Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 12:14   #480
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Przeproś ode mnie Esmeraldę, jeśli by o mnie pytała. Powiedz, że spotkam się z nią rano - powiedziała, po czym ruszyła w stronę przejścia do schodów prowadzących na górę. Rzeczywiście teraz naprawdę zaczynała odczuwać zmęczenie. Przecież zaczęła ten dzień wielkim finałem problemów na Islandii… Miała prawo do kompletnego wycieńczenia. Chciała się umyć, zaspokoić i położyć.
Jednak pod prysznicem zaczęła przysypiać, za co odpowiedzialne było też słabe oświetlenie. Jej oczy były zmęczone, więc nie zaświeciła światła pod sufitem. Wystarczało to znajdujące się w jej sypialni, jednak ciepła woda sprawiła, że rozluźniła się… Zaczął wychodzić z niej stres. Była sama i nikt nie miał jej już niepokoić. Jak uspokoiła się, to momentalnie zachciało jej się po prostu rzucić na łóżko i spać. Nie miała już nawet energii, żeby się dotykać, więc poszła spać niezaspokojona.

***

Sen był spokojny i bardzo długi. Trwał aż dwanaście godzin. Alice obudziła się nieco po szesnastej. Nikogo nie było w jej pokoju i nie miała w tej chwili na głowie żadnych obowiązków. Oczywiście, powinna wykonać wiele ważnych telefonów i napisać dużo maili, lecz nic się na razie nie paliło. Miło było wyspać się we własnym łóżku, choć wcale nie czuła się wypoczęta. Jej ciało było słabe. Nie chciało jej się nawet podnieść. Tak samo zmęczona była psychicznie. Wczorajszy bal był świetny, przynajmniej w pewnych momentach, jednak teraz miała kolejne zmartwienie na głowie. Joakima.

Cytat:
Napisał J
Żyję.
To był krótki SMS, jednak miło go było dostać. Przyszedł dwie godziny temu. To znaczyło, że po pierwsze Joakim żył… jak zresztą napisał… A po drugie, Alicia zwróciła mu telefon.

Alice od razu zaczęła odpisywać.

Cytat:
Też żyję, właśnie się obudziłam. Dziękuję, że napisałeś.
Wysłała, po czym podniosła się i usiadła. Przetarła twarz dłonią. Potrzebowała się ubrać i napić. A następnie zorientować co działo się w posiadłości. W końcu miała się dziś widzieć z Esmeraldą… Zerknęła na szafkę, był w niej jej prezent dla niej.

Była to małe, ładnie zapakowane pudełko. Na jego wierzchu znajdowała się ozdobna kokardka. W pierwszej chwili Alice pomyślała, że pewnie jest tam biżuteria. Wyglądało to na szkatułkę z pierścionkiem, ale żeby się o tym przekonać, musiała najpierw rozedrzeć papier. Tymczasem drzwi do jej pokoju uchyliły się delikatnie. Esmeralda zerknęła, czy Alice dalej spała. Kiedy zauważyła, że nie, weszła do środka. Miała na sobie biały, satynowy szlafrok, który współgrał z dress codem wczorajszego balu.
- Nie otworzysz? - zapytała z uśmiechem, opierając się barkiem o szafę.
Alice zerknęła na nią.
- Dzień dobry… Przepraszam, że spałam tak długo… Musiałam odpocząć - wyjaśniła, ale wzięła prezent i zaczęła ostrożnie rozwijać papier. Zamierzała go otworzyć.
W środku rzeczywiście znajdował się mała szkatułka. Czy Esmeralda chciała jej się oświadczyć? Nawet jeśli, to nie w tej chwili. Alice znalazła w środku kluczyk. Tymczasem de Trafford ruszyła po pokoju tym swoim idealnym, eleganckim chodem. To, że miała długie nogi, bardzo pomagało jej stale utrzymywać grację. Nawet obróciła się dookoła własnej osi.
- To był pełen sukces - uśmiechnęła się. - Bal wypadł perfekcyjnie. Wszystko, co zaplanowałam, udało się - mówiła.
Była bez wątpienia w świetnym nastroju. Podeszła do okna i pociągnęła za zasłony. Pokój Alice zalała fala światła, przez co musiała zmrużyć oczy.
Harper przysłoniła na chwilę twarz dłonią, póki jej wzrok nie przyzwyczaił się.
- Do czego jest ten kluczyk? - zapytała z zaciekawieniem. - No i cieszę się, że bal poszedł dokładnie po twej myśli - dodała jeszcze.
- Do pewnej sali… która znajduje się obok sauny… - powiedziała Esmeralda, uśmiechając się do niej delikatnie. - Może bardziej zadowolona byłabyś, gdyby ten kluczyk okazał się być do samochodu, jednak w okolicy i tak nie ma dróg - zażartowała.
Alice parsknęła, ale już wiedziała do jakiej sali był to kluczyk. Czyżby Esmeralda wiedziała, że ciekawiło ją co było w środku? Przechodziło się tam przez saunę i jeszcze ani razu nie była w środku. Tymczasem, Harper otworzyła szufladę w szafce i również wyciągnęła niewielkie pudełko. Przyozdabiała je delikatna, atłasowa, zielona kokarda.
- A to dla ciebie - powiedziała i podeszła do Esmeraldy. Miała na sobie jedynie koszulę w której sypiała.
Esmeralda była zaskoczona.
- Dla mnie? Czyżby? - zapytała. - Jaka miła niespodzianka - powiedziała zaciekawiona.
Każdy lubił otrzymywać prezenty i Esmeralda nie była wyjątkiem, nawet jeśli było stać ją na wszystko.
- Mam cię za moją córkę - powiedziała. - Prawie. Przygotowałam dla ciebie prezent, ale nie spodziewałam się niczego w zamian. Nawet przez myśl mi nie przeszło - rzekła, rozpakowując.

Jej oczom również ukazało się niewielkie pudełeczko. Odrobinę tylko większe od tego, w którym Esmeralda podarowała Harper kluczyk.
Kiedy je otworzyła, dostrzegła niezwykłą przywieszkę. Rozpoznała trzy rodzaje kamieni szlachetnych. Centralną część stanowił ametyst, ogon ozdobiono diamentami, a oczy lisa, bo właśnie na to stworzenie patrzyła de Trafford były rubinami.
- Wiem, że lubisz własnoręczne dzieła, połączyłam więc coś własnego z czymś co znalazłam. Pamiętaj, by mieć go zawsze przy sobie. Zadziała tylko raz, kiedy będzie trzeba - powiedziała tajemniczo, nie tłumacząc nic więcej.
- Och, naprawdę? - Esmeralda zdziwiła się teatralnie, ale jednocześnie słodko.
Wyciągnęła przewieszkę i spojrzała na nią w ten sposób, by słoneczne światło w pełni ją oświetlało.
- I co takiego zrobi? - zapytała. - Jak zadziała? Czy mam go jakoś aktywować? To słodki, piękny prezent, dziękuję.
Na pewno posiadała piękniejszą i droższą biżuterię, jednak to, że otrzymała tę przewieszkę od Alice sprawiało, że była wyjątkowa.
- W razie gdybyś była zagrożona, dowiesz się. Samo się aktywuje… - wyjaśniła tylko i uśmiechnęła się.
Esmeralda otworzyła usta w mieszaninie zdziwienia i zachwytu. Wyglądała jak aktorka w jakimś filmie Disneya.
- Miałam nadzieję, że ci się spodoba - dodała Alice. Rozejrzała się za swoim szlafrokiem. Był zielony. Narzuciła go na siebie. Zerknęła na Esmeraldę.
Ta schowała przewieszkę do pudełeczka, a potem do kieszeni.
- Piękne - powiedziała. - A dlaczego akurat lisek? Bo jestem chytra i nie kupiłam ci samochodu, prawda? Powiedz to na głos. Chytra Esmeralda. Wyleczyłam ją tylko po to, żeby liczyła pieniądze.
- Oczywiście, że nie. Po prostu lisek trochę przypomina mnie, a poza tym miałam taką przywieszkę, zawsze przynosił mi szczęście i po prostu lisy kojarzą mi się w ten sposób - wytłumaczyła.
- Od teraz mi też będą tak się kojarzyć - odparła Esmeralda.
- No to chyba wypada, żebym zobaczyła swój prezent. Tylko najpierw się czegoś napiję - powiedziała Alice i najpierw poszła do łazienki, odrobinę się ogarnąć, a po chwili wróciła i ze stolika wzięła dzbanek z wodą. Nalała sobie do szklanki i wypiła całą na raz. Była spragniona.
Esmeralda zerknęła na nią w ten sposób, że Alice odniosła wrażenie, że powinna najpierw jej zaproponować, aby się napiła? Jednak nie wyraziła chęci spróbowania wody.
- Teraz mogę już iść - powiedziała Alice. Była ciekawa, czy Esmeralda zamierzała jej towarzyszyć.
- Lepiej umówmy się tam na konkretną godzinę. Może być osiemnasta? - zapytała de Trafford.
To odrobinę zaskoczyło Harper, ale kiwnęła głową.
- W porządku, osiemnasta jest jak najbardziej odpowiednia - odpowiedziała.
- Ja posiadam swój kluczyk. Dobrze, gdybyś coś zjadła, moja droga - odparła Esme i chwyciła jej dłoń. - Patrz, jakie masz szczupłe nadgarstki. Powinnaś lepiej się odżywiać - zaśmiała się. Była bez wątpienia w bardzo dobrym nastroju. - Poproszę Marthę, żeby przyniosła ci śniadanie do łóżka. Na co masz ochotę?
- Jajecznicę z chlebem i masłem i na sok… - powiedziała od razu Alice. Doskonale wiedziała na co jej brzuch miał wielką ochotę. Dziś była nią właśnie jajecznica.
- Jaki sok? Jajecznica z ilu jaj? Chleb czy tosty? Posmarowane tylko masłem? Myślę, że Martha zechce sprzedać ci również kilka specjałów, które zostały z wczoraj. Ja zjadłam na śniadanie krewetki i anchovis, tak na przykład.
- Nie, wolę jajecznicę i to zdecydowanie… - powiedziała i mruknęła.
- Dobrze - Esme zaśmiała się i słuchała dalej Alice.
- Jajecznicę z dwóch jaj, Chleb z samym masłem. A sok może być porzeczkowy, a jeśli nie będzie to pomarańczowy - powiedziała nieskomplikowane zamówienie.
- A jaja to przepiórcze czy strusie? - Esme droczyła się z Harper.
- Jak przepiórcze to cztery, jak strusie to jedno… Dwa kurze jaja - odpowiedziała wyczerpująco rudowłosa i uśmiechnęła się do niej.
De Trafford kiwała głową, przyjmując zamówienie.
- Czy mam założyć tylko ręcznik do oglądania swojego prezentu, skoro obok jest sauna? - zapytała Alice.
- Jak dla mnie to możesz przyjść naga - odparła Esme. - Sauna będzie włączona. Sama się tym zajmę. Też podgrzeję wodę w basenach, nie lubię, jak jest zimna. Jaki chciałabyś olejek w saunie? Mamy kwiatowy, mentolowy, pomarańczowy, imbirowy, sosnowy… - wymieniała. - Mam dziwne wrażenie, że dzisiaj są twoje urodziny i traktuję cię trochę jak solenizantkę. Ale zawsze tak mam, jak wracasz z misji. Chcę cię rozpieszczać - uśmiechnęła się i uszczypnęła lekko jej policzek, jak gdyby Alice była jej wnuczką.
- Olejek kwiatowy, a odrobina rozpieszczania jest jakże niezwykle przyjemna, zwłaszcza, że nigdy nie zostaję dłużna i rozpieszczam też ciebie - odpowiedziała jej Harper. Lubiła być rozpieszczana, a dziś wyjątkowo tego potrzebowała.
- Na co masz nastrój? - zapytała Esmeralda.
To było dość znaczące dla niej pytanie, gdyż trzeba było mieć całkiem charakterystyczny nastrój do tego, co znajdowało się w pokoju przy saunie. Obawiała się, że Alice tam wejdzie, zblednie, pokręci głową i ucieknie. Esmeralda kochała dostawać prezenty, lubiła je dawać, ale nienawidziła, kiedy ktoś ich od niej nie przyjmował. De Trafford jednak wypowiedziała to pytanie tak po prostu, od niechcenia. Nie chciała, żeby Alice poczuła, że ją sondowała.
- Na odpokutowanie ci dziś tego niemal spóźnienia - powiedziała Harper spokojnie. Przyglądała się Esmeraldzie. Była ciekawa, czy nie każe jej więc za to zadowalać się przez całe popołudnie.
De Trafford kalkulowała coś w głowie.
- Więc będzie pokutowanie - powiedziała. - W takim razie lepiej już pójdę - powiedziała. - Szkoda tracić czasu. Powiem Marcie, żeby zrobiła ci również kawę - Esmeralda dodała.
Pogładziła Alice po głowie i pocałowała ją w czoło. Następnie wstała i ruszyła w stronę drzwi.
Ciekawiło ją po co miałaby jeszcze wypić kawę późnym popołudniem, ale nie pytała. Usiadła do biurka i zerknęła do komputera. Nie chciała dziś pracować, jedynie napisała mail do Egelmana z życzeniami i zapytaniem, czy zdołali wszyscy ewakuować się z Islandii, tak jak zaleciła.
Następnie włączyła sobie film. Miała dwie godziny do osiemnastej, więc idealnie, aby zrelaksować się i coś obejrzeć.
W międzyczasie przerwała jej Martha.
- Przepraszam Alice, ale nie mieliśmy strusich jaj, ani też przepiórczych… - powiedziała. - Musieliśmy zrobić zwykłą jajecznicę z kurzych… - zerknęła na nią, czy była zła.
Miała na tacce kuszącą wyglądającą jajecznicę, trzy kromki chleba z masłem oraz szklankę soku pomarańczowego.
- Ale mamy za to krewetki, tuńczyka, anchovis i inne ryby. Chętnie bym ci przyniosła… - zawiesiła głos.
Na przyjęciu podawano tylko białe mięso, współgrające odcieniem z bielą balu.
- Takie śniadanie mi w pełni wystarczy. Dziękuję bardzo Martho. Jest wspaniale - powiedziała i uśmiechnęła się do kobiety. Przyjęła od niej cały posiłek, po czym wróciła do oglądania filmu, teraz jedząc. Miała zdecydowanie ochotę rozluźnić się i spędzić przyjemnie ten czas oczekiwania. Około siedemnastej trzydzieści chciała jeszcze wziąć tylko prysznic, ale bez mycia włosów. Te były czyste po poprzednim wieczornym myciu.
- Co takiego oglądasz? - zapytała Martha, odchodząc.
- Bajkę Disneya, nazywa się ‘Zaplątani’. To o Roszpunce. Całkiem zabawne - odpowiedziała i dalej zajadała śniadanie.
- Och… - powiedziała Martha.
Jej mina mówiła “czy nie jesteś już za duża na oglądanie bajek?”. Jednak nie była tu od oceniania, więc prędko odwróciła wzrok.
- Miłego oglądania - powiedziała, wychodząc.
Alice obejrzała jakieś pół godziny filmu, kiedy do jej pokoju rozległo się pukanie.
- Nie śpisz już? - to był głos Jennifer.
Zerknęła w stronę drzwi.
- Hej Jenny. Wejdź - zaprosiła ją do środka i zatrzymała odtwarzanie filmu. Była ciekawa co takiego mogło sprowadzić tu do niej akurat Jenny.
Kobieta weszła do środka. Podeszła i usiadła na łóżku. Patrzyła gdzieś po kątach. W końcu jednak ukierunkowała wzrok na Harper.
- Powiesz mi, jak ja się znalazłam w Trafford Park? Bo przybyłam tutaj wczoraj, ale nie mogę sobie przypomnieć jak… - zawiesiła głos.
Miała wrażenie, że nie pamiętała wielu rzeczy. Czuła się dobrze tak długo, jak był z nią Shane. Kiedy odszedł, zaczęła się zastanawiać. Aż ją głowa rozbolała. Poza tym bez powodu, tak kompletnie znienacka zaczęła płakać. Kiedy tylko uspokoiła się, poszła od razu do Alice.
Harper uniosła brew i zastanawiała się.
- Przybyłaś sama… Ale byłaś w takim stanie, że trochę nie dziwię się, że możesz nie pamiętać. Musiałaś wziąć jakieś mocne leki przeciwbólowe, bo zachowywałaś się dość dziwnie. A dziś się dobrze czujesz? - zapytała tylko.
Jennifer nie odpowiedziała od razu.
- No właśnie nie.
Zastanawiała się przez chwilę, czy powinna powiedzieć o Shanie. Jednak obawiała się reakcji Alice. Mogła zostać posądzona za zdradę, i kto wie, może nawet słusznie. Czy tym właśnie była, sypiając z wrogiem? Zdrajcą?
- Widziałam Abigail. Powiedziała, że też chce z tobą rozmawiać. Poza tym twój ojciec wspominał coś, że widział w lesie czarnego kota idącego przed czarnoskórym mężczyzną… - zawiesił głos. - Czy to mógł być Zaira? IBPI go nie złapało?
Jej wspomnienia dotyczące Zoli były dziwne. Czasami też sprzeczne. Nie wiedziała, co o tym sądzić.
Rudowłosa wyprostowała się i zmarszczyła brwi.
- Dzisiaj mam urlop… Ale jeśli chodzi o kota i Zairę… Czy to czasem nie jakaś chora mieszanka Isle i Islandii? Wolałabym o tym nie myśleć. Sądzę, że jeśli miałby to być Zaira, to raczej byśmy się o tym dowiedzieli, bo nie przepuściłby wpadnięcia na takie przyjęcie… Więc cokolwiek to było, no cóż, nie widzę żadnych niebezpiecznych reperkusji, więc na razie się tym nie przejmujmy. Co do Abby, chyba nie jestem dziś gotowa na tę rozmowę… - westchnęła i potarła bok szyi.
- Mhm… - Jennifer mruknęła pod nosem. - Masz rację w wielu punktach.
Może Zaira chciał ich zaatakować tej nocy, ale Shane w porę go unieszkodliwił? Tylko czemu nic nie powiedział…? Nie chciał jej martwić? Być może… Wkurwiało ją, że za każdym razem, kiedy przywoływała w umyśle twarz Zairy, podziwiała ją i uważała za przystojną. Przecież to był cholerny seryjny morderca i psychopata...
- Jak się dziś czujesz? - zapytała Alice, bo Jenny jej nie odpowiedziała wcześniej na to pytanie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline