Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 23:15   #56
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Przelot był szybki i relaksujący. Red z ciekawością obserwował miasto z lotu ptaka.
- Niesamowite jak bardzo różnią się różne częsci tego miasta. Tu Vice Point ze swoimi palmami, klubami, hotelami i centrami handlowymi... tam z kolei niemal niezmącona zieleń klubu golfowego Leaf Links… a przed nami zrujnowane Prawn… wow, nie wiedziałem, że to studio filmowe jest takie duże. Zajmuje jedną trzecią wyspy. A ten mur… sprawia, że wygląda jak forteca.
- Większość fortec da się sforsować z powietrza - oznajmił Blue. - Lądujemy na dachu głównego budynku. Roksi, nie chwal się za bardzo swoimi zabawkami, żeby przypadkiem ochroniarze nie zaczęli strzelać przed zadawaniem pytań. Nie chciałbym, żeby uszkodzili to cacko…

- A nauczysz mnie tym latać? - poprosiła przez całą drogę próbując obserwować jak Blue pilotuje maszynę. - Powinnam poprosić Vincenta o coś bardziej dyskretnego - stwierdziła po chwili patrząc na miecz.

- Masz za krótkie rączki, żeby sięgnąć do wszystkich konsol - zażartował Blue. - Mógłbym ci dać parę lekcji, ale zacząłbym na twoim miejsu od czegoś mniejszego i bardziej przyjaznego.

- Przyzwyczaiłam się do wysoko postawionej poprzeczki - westchnęła tylko pod nosem.
Marlo oglądał w ciszy swoje miasto nocą. Roziskrzoną arterie świetlistego życia, które usiłował chronić. Widok migających różnobarwnych świateł które obijały się w jego duszy. Wywołując ciepło i dezorientujące przyjemnie mrowienie.
Do siebie doszedł dopiero jak widok się zmienił. Dalej był w powietrzu i dalej była noc. Ale widoku już nie poznawał. Chwile trwało nim zrozumiał mówione do niego słowa. Musiał wziąć się w garść. Być tym kim powinien przynajmniej do świtu.
-Tak powinno być tam lądowisko. - odpowiedział Blue.
-I nikogo nie atakujemy. Jesteśmy tu by prosić o przysługę. Zresztą ludzie rekiny mieszczą się w jakiś Ruinach na wyspie nie tu. Nie w tym kompleksie.
- Wiadomo, będziemy grzeczni - odpowiedział żartobliwie Blue, wciąż we wspaniałym humorze. - Dobrze, proszę państwa, trzymajcie się skarpetek, lądujemy…
Sprawnie posadził maszynę na lądowisku.
- To my zostajemy przy maszynie, a wy wytłumaczycie wszystko tym panom - wskazał na czterech uzbrojonych ochroniarzy wbiegających właśnie na dach - i widzimy się, jak pogadacie już z waszym Aurelkiem, tak? Jakbyście długo nie wracali mamy zacząć was ostrożnie szukać? Czy może spuścić im na głowy piekło? - zapytał żartobliwie.

- Chętnie bym to zobaczyła -stwierdziła Roxi. - Postaram się być z wami w kontakcie, żebyście się nie martwili. - dodała, przypominając o krótkofalówce, którą wręczyła. Zawsze mogła też wysłać wiadomość telefonu. - Ale obawiam się że jeśli długo nie będziemy wracać, raczej nie będzie to miało sensu. Mam nadzieję, że wzięliście płatne z góry - dodała wesoło.

- Nic takiego nie będzie miało miejsca. - powiedział pewnym siebie głosem Ethan. Szykując się do tego by wysiąść z samolotu ‘helikoptera’ i wydać punkt prezencji by uspokoić ochroniarzy. Pamiętaj przy tym aby trzymać ręce z daleka od ciała i na widoku, w starym jak świat geście pokazującym że nie ma w rękach broni.

- Zawsze bieżemy płatność z góry plus bonusy po zakończeniu umowy - zaśmiał się Blue.
- Powodzenia - rzucił Red.
Marlo wysiadł z helikoptera i powoli, spokojnie ruszył w kierunku ochroniarzy. Zaczął im wyjaśniać kim jest i po co przyleciał.
Mężczyźni obniżyli broń, ale jej nie schowali.
- Szuka pan Kulawca? A po co, jeśli można wiedzieć? - zapytał jeden z nich.

Roxi spojrzała na ochronę i westchnęła. Oparła miecz o siedzenie.
- Zaopiekujcie się nią - dodała po czym wyszła za Marlo, chowając ręce do kieszeni. Ona nigdy nie wyglądała podejrzanie...
-Jestem Ethan Grim z Vice City. Mam problemy w moim klubie, Sześcianie. Powiedziano mi że ten człowiek może mi pomóc. To jest dla mnie bardzo ważne. Inaczej by tu mnie nie było. Pieniądze nie grają roli. Jestem tu bo potrzebuje pomocy.
- Pieniądze nie grają roli, co? - uśmiechnął się mężczyzna. - To daj pan dziesięć patyków, to pana skontaktujemy.

-Dobrze. - powiedział Marlo opuszczając dłonie.
-Może być czek. Nie mam przy sobie gotówki.

- Stary, on to łyka… - mruknął inny z ochroniarzy. - Trzeba było prosić od razu o dwadzieścia.
- Ta, kurwa, pięćdziesiąt. Nie bądź zbyt chciwy - odwarknął cicho pierwszy, po czym rzucił do Ethana. - Wypisuj pan ten czek.

- Panowie, to Ethan Grim, jeden z przydupasów pani Cortez, nie chcecie chyba żeby się dowiedziała, że wyłudzają pieniądze od gości, którzy mogliby je zainwestować w jej filmy - powiedziała Roxi od niechcenia. W sumie było jej obojętne czy Marlo wydaje swoje pieniądze tak bez sensu, ale jeśli nie przestanie, to niedługo może stać się naprawdę zbędny.

- O w dupę… - jęknął pierwszy ochroniarz. - Mogłem jednak prosić o pięćdziesiąt.
- Ethan Grim! - zachwycił się trzeci.
- Panie, dorzuć pan jakąś wejściówkę czy coś, co? - poprosił czwarty.

Marlo uśmiechnął się jakoś smutno wypisał czek i dorzucił wejściówki.
-Proszę. - powiedział podając ochroniarzowi.
-Możemy iść? - zapytał. Przeniósł wzrok na Roksi.
-Dziękuje, ale to nie była duża kwota.

- Może dla ciebie, tu pewnie ogłoszą cztery wakaty - stwierdziła Roxi. - Poza tym poszło szybciej. Jak jesteś taki hojny, to może wspomóż szpital, albo załóż fundację dla osieroconych… - powiedziała pod nosem.

- Te młoda, nie bądź taka mądrala, myślisz, że dwa i pół patyka na łebka to dość, żeby rzucić pracę? - prychnął ochroniarz nr 3.
Tymczasem pierwszy wyjął stary, poobijany telefon komórkowy i szybko wybił numer.
- Panie Aurelio? Tak… tak… - skulił się nieco - bardzo przepraszam, ale… tak, wiem… Ethan Grim przyleciał się z panem spotkać… Jak to kto? Ethan Grim? Od Sześcianu? Jeden z przy… uhm, pomocników pani Cortez? Jak wy… no, wielki jak szafa, wygolony na łyso, ubrany jak alfons… Dobrze, tak, proszę pana… - rozłączył się z wyraźnym westchnieniem ulgi.
- Kulawiec będzie na was czekał przy makiecie latającego talerza, o tam - wskazał ręką - przy hangarze trzecim. Chyba nie jest w najlepszym humorze.

- Trochę szacunku, mówisz o weteranie - powiedziała Roxi, patrząc koso na ochroniarza nr trzy, który lekceważył swój nagły zastrzyk gotówki. Ona pracowała zwykle za darmo…

- A potrzebujesz pieniędzy? - zapytał Roksi z wyraźnym roztargnieniem. - Porozmawiaj o tym z Eli - mruknął.
Nagle coś do niego dotarło.
- Ej naprawdę wyglądam jak alfons? Myślałem że to klasyczny garniak. - Podrapał się po głowie zmieszany i posłusznie podszedł we wskazane miejsce.

- O gustach się nie dyskutuje, ale może… zatrudnij stylistę? - zaproponowała idąc za nim. - Szpitalom zawsze brakuje pieniędzy - dodała od niechcenia.

Zeszli po zewnętrznych, metalowych schodach przeciwpożarowych i podeszli do wskazanego miejsca. Tam, opierając się o makietę UFO, czekał na nich szczupły mężczyzna, na oko trzydziestoletni - rozczochrany blondyn z lekkim zarostem i złośliwym uśmieszkiem, chowający za prostokątnymi okularami zielone oczy o drapieżnym spojrzeniu. Miał na sobie ciemny, obcisły płaszcz i wąskie spodnie. Na prawej stopie miał wysłużony trampek, podczas gdy lewą stopę zamykał wzmocniony stabilizator, przez co wyglądała na większą.
- Pan Grim. Nie spodziewałem się pańskiej wizyty. I jeszcze przybył pan w towarzystwie- panny Mrozow. Bardzo mi przyjemnie - przywitał się, a choć słowa były przyjazne, to w tonie jego głosu było coś, co sprawiało, że wszystko co mówił brzmiało jak groźba.

- Ja też bardzo się cieszę, że udało nam się spotkać. - powiedział Marlo wyciągając rękę żeby się przywitać.
- I spokojne, nie przysłała mnie tu ani Mercedes, ani nikt z mojego klanu. Jestem tu, bo potrzebuje pomocy, a pani Giovanni powiedziała mi, że ty jesteś tą osobą, do której powinienem się zwrócić.

Roxi tylko przywitała się skinieniem głowy. Zostawiając Marlo obgadanie swoich spraw. Obserwowała jednak obu czujnie.

Aureliusz trzymał ręce w kieszeniach płaszcza.
- Rozumiem i jestem gotów pomocy udzielić. O jakiej ilości ciał mówimy?

Marlo potarł głowę.
-Trudno jest mi oszacować może przy odrobinie szczęścia dwóch czy trzech wampirach. Bo tylu widziałem. Ale może ich być znacznie więcej. Oczywiscie za każdego zabitego czy to człowieka wampira, czy rekina zapłace. Chcę tylko odzyskać Noctrum.

Teraz to Aureliusz podrapał się za uchem, a Roksi zauważyła, że jest lekko spiczaste.
- Chyba zaszło tu jakieś nieporozumienie. Za kogo mnie pan tak właściwie uważa?

-Za człowieka który pomoże mi w walce z kimś kto porywa matki. Pani Giovani mówiła że jest pan właściwa osoba.

- Proszę pana, czy ja wyglądam na kogoś kto zajmuje się walką? Z taką nogą? - wskazał na swoją lewą stopę. - Ja zajmuję się sprzątaniem po walce. Zbieram ciała, tnę, preparuję, karmię nimi rekiny. Nie ma ciała, nie ma morderstwa. Więc jeśli mogę jakoś panu służyć w tym zakresie, to możemy dość do porozumienia, moje ceny są niewygórowane. W innym razie obawiam się, że fatygował się pan nadaremno.

-Jesteś… Grabarzem.. - Marlo patrzył na mężczyznę sprawdzając czy ten nie żartuje i kiedy wyglądała no to że mówi całkiem serio. Ryknął szczerym niepohamowanym śmiechem. Nad którym nie umiał i nawet nie chciał zapanować.

- Raczej… sprzątaczem, cleanerem - poprawił Aureliusz, nie przejmując się zupełnie reakcją swojego rozmówcy. Wciąż lekko się uśmiechał.
- Okey. Już… Już mi… - lepiej powiedział Marlo usiłując stłumić rechot. W końcu podniósł wzrok na rozmówce.
- A może mi powiesz kto najczęściej korzysta z twoich usług? Bo chyba takiej osoby potrzebuje.
Tym razem Roxi parsknęła śmiechem.
- Niestety, nie mogę zdradzać personaliów moich klientów. Dyskrecja należy do moich obowiązków i jest mi powodem do dumy - odparł stanowczo i z lekkim rozbawieniem.

Słysząc śmiech Roksi, Ethan, chcąc nie chcąc, ponownie sie roześmiał.
- Tak, wiem, jesteś nieprzekupny. Trzymaj. - powiedział wręczając sprzątaczowi swoją wizytówkę.
- Jeśli dojdziesz do wniosku, że jednak przydałyby ci się pieniądze, to dzwoń o każdej porze nocy. - Spojrzał na Roksi.
- To co, może jak tu jesteśmy, odwiedzimy ludzi rekinów, co? Może twój ziomek będzie? Rozerwę się trochę. Będzie fajnie.

- Raczej zostaniesz rozerwany - powiedział Roxi dość chłodno, po czym spojrzała na Aureliusza. - Może mógłby nam pan kogoś polecić, dobrego, silnego sojusznika… i cierpliwego? - zapytała.
 
Shinju jest offline