Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 12:10   #474
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Alice była zadowolona. Jej śpiewanie poszło dobrze i goście zdawali się być poruszeni jej głosem. Dobrze się bawili, gdy jurorzy chodzili i oceniali kolejne makiety. Co więcej, wybory poszły tak, jak Esmeralda chciała i dzięki temu zyskają pomoc tego lorda. Przynajmniej taką Alice miała nadzieję. Nawet bardzo Douglasowie nie byli smutni z powodu przegranej, co dodatkowo ją ucieszyło. Aukcja zdawała się być najbardziej standardowym, bogackim punktem balu. Harper popijała sok, spokojnie obserwując scenę, ciekawe jakie były kwoty i ile było przedmiotów. Nie zamierzała nic kupować, nie dlatego, że nie zależało jej na dzieciach, tylko dlatego, że wylot na Islandię i tak już szarpnął jej portfelem. Postanowiła, że wykorzysta ten czas na odpoczynek.
- Proszę o gromkie brawa dla lorda Howletta, Waterforda i Clovera, którzy zdecydowali się przeznaczyć kilka pamiątek z własnych zasobów na cele dzisiejszej akcji - powiedziała Esmeralda.
Wszyscy zaczęli klaskać.
- Szkoda, że lady de Trafford nas nie poprosiła, też byśmy coś dali - powiedziała kobieta z sąsiedniego stolika.
- I my również - Mia powiedziała głośno. - Przekazalibyśmy coś z naszych zbiorów.
- Jakich kurwa zbiorów? - Robert zapytał dużo ciszej. Od razu został spiorunowany wzrokiem przez żonę.
Alice parsknęła cicho. Obserwowanie interakcji społecznych przy stoliku Doulgasów było jak oglądanie przyjemnej telenoweli. Jedynym dziwnym punktem programu była Abby, Thomas i Arthur, którzy po kilku kieliszkach zaczynali strzelać do siebie przedłużającymi się spojrzeniami, co tylko przytaczało do umysłu Harper sceny z porno, które miała okazję widzieć zaledwie tego samego dnia, ale wiele godzin wcześniej. Skrzywiła się lekko do swoich myśli. Czemu czuła się jedynie jak widz? Evelyn i Finn byli taką niewinną parą. Mia i Robert byli typowym amerykańskim małżeństwem… Trójka jej konsumentów stanowiła miłosny trójkąt, o którym wolała nawet nie myśleć… No i była jeszcze ona. Zimowa księżniczka, osamotniona w tym przepełnionym ludźmi pałacu. Spojrzała na swój sok. Napiła się.
‘Piękna smutna, nie ma co’ - często wspominała słowa barmana z O’Hooligans… Oj często. Wróciła do obserwowania przebiegu aukcji.
Esmeralda dwa razy zaklaskała. Na scenę weszło dwóch mężczyzn. Jeden z nich ustawił interaktywną tablicę podłączoną zdalnie do komputera. Drugi natomiast wniósł stolik.
- Robercie, kupmy ten stolik - powiedziała Mia. - To zwykły stolik. Nie może być drogi.
Okazało się, że nie był na sprzedaż. Wnet dwóch mężczyzn zniknęło, a na scenie pojawiła się nieśmiało Martha, która wniosła pierwszą walizkę i postawiła ją na stoliku.
- Och… - mruknęła dentystka.
Esmeralda spojrzała na kartkę.
- Każdy z nas słyszał i podziwiał jaja carskie wykonane przez złotnika Petera Carla Faberge. Arcydzieła tworzone za czasów Aleksandra III Romanowa i Mikołaja II. Dzisiaj mamy w ofercie tylko jedno, ale jakie piękne. Jajko z rydwanem ciągniętym przez cherubinka. Cherub Egg with Chariot. Dzieło to jest również nazywane “Anioł z jajkiem na rydwanie”. Rok powstania… 1888. Cena wywoławcza… dwa miliony funtów.
Mia zamrugała oczami.
- Ale brytyjskich funtów? - zapytała.
- Zapewne tak, skoro jesteśmy w Anglii, czyż nie? - zauważyła Alice. Zerknęła na Mię. Była ciekawa czy nadal będzie upierała się na kupno. Zerknęła też na swego tatę i uśmiechnęła się do niego lekko. Nie miał się więc co obawiać, że Mia naciągnie go na zakupy dzisiejszego wieczoru.
Robert uśmiechnął się w odpowiedzi. Tymczasem arystokraci zaczęli przepychać się w licytowaniu. Ostatecznie jajko poszło za osiem milionów funtów. Mia zaczęła czyścić widelce. W głowie liczyła, przez ile lat musiałaby pracować.
- Możemy mieć pewność, że te chore dzieci to będą jadły już teraz jedynie kawior i trufle - powiedziała.
Tymczasem Abby wstała i zaczęła kierować się w stronę Alice.
Harper spojrzała na nią ze znakiem zapytania. Poczekała, aż podejdzie. Czy zamierzała o coś zapytać? Miała nadzieję, że nie miało to związku z żadnym z jej braci, bo Alice chyba spłonie rumieńcem, miała dość myślenia o ich seksie, przynajmniej jak na ten dzień.
Na szczęście Roux nie chciała pytać Alice o to, jaki seks najbardziej lubią Arthur i Thomas i jak ich najlepiej zadowolić. Chodziło o coś innego. Nachyliła się do jej ucha i zaczęła szeptać.
- Korzystaj ze swojego wzroku, Alice - poradziła. - A nóż znajdzie się tu jakieś Paraspatium do skonsumowania - szepnęła. - Wtedy warto byłoby licytować… być może - powiedziała.
- O czym tam szepczecie? - zapytała Mia.
Evelyn tymczasem pocałowała Finna w policzek.
- Kupisz mi taką podróbkę? Jakie to słodkie z twojej strony - zaśmiała się.
- Nic specjalnego, Abby po prostu martwiła się, czy dobrze się czuję - powiedziała spokojnie Alice. Następnie zerknęła w stronę sceny. Zamknęła oczy, bo nie mogła pozwolić, by ktoś zauważył jak jej oczy stają się złote. Energię dostrzeże i w ten sposób, więc sprawdziła, czy w tej chwili mieli przed sobą coś wartego licytowania, czy też pojawi się za chwilę. Postanowiła poobserwować licytację w ten sposób..
- Arthur powiedział, że powinniśmy porozmawiać w czwórkę sama wiesz o czym - powiedziała Abigail po chwili, decydując się w ostatniej chwili jednak nie odchodzić. - Ale Thomas jest zdecydowanie przeciwko… - zawiesiła głos. - Ja bym jednak wolała to przegadać, więc jest dwa do jednego… Jak twój głos wygląda w tej sprawie?
Alice była zagubiona… Sama wiedziała o czym?
- W sprawie czego? - zapytała lekko zdezorientowana. Jej umysł w tej chwili nie myślał o pracy, ani o Kościele Konsumentów, ani o ratowaniu świata. Próbowała miło spędzić wieczór, dlatego pytanie Abby trochę ją zdezorientowało.
- Filmu pornograficznego - powiedziała Roux. - I także… sytuacji, jaka została stworzona przez Zairę między naszą trójkę - westchnęła.
Nie wiedziała, czy Alice udawała głupią, ale na pewno jej nie ułatwiała tej rozmowy. Z drugiej strony… rzeczywiście mogła nie być telepatką i nie wiedzieć, o czym chciała rozmawiać.
- Wiesz co… może lepiej pójdę… - zawiesiła głos.
- Omówimy to jutro… Dziś już nie chcę o tym myśleć… - powiedziała tylko Alice. A jednak, mimo wszystko… Abigail wyciągnęła ten temat. Harper pochyliła się na moment i potarła skroń, jakby dostała migreny. Westchnęła i znów usiadła prosto. Zamknęła oczy i powróciła do obserwowania licytacji pod kątem Paraspatium.

Kolejne antyki były licytowane. Elegancki fotel z pałacu wersalskiego. Nie nadawał się do siedzenia, ale można było na niego patrzeć. Trzy komplety łyżek. Kilka zestawów ręcznie malowanych talerzy. Dwa manekiny, na których pracowała Coco Chanel. Może dlatego Esmeralda wcześniej o niej wspomniała, gdyż myślała o spisie antyków na dzisiejszą licytację. Stoliki spierały się. Kto da więcej? Kto da więcej? Esmeralda przybrała postać licytatorki. Uśmiechała się, śmiała, krzyczała. Zdawała się być w swoim żywiole, choć to zadanie nie do końca pasowało do dobrze urodzonej damy. Było zbyt głośne. Jednak wyższe sfery Wielkiej Brytanii nieco zmieniały się przez ostatnie dekady i nikt nie wydawał się oburzony. Nieco bardziej konserwatywne towarzystwo nie protestowało chociażby dlatego, bo chciało spoglądać na Esmeraldę…
Pół godziny później i kilka antyków dalej Alice znalazła wreszcie pierwsze Paraspatium.
- A teraz coś nieco bardziej nowoczesnego - powiedziała Esmeralda. - Kryształowy pałac Dale’a Chihuly’ego.
Dwóch mężczyzn wniosło niebieski stolik pokryty szkłem. Ustawiono na nim koncentrycznie biegnące rzeźby imitujące kieliszki i kolorowe butelki. Biegły wprost do wspaniałego pałacu znajdującego się na samym końcu.


- Cena wywoławcza… dwieście tysięcy funtów - powiedziała Esmeralda.
Alice zastanawiała się kilka chwil. Stuknęła palcami o blat…. Wzięła telefon wysłała numer stolika, swoje nazwisko i kwotę ‘dwieście pięćdziesięciu tysięcy funtów’.
De Trafford wydawała się zaskoczona, widząc jej imię.
- Pani Alice Harper, stolik numer dwadzieścia trzy. Dwieście pięćdziesiąt tysięcy funtów. Kto da więcej? - zapytała.
Przez chwilę milczała, czekając.
- Pan John Montgomery, stolik numer czternaście. Trzysta tysięcy funtów. Czy znajdzie się ktoś, kto przebije pana Montgomery’ego? - zaśmiała się.
Rudowłosa zastanawiała się, czy ilość energii, którą dostrzegała w przedmiocie była adekwatna za cenę, jaką miałaby za niego dać, by potem podarować Abby i braciom do skonsumowania.
Z drugiej strony… czy istniały jakieś przeliczniki? Czy to nie było bardziej zależne od jej własnych poglądów? Teoretycznie nawet najsłabsze Paraspatium zdawało się bezcenne choćby dlatego, bo było Paraspatium. Nie mogła w oczach policzyć wartości PWF. A nawet jeśli… Za jeden punkt PWF dobra cena to było pięćset funtów? A może tysiąc? Dziesięć tysięcy? Milion? Tak naprawdę wszystko zależało od tego, ile Alice posiadała pieniędzy i ile była gotowa ich poświęcić. Pałac ze szkła nie sprawiał wrażenia tak potężnego, jak Całun Turyński, z drugiej strony nie był kompletnym śmieciem.
Alce wyliczyła sobie ile może wydać na ów przedmiot, następnie wysłała kolejną wiadomość, tym razem wyznaczając kwotę czterystu sześćdziesięciu tysięcy.
Esmeralda drgnęła. Spojrzała na Harper. Chyba ciekawiło ją, czy to ona sama będzie musiała zapłacić, choć raczej nie zadałaby takiego pytania wprost. A już na pewno nie w tym momencie. To byłby skandal tysiąclecia.
- Pani Alice Harper, stolik numer dwadzieścia trzy. Czterysta sześćdziesiąt tysięcy funtów.
Esmeralda nie była też pewna, czy powinna opóźnić, czy przyspieszyć licytację. Z jednej strony miło byłoby, gdyby ktoś przebił Alice i ta nie musiała wydawać prawie pół miliona za jakąś głupią szklaną rzeźbę. Z drugiej strony obawiała się, że Harper będzie licytować do śmierci, a już teraz kwota była duża.
Nikt nie chciał przebić.
- Po raz pierwszy… po raz drugi… po raz trzeci… Sprzedane! Gratulujemy pani Harper zakupu - powiedziała Esmeralda.
Robert mrugał, patrząc głupio na Alice. Miał otwarte usta w szoku. Mia złapała się za serce, jak gdyby przeżywała właśnie zawał. Na zmianę bladła i czerwieniła się. Finn splótł palce, patrząc na Harper tak głupio, jak jego ojciec. Evelyn krztusiła się szampanem.
- Alice… - wreszcie powiedziała, kiedy sobie z tym poradziła. - Ile zarabiałaś… jako muzykoterapeutka? - zapytała.
Rudowłosa wykonała transakcje na telefonie, z zamiarem przelania pieniędzy. Tyle w budżecie do wydania jeszcze posiadała. Obawiała się bowiem, że Islandia mogłaby ją wynieść więcej. Niestety w najbliższym czasie będzie musiała mocno skupić się na bardziej uważnym dysponowaniu pieniędzmi. Żadnych prywatnych lotów i rozbijania się o sanie, przynajmniej do przyszłego miesiąca.
- Troszkę… Ale sporo też oszczędzałam kiedyś na własny dom. Wiecie, inwestowanie pieniędzy na giełdzie nie jest takie straszne, jak próbują nam zwykle wmówić. Trzeba tylko grać ostrożnie i obserwować co się dzieje… - powiedziała, chcąc zwalić, na to, że miała farta na giełdzie. Takie coś bowiem rzeczywiście mogło człowieka błyskawicznie wzbogacić, albo zbankrutować. Zerknęła na Abby i skinęła głową na kryształowy pałac. Będą mieli małą ucztę.
Roux uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową.
- Robercie, nie zapłacisz tych pieniędzy - Mia powiedziała do swojego męża, jak gdyby słowa Alice do niej nie dotarły. - Ile to jest amerykańskich dolarów?
- Pięćset siedemdziesiąt tysięcy, mniej więcej - powiedział Finn, który to już wcześniej przeliczył.
- Alice nauczyłabyś mnie też tak grać? - Evelyn zapytała. - Nie musiałabym wygrywać milionów, wystarczyłoby mi chociaż kilka stów… nawet nie tysięcy… - powiedziała.
- To kwestia szczęścia. A tata nie musi płacić. Już to zrobiłam… - i pokazała Mii swój telefon, jakby był odpowiedzią. Po czym schowała go do torebki, bo z jakiegoś powodu wyobraziła sobie, że kobieta będzie go chciała teraz ukraść, choć nie znała żadnych haseł.
- Jeśli się zapożyczyłaś, to nie pomożemy ci tego spłacić - powiedziała Douglas. - Wiesz, ile muszę pracować, żeby zarobić tyle pieniędzy, które ty tak po prostu roztrwoniłaś? - zapytała. - Jak naważyłaś sobie piwa, to będziesz sama je piła - rzekła. - Nie uwierzę, że stałaś się nagle giełdową milionerką i tak przypadkiem to wyszło, a nikt o tym wcześniej nie wiedział. Ty wiedziałeś, Robercie? - zapytała.
Robert nie chciał uczestniczyć w ataku na Alice, ale ostrożnie pokręcił głową. Zawsze uważał, że Harper była biedniutka i nawet chciał zaproponować jej ciche wsparcie finansowe, żeby nie musiała ciągle mieszkać na garnuszku de Traffordów. Zaprosił ją na wakacje na Mauritius, bo wiedział, że takie wakacje to będzie dla niej wielka gratka. Okazało się, że to ona im mogłaby fundować nieziemskie, niezapomniane wakacje…
- Przepraszam, ale nie muszę się tłumaczyć ze swoich środków na koncie. Nie jestem zadłużona, nie sprzedałam duszy szatanowi, czy cokolwiek byś jeszcze wymyśliła. Zawsze radziłam sobie sama i potrafiłam dysponować tym co mam. Jedyne czego chcę od taty, to żeby był moim tatą… I żeby darzył mnie ojcowskim uczuciem. I przypominam pani, że nie roztrwoniłam tych pieniędzy, poszły przecież na fundację pomocy dzieciom, jak wszystkie środki z tej aukcji… - zauważyła, unosząc lekko brew. Jednak nie dało się obyć bez jej spięcia z panią Douglas. Zamierzała jednak uciąć temat nim wyjdzie z tego większy spór.
- Spokojnie, kochanie - Robert pogładził Mię po ramieniu. - Chciałaś przecież, żebyśmy coś kupili na aukcji. Czemu więc się nie cieszysz?
Powiedział to kompletnie poważnie i w dobrej intencji. Uderzył jednak w najczulszy punkt. Mia ścisnęła zbyt mocno kieliszek z winem i ten rozprysł się w jej dłoni, kalecząc ją. Alkohol rozlał się na biały obrus i jej biała sukienkę. Douglas wybuchła płaczem.
Alice wstała i wyszukała spojrzeniem Marthę lub Amelię.
- Thomasie, Arthurze, zabierzecie proszę Mię do łazienki? Na pewno któraś z pokojówek będzie wiedziała jak poradzić sobie z plamami na sukience… - poprosiła braci. W końcu ta posiadłość była też ich domem, więc znali ją równie dobrze co ona.
Martha zaczęła do nich podchodzić. Kilka stolików przestało spoglądać na Esmeraldę. Chwilowo większą atrakcją był stolik numer dwadzieścia trzy.
Mia lekko trzęsła się.
- Zostaw mnie… - szepnęła. - Zostaw mnie! - krzyknęła. - Sama pójdę do toalety - powiedziała i powoli ruszyła w tamtą stronę.
Robert niepewnie wstał i po chwili ruszył za nią.
- Co się stało? - Martha zapytała, podchodząc. - Zaraz zmienimy obrus, to żaden problem - powiedziała.
- Pani Douglas miewa wahania nastrojów… Wybacz Martho. Mam nadzieję, że to nie jest wielki problem… - powiedziała, grając zmartwioną. Tak naprawdę była lekko zła na Mię, że nie potrafiła się zachować. Jedyne co robiła to wstyd swym bliskim.
- Nie no, spokojnie - Martha powiedziała. - Nic się nie stało - rzekła.
Spojrzała na dwie dziewczyny z obsługi, które posłały jej spojrzenie. Pokręciła im głową.
- Może żeby nie robić spektaklu, zmienimy w przerwie obrus - powiedziała, siadając na miejscu Roberta. - Bo to chwilę zajmie. Wiesz, ściągać ten kielich i w ogóle. Jak się bawisz? Słyszałam, że wzięłaś udział w licytacji - uśmiechnęła się lekko podekscytowana.
Na samym początku miała kiepski nastrój, ale z czasem czuła się coraz lepiej. Widziała tyle celebrytów, których uwielbiała. Poza tym Esmeralda przyszykowała bardzo eleganckie stroje dla służby. Martha czuła się jak jedna z organizatorek przyjęcia i prawdziwa gospodyni, podczas gdy wyobrażała to sobie inaczej. Bieganie za wielkimi paniczami i robienie za pucybuta. Na szczęście traktowano wszystkich z szacunkiem, zarówno ją, jak i kelnerki, sprzątaczy oraz resztę obsługi.
- Bawię się bardzo dobrze, dziękuję. Widziałam też, że i ty masz dużo radości Martho - zauważyła, wspominając jak zareagowała na przybycie Eltona, lub gwiazdy specjalnej wieczoru.
- Nie zdziwiłabym się, gdyby nawet Elvis tutaj się pojawił - powiedziała, kręcąc głową. - Wiesz, że nawet udało mi się chwilę porozmawiać z Eltonem, jak przynosiłam dla niego i jego faceta kolejną butelkę szampana? Powiedział, że coś dla mnie zaśpiewa. Myślałam, że zrobię tak, jak twoja mama i roztrzaskam szkło w mojej dłoni - pokręciła głową.
- Dobrze, że tego nie zrobiłaś, szkoda dłoni - powiedziała Alice, kręcąc lekko głową. Zerknęła w stronę sceny, była ciekawa jak długo licytacja jeszcze będzie trwała, czy może już się skończyła, a ona to przeoczyła. No i spodziewała się pytań ze strony Esmeraldy co do zakupu Pałacu…
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline