Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 12:09   #473
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Shane miał na sobie wciąż spodnie. Rozpinał właśnie koszulę, kiedy spojrzał na bandaż, który znajdował się na jej udzie. Akurat Pouvoir skoczył na łóżko, gdy Hastings zrobił to samo, strasząc kotka.
- On ci to zrobił? - zapytał, spoglądając na jej nogę.
Jennifer zerknęła na kota, a potem na Shane’a. Było coś dziwnego i pociągającego w tym co ich łączyło. Jednocześnie, czuła się dziwnie, kiedy pomyślała o tym, że będą uprawiać seks, a Pouvoir będzie patrzył.
- Nie. To był bodajże wypadek… - powiedziała i sama zerknęła na swoje udo. Musiała lekko odchylić głowę, bo z tej perspektywy biust jej zasłaniał. Pokręciła głową.
- Wypadek… - Shane mruknął pod nosem.
- Prawie już nie boli, zwłaszcza, że brałam przeciwbólowe - oznajmiła.
- Przy mnie nie będą przytrafiały ci się takie “wypadki”. Nie wiem, czym cię szantażuje, ale spójrz na niego - powiedział i zerknął w róg.
Nagi Zola wciąż stał, spoglądając w ścianę. Było to trochę żałosny widok.
- Ktoś taki nie zasługuje na ciebie. Mogę nim pomiatać, jak mi się podoba - rzekł, ściągając koszulę i rzucając ją na podłogę. Następnie zaczął rozpinać pasek.
Tymczasem pożerał ją wzrokiem.
Jennifer zerknęła na Zolę i jakaś głębsza część w jej umyśle drgnęła i chciała do niego podbiec i go bronić… To pewnie było to coś, co budziło się w niej do Zairy. Pokręciła głową i walnęła potylicą o łóżko.
- A ty na mnie zasługujesz, bo możesz nim pomiatać? Ale on miał jaja, żeby mi powiedzieć, że chce być ze mną na zawsze i chce dać mi wszystko. A ty? Ty po prostu zniknąłeś… - powiedziała poważnym tonem. Przesunęła dłońmi po swoich piersiach, ściskając je nieco, po czym przesunęła je w dół ciała. Kusiła go ciałem, ale cięła słowami.
Wnet Shane był w samych bokserkach. Jego ciało nie było wcale tak pięknie zbudowane, jak ciało Zoli, jednak był nie mniej fascynujący. Zwłaszcza jeśli preferowało się jasną karnację od ciemnej.
- Teraz ci to mówię. Byłem po walce z Matuzalemem. Miałem też na głowie elfy, Alice i tym podobne. Uznałem, że zrobię strategiczny odwrót, skoro Pozytywka zniknęła mi z oczu. Wróciłem po córkę… i powinienem był wziąć też ciebie. Jednak nie ufałem, czy nie zatrzymasz mnie dla Alice. I moje bezpieczeństwo to jedno, ale nie chciałem ryzykować życiem Moiry - powiedział.
Złapał ją za kolana i rozszerzył. Nachylił głowę i przesunął językiem po jej kobiecości od dołu do samej góry. Smakował ją… niczym kot. Pouvoir skoczył na parapet i obserwował ich.
Jenny westchnęła i wzdrygnęła się cała, kiedy Shane zagłębił głowę między jej udami od tak. Zauważyła kątem oka ruch i popatrzyła na kota. Sapała, obserwując zwierzę z premedytacją.
- Twój kot… Się gapi… - zauważyła w końcu na głos. Zwierze świdrowało ich wzrokiem i to na swój sposób, rozpraszało ją, bo z jednej strony było podniecające, a z drugiej, wystarczyła jedna myśl Shane’a a też wylądowałaby w jego hipnozie. I o ile już w niej nie była, to tak jakby cały czas celował w nią z pistoletu…
Hastings wsunął język w jej pochwę. Jenny pomyślała, że gdyby nie poszła do toalety po kolacji, to najpewniej posmakowałby nasienia Zairy. Przesunął językiem wokół jej ścian. Podobał mu się ten kontrast… De Trafford była wybuchowa, twarda i silna. Natomiast w tym miejscu zupełnie inna… mięciutka, gładka, wilgotna, śliska, gorąca… Odsunął głowę i westchnął z przyjemności. Wsunął palec do jej środka i zaczął w nim poruszać.
- Zrobiłaś się dużo luźniejsza, odkąd byłem w tobie ostatni raz - powiedział. - Ach te murzyńskie kutasy - westchnął.
Jennifer parsknęła.
- No trochę mnie przetrenowano… - powiedziała niby zawstydzona, ale zadowolonym tonem. Shane zignorował jej komentarz o kocie, więc i ona postanowiła zignorować futrzaka. Podniosła się na łokciach i spojrzała na Shane’a między swoimi nogami. Przesunęła po nim wzrokiem. Chciała, by już w nią wszedł, a nie tylko drażnił palcami. Dość szybko zrobiła się wilgotna od takiego pieszczenia.
Ten jeszcze spróbował jej łechtaczki, po czym odsunął się. Zaczął ściągać bokserki.
- To tylko dla mnie lepiej - powiedział. - Będzie mi wygodniej. I będę potrzebował więcej czasu, żeby dojść. Jeszcze więcej - mruknął.
Sam też nie chciał niepotrzebnie zwlekać. Spojrzał na swoją twardą męskość. Lekko pociągnął napletek i ten sam błyskawicznie się zsunął. Shane przybliżył się i wsunął w nią żołądź. Był taki odzwyczajony od seksu, że najmniejszy bodziec sprawiał mu mnóstwo rozkoszy. Następnie naparł biodrami, wchodząc w nią głębiej.
- Jesteś zbyt dobrze przygotowana - zaśmiał się. Szło jak po maśle.
Rzeczywiście, Zola penetrował ją praktycznie cały dzień, choć oczywiście z przerwami.
Jenny westchnęła, kiedy tylko się w nią zagłębił. Znów opadła całkiem plecami na łóżko i odetchnęła, rozchylając uda bardziej dla Hastingsa. Czuła jak gładko wchodził i wychodził. Nie był tak idealnie dopasowany ja Zola, jej ciało nie reagowało na Shane’a jak na Zairę, ale to nie zmieniało faktu, że sam seks jak zawsze sprawiał jej przyjemność.
Hastings delikatnie na nią opadł. Czuł pod swoim nagim ciałem jej nagie ciało. Jak rozkosznie. Poruszał w niej biodrami, odczuwając ogromną przyjemność. Zerknął w stronę czarnoskórego.
“Myślisz, że jest twoja? Pojawiłem się i w przeciągu dziesięć minut już rozłożyła dla mnie nogi”, pomyślał. Taka myśl dodatkowo go nakręciła, zwiększając przyjemność ze współżycia.
- Spójrz mi w oczy - poprosił ją.
Jennifer zastanawiała się czy robiła coś fatalnie niewłaściwego. Powoli przeniosła spojrzenie na oczy Shane’a. Tak naprawdę, patrzenie w nie było równie niebezpieczne co spoglądanie w oczy jego kota, ale zrobiła to.
Brał ją i z każdym uderzeniem bioder wbijał się w jej umysł niczym dłutem. Wreszcie Jenny zamrugała i kiedy otworzyła oczy, odkryła, że już nie znajduje się w swojej sypialni. To był kompletnie inny świat… Fioletowe niebo, po których sączyły się cyjanowe chmury. Pomarańczowe słońce przyjemnie grzało. Wokół niej znajdował się zarys łańcuchów górskich. Były zasnute najróżniejszymi kolorami, lecz dużo spokojniejszymi… szarymi, brązowymi i czarnymi. W dole przewijała się tęczowa mgła. Jennifer i Shane znajdowali się nad nią. Leżeli na wygodnym, ogromnym hamaku rozpiętym pomiędzy dwiema ślicznymi palmami. Obie musiały mieć co najmniej kilka kilometrów wysokości.
- Nie mam czarnego, masywnego penisa, jednak posiadam również kilka sztuczek - powiedział.
Chyba wziął sobie za punkt honoru udowodnić, że nie tylko Zola był w stanie zagwarantować jej nieziemski, paranormalny seks. To było na swój sposób słodkie i śmieszne.
Rozejrzała się. Kontrast z tym, do czego ostatnie kilka dób przyzwyczajał ją Zola był uderzający. Rozluźniła się w hamaku i przeciągnęła.
- Nie przeczę, pięknie tu - stwierdziła leniwie. Była ciekawa jak zamierzał ją tu zaskoczyć, skoro już postanowił jednak zahipnotyzować ją.
Shane spojrzał na nią dłużej.
- Za każdym razem, kiedy się w tobie poruszę, będziesz odczuwała obezwładniającą euforię. Rozkosz tak wielką, że prawie bolesną - powiedział.
Hastings doszedł do wniosku, że nie musiał tworzyć nie wiadomo czego, hybryd aniołków, słoni i ananasów, żeby rozerwać Jennifer. Mógł po prostu kazać jej odczuwać przyjemność. Zola oferował ogromną rozkosz? On władał umysłami. To była jego sfera działania. Wystarczy, że powie jej, aby wymyśliła sobie coś, co przebije wcześniejsze doznania. Z nim nie można było wygrać.
Uśmiechnął się, wycofał biodra, po czym pchnął.
Zamierzał to tak rozegrać? - To było jedyne co zdążyła pomyśleć, bo w momencie kiedy pchnął, zrobiło jej się jasno przed oczami z odczucia, które przeszło ją elektrycznym doznaniem po całym ciele. Było powalające. Cudowne. Wypełniło ją rozkoszą i przyjemnością, dokładnie tak jak powiedział i Jenny nawet nie zdążyła jęknąć, bo aż zaparło jej dech w piersi. Zaraz jednak złapała oddech i wtedy jęknęła, próbując pozbierać się w sobie. Przechodziły ją dreszcze, a to było tylko jedno pchnięcie. Spojrzała na niego jakby wahała się czy pragnie by pchnął znów, czy obawiała się braku kontroli, której i tak nie miała.
Shane uśmiechnął się z satysfakcją. Trochę zazdrościł, że sam nie mógł odczuwać tego typu przedziwnej rozkoszy. Z drugiej strony nie wybrzydzał. Ta zwykła, zwycięska, była wystarczająco satysfakcjonująca. Położył się na niej i zaczął szybko poruszać biodrami. Rżnął ją tak, jak pragnął każdego dnia każdego tygodnia. Czuł względem młodej blondynki ogromne pożądanie i branie jej w ten sposób było wszystkim, czego od niej chciał.
Jenny po prostu krzyknęła. Rozkosz wybuchała kolorami w jej umyśle. Zacisnęła mocno oczy i wbiła paznokcie w ramiona Shane’a, drapiąc go mocno z przyjemności którą odczuwała. Nie trwało długo, nim doszła, nie mogąc po prostu znieść takiego poziomu ekstazy, a miała trwać, póki Shane nie wyda innego polecenia, lub póki nie zakończy hipnozy w której byli. Dyszała ciężko i rozkosznie, wijąc się pod nim i obejmując go mocno.
Kiedy doszłą, wróciła do sypialni. Miała wrażenia, że przeżyła kilka orgazmów jednocześnie. To było takie mocne, że nie mogła poruszyć ani jednym mięśniem. Euforia dosłownie sparaliżowała ją. Jej organizm dziwnie na to zareagował, bo czuła motyle w brzuchu, i to nie takie romantyczne. Poza tym produkowała tyle wilgoci, że śluz dosłownie wypływał z jej pochwy strużką, co nigdy się nie zdarzyło w jej życiu i raczej nie było możliwe w takiej formie.
- I jak? - zapytał Shane, wciąż poruszając się w nią. Był blisko orgazmu. - Coś czuję, że oczyściłem cię z niego - uśmiechnął się.
Jenny była lekko oszołomiona i osłupiała. Jej ciało było tak zmęczone, że nie miała siły nawet za bardzo się ruszyć. To wszystko była sprawka jej umysłu? Tego jak na nią zadziałał? To było niesamowicie porażające. Zamrugała, spoglądając na niego.
- Wow… - powiedziała tylko zdyszana. Nie była w stanie sklecić nic więcej, Shane widział po niej jednak doskonale jakie wywarł wrażenie i jak ogromną rozkosz jej sprawił. Czuł jak mocno była mokra i jak mięśnie jej ud drżały po ekstazie. Jennifer była zarumieniona i spocona. Oddychała szybko przy każdym jego ruchu.
- A teraz wiesz co…? - zawiesił głos i spojrzał na nią nieco dłużej, uśmiechając się lekko. W międzyczasie zdążył pchnąć trzy razy. Nie był pewny, czy przestać i przedłużyć seks, o którym tak długo marzył, czy już skończyć tak, jak tego teraz pragnął.
- Co? - zapytała Jennifer zasapana, rozkojarzona i drżąca. Chciała, by już skończył, potrzebowała odpocząć po tym dniu, wykończyli ją…
Shane nawiązał z nią kontakt wzrokowy.
- Nie zapomnisz Zoli Zairy. Zapomnisz, że łączyły was jakiekolwiek romantyczne uczucia - powiedział. - Że kochałaś się z nim i podobało ci się to. Jednak nie zapomnisz tego seksu - szepnął… a jego oczy zabłyszczały.
Pouvoir miauknął potwierdzająco. Jennifer poczuła, że jej wspomnienia dotyczące czarnoskórego mężczyzny zaczęły się zacierać…
- Ty… Co ty… Kurwa… - sapnęła, bo jednak sprawił, że zapomni o Zoli w ten, czy inny sposób. Podniosła rękę, żeby go nią po prostu walnąć. Co prawda nie miała siły, ale zdecydowanie zasłużył sobie.
Zrobiła to.
Shane uśmiechnął się lekko.
- Jennifer… czemu mnie uderzyłaś? - zapytał.
To może nie był idealny czas, ale pchnął dwa razy i doszedł w niej. Rozkosz była obezwładniająca. Umieścił w niej swoje nasienie, dwa razy westchnął jeszcze z przyjemności. Nie wychodził. Chciał być w niej tak długo, aż zmięknie.
Jenny zamrugała kilka razy. Spojrzała na niego i na swoją rękę…
- Nie wiem.. Miałam wrażenie, że jestem na ciebie zła, ale jakoś mi to teraz kompletnie wyleciało z głowy… Hyh… Przyznaj się, co przeskrobałeś? - zapytała i szturchnęła go lekko ręką w ramię.
- Byłaś na mnie zła, że tyle zajęło mi, żeby do ciebie wrócić - powiedział Shane.
Nie pozwolił jej odpowiedzieć, gdyż nachylił się i pocałował ją długo. Dlatego, bo sprawiało mu to przyjemność… ale także po to, żeby odwrócić jej uwagę. Zola cichutko opuścił swój kąt i na palcach wyszedł na korytarz. Hastings miał nadzieję, że Jennifer tego nie zauważy. To było iście komicznie.
Jenny nie zauważyła. Była zbyt skupiona na pocałunku Shane’a. Objęła jego szyję rękami.
- Mhm, za to sobie zasłużyłeś. Tęskniłam, dupku… - powiedziała tylko, gdy wreszcie pozwolił jej złapać oddech. Uśmiechnęła się lekko.
- W przyszłym miesiącu może znowu się zobaczymy - obiecał. - Przyjechałem po ciebie dzisiaj, ale boję się, że mogłoby to być dziwne, gdybyś nagle zniknęła w Wigilię bez słowa. I takie jakieś smutne.
- Wykończyłeś mnie… Zamierzasz wracać na dół? Zostań tu ze mną… - powiedziała, próbując przekręcić się z nim na bok. Chciała, by poszli spać, a rano kochali się znowu…
Shane wahał się. To było kuszące, żeby zostać tutaj z Jennifer. Z drugiej strony nagi Murzyn stojący jak posąg na korytarzu… zdawało się dziwne nawet jak na standardy tutejszych mieszkańców.
- Zostań tu na chwilę - rzekł. - Przyniosę nam coś do picia - powiedział i zaczął się pospiesznie ubierać. - Będą z tobą do rana - obiecał.
- Mhmm, tylko wróć szybko, nim ostygnę i zamarznę na kość w tym wielkim łóżku… - powiedziała sennym tonem. Zdecydowanie walczyła ze zmęczeniem, które próbowało ją uśpić.
Shane uśmiechnął się. Zdecydowanie wolał tę Jennifer. Kochała go i chciała go. Murzynisko namieszało jej w głowie swoją własną magią, jednak był w stanie cofnąć szkody. Nie dziwiło go, że na jakiś miesiąc zostawił de Trafford samą i już znalazła sobie silnego kochanka. Taka kobieta nie mogła być zbyt długo samotna.
- Moja droga, zaraz wracam - rzekł, wychodząc z pokoju. Pouvoir trzema susami znalazł się przy nim.
Hastings spojrzał na Zolę, zamykając drzwi. Przeszli razem kilka kroków dalej, żeby Jennifer nic nie usłyszała.
- Znajdź ubrania, które by na ciebie pasowały. W takim domu jak ten jest dużo ubrań - powiedział Shane. - Następnie idź tam, gdzie Pouvoir cię zaprowadzi - nakazał mu. - Słyszałem, że podobno ty również poszukujesz Pozytywki… Zobaczę, czy uda mi się z ciebie zrobić sprzymierzeńca. Bo na pewno udałoby mi się trupa.
Zola nie skinął głową. Po prostu wszedł do najbliższego pokoju w poszukiwaniu odzienia.
- Pilnuj go - poprosił Shane, patrząc na kota.
Ten skoczył w stronę otwartego pokoju, podążając za Zairą. Hastings tymczasem ruszył na dół, chcąc znaleźć jakąś głupią butelkę wody mineralnej. Uznał, że wszystko dobrze się układało. Wystarczy, że będzie unikać Darleth i Abigail Roux. W tłumie trzystu pięćdziesięciu gości nie mogło to być trudne.

***

Alice znów siedziała z Douglasami. Wszyscy patrzyli na Esmeraldę.
- Jak najpewniej pamiętacie, moi drodzy, wspominałam o tym, co składa się na ducha świąt - powiedziała do mikrofonu, spoglądając na pięćdziesiąt stolików. - Jest nim chęć czynienia dobra, pomagania bliźnim… dbanie o los drugiego człowieka. Tego, który nas potrzebuje, choć może nawet nie wie, jak wyglądamy. Los uśmiechnął się do nas, moi kochani, dając wiele talentów. Nasza ciężka praca pozwoliła je wykorzystać. Jednak nie wszyscy ludzie urodzili i wychowali się w dobrych domach, którego członkowie mogli sobie pozwolić na wszystkie niezbędne dobra. Dlatego naszym obowiązkiem i przyjemnością są działania charytatywne. Otwieram więc aukcję charytatywną, której dochód zostanie przeznaczony na działania Fundacji Pomóżmy Dzieciom - powiedziała.
- Musimy coś kupić - szepnęła Mia do Roberta. - Kupmy jakiś antyk.
- To pewnie ciężkie tysiące… - westchnął jej mąż.
 
Ombrose jest offline