… Każdy już wie czym się zajmie? - zapytała uprzejmie.
- A te choinki… - Thomas zawiesił głos. - To mam taki pomysł, żeby na zielonym papierze wycinać ich kształty. Potem naciąć jeden w środku wzdłuż i nasadzić jedno na drugie… a potem przykleić do tego wykałaczkę i wbijać w modelinę na styropianie.
- Nie do końca rozumiem jak… - Arthur marszczył brwi, próbując sobie wyobrazić. - A nie moglibyśmy do jednej wykałaczki przykleić po prostu zielone kulki z plasteliny?
- Nie wiem, czy to by dobrze wyglądało… - Finn zerknął Alice. - Ani na czym ta plastelina mogłaby się utrzymać…
Harper zastanawiała się chwilę.
- Te stojące choinki, kte zaproponował Thomas wyglądałyby estetycznie. Zrób jedną, pokaż Arthurowi i zaraz będzie jasne o co chodzi... A do modeliny na zboczach góry można je przykleić i wtedy mogą zostać 2D - zaproponowała. Zaangażowała się w zabawę.
Thomas i Arthur zajęli się choinkami. Finn był bezrobotny.
- To ja zrobię ten szlak… tor dla ciuchci, tak? Zrobią to z brązowej plasteliny? Taki dość równy pasek… choć może lepiej będzie jak wytnę to z papieru. Albo… wytnę dużo brązowych pasków z bloku kolorowego, będą imitować deski. I jedną za drugą przylepimy je do modeliny - zaproponował. - A z czego szyny? Może szara plastelina?
- Jak najbardziej, dobra myśl… - zgodziła się Alice, uznając że propozycja Fina będzie wyglądała estetycznie. Wyglądało na to, że Esmeralda zdołała zmobilizować wszystkich Douglasów, ją i Abby do współpracy, choćby na tę godzinę pracy.

Abigail wycięła kwadraty z tektury. Mia przykleiła do nich brązowy papier, który miał ładny, złoty wzór. Wzięła trochę plasteliny i zrobiła z niej równe paseczki, które przylepiła do końca kartek. Robert zaczął kleić tekturę od środka. Potem jego żona stworzyła z plasteliny drzwi, które umieściła na konstrukcji. Roux zajęła się jasnymi oknami zgodnie z poleceniem Alice. Miały być złote. Mia dodała zielony dół z plasteliny. Dzięki temu domek wyglądał na bardziej trójwymiarowy.
- Nie wiem, czy te drzwi nie są zbyt jasne - powiedziała Douglas. - Miały być czerwone, ale chyba ładniejszy byłby taki soczysty szkarłat, jak to wino. A ja wycięłam je z bardzo jasne czerwieni… Dzięki temu są widoczne, bo ciemniejszy odcień mógłby zlać się z brązem, lecz wciąż… - zawiesiła głos.
- Wydaje mi się że jaskrawe są w porządku. Symbolizują, że to ważne przejście, bo w końcu do domu Mikołaja, poza tym, dobrze, bo jakby się zlały z brązem nie byłoby najlepiej. Są świetne - stwierdziła Alice, dając kobiecie komplement za wykonaną pracę.
Wszystko szło w porządku. Douglasowie pracowali jak dobra drużyna. Robota posuwała się naprzód, aż zostało tylko piętnaście minut. Połączyli wszystkie fragmenty i nanieśli je na makietę. Alice i Evelyn skończyły układać stację dla ciuchci.
- Jakiś napis? - zapytała Abigail. - Wesołych świąt? A może… Biegun Północny? Albo…
- A jeszcze miałaś jakiś pomysł z drutem i gwiazdkami, tak? - zapytała Finn, kończąc układać bałwanki. Arthur jeszcze przylepiał sosenki stworzone przez niego i Thomasa.
Ich makieta układała się w zgrabną całość. Alice nie wiedziała, czy wygrają, ale na pewno nie mieli się czego wstydzić.
- Myślę, że Wesołych Świąt, będzie w porządku… - stwierdziła i zabrała się za drucik i gwiazdki. Piętnaście minut to było wystarczająco, by zrobić stelażyk i przyczepić na nim małe gwiazdki na nitkach. Na koniec poprzyklejała do nich brokat i wreszcie ustawiła stelaż na górze góry. Gwiazdki zawisły nad chatką Mikołaja, co wyglądało dość uroczo. Alice zawsze sama robiła ozdoby w swoim mieszkaniu w Portland, a wcześniej u dziadków w swoim pokoju… Popatrzyła na całą makietę. Wyglądało całkiem dobrze…
- Miłe to takie - powiedziała Evelyn. - I jednoczące. Twoja przyjaciółka miała dobry pomysł. Pracujemy nad tym tak ładnie… jak na rodzinę przystało - cieszyła się. - Jak to jest mieszkać w takiej ogromnej rezydencji? - zapytała, rozglądając się po sali, w której pracowały setki arystokratów.
Sama pokręciła głową. Chyba myślała, że Alice przeżywała podobne zabawy ze śmietanką towarzyską co drugiego dnia. Jak zabawna była myśl, że ktoś mógł odnieść wrażenie, że Trafford Park było miejscem wypełnionym śmiechem, rozmowami i radością… tak jak w tej chwili. A Harper wiedziała, że ta wiekowa posiadłość kompletnie opustoszeje po wybudowie Obserwatorium. Esmeralda twierdziła, że będzie wolała tam zamieszkać, niż pozostać tutaj. Manchester kojarzył jej się głównie z chorobą i zmarłym Terrencem.
- Cóż, no zwykle jest dużo mniej ludzi. Jest dużo spokojniej… Ale za to dzięki obecności służby, zawsze bardzo czysto… Tylko jak chce się wybrać do sklepu, no to trochę przepływanie przez wodę to dodatkowe utrudnienie, ale idzie się przyzwyczaić - powiedziała spokojnym tonem. Alice pozbierała materiały, z których robili wszystko. Westchnęła. To miejsce miało wiele miłych wspomnień… Ale i wiele przykrych…

Minęły kilka ostatnich minut, kiedy dopieszczali szczegóły. Harper spostrzegła postać Esmeraldy, która sunęła wokół stolików, podziwiając prace. Każdy chciał z nią rozmawiać, a ona zdawała się być zainteresowana rozmową z każdym. Z tego powoli powoli, ale jednak, dążyła w kierunku Alice. Wreszcie do niej dotarła.
- Jak ci mija czas? - zapytała ją uprzejmie, łapiąc za dłonie.
- Bardzo dobrze… Robótki ręczne i prace w modelinie odprężają… - powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się do niej lekko.
- Tak myślałam.
- A ty, dobrze się bawisz? - zapytała Esmeraldę. Nie było z nią Williama i jakoś łatwiej było jej teraz zamienić z nią parę słów, kiedy wiedziała, że ma ją na te kilka chwil dla siebie, póki nie pójdzie dalej.
- Trochę się bawię, a trochę mam wrażenie, że jestem w pracy - de Trafford ściszyła głos i się zaśmiała. - Jednak bardzo miło zobaczyć wiele znajomych, prawie już zapomnianych twarzy. Trochę mi smutno było spotkać się z mamą, ale babcia jest taka, jaką ją zapamiętałam. Tyle że na pół niższa. I miło było również porozmawiać z Shanem, wieki go nie widziałam. Pamiętam go jako chłopca. Cieszę się też, że poznałam twoją rodzinę - to powiedziała już nieco głośniej.
- Myślę, że im też jest miło spotkać moją przyjaciółkę i wspaniałą pracodawczynię - Alice mrugnęła do niej.
- Pewnie znalazłoby się jeszcze kilka określeń na mnie - Esmeralda zaśmiała się, jakby lekko namiętnie.
- Niedługo rozwiązanie konkursu czyż nie? - zagadnęła z innej strony. Harper przestała kontrolować czas. Ile godzin minęło od rozpoczęcia balu? Prawie trzy przyjmowały gości, potem przez godzinę posiłek, następną teraz wszyscy robili makiety… Czyżby dochodziła dwudziesta czwarta? Kopciuszek powinien niedługo zgubić pantofelek…
- Tak. Wygra lord Howard - powiedziała Esmeralda ściszonym głosem. - Chciałabym, żebyś była przy mnie przy wręczaniu głównej nagrody. Posiada całkiem dużą firmę budowlaną, która zatrudnia głównie pracowników ze wschodu i mógłby nam pomóc przy budowie Obserwatorium.
Wyglądało na to, że zabawa w śnieżne makiety miała też drugie, nieco bardziej praktyczne znaczenie.
- Przyszłam do ciebie, bo ciekawi mnie, czy zaśpiewałabyś dla gości w przerwie - rzekła de Trafford.
- Jak najbardziej, czemu nie… Powiedz mi tylko, czy wybrałaś rzeczywiście i dla mnie utwory do śpiewania? - zapytała zaciekawiona. Zerknęła na makietę, którą pomagała skonstruować. Była bardzo ładna. To, że nie wygrają, nie miało aż tak wielkiego znaczenia. Alice uznała, że mieli razem całkiem przyjemną zabawę, a to się liczyło, czyż nie? Poza tym, oczywiście, że potrzebowali pracowników do budowy Obserwatorium.
- To zależy - powiedziała Esmeralda. - Mam przyszykowane podkłady, do których wystarczy, że będziesz tylko śpiewać. Znasz tę piosenkę Mariah Carey? Ale jeśli chcesz, to mogłabyś zagrać na fortepianie, bo mamy fortepian - wytłumaczyła. - Swoją drogą śliczna makieta. Lubię takie ręcznie robione rzeczy - rzekła.
- Wiem, że mamy fortepian… Wiesz też, że od Isle nie mogę grać… - westchnęła odrobinę smutno. Alice zerknęła na makietę. - Trzeba było powiedzieć, zawsze u siebie w domu robiłam dekoracje sama… Jutro powycinam ci małe reniferki z papieru - zaproponowała z delikatnym uśmiechem. - Znam piosenkę Mariah Carey, jak powiesz mi jakie masz podkłady, pójdę i będę śpiewać dla umilenia czasu gości i będę przy wręczeniu nagrody - obiecała.
Esmeralda pokiwałą głową i spojrzała w bok, zastanawiając się.
- Choć to może później… Może wpierw poproszę Michaela, żeby zaśpiewał coś, do czego można tańczyć - powiedziała. - Chyba że ty znasz coś takiego. Bo chciałabym, żeby wszystkich tutaj nie było, kiedy zaczniemy przechadzać się wokół makiet, a potem je sprzątać. Co najmniej pięć skocznych piosenek - zerknęła na nią. - Podkład znajdzie się do wszystkiego.
Alice zastanawiała się chwilę…
- Cóż… Myślę że Whitney i Maria… Do pomocy z Abbą… I zajmę ich na pięć piosenek. Zakończę All I Want For Christmas Is You i będzie w sam raz? - zaproponowała celowo dobierając tak repertuar. Zerknęła na Esmeraldę, czy pochwalała.
- Cudownie - odpowiedziała de Trafford, uśmiechając się lekko.

***

Jennifer de Trafford cudem wytrzymała kolację. Zjadła niewiele, choć dużo więcej wypiła. Alkohol, taki słaby, nie zdołał ją kompletnie rozluźnić. Z drugiej strony… nie była też spięta. Nigdy nie znajdowała się w takiej sytuacji i była podekscytowana. Zola sprawiał jej przyjemność. Nie tylko erotyczną… masował jej plecy, nawilżał skórę na całym ciele. Znajdował się wokół niej, przytulał ją nieustannie. Była w jego niewidzialnych dla nikogo objęciach. Czasami jednak zaczynało mu się nudzić… tak też było podczas pierwszego tańca, kiedy Jenny stanęła w rogu sali i lekko poruszała się do taktu piosenki śpiewanej przez Michaela Buble’a. Poczuła, jak penis Zoli zaczął formować się i wsuwać do jej pochwy.
“Spróbuj tak tańczyć”, zdawał się chcieć jej przekazać.
- Przepraszam, to z powodu bólu… biorę silne leki przeciwbólowe - powiedziała, kiedy po przegranej walce osunęła się na kobietę.
Miła pani zaprowadziła ją do krzesła. Jennifer szeroko rozstawiła nogi, które przykrywał obrus aż do ziemi. Zaira brał ją tak, jak lubił najbardziej. Szybko, mocno, pospiesznie… jakby zaraz ktoś miał im przerwać… jak gdyby podniecenie paliło go i doskwierało mu straszliwie. De Trafford zamykała oczy i przybrała nieruchomy wyraz twarzy. Ludzie przechodzili wokół niej, rozmawiali… miała nadzieję tylko, że nikt nie będzie chciał, aby wstała… albo żeby coś powiedziała. Z trudem hamowała jęki. Zgięła się do przodu i oparła czoło o obrus, dochodząc. Jej dłonie zaciśnięte w pięści drżały. Zola lizał jej łechtaczkę i ugniatał piersi, spuszczając się w niej. Jennifer miała tylko nadzieję, że dobrze ją przykrył i nic nie zacznie wypływać, brudząc biały kombinezon. Z drugiej strony nie chciała mieć też wiecznie w sobie wilgoci.
- Przepraszam… - powiedziała do przyszywanej prababci, która wróżyła jej akurat ciążę. Nie słuchała jej.
Wstała i skierowała się do toalety. Zola odpowiednio przekształcał swoje ciało tak, żeby mogła sprawnie skorzystać z ubikacji i umyć się. Uświadomiła sobie, że mężczyzna nie powinien być przy takich czynnościach dopiero wtedy, kiedy te się skończyły. Łatwo było zapomnieć o tym, że czarny kombinezon rozpięty na jej ciele był w rzeczywistości drugim człowiekiem. Z drugiej strony nie miała czego wstydzić się przy nim. Zola poznał jej ciało lepiej, niż ona sama. Był, czuł, dotykał, smakował… gdzie tylko chciał… i to cały czas. Przez pierwszą godzinę to zawsze było cudowne, przez kolejne trzy zabawne, ale wreszcie Jennifer chciała odpocząć. Wyszła z toalety i ruszyła jednym z korytarzy na zewnątrz jadalni. Akurat nie było tam ludzi. Usiadła na schodach prowadzących na wyższe piętro. Panowała tu względna cisza. Jedynie odgłosy ze sceny przebijały się, jednak te ucichły, kiedy wszyscy zajmowali się robieniem makiet. Poczuła, że Zola zaczął ściekać z jej ciała… czarna smoła sunęła przez jej kostki. Kałuża przed nią powiększała się. Wreszcie Zaira kompletnie opuścił jej ciało. Poczuła się bez niego… smutna i naga. Bezbronna… co było chorym uczuciem, bo przed poznaniem Zoli nie czuła się bezbronna. Nie chciała być jedną z tych kobiet, które czuły się chronione tylko w męskich objęciach. To ona miała chronić…
- Piękna Wigilia - Zola uśmiechnął się, formując przed nią swoje piękne, nagie ciało.
 
Ombrose jest offline