Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 21:25   #214
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Powiedzenie, że Bury zgłupiał byłoby stanowczym niedopowiedzeniem. Nie. Bury po prostu ochujał, kiedy patrzył jak doktor Cichocki wyciąga mu z gardła rurę intubacyjną. Już wcześniej czuł, że numer z ogłuszaniem samego siebie może nie być najlepszym pomysłem... Ale żeby do tego stopnia?! Gdzie on właściwie się znalazł? Kiedy zdążył dorobić się wnuka? Czy on w ogóle znajdował się we własnym ciele?
- Gdzie... Gdzie jestem? Kim jestem? - starał się wydukać ledwo żywy mężczyzna.

- Spokojnie, jest pan w szpitalu. Nazywa się pan Waldemar Filipczuk i właśnie wybudził się pan ze śpiączki, na którą zapadł pan na Placu Zwycięstwa podczas tego… wydarzenia.
Lekarz wyraźnie stracił nieco ze swojego radosnego usposobienia, lecz niewiele.
- Czy pamięta pan cokolwiek ze swojej przeszłości?

- O żesz kurwa… - wysapał z wielkim trudem dziadunio. - Panie, musisz pan mnie posłuchać…
Witold starał się zmusić wiekowe ramię, by wyciągnąć je w stronę lekarza i chwycić go za nadgarstek.
- Żelazny Sowieta. Są roboty na ulicach? Słyszał pan o Żelaznym Sowiecie? O rzeziach?

- Panie Waldemarze, żyjemy w wolnej Polsce. Komunizm się skończył. PRL się skończył. Jest pan bezpieczny, a pana rodzinie nic nie grozi. Proszę odpoczwać. Wkrótce powinien sobie pan zacząć wszystko przypominać. Wszystko w samo przyjdzie w swoim czasie - uśmiechnął się lekarz i delikatnie poklepał Witolda po dłoni zaciśniętej lekko na własnym nadgarstku.
Nagle rozległ się rozdzierający, pełny rozpaczy wrzask. Dobiegał on z góry. Może piętro wyżej. Mijały sekundy, a on nie ustawał.

- Co to było? - wystękał z trudem dziadzio Witold, zaniepokojony spoglądając w sufit. - W którym my jesteśmy szpitalu, doktorze?

- Nie wiem… - odparł z wahaniem także oglądając się w kierunku źródła dźwięku.
- Jesteśmy w klinice pomagającej osobom w śpiączce. Proszę leżeć spokojnie, to pewnie nic takiego. Pójdę sprawdzić - powiedział z roztargnieniem i nie poświęcając pacjentowi ani jednego spojrzenia więcej ruszył do wyjścia.

- Dominik Leśniewski… Leśniewski! - krzyknął z wielkim trudem za wychodzącym lekarzem. Witold sapnął, próbując podnieść się z łóżka. Była starcem dopiero od minuty, a już miał tego serdecznie dość… Jeśli tak ma wyglądać starość, to chyba wolał umrzeć młodo.

- Słucham? Kto? - zapytał wstrzymując się przed wyjściem. Część uwagi powróciła do Burego, ale była ona definitywnie mniejsza niż ta poświęcona odgłosom.

- Chłopak… W śpiączce… Więzi ludzi umysłem. Mnie też uwięził. To nie jest moje ciało.

Doktor spojrzał na Witolda i zamrugał kilka razy.
- Oczywiście, panie Waldemarze.
Starzec opadł na poduszki zrezygnowany. Jasnym było, że lekarz widzi w nim jedynie zwariowanego staruszka, nic więcej. Po prawdzie nawet go nie winił... Patrząc w sufit, Witold starał się zebrać myśli do kupy i nie panikować. To ostatnie wcale nie było łatwe. Znajdował się już w swoim życiu kilka razy pod ostrzałem, miał stresującą pracę i w ogóle... Ale myśl o byciu uwięzionym w ciele dziadka z podłączonym cewnikiem przyprawiała o dreszcze.
- Spokojnie... Zaraz powinienem wybudzić się w moim ciele... - mruknął pod nosem Witold, spoglądając w okno.

Na razie wolał nie podnosić się z łóżka. Spodziewał się, że jego prawdziwe ciało lada moment odzyska przytomność, a wtedy to tymczasowe upadłoby na podłogę - być może czyniąc krzywdę starcowi, którym chwilowo zawładnął.
 
Bardiel jest offline