Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2020, 17:04   #51
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Kiedy Marlo szedł porozmawiać z najemnikami, zadzwoniła jego komórka. Nieznany numer. Odebrał.
- Halo? Tu Thomas Sviegson. Chciałem powiedzieć, że policja przyjechała, złożyłem zeznania, rozejrzeli się dookoła domu, ale nie znaleźli niczego poza śladami butów. Byli pod wrażeniem tego jak wielkie ma pan stopy. Jak Sasquatch. Daria wciąż nie wróciła. Trochę się martwię. Uwierzyłby pan, że ona nie ma w domu nic do jedzenia? Naprawdę, pusta lodówka. W szafkach tylko jakaś karma dla ptaków. Nic dziwnego, że ma taką figurę… Chociaż może to jakaś anorekcja czy inne paskudztwo? Przepraszam, że tak paplam, ale to chyba z nerwów…

Zatrzymał się wpół kroku natychmiast odbierając. To były i nie były dobre wieści. Przynajmniej nic jej nie zabije jak będzie starała się go odwiedzić.
- Jak tylko się pokaże dzwoń. Wyślę po nią eskortę. Właśnie się dowiedziałam, że obrzeża mojego klubu to nie takie bezpieczne i spokojne miejsce jak mi się wydawało. - powiedział zaczynając nerwowo krążyć.
- Wiesz gdzie mogła pójść. Ukryć się, miała jakieś przyjaciółki. - postanowił pociągnąć temat. Spojrzał na najemników.
- Roksi mówiła, że koło klubu ciagle kreci się człowiek rekin. Jeśli uważacie że jesteście w stanie zrobić cichy zwiad sprawdźcie jak to wygląda. Nie oddalając się za bardzo po prostu chcę wiedzieć, żeby nikt przeze mnie głupio nie zginął.

- Żebyś wiedział że przez ciebie. Jakbyś go wczoraj nie zaatakował to by nie węszył. Miałeś wczoraj kupę szczęście, że nie zrobić z ciebie mielonego. Jak znów spróbujesz to pewnie już nie będzie cię oszczędzał. Kto tam wczoraj z tobą był, lepiej żeby został. Ja sprawdzę monitoring czy się ktoś podejrzany nie kręci przy okazji przygotuje materiał dla policji. Gold, ruszałeś coś w gabinecie szefa ochrony? - zapytała zeskakując z baru.

- Przynajmniej nie utwierdziłem go w przekonaniu że jestem jego najlepszym przyjacielem. Może on tu dla ciebie wraca co. - Warknął wkurzony Marlo. Wiedział że źle zrobił atakując go ale coś zrobić musiał.
-Zresztą ty go widziałeś ty wiesz, gdzie stał więc jesteś najlepsza osoba do tego zadania. Tylko jeszcze raz. Informuj resztę, bo dla nich może nie być tak miły jak dla ciebie.

- Cichy zwiad, robi się - oświadczył Gold, po czym wstał i ruszył w kierunku wyjścia. Zatrzymał się jednak, usłyszawszy skierowane do siebie pytanie.
- W gabinecie trochę posprzątałem, ale poza tym to nic - odpowiedział.
Tymczasem znów się rozdzwonił telefon Marlo. Ten sam numer.
- Halo? Nie odpowiadał pan, słyszałem tylko jakąś kłótnię, to się rozłączyłem i zadzwoniłem ponownie - wyjaśnił Sviegson. - Mówiłem, że nic mi nie wiadomo o jej kontaktach spoza zawodu. A w jego obrębie to najczęśniej spędzała czas ze mną, Randolfem Dayoro i Marty'm Fullerem. Jakoś tak wolała męskie towarzystwo… Z ulubionych miejsc, to może sklep Collars & Cuffs i klub Malibu? Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Jakby wróciła to zadzwonię, może jeszcze wyskoczę po jakieś jedzenie, jak wstanie słońce… zaraz, to znowu…
Przemowę Thomasa przerwał trzask łamanego drewna.
- Co do cholery…?
To były ostatnie słowa, które Marlo usłyszał. Potem był tylko trzask, krzyk, brzęk pękającego szkła i połączenie zostało przerwane.

- No tak… - powiedział Marlo.
- Myślałem że jak wezwie gliny to nie będzie w tym cholernym domu sam. To tyle jeśli chodzi o przyjaciela Dari.- powiedział bezemocjonalnie. Przeniósł wzrok na najemników.
- Nie dam rady zrobić wszystkiego. Jest kobiete która potrzebuje mojej pomocy. Najprawdopodobniej właśnie zabito jej przyjaciela. Chce żeby część z was skupiła się na jej poszukiwaniach. Samych poszukiwaniach. Nie ochronie. Sam udam się na wyspę szukając wsparcia. - przeniósł wzrok na Roksi.
- Jeśli chcesz mi zaproponować inne działanie. Mów. Tylko niczego przede mną nie ukrywaj. Ja tego przed Tobą nie robię i liczę na wzajemność.

- Może zacznę od tego że nie czytam ci w myślach i nawet nie mam pojęcia co to znowu za kobieta, kto do ciebie dzwoni i po co. Prowadzisz sobie swoje oddzielne śledztwo i liczysz na to że domyślę się z kim rozmawiałeś, czego się dowiedziałeś i co ustaliłeś, jeśli mi nie powiesz? Ja przekazuje istotne informacje i sporządzamy raporty, gromadzę informacje w jednym miejscu nie tylko dla siebie żeby mieć w tym porządek i dobrze wszystko do siebie dopasować, ale też żeby każdy kto nad tym pracuje mógł. Próbuje ustalić jakiś sposób działania, ale ty ciągle robisz wszystko po swojemu, nawet kiedy pytasz mnie o zdanie, to tylko po to żeby mi powiedzieć że jesteś ode mnie mądrzejszy i wiesz lepiej - warknęła myśląc o tym, że miałaby spokój jakby poszedł i się usmażył na słońcu. Nie musiałaby go pilnować…
- Jakie śledztwo. Jaki mądrzejszy. O czy ty do cholery gadasz. Sama mnie zostawiłaś i sobie poszłaś ‘odwiedzić człowieka rekina’. Gdybyś była przy mnie to byś wiedziałbyś, że Eli zapomniała mi powiedzieć że są kobiety i chyba jeden mężczyzna i ci ludzie poprosili mnie o kontakt i pomoc. I co według ciebie miałem robić, poczekać aż wreszcie wrócisz z ‘focha’. Chciałem komuś pomóc. Najpierw Giovani, ona powiedział mi o szeryfie i o przyjacielu z wyspy. Do szeryfa miałem bliżej potem pojechałem do klubu ze striptizem chcąc pomóc tej kobiecie. Ale koniec końców nie udało mi się osiągnąć nic. Oprócz tego, że wiem że ktoś chce ją zabić, a ona zdołałą się ukryć.
- Poszłam coś zjeść - warknęła Roxi. - Uwierz mi wolałbyś, żebym nie była teraz głoda. Spotkałam człowieka rekina przed klubem, a z racji tego, że tak jak ty traktuje mnie jak małą, niewinną dziewczynę nie wyprowadzałam go z błędu, rzucając się na niego z gołymi rękami, tylko odciągnęłam go, żeby sobie poszedł i nie stanowił zagrożenia. A jak chciałeś mi coś przekazać, albo zapytać to mogłeś skorzystać z telefonu, nie żyjemy w średniowieczu - warknęła, zaczynając poważnie zastanawiać się jak Nocturn była w stanie go znosić. Może jednak nie była, wbrew temu co mówił Vincent. - I nadal nie wiem kogo mam szukać, oprócz Czarnej Damy.
- To działa w dwie strony Roksi. – powiedział Marlo zakładając ręce na piersi.
- Od teraz mówimy sobie o wszystkim dobrze. – zapytał pojednawczo.
- I… Naprawdę nie wiem kim jest ta kobieta. Ale sądząc po wystroju mieszkania jest podobna do nas. Przedstawiała się jako Królowa Ciernia. Pracuje w Pole Position klubie należącym do Mercedes. Ale tam jej nie zastałem.

- Skąd w ogóle pomysł, że potrzebowała TWOJEJ pomocy. Może kontaktowała się w inne sprawie, no i wiesz, jeśli miała wolne w pracy to mogła gdzieś wyjść. Wiesz o niej coś więcej niż jaką ma ksywkę i gdzie pracuje, nie żebym nie poradziła sobie z taką ilością informacji, ale ona może być zupełnie nieistotna jeśli chodzi o główną sprawę - wizja spalenia Marlo na słońcu skutecznie ją uspokoiła i mogła racjonalnie myśleć, choć nie była pewna czy cokolwiek do niego dotrze.

Marlo postanowił zignorować przytyki Roksi zastanawiając się czy po śmierci kobiety też mogły mieć okres. Skupił się na porannej rozmowie z Elizabeth.
- Dzwoniło do mnie więcej ludzi. Chłpak Randolf, kobieta Yvain, i jakiś facet Róża no i Daria, Królowa cierni. A i jeszcze jakiś gość który się w ogóle nie przedstawił. Każdy z nich chciał się ze mną spotkać. A Daria... Cóż… Z tego co rozmawiałem z jej przyjacielem czegoś się obawiała. I słusznie bo pod jej mieszkaniem widziałem kogoś. Bardzo szybkiego. W jej mieszkaniu nie było jej. Nie było też z nią żadnego kontaktu. Kazałem striptizerowi wezwać policję myślałem że z nim zostaną. To on do mnie dzwonił kiedy został napadnięty.

- Więc na pewno nie żyje. Ale jeśli chcesz i starczy nam czasu przed świtem, możemy jechać tam to sprawdzić. Może znajdę jakieś ślady dotyczące tego kto i po co ładował się do mieszkania striptizerki - stwierdziła, mając już dość przekonywania go że nie musi zbawiać całego świata, ba, że nie jest w stanie.


- Do mieszkania włamałem się ja razem ze striptizerem. Dlatego mógł wezwać policję. Miał motyw by zainteresować sobą władze. Napisano raport w którym jest np. mój odcisk buta i nie wiem czy to dobry pomysł pokazywać się tam jeszcze raz. Ale - przeniósł wzrok na Roksi.
- Nic oprócz drzwi nie zniszczyłem. A tam z tego co mogę przypuszczać doszło teraz do walki. Jeśli myślisz że coś z tego wywnioskujesz. To mogłoby pomóc. W każdym razie mężczyzna zanim został napadniety powiedział że Daria spędzała czas z Randolfem Dayoro i Marty'm Fullerem. Z ulubionych miejsc, sklep Collars & Cuffs oraz - Marlo uśmiechnął się kwaśno - klub Malibu.

- Jeśli to profesjonalista to nie zostawił śladów, ale to też coś nam powie.
Przynajmniej mi, pomyślała Roxi, nie wyprowadzając Marlo z błędu, że mówiąc o ładowaniu się do mieszkania striptyzerki, miała włąśnie to drugie zejście, które niewinny mężczyzna przypłacił życiem. - Red, sprawdź całą trójkę jak tylko możesz w czasie gdy mnie nie będzie i ten sklep, do kogo nalezy kim są klienci i tak dalej. Przyda się profil tej dziewczyny - spojrzała na zegarek. - Mam wziąśc Blue, czy jedziesz ze mną? - zapytała patrząc na Marlo i wiedząc, że po powrocie, zanim się położy, będzie musiała ogarnąć monitoring i doprecyzować informacje zebrane przez Reda. Podeszła do nie do końca rozpakowanej torby ze swoimi rzeczami, biorąc kilka drobiazgów które mogłyby jej pomóc w znalezieniu jakiś śladów.

- Jestem głodny. - powiedział w końcu Marlo.
- Przed wyjściem sprawdźcie teren wokół klubu zaraz przyjdą moje dziewczyny i mój diler. Przyjade do was jak sie ogarne. Ale jutro jedziemy na tą wyspę.

- Tak, tak - westchnęła Roxi dopisując do listy zadań jeszcze zapytanie Sky, czy da radę załatwić jej widzenie z Aureliuszem. - A Red i nie rzucaj tego co znajdziesz do publicznego na serwerze - powiedziała po czym spojrzała na Blue pytająco. Ona była gotowa do natychmiastowego wyjść.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 14-03-2020, 19:46   #52
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Red poinformował, że udało mu się znaleźć adres Linsey Stuart.
- Na jednym forum dla fanów znalazłem, że mieszkała w Vice Point, przy zjeździe na wyspę Prawn. Jest tylko mały problem. Mówię "mieszkała" bo ostatni raz była widziana publicznie ponad dwadzieścia lat temu. I mam przeczucie, że może już nie zajmować swojego dawnego mieszkania. Znalazłem posty, które mówiły o tym, że porzuciła karierę, bo aktorstwo ją zmęczyło i chciała ponownie "odnaleźć siebie". Były też odpowiedzi, że wciąż widywano ją w Vice City, w nocnych klubach, ale owe relacje też dotyczyły wydarzeń sprzed jakichś dwudziestu lat.

Gold wrócił z obchodu.
- Wszystko w normie - oznajmił. - Noc na tyle cicha i spokojna, na ile to możliwe w tym mieście. Widziałem czterech ochroniarzy DBP, ale nie wiem na ile to niezwykłe. Może chodzą grupami odkąd ich kolega został zamordowany.

Blue stwierdził, że przejażdżka do domków przy plaży to żaden problem. Black i White równineż zadeklarowali gotowość do wyjścia.

Red zaczął przeglądać sieć w poszukiwaniu kolejnych informacji.
- Nazwiska, sklep, jasne. Zobaczę, może uda mi się coś wygrzebać.

Marlo, Roksana i trójka najemników zapakowali się do wozu Login Restrictions i pojechali w stronę domków przy plaży. Kiedy Blue zaparkował, zauważyli mężczyznę patrzącego z parkingu w stronę domków. Wyglądał na bardzo wzburzonego. Spojrzał w waszą stronę, ale szybko stracił zainteresowanie. Jakby spodziewał się kogoś innego.

Roxi wyjrzała przez szybę chcąc oszacować potencjalne niebezpieczeństwo.
- Nie przypuszczałam, że o tej porze ktoś tu będzie. Sąsiedzi pewnie też wyczuleni - mruknęła do siebie rozglądając się i szukając najbardziej dyskretnej drogi do wspomnianego domku.

Mężczyzna był przeciętnego wzrostu szatynem z dwudniowym zarostem i podkrążonymi oczami. Miał na sobie dresowe spodnie, koszulkę z długim rękawem i… kapcie? Wyglądało jakby opuścił dom w pośpiechu. Albo był zwyczajnie ekscentryczny w kwestii ubioru. Roksi nie dostrzegła przy nim broni.
Od parkingu prowadziła tylko jedna, gruntowa droga, która przechodziła środkiem, między dwoma rzędami domów. Dykretniej byłoby pójść łukiem, zajść na tyły i przeskoczyć ogrodzenie.]
Roxi nie podobało się, że mają potencjalną widownię. Zwłaszcza, że mężczyzna, najwyraźniej szybko wyszedł z domu i na kogoś czekał. Biorąc pod uwagę niedawne “włamanie” i prawdopodobnie morderstwo, dziwne było że tak sobie stoi i czeka.
- Spróbuje wejść od tyłu i zobacze czy z chłopaka jest jeszcze co zbierać. Dam znać czy możecie wchodzić i jak. No i chyba biorąc pod uwagę to, że Marlo jest rozpoznawalny i prawdopodobnie podejrzany o włamanie, to chyba lepiej, żeby został w samochodzie - stwierdziłą, wyciągając z zabranej saszetki na biodro bezprzewodową słuchawkę i konfigurując ją ze swoim telefonem. - Obserwujcie tego w kapciach - dodała, po czym wyszła cichutko z samochodu i wybrała w miarę osłoniętą drogę do interesującego ich domu. Będąc już na posesji, zajrzał przez okno.

Roksi zwinnie pomknęła dookoła, osłonięta przez mrok. Po drodze zauważyła coś ciekawego - głęboko odciśnięte w miękkiej ziemi ślady butów. Osoba, która je zostawiła musiała mieć wielkie stopy i być niezwykle ciężka. Te same ślady znalazła za ogrodzeniem. Próbowała zajrzeć przez okno, ale zasłonięte rolety uniemożliwiały stwierdzenie jak wygląda wnętrze domku.

Roxi przyjrzała się dokładnie śladom. Zmierzyła je za pomocą długości kciuka i zrobiła zdjęcie, by później móc porównać podeszwę. To mógł być odcisk Marlo, albo tego kto przyszedł po nim. Bo to jeden olbrzym na świecie. Sprawdziła wszystkie okna, gdy okazało się wszystkie zasłaniają żaluzje, ostrożnie podkradła się do do drzwi wejściowych (bo zakładam że tylnych też nie znalazła) i ostrożnie zajrzała do środka.

Drzwi wejściowe były wyłamane i leżały na podłodze. Wnętrze było ciemne, ale już z wejścia, dzięki światłu dochodzącemu od latarni, widziała, że wnętrze zostało zdemolowane. Nie widziała ani nie słyszała, aby ktokolwiek był w środku. Czuła słaby zapach krwi. Całkiem jeszcze świeżej.

Ostrożnie wsunęła się do środka i jeszcze raz upewniła że domek jest pusty. Gdy nie miała podstaw do obaw weszła głebiej, zapalając mała latarkę i przeglądając wnętrze domu. Poza ciałem, które była pewna że znajdzie, szukała śladów walki, tego kto mógł jej zostawić, albo śladów czegoś, co wskazywałoby, że ten kto zostawił taki bałagan czegoś szukał. (tego jak i czy są połamane meble, zadrapań na nich, śladów krwi w nietypowym miejscu -tzn z dala od ciała, i ogólnie czegoś nietypowego, dziwnego w rozgardiaszu domu, albo samym domu)

Ciało rzeczywiście znalazła, ciśnięte pod ścianę, z połamanymi kośćmi i rozszarpaną szyją. Na ścianie obok znajdował się krwawy ślad, który w połączeniu z obrażeniami głowy wskazywał na to, że napastnik złapał striptizera, który wcale źle zbudowany nie był, i uderzał jego głową o ścianę, aż ta popękała. Meble zostały rozrzucone i wiele z nich było połamanych. Kimkolwiek był napastnik, nie wyglądało na to by interesowała go zawartość szafek, kredensów czy biurka, za to połamał w drzazgi szafę ubraniową, stół i łóżko. Ten ostatni mebel szczególnie zaciekawił Roksanę. Kufer łóżka, w którym zwykle przechowywano zapasowe poduszki i pościele, był w tym przypadku starannie obity drogim materiałem. Znalazła tu też kilka długich, czerwonych włosów oraz metalowy sierp księżyca, prawopodobnie fragment naszyjnika albo bransoletki. Zajrzała też do kuchni i łazienki, ale te pokoje zdawały się pozostać w znacznej mierze nienaruszone. Przyglądając się wszystkiemu jeszcze raz, zauważyła na podłodze niewyraźne ślady - napastnik musiał nanieść na podeszwach butów sporo mokrego piasku.

Roxi wyciągnęła z saszetki na biodra mała plastikową torebkę i wsunęła do niej jeden włos. Kawałkowi biżuterii zrobiła zdjęcie z obu stron, sprawdzając też czy nie na nim jakiegoś grawerunku lub próby. A także zmierzyła i sfotografowała ślady piasku, od razu w pamięci porównując je z tymi sprzed domu. Przyjrzała się ranie na szyi i zrobiła zdjęcie, by dobrze dopasować je do tego co ją zrobiło, choć miała już swój typ. Nie sądziła, że znajdzie coś jeszcze, więc ruszyła w drogę powrotną do samochodu, tą samą drogą, która przyszła. Do listy zadań jaką układała w głowie dopisała przesłuchanie wciąż ściąganych rozmów z telefonu Marlo, bo podejrzewała, że i tak wszystkiego nie powiedział. Musi zacząć go znów regularnie nasłuchiwać, na wypadek jakby czegoś zapomniał, albo wypaplał.

Wróciła do samochodu akurat na czas. Niedługo po tym jak wyjechali z parkingu, przyjechały radiowozy.
- Co udało ci się znaleźć? - zapytał Black. - Gość rzeczywiście martwy?

Marlo siedział w wozie posępny i cichy. Kiedy Roksi wróciła po prostu na nią spojrzał i czekał co powie.

- Zdecydowanie. Szkoda chłopaka. Zwłaszcza, że wygląda na przypadkową ofiarę. Gardło rozerwane, głowa roztrzaskana o ścianę. Jego zabójca prawdopodobnie przyszedł od strony plaży i raczej szukał dziewczyny. Włosy długie, czerwone, śpi w biżuterii i prawdopodobnie ma ją na sobie. Mogła wyjść z domu w pośpiechu i nie zauważyć, że zgubiła część. Znalazłam też ślady, duże. W środku i na zewnątrz. Część mogła należeć do ciebie, ale nie te w środku, nie byliście wcześniej na plaży, prawda? - zapytała Marlo.

Wystarczyło spojrzeć na eleganckie buty Ethana, żeby stwierdzić, że to nie on zostawił większość śladów przy domku. To musiały być ciężkie, terenowe buty.

- I nie nosisz takiego obuwia… - dodała spoglądając na jego “eleganckie cichobiegi”.

-Nie byliśmy. To pewnie człowiek rekin. Dobrze że nie dopadł tej kobiety pod moim klubem. - Powiedział i niespodziewanie z całej siły walnął pięścią w ścianę wozu. Naprawde bolało go to, że nie ochronił stripitzera. Ale myślał że po przyjeździe policji będzie bezpieczny.

- To raczej nie ten sam człowiek-rekin co pod klubem,, ten jest niższy i drobniejszy i nie ma takich wielkich stóp. Ale nie powiedziane że do miasta zawitał jeden. Wracajmy, chyba nie mamy tu nic więcej do roboty… - mruknęła.
---
Marlo jeszcze podczas jazdy zadzwonił po dziewczyny i dilera. Mówiąc żeby nie zatrzymywali się przed klubem jak zawsze tylko od razu wjechali na podziemny parking. Sam nawet jak dojechali wyszedł i stał przed Sześcianem obserwując okolicę. Chciał się upewnić że na pewno nikomu nic się nie stanie. Gdy przyjechały dziewczyny i diler wymienił z nim kilka zdań mówiąc że czuje się już lepiej i niedługo wznowi działalność. Poprosił o trochę wyrozumiałości kupując od niego 10 torebek trawy. I ostrzegając by nie włóczył się samotnie pod jego klubem, bo znalazł ostatnio ciało i nie chce by jemu też coś się stało.

Ryu odwzajemnił się Ethanowi podobnym ostrzeżeniem.
- Wie pan, źle się w mieście dzieje ostatnio. Był czas spokojny, gdy gang V i DBP siedziały na szczycie drabiki, a reszta siedziała względnie cicho na dole. Teraz wszystko się sypie. Hawajskie koszule tracą chyba grunt pod nogami, bo zwijają swoje wpływy do ochrony jedynie kluczowych interesów. DBP goni za własnym ogonem a jakieś świry masakrują im członków w makabryczny sposób. Oczywiście, inne grupy to wykorzystują. Anarchomotocykliści się rozzuchwalili. Ostatnio ukradli cały transport koki i uszło im to płazem - pokręcił ponuro głową. - Haitańczycy odzyskali werwę dzięki sojuszowi z Jamajczykami. Gangi południowoamerykańskie chyba szykują coś grubszego. Nawet Rekiny, gang który od dwudziestu lat był marnym cieniem dawnego siebie, teraz zaczyna podnosić łeb na wyspie Prawn. Mówię panu, szykuje się wojenka, czuję to w kościach. Pierwsi oberwą włosi albo hiszpanie. Tak obstawiam. Ja zamierzam się przyczaić na jakiś czas, więc mam dla pana ofertę: zejdę dwadzieścia procent z ceny jeśli weźnie pan całą resztę mojego zapasu. Panu starczy na długo, a ja nie przez jakiś czas nie będę musiał się martwić funduszami. Co pan na to?

- Jasne przyjacielu - powiedział Marlo obejmując dilera szczerze ucieszony, że chociaż tak może komuś pomóc. A trawy to w sumie nigdy nie miał dość. W końcu... jakby nagle urwały się zapasy padłby po prostu z głodu. - Chwile trawił te wszystkie informacje które niespodziewanie usłyszał w końcu zapytał.
-Ci ludzie rekiny. Wiesz coś o nich kto jest przywódcą. Albo gdzie konkretnie na tej wyspie można się ich spodziewać. Chyba widziałem jednego z nich niedaleko klubu.

- A cholera wie kto im tam teraz przewodzi, jeśli w ogóle. Odkąd Vercetti pogromił gang dwie dekady temu, została z nich tylko banda squatersów, narkomanów i drobnych złodziejaszków. Siedzą po ruinach na Prawn i starają się jakoś przeżyć z dnia na dzień. Ale nie ma miesiąca, żeby któryś z nich nie odwalił kity. A słyszałem, że niektórzy to w ogóle znikają bez śladu. Pewnie inne gangi ich wykorzystują do najgorszej roboty, albo co… Nie wiem dokładnie, z nimi nie ma nawet sensu handlować, bo nie dość, że nigdy nie mają forsy, to jeszcze nie potrafią nawet odróżnić dobrego towaru od gówna. Biedne dranie, prawie mi ich żal.

Marlo miał wiele empati ale akurat rekinów nie żałował. Ale żal zrobiło mu się dilera i zaczął się o niego martwić.
-Przyjacielu jakie ruiny. I co w sumie ćpają. Pozatym. - potarł się po karku.
-Wiesz co… Wstąp do mnie na chwilę na szklaneczkę. Zaraz będzie świtać a ja czułbym się lepiej jakbyś nie podróżował tu po zmroku. Dzisiaj nie dopilnowałem jednej sprawy i ktoś zginął. Jest mi z tym ciężko. Czułbym się lepiej jakbyś teraz nie podróżował nocą.

- No, ruiny… wiesz, wyspa Prawn to jeden wielki śmietnik, jeśli nie liczyć studia filmowego. "Wyspa o której miasto zapomniało", tak ją nawet raz nazwali w gazecie. Totalny slums. A ćpają wszystko na czym uda im się położyć ręce najwyraźniej - wzruszył ramionami. - Mówił już ktoś panu, że jest nadopiekuńczy? - spytał żartobliwie. - Ale szklaneczki nie odmówię.

Marlo uśmiechnął się szeroko.
-Chodź. - powiedział obejmując go i prowadząc do siebie. Machnął też na dziewczyny które natychmiast otoczyły mężczyzn ciasnym wianuszkiem. Poszedł z Ryu sprawdzić co robią najemcy i Roksi.
 
Shinju jest offline  
Stary 14-03-2020, 21:01   #53
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
===
Po powrocie do klubu Roxi od razu wzięła się do pracy. Zaczęła od przygotowania pliku z monitoringu dla policji. Przejrzała nagrania sprawdzając czy widać miejsce znalezienie zwłok. Sprawnie zastąpiła fragment, w którym pojawia się tam z Sigiem robiąc mu wywiad, wcześniejszym nagraniem leżącego trupa. Zostawiając tylko fragment jak za nią poszedł, co równie dobrze mogło wyglądać jakby skończył dzieło i odszedł. Sprawdziła też czy wcześniej w okolicy nie poruszały się podejrzane osoby i skrzętnie wynotowała i sprinskrinowała klatki filmu. Trzeba będzie wyznaczyć kogoś do nudnej roboty patrzenia w monitory. Swoja drogą patrząc na Marlo Roxi rozumiała już czym jest mania prześladowcza. Później sprawdziła z Redem informacje znalezione o dziewczynie, sklepie i jej dwóch kolegach z pracy. Przejrzała je i posortowała. Sprawdziła tez czy w swoich zasobach nie ma więcej, zwłaszcza o dziewczynie, w końcu jasne było, że jest Spokrewniona i pewnych rzeczy o niej Red po prostu nie może znaleźć. Potem przesłuchała rozmowy Marlo. Ściągnęła też numer z którego dzwonił striptizer i spróbowała wyszukać numer poszukiwanej dziewczyny. Skoro się znali i razem pracowali, to pewnie często ze sobą rozmawiali. Chłopak też pewnie dzwonił do niej gdy nie zastał jej w domu, sprawdziła jego połączenia w bazie operatora z godzin w których prawdopodobnie został sam w tym domu. Na koniec napisała wiadomość do Sky Show, która była jej winna przysługę. „Wiem, że jest późno, ale czy jesteś w stanie wskazać mi miejsce gdzie znajdę Aurelusza z wyspy Prawn, lub Linsey Stiuard lub umówić mnie i jeszcze jedną osobą na spotkanie z którymś z nich, możliwie jak najszybciej. Roxi.” Pożegnała się z najemnikami, każąc im się wyspać, najeść i sprawdzać monitoring klubu, po czym nastawiła budzik tak, żeby tym razem obudzić się przed Marlo, po czym się położyła, w szafie w schowku.

Po nużącej pracy nad nagraniem z monitoringu, Roksi przysiadła się do Reda. Chciała wiedzieć, czy coś udało mu się ustalić.
- Cóż, niewiele, niestety - przyznał najemnik. - Randolf Dayoro i Marty Fuller to duchy. Nic na nich nie mam. Może to fałszywe nazwiska? - zasugerował niepewnie. - Natomiast Collars & Cuffs to nietypowy biznes. Sprzedają stroje bardzo formalne, garnitury, smokingi, wszystko najwyższej klasy, ale tajemnicą poliszynela jest, że w tylniej części sklepu można dostać wszelkiego rodzaju erotyczne zabawki, gadżety, kostiumy… co tam kogo kręci. Co jednak naprawdę ciekawe, sklep należy, pośrednio oczywiście, do Mercedes Cortez, podobnie jak Pole Position i InterGlobal Films, studio filmowe na Prawn Island, gdzie, jak się właśnie dowiedziałem, oprócz filmów klasy B, kręci się też masę pornografii.

- Czasami mam wrażenie, że w tym mieście wszystko kręci wokół pornosów, prochów i udowadnianiem sobie nawzajem kto ma więcej kasy. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, a oni tak nadal - westchnęła. - I tak dużo wygrzebałeś, ważne, że zostawiłeś coś dla mnie - dodała puszczając mu oczko.

- Taki urok tego miasta - wzruszył ramionami. - Zrobiłem co mogłem, reszta w twoich rękach. Powodzenia.

Próby uzyskania numeru Darii zakończyły się sukcesem. Roksana poczuła się naprawdę dumna z siebie. W dobrym humorze napisała do znajomej Spokrewnionej, która winna jej była solidną przysługę. Czas był najwyższy, by choć jej część spłaciła. Dostała odpowiedź:
"Linsey Stuart jest dość nieuchwytna. Co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że uzurpuje sobie pozycję Primogena. Aureliusza Kulawego znajdziesz w InterGlobal Films. Primogen Toreadorów w zasadzie najęła go do ochrony tego miejsca. Nie mam do niego bezpośredniego kontaktu. Sorki."

“Powinnam sobie poradzić. Dzięki za pomoc” Roxi odpisała na wiadomość. Właśnie miała poinformować Marlo, że ma namiary na Aureliusza, ale właśnie przyprowadził kogoś nowego, z nikim tego nie konsultując.

Marlo przyszedł z Ryu i dziewczynami do do sali klubowej.
- To Ryu. Przyjaciel. - powiedział przedstawiając dealera.
- Poprosiłem go żeby został dopóki się nie rozwidni. - Spojrzał na Golda i przypomniał sobie jak ostatnio najemnik odprawił jego dziewczyny. A dzisiaj był naprawdę głodny więc żeby uprzedzić wydarzenia kazał im iść do swojej sypialni i grzecznie tam na niego czekać. A sam podszedł za ladę żeby nalać Ryu taki alkohol jaki dealer lubił.

- Zawsze pamiętasz, jaką whiskey lubię najbardziej… - ucieszył się Ryu.

Twarz Roxi wyraziła jedynie coś co niektórym twórcom komiksów w Kraju Kwitnącej Wiśni udaje wyrazić się za pomocą trzech pionowych kropek. Zaraz jednak się opanowała. Stwierdziła, że to i tak nie ma sensu. Znów podeszła do Reda.
- Wygrzebałam numer naszej zaginionej tancerki, może uda się wam ją namierzyć w ciągu dnia, albo jakoś z nią skontaktować. Spróbujcie ściągnąć ją bezpiecznie tutaj,choć pewnie i nie pojawi się wcześniej jak po zmroku. Skoro Ethanowi na tym zależy… - westchnęła. - Ja nie ma nic do dodania, więc chyba pójdę się położyć, widzimy się po zmroku - rzuciła do najemników.

- Ryu... Opowiedz mi coś więcej o tych ludziach rekinach. Od dawna są na Prawn? Są no nie wiem... Przesądni albo religijni. Może można ich łatwo odstraszyć? Boją się czegoś?
Spojrzał zaskoczony na Roksi.
- Już idziesz. Nie jesteś… No wiesz… Głodna. - zapytał wolę się upewnić. Nie podobało mu się że w nocy włóczy się sama po mieście robiąc coś tak głupiego i archaicznego jak polowanie, ale już nie chciał z nią na ten temat rozmawiać. Chciał tylko się upewnić, że nikogo w nocy nie pozabija wściekła i głodna.

- Mam metr pięćdziesiąt wzrostu jak natapiruje włosy, nie muszę jeść tyle co ty - powiedziała. - Poza tym starannie dobieram jedzenie - dodała.

- Dobrze Roksi. - powiedział Ethan mając nadzieję, że o niczym co miał zrobić dzisiaj nie zapomniał. Czuł po kościach zbliżające się zmęczenie, ale chciał jeszcze chwilę po ludzku posiedzieć z resztą.

- Hej, mała, nie bój się, możesz z nami jeszcze trochę posiedzieć. Nie daj się tak wysyłać do łóżka. Nocne życie, to jest to. Wytrzymasz jeszcze do świtu! - Kiwami rzucił za odchodzącą Roksaną, po czym spojrzał na Marlo. - Co ja ci mam jeszcze o nich opowiedzieć? Chcesz lekcję historii? Dobra. Pojawili się pod koniec lat siedemdziesiątych, może na początku osiemdziesiątych. Jeden z niewielu multikulturowych gangów. Szybko się rozwinęli, handel prochami, bronią, kradzionymi motorami z odrobiną staromonych kradzieży i wymuszeń na boku. Ale jak szybko wspięli się na wyżyny tak szybko z nich spadli. Zaczęło się od konfliktu z braćmi Vance: Victorem i Lance'm. Stracili szefa w strzelaninie i dobra passa się skończyła. Wdali się w walki z gangiem motocyklowym Outlaws. A na koniec weszli w drogę Vercettim. Ci się nie cackali. Przylecieli nad ich bazę w helikopterze, ostrzelali z miniguna, potem weszli i wybili każdego, kto został, dom puścili z dymem. Po tym wydarzeniu co bystrzejsi ocalali dali nogę, albo wkupili się do innych gangów. Reszta, która została, szybko zeszła na psy. I tyle… Jacy są dzisiaj, nie wiem dokładnie. Przesądni? Nie sądzę. Religijni? To ludzie, których Bóg opuścił i którzy opuścili Boga. Banda ćpunów i wykolejeńców. Tyle.
Zakończywszy swoją przemowę, podsunął Ethanowi szklankę.
- Polej jeszcze, bo w gardle szybko zasycha od gadania.

Ethan uśmiechnął się lekko i polał dilerowi nie żałując. Wiedział że gość zaraz się gdzieś zakopie i tyle będzie go widział, a zdarzył się do niego przyzwyczaić, był częścią jego życia.
- Dzięki Ryu. Może wiesz boją się helikoptera i miniguna. Jedną z tych rzeczy mam . - powiedział śmiejąc się radośnie. - W końcu spojrzał na najemników.
- Przepraszam wam nie zaproponowałem, nie chcecie się czegoś napić. To był w końcu długi dzień. - powiedział ciesząc się w duchu że Roksi go wyręczyła i nie musiał oglądać rozszarpanego striptizera, jeden koszmar mniej.

Marlo czuł narastające znużenie wywołane zbliżającym się świtem, więc z uśmiechem pożegnał pijących i wzorem Roksi udał się na spoczynek.

===
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 14-03-2020, 21:36   #54
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Następnej nocy Roksana dzięki swej determinacji zdołała skupić na dźwięku budzika i wybudzić przedwcześnie z letargu. Każdy inny wampir w tej sytuacji byłby niemrawy i zamulony, ale nie ona. Z jakiegoś powodu zawsze "lekko spała", co mogło być bardzo przydatną cechą.

Roxi wyszła ze składzika przywitać się z najemnikami, jak zawsze szczotkując zęby - może jednak rytualność dnia/ nocy udzieliła jej się od zrytalizowanego trybu życia Vincenta. A może to jej zamiłowanie do rytuałów jednak było częścią spuścizny jej klanu. Była tak wyspana, rześka i zadowolona że z uśmiechem przyjęła by nawie wieści o tym, że jest najcięższym przypadkiem klątwy rodowej.
Po wypłukaniu ust zapytała najemników jak im minął dzień.

Najemnicy, którzy (z wyjątkiem White'a, którego przy stole nie było) grali akurat w jakąś planszówkę, powitali Roksanę z uśmiechami.
- Całkiem nienajgorzej - odpowiedział Gold. - Chyba zaczynamy się przyzwyczajać do nowego trybu pracy. To jakie mamy plany na dzisiaj? Poszukiwanie podstarzałych aktorek i zaginionych striptizerek?

- Chyba tak… Tak przynajmniej było ustalone wczoraj, ale kto wie co nowego urodziło się w głowie Ethana, kiedy spał. Ja tylko po nim sprzątam - stwierdziła pogodnie. - White’a wygoniliście na monitoring? - zapytała i ruszyła w stronę pokoju szefa ochrony. Jeśli już jest ciemno będzie mogła wyjść i poszukać czegoś do jedzenia i musi też spławić Siga… jeśli się da. Może dowiedzieć się na kiedy planują swoją akcję ratowania świata. - Jak tam na zewnątrz, coś ciekawego? - zapytała wchodząc.

- Spokojnie - odpowiedział lakoniczny jak zawsze White.

Roxi przyjrzała się monitoringowi i okolicy, dokładnie zapamiętując rozmieszczenie i zasięg kamer. Nie było by dobrze jakby któryś z nich nakrył ją na polowaniu. No najważniejsze, czy już było ciemno?

Słońce właśnie chowało się za horyzontem, a miasto ze słonecznego stawało się neonowym.

Roxi wróciła do sali głównej.
- Jak wstanie pan tych włości, powiedzcie mu, że wiem gdzie szukać Aureliusza. Było by miło jakby na mnie poczekał. Postaram się wrócić jak najszybciej - powiedziała i wymknęła się z klubu nim ktokolwiek zdołał ją zatrzymać.

Szczęście znów uśmiechnęło się do malkavianki. Nie musiała oddalać się za bardzo od Sześcianu, żeby znaleźć samotną ofiarę. Kilka minut śledzenia, wyćwiczony atak i posiłek podano…
Nasycona, zaczęła się zastanawiać - wracać od razu do Sześcianu, czy może…?

Oddalając się od “śniadania” Roxi spojrzała na zegarek. Szybko jej poszło… Mogłaby pójść na molo, pomówić z rekinem,dowiedzieć się czegoś ciekawego. Ale z drugiej strony, jeśli Marlo oleje jej prośbę, a pewnie tak będzie to jak wróci zastanie pusty klub. Obiecała go pilnować, a to było ważniejsze niż informacje, jakie mogła wyciągnąć z Siga, o ile cokolwiek by jej się udało wyciągnąć. Niechętnie wróciła do klubu.

---
Kiedy Marlo przebudził się z letargu, zaczęły wracać do niego wszystkie negatywne emocje ostatnich nocy. Strach, złość, przygnębienie, beznadzieja. Wymieszały się i przygniotły mu pierś niczym wielki kamień. Nie chciał wstawać. Nie chciał się ruszać. Mógłby po prostu zostać w łóżku. Wizja zapadnięcia w długi letarg po raz pierwszy w życiu wydała mu się pociągająca. Wreszcie jednak przypomniał sobie o śladach, które wciąż czekały na zbadanie, i spotkaniu z Aureliuszem, na które się nastawił. To wystarczyło, by heroicznym wysiłkiem woli, zrzucić z piersi metaforyczny kamień i sztywno się podnieść.

Ethan wstał nie wiedząc tak do końca co się z nim dzieje. Nie był teraz sam tylko z dziewczynami i to chyba przeważyło na tym że w ogóle zmobilizował się żeby się podnieść. No bo one przecież tak na serio nie wiedzieliby co się stało i może nawet niechcący zabiły by go. Co… w sumie teraz jak o tym myślał nie było takie złe. W końcu zaczął je wybudzać prosząc by zapaliły. Wczoraj był zbyt zmęczony żeby jeść, może to od tego czuł się tak przybity. W końcu kiedy zapach trawy z wolna zaczął unosić się w pokoju podszedł do szafy i ubrał dzisiaj grafitowy graniak z elegancka kamizelka w subtelne drobne prążki i do tego odpowiednie dobrze skrojone, skórzane ,czarne buty. I… Miał wrażenie że wystroił się na własny pogrzeb. Starając odsunąć od siebie te myśli podszedł do dziewczyn żeby się pożywić. I… Nie był pewny czy poprawiło mu to humor. Czy krew mogła mieć smak popiołu. Co się z nim działo. To przez stres w jakim żył. Chyba już go mdliło od tej cholernej trawy. W końcu zszedł na dół mając nadzieję że w większej grupie poczuje się trochę lepiej. Jednak. Zanim ruszył zmusił się jeszcze aby odsłuchać sekretarkę. Mogło być tam cos waznego.
Podziękowanie za udostępnienie nagrania od policji. Prośba o udzielenie wywiadu od reporterki Alexandry Lemoart. Zaproszenie na galę urodzinową burmistrza. I wreszcie wiadomość od Elizabeth, że tak, załatwiła wreszcie psa.
Marlo stał chwile przy automatycznej sekretarce. Słysząc tylko mało zrozumiały zlepek słów. Ale po dłuższej chwili poczuł że coś się zaczyna z nim dziać. Jakby w środku zapaliło się małe białe światełko i rozeszło szybko po ciele. Natychmiast zadzwonił do Eli.
-Eli naprawdę masz dla mnie psa. – zapytał od razu przechodząc do rzeczy.
- Tak, wytresowanego do wykrywania narkotyków. Zaczyna szczekać, gdy wyczuje choć ślad marihuany - zażartowała, choć głos nie zmienił się ani trochę od jej zwykłego profesjonalnego tonu. - A tak naprawdę to mam szczeniaka, przesłodkiego malucha z dobrym rodowodem. Powinni go przysłać do przyszłego wtorku, więc ma pan czas oswoić się z tą myślą. Rozmawiałam już też z profesjonalnym treserem, który pomoże panu w wychowaniu.

-Nie chce tresera. Chce żeby był przy mnie i moich dziewczynach. Pomału się ze mną oswoił. - Ethan czuł jak jego serce przepełnia duma i dzika radość.
-Eli ja tak się cieszę. Nie masz pojęcia jak potrzebowałem jakiś dobrych wieści mam wrażenie że wszystko się rozpada czego tylko się dotknę. Naprawde ci dziekuje. - powiedział wchodząc na górę do sali klubowej. Był teraz tak szczęśliwy że miał wrażenie że się upił. Może trawa zadziałała z opóźnieniem. Nie ważne chwycił się tego uczucia by nie pozwolić żeby ponownie dopadło go przygnębienie.

- Te psy potrzebują tresury. Uwagi, metodyczności i konsekwencji - naciskała Elizabeth, jasno dając do zrozumienia, że Ethanowi tych cech brakuje. - To nie jest zabawka, którą można zostawić w kącie, ani jedna z pańskich dziewczyn, która zajmie się sobą pod pańską nieobecność. Jest pan pewny, że ma pan na to czas, biorąc pod uwagę wszysko co się obecnie dzieje w pana życiu?

-Eli to kurwa Dog Niemiecki nie Amstaf. Jest duży ale to nie maszyna do zabijania. Pomyślę o tym Trenerze ale najpierw pies musi być przy mnie. Zaakceptować mnie. Potem pomyślę. I naprawdę potrzebuje tego psa żeby się nie rozsypać. Eli… Nawet mój diler mnie zostawił. Powiedział że musi się ukryć na jakiś czas. Przywieź go do mnie do Sześcianu i zaufaj mi. Zajmie się nim. - powiedział schodząc na dół.

- Czytałam. Dogi niemieckie to psy, które wyjątkowo źle znoszą samotność. Niszczy im to psychikę. Nie jest to pies dla zabieganego właściciela. Wymagają cierpliwego i konsekwentnego szkolenia. I to od samego początku. Proszę przemyśleć to z należytą powagą… Dam znać, kiedy dostarczą go do miasta. Bezpiecznej nocy - powiedziała na pożegnanie i rozłączyła się.

Ethan w końcu zszedł na dół i omiótł wzrokiem najemników.

-Wszyscy już wstali. - zapytał uśmiechając się szeroko.
-Lecimy. - zapytał.

- Wszyscy gotowi - odpowiedział Gold. Red akurat ostrożnie pakował karty, pionki i żetony. Blue i Black stali przy barze i dyskutowali o czymś przyciszonymi głosami.
- White przegląda monitoring. A panna Mrozow kazała przekazać, zanim wyszła, że wie gdzie znaleźć Aureliusza i żeby na nią zaczekać.

-Wyszła…? - zapytał Marlo trochę zdezorientowany.
-Dlaczego? - usiadł.
Miał wrażenie, że jest jakiś rozchwiany. Skupił się, żeby pomyśleć.
- Mam jeden helikopter… W sumie teraz zastanawiam się czy wszyscy się zmieszczą. Chyba tak czy siak część zostanie. - podniósł ponownie wzrok na najemników.
- Ta striptizerka. Znaleźliście ją, - zapytał.

- Niestety. Numer, który dała nam panna Mrozow jest martwy. Kompletnie - odpowiedział Red. - Próbowaliśmy cały dzień i ciągle to samo. Sprawdziliśmy też jej nazwisko. Daria Allegar. Ale jedyne co na jej temat znalazłem to dyplom z chiropterologii.

- Z czego? - zapytał kompletnie zbity z tropu Marlo i pomasował sobie skronie.

- Chiropterologia to nauka o nietoperzach - wyjaśnił Red.

-Taaa…- powiedział Marlo po prostu nie mogę się już doczekać żeby spotkać Darie osobiście. Postanowił zmienić temat.
-Dobra mam 4 miejsca. Od biedy mogę zabrać 5 osób bo Roksi jest mała i lekka. Red ty jedziesz, będziesz pilnować helikopter chyba że któryś z was czuje się w tym pewniej.

- Wezmę snajperkę, jak wylądujemy gdzieś na dachu, to będę was ubezpieczał - zaoferował Red.
- Ja pilotuję! - oznajmił głośno Blue. - Uwielbiam helikoptery. Tylko motorówki dają większego kopa.
 
Shinju jest offline  
Stary 14-03-2020, 22:44   #55
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Nie planowaliście chyba pojechać beze mnie? - zapytała Roxi wchodząc do klubu. - Zrezygnowałam z randki i przejażdżki motorówką, ale jeszcze mogę się cofnąć - stwierdziła zabierając do saszetki trochę drobnego sprzętu. Sprawdziła czy ma wszystkie kable, czy podsłuchu są całe, wzięła też zestaw krótkofalówek, ale to już nie mieściło się w saszetce na biodro. Podała odbiorniki najemnikom.
- Aureliusza znajdziemy prawdopodobnie w InterGlobal Films. Mój informator twierdzi, że jest tam ochroniarzem - powiedziała.

- Roksi, słońce, cieszę się, że jesteś. – powiedział Marlo uśmiechając się ciut za szeroko. Starał się zachowywać naturalnie, ale nie czuł się ‘normalnie’. Zmusił się, żeby pomyśleć.
- Ja, Roksi, Red, Blue, to w sumie cztery osoby. No chyba że usiądziesz mi na kolana, śliczna, to będziemy mogli zabrać jeszcze kogoś, na przykład Golda... – zamyślił się, coś miał jej powiedzieć... - Dziękuje za pomoc w znalezieniu Aureliusza jasnowłosa, naprawde to doceniam.

- Nie mi dziękuj, tylko Vincentowi, gdyby nie on, w ogóle by mnie tu nie było - powiedziała całkiem szczerze i zgodnie z prawdą. Tylko ze względu na Vincenta i obietnicę mu daną tu wróciła. Choć stawką było bezpieczeństwo kilku klanów. - Wiesz, ty to jak półtora osoby, ja jak pół, więc jak usiądziemy razem to będzie jak dwie osoby. Jakby nie patrzeć ciasno. Pomijając to że nie zniosę twojego zapachu. Mogę co najwyżej skorzystać z kolan któregoś z najemników, jeśli mnie jakiś zechce. Bez urazy, ale pachną lepiej i zajmują mniej miejsca - powiedział z rozbrajającą szczerością. - Bierzemy moje maleństwo? - zapytała patrząc na snajperkę w futerale na gitarę i po chwili namysłu sięgając po miecz.

- Tak jasne podziękuje Vincentowi. – powiedział Marlo z roztargnieniem.
- I może faktycznie nie ma się co gnieść, zwłaszcza że tu też jest kilka rzeczy do roboty. – Wstał przytrzymując się blatu. Powinien przed wyjazdem zabrać ze sobą krew na drogę. Przeniósł wzrok na Golda.
- Gold wiesz jak wygląda Królowa Cierni. To striptizerka więc na pewno są gdzieś jej zdjęcia. Jak nas nie będzie sprawdź te miejscówki co ci podałem może uda ci się na nią trafić albo na kogoś co ją widział. - powiedział ruszając po krew na drogę.

- Zdjęć szukaliśmy. Niewiele znaleźliśmy, a i na tych zawsze ukrywa twarz - powiedział Gold.
- Ale za to jakie ma nogi… - mruknął Black. - I ten kontrast czarnej, koronkowej bielizny z idealną bielą skóry. I do tego te długie, czerwone włosy. Mówię panu, to już nie była pornografia, tylko artystyczna erotyka. Dziewczyna ma styl. Szkoda tylko, że gustuje w BDSM - westchnął.

- Tak na pewno jest bardzo ładna. – powiedział Marlo bez cienia jakichkolwiek emocji w głosie. Spojrzał na Golda.
- Powiedz pracującym tam ludziom ze jestes ode mnie, jeśli Daria dalej szuka ze mna kontaktu to może sama się do ciebie zgłosi. Po prostu chce jej dać taką możliwość.

- A jeśli szuka jej ktoś inny, może cię od razu skasować, więc uważaj - powiedziała Roxi. - możesz też poszukać tego skąd pochodzi ta biżuteria… nie miałam czasu się tym zająć. - dodała przesyłając zdjęcia serwer. - Może to nieistotne ale może na coś nas naprowadzi - dodała.

- Da się zrobić, chociaż gdybyś o tym powiedziała wczoraj, szukałbym za dnia, byłoby łatwiej w powszechnie przyjętych godzinach pracy - westchnął teatralnie. - Dobra, to biorę White'a i ruszam w drogę.

- Zapomniałam… tyle było do zrobienia - powiedziała przepraszająco dziewczyna.
Marlo patrzył na zachowanie Gold troche zdziwiony. Był prawie pewien że kazał im szukać Darii. Prawie, bo właściwie niczego na dobra sprawe nie był pewien. W końcu poszedł po krew dochodząc do wniosku że im szybciej wejdzie do tego helikoptera tym szybciej będzie mógł zamknąć oczy i odpłynąć od tego wszystkiego na dłuższą chwilę bezpiecznego niebytu.

- No dobrze, to spotykamy się za dziesięć minut przy helikopterze - zakomenderował Red.
Blue potaknął, widocznie podekscytowany.
- Już nie mogę się doczekać, żeby usiąść za sterami tego cudeńka - mruknął pod nosem.

- Dziesięć minut… zdążyłabym trzy razy na randkę i z powrotem - burknęła pod nosem. Ona była gotowa praktycznie po powrocie do klubu… a mówią, że to kobiety się długo szykują.

Gold, Black i White wyjechali tymczasem swoim furgonem.

Kiedy Marlo i Roksi wspięli się na lądowisko, Blue siedział już na fotelu pilota i z szerokim uśmiechem przyglądał się instrumentom.
- Jest piękna - oświadczył.
Red przybiegł jako ostatni.
- Jestem! Możemy lecieć.
- To wskakujcie! - zawołał Blue. - Następny przystanek: studio InterGlobal Films na Prawn Island!
---
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 14-03-2020, 23:15   #56
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Przelot był szybki i relaksujący. Red z ciekawością obserwował miasto z lotu ptaka.
- Niesamowite jak bardzo różnią się różne częsci tego miasta. Tu Vice Point ze swoimi palmami, klubami, hotelami i centrami handlowymi... tam z kolei niemal niezmącona zieleń klubu golfowego Leaf Links… a przed nami zrujnowane Prawn… wow, nie wiedziałem, że to studio filmowe jest takie duże. Zajmuje jedną trzecią wyspy. A ten mur… sprawia, że wygląda jak forteca.
- Większość fortec da się sforsować z powietrza - oznajmił Blue. - Lądujemy na dachu głównego budynku. Roksi, nie chwal się za bardzo swoimi zabawkami, żeby przypadkiem ochroniarze nie zaczęli strzelać przed zadawaniem pytań. Nie chciałbym, żeby uszkodzili to cacko…

- A nauczysz mnie tym latać? - poprosiła przez całą drogę próbując obserwować jak Blue pilotuje maszynę. - Powinnam poprosić Vincenta o coś bardziej dyskretnego - stwierdziła po chwili patrząc na miecz.

- Masz za krótkie rączki, żeby sięgnąć do wszystkich konsol - zażartował Blue. - Mógłbym ci dać parę lekcji, ale zacząłbym na twoim miejsu od czegoś mniejszego i bardziej przyjaznego.

- Przyzwyczaiłam się do wysoko postawionej poprzeczki - westchnęła tylko pod nosem.
Marlo oglądał w ciszy swoje miasto nocą. Roziskrzoną arterie świetlistego życia, które usiłował chronić. Widok migających różnobarwnych świateł które obijały się w jego duszy. Wywołując ciepło i dezorientujące przyjemnie mrowienie.
Do siebie doszedł dopiero jak widok się zmienił. Dalej był w powietrzu i dalej była noc. Ale widoku już nie poznawał. Chwile trwało nim zrozumiał mówione do niego słowa. Musiał wziąć się w garść. Być tym kim powinien przynajmniej do świtu.
-Tak powinno być tam lądowisko. - odpowiedział Blue.
-I nikogo nie atakujemy. Jesteśmy tu by prosić o przysługę. Zresztą ludzie rekiny mieszczą się w jakiś Ruinach na wyspie nie tu. Nie w tym kompleksie.
- Wiadomo, będziemy grzeczni - odpowiedział żartobliwie Blue, wciąż we wspaniałym humorze. - Dobrze, proszę państwa, trzymajcie się skarpetek, lądujemy…
Sprawnie posadził maszynę na lądowisku.
- To my zostajemy przy maszynie, a wy wytłumaczycie wszystko tym panom - wskazał na czterech uzbrojonych ochroniarzy wbiegających właśnie na dach - i widzimy się, jak pogadacie już z waszym Aurelkiem, tak? Jakbyście długo nie wracali mamy zacząć was ostrożnie szukać? Czy może spuścić im na głowy piekło? - zapytał żartobliwie.

- Chętnie bym to zobaczyła -stwierdziła Roxi. - Postaram się być z wami w kontakcie, żebyście się nie martwili. - dodała, przypominając o krótkofalówce, którą wręczyła. Zawsze mogła też wysłać wiadomość telefonu. - Ale obawiam się że jeśli długo nie będziemy wracać, raczej nie będzie to miało sensu. Mam nadzieję, że wzięliście płatne z góry - dodała wesoło.

- Nic takiego nie będzie miało miejsca. - powiedział pewnym siebie głosem Ethan. Szykując się do tego by wysiąść z samolotu ‘helikoptera’ i wydać punkt prezencji by uspokoić ochroniarzy. Pamiętaj przy tym aby trzymać ręce z daleka od ciała i na widoku, w starym jak świat geście pokazującym że nie ma w rękach broni.

- Zawsze bieżemy płatność z góry plus bonusy po zakończeniu umowy - zaśmiał się Blue.
- Powodzenia - rzucił Red.
Marlo wysiadł z helikoptera i powoli, spokojnie ruszył w kierunku ochroniarzy. Zaczął im wyjaśniać kim jest i po co przyleciał.
Mężczyźni obniżyli broń, ale jej nie schowali.
- Szuka pan Kulawca? A po co, jeśli można wiedzieć? - zapytał jeden z nich.

Roxi spojrzała na ochronę i westchnęła. Oparła miecz o siedzenie.
- Zaopiekujcie się nią - dodała po czym wyszła za Marlo, chowając ręce do kieszeni. Ona nigdy nie wyglądała podejrzanie...
-Jestem Ethan Grim z Vice City. Mam problemy w moim klubie, Sześcianie. Powiedziano mi że ten człowiek może mi pomóc. To jest dla mnie bardzo ważne. Inaczej by tu mnie nie było. Pieniądze nie grają roli. Jestem tu bo potrzebuje pomocy.
- Pieniądze nie grają roli, co? - uśmiechnął się mężczyzna. - To daj pan dziesięć patyków, to pana skontaktujemy.

-Dobrze. - powiedział Marlo opuszczając dłonie.
-Może być czek. Nie mam przy sobie gotówki.

- Stary, on to łyka… - mruknął inny z ochroniarzy. - Trzeba było prosić od razu o dwadzieścia.
- Ta, kurwa, pięćdziesiąt. Nie bądź zbyt chciwy - odwarknął cicho pierwszy, po czym rzucił do Ethana. - Wypisuj pan ten czek.

- Panowie, to Ethan Grim, jeden z przydupasów pani Cortez, nie chcecie chyba żeby się dowiedziała, że wyłudzają pieniądze od gości, którzy mogliby je zainwestować w jej filmy - powiedziała Roxi od niechcenia. W sumie było jej obojętne czy Marlo wydaje swoje pieniądze tak bez sensu, ale jeśli nie przestanie, to niedługo może stać się naprawdę zbędny.

- O w dupę… - jęknął pierwszy ochroniarz. - Mogłem jednak prosić o pięćdziesiąt.
- Ethan Grim! - zachwycił się trzeci.
- Panie, dorzuć pan jakąś wejściówkę czy coś, co? - poprosił czwarty.

Marlo uśmiechnął się jakoś smutno wypisał czek i dorzucił wejściówki.
-Proszę. - powiedział podając ochroniarzowi.
-Możemy iść? - zapytał. Przeniósł wzrok na Roksi.
-Dziękuje, ale to nie była duża kwota.

- Może dla ciebie, tu pewnie ogłoszą cztery wakaty - stwierdziła Roxi. - Poza tym poszło szybciej. Jak jesteś taki hojny, to może wspomóż szpital, albo załóż fundację dla osieroconych… - powiedziała pod nosem.

- Te młoda, nie bądź taka mądrala, myślisz, że dwa i pół patyka na łebka to dość, żeby rzucić pracę? - prychnął ochroniarz nr 3.
Tymczasem pierwszy wyjął stary, poobijany telefon komórkowy i szybko wybił numer.
- Panie Aurelio? Tak… tak… - skulił się nieco - bardzo przepraszam, ale… tak, wiem… Ethan Grim przyleciał się z panem spotkać… Jak to kto? Ethan Grim? Od Sześcianu? Jeden z przy… uhm, pomocników pani Cortez? Jak wy… no, wielki jak szafa, wygolony na łyso, ubrany jak alfons… Dobrze, tak, proszę pana… - rozłączył się z wyraźnym westchnieniem ulgi.
- Kulawiec będzie na was czekał przy makiecie latającego talerza, o tam - wskazał ręką - przy hangarze trzecim. Chyba nie jest w najlepszym humorze.

- Trochę szacunku, mówisz o weteranie - powiedziała Roxi, patrząc koso na ochroniarza nr trzy, który lekceważył swój nagły zastrzyk gotówki. Ona pracowała zwykle za darmo…

- A potrzebujesz pieniędzy? - zapytał Roksi z wyraźnym roztargnieniem. - Porozmawiaj o tym z Eli - mruknął.
Nagle coś do niego dotarło.
- Ej naprawdę wyglądam jak alfons? Myślałem że to klasyczny garniak. - Podrapał się po głowie zmieszany i posłusznie podszedł we wskazane miejsce.

- O gustach się nie dyskutuje, ale może… zatrudnij stylistę? - zaproponowała idąc za nim. - Szpitalom zawsze brakuje pieniędzy - dodała od niechcenia.

Zeszli po zewnętrznych, metalowych schodach przeciwpożarowych i podeszli do wskazanego miejsca. Tam, opierając się o makietę UFO, czekał na nich szczupły mężczyzna, na oko trzydziestoletni - rozczochrany blondyn z lekkim zarostem i złośliwym uśmieszkiem, chowający za prostokątnymi okularami zielone oczy o drapieżnym spojrzeniu. Miał na sobie ciemny, obcisły płaszcz i wąskie spodnie. Na prawej stopie miał wysłużony trampek, podczas gdy lewą stopę zamykał wzmocniony stabilizator, przez co wyglądała na większą.
- Pan Grim. Nie spodziewałem się pańskiej wizyty. I jeszcze przybył pan w towarzystwie- panny Mrozow. Bardzo mi przyjemnie - przywitał się, a choć słowa były przyjazne, to w tonie jego głosu było coś, co sprawiało, że wszystko co mówił brzmiało jak groźba.

- Ja też bardzo się cieszę, że udało nam się spotkać. - powiedział Marlo wyciągając rękę żeby się przywitać.
- I spokojne, nie przysłała mnie tu ani Mercedes, ani nikt z mojego klanu. Jestem tu, bo potrzebuje pomocy, a pani Giovanni powiedziała mi, że ty jesteś tą osobą, do której powinienem się zwrócić.

Roxi tylko przywitała się skinieniem głowy. Zostawiając Marlo obgadanie swoich spraw. Obserwowała jednak obu czujnie.

Aureliusz trzymał ręce w kieszeniach płaszcza.
- Rozumiem i jestem gotów pomocy udzielić. O jakiej ilości ciał mówimy?

Marlo potarł głowę.
-Trudno jest mi oszacować może przy odrobinie szczęścia dwóch czy trzech wampirach. Bo tylu widziałem. Ale może ich być znacznie więcej. Oczywiscie za każdego zabitego czy to człowieka wampira, czy rekina zapłace. Chcę tylko odzyskać Noctrum.

Teraz to Aureliusz podrapał się za uchem, a Roksi zauważyła, że jest lekko spiczaste.
- Chyba zaszło tu jakieś nieporozumienie. Za kogo mnie pan tak właściwie uważa?

-Za człowieka który pomoże mi w walce z kimś kto porywa matki. Pani Giovani mówiła że jest pan właściwa osoba.

- Proszę pana, czy ja wyglądam na kogoś kto zajmuje się walką? Z taką nogą? - wskazał na swoją lewą stopę. - Ja zajmuję się sprzątaniem po walce. Zbieram ciała, tnę, preparuję, karmię nimi rekiny. Nie ma ciała, nie ma morderstwa. Więc jeśli mogę jakoś panu służyć w tym zakresie, to możemy dość do porozumienia, moje ceny są niewygórowane. W innym razie obawiam się, że fatygował się pan nadaremno.

-Jesteś… Grabarzem.. - Marlo patrzył na mężczyznę sprawdzając czy ten nie żartuje i kiedy wyglądała no to że mówi całkiem serio. Ryknął szczerym niepohamowanym śmiechem. Nad którym nie umiał i nawet nie chciał zapanować.

- Raczej… sprzątaczem, cleanerem - poprawił Aureliusz, nie przejmując się zupełnie reakcją swojego rozmówcy. Wciąż lekko się uśmiechał.
- Okey. Już… Już mi… - lepiej powiedział Marlo usiłując stłumić rechot. W końcu podniósł wzrok na rozmówce.
- A może mi powiesz kto najczęściej korzysta z twoich usług? Bo chyba takiej osoby potrzebuje.
Tym razem Roxi parsknęła śmiechem.
- Niestety, nie mogę zdradzać personaliów moich klientów. Dyskrecja należy do moich obowiązków i jest mi powodem do dumy - odparł stanowczo i z lekkim rozbawieniem.

Słysząc śmiech Roksi, Ethan, chcąc nie chcąc, ponownie sie roześmiał.
- Tak, wiem, jesteś nieprzekupny. Trzymaj. - powiedział wręczając sprzątaczowi swoją wizytówkę.
- Jeśli dojdziesz do wniosku, że jednak przydałyby ci się pieniądze, to dzwoń o każdej porze nocy. - Spojrzał na Roksi.
- To co, może jak tu jesteśmy, odwiedzimy ludzi rekinów, co? Może twój ziomek będzie? Rozerwę się trochę. Będzie fajnie.

- Raczej zostaniesz rozerwany - powiedział Roxi dość chłodno, po czym spojrzała na Aureliusza. - Może mógłby nam pan kogoś polecić, dobrego, silnego sojusznika… i cierpliwego? - zapytała.
 
Shinju jest offline  
Stary 15-03-2020, 21:56   #57
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Dla ciebie czy dla niego? - zapytał Gangrel.
- Dla niego, zwłaszcza z tą cierpliwością - mruknęła teatralnym szeptem. - Ja sama jestem wypożyczona - powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Dla niego to nie - pokręcił głową Aureliusz. - Nikt z mojego klanu nie będzie nadstawiał karku dla Czarnej Damy i jej Potomstwa.

- To jest nawet kurwa zabawne jak wszyscy nienawidzą Toreadorów. O co ta zazdrość o szybkość, gracje? Inteligencje? Zreszta nie ważne jak będę miał mój stos trupów to sobie z niego zbuduje pieprzony pałac. - powiedział zostawiając Roksi i kierując się w stronę helikoptera czując że coraz trudniej jest mu to wszystko znosić a nie chciał wyżyć się na przypadkowej osobie.

- Toreadorzy… - pokręcił głową Aureliusz. - Najpierw traktują cię jak śmiecia, potem chcą twojej pomocy, po czym znów traktują cię jak śmiecia… Współczuję ci, dziewczyno. Podpadłaś czymś Vincentowi, że cię "wypożyczył" Pustogłowemu Ethanowi?

- I on się dziwi po takich odzywkach, że nikt nie chce nadstawiać dla niego karku - prychnęła Roxi. - Tak o nim mówią… - Roxi uniosła brew i starała się nie roześmiać. - No coś, może Vincent chciał żebym nauczyła się cierpliwości, kiepsko mi idzie, muszę przyznać.

- Nie wiedziałaś? - Gangrel spojrzał na nią rozbawiony. - Wszyscy wiedzą, że Grim to zabawka w rękach Noctrum. Uzależniony od zaprawionej trawą krwi… tego już nie wiedzą wszyscy, ale ja wiem. Bo ja wiem dużo i wiele umiem, dziewczyno, ale nie będę się tym dzielił z byle kim. A już na pewno nie z Dziecięciem starej rywalki.

- Bardzo wierna i oddana zabawka. Na swój sposób to urocze. Proszę się nim nie przejmować. Miło było pana poznać, muszę znikać, bo odlecą beze mnie, a wolałabym nie wracać w pław - dodała i ruszyła biegiem za Marlo.

- Nie zamierzam. Bądź ostrożna. Nie idź z nim na spotkanie z gangiem! Sabbat tu poluje! - zawołał za nią.

- Wiem, dziękuje za troskę! - odwróciła się i pomachała w biegu.

Marlo czekał na Roksi w helikopterze. Kiedy wsiadła, powiedział do najemników, że mogą ruszać do domu. Po dłuższej chwili milczenia, odezwał się do Roksi.
- Roksi, Twój Vincent jest stary, prawda? Może tak stary jak Nocrum? - zaczął. - Może... może chociaż jemu zależałoby na tym, by pomóc mi sprowadzić ją do domu?

- Obraziłby się za to określenie, ale tak, należy do starszyzny pewnie tak długo jak Nocturn. I to że ciągle tu jestem, to właśnie dlatego, że mu zależy - Roxi odrobinę naciągnęła prawdę. - Jak przy tym jesteśmy, to wiesz... to czasem nie jest zaleta, bo można mieć stare, nierozwiązane spory. Ale z drugiej strony, może warto zapytać twojej starszyzny. O ile się nie mylę Yvaine Materars i Kurt Rosenberg się do nich zaliczają. Znasz któreś? - zapytała.

- Nie. Nic mi to nie mówi - powiedział wbijając wzrok w wodę. - Roksi, jakbym się nie obudził, zadbasz o to wszystko nie? - mruknął, patrząc na fale. Ale nagle go olśniło.
- Nie, czekaj, Rosenberga znam. - Prawie podniósł się w helikopterze, ale zapięte pasy mu to uniemożliwiły. Myślał, starając sobie przypomnieć szczegóły.
- Miałem mu pomóc z anarchistami i mieliśmy wydać płytę. A potem porwano Noctrum i całkiem o tym zapomniałem.

- Wolę nie pytać, co miałeś na myśli mówiąc, że o wszystko zadbam. Nikt by mnie nie słuchał. Do tego jest testament i pewnie biedna Elizabeth, która musiałaby go wyegzekwować - westchnęła Roxi. - Jesteś pewien, że to KURT Rosenberg, jakoś nagrywanie płyty nie pasuje mi do starszyzny - stwierdziła.

- Tak masz racje muszę spisać testament póki jeszcze jestem w stanie. Najlepiej dzisiaj. - potwierdził Marlo myślami będąc przy Rosenbergu.
- A Ken nie wyglądał na kogoś ze starszyzny, ćpaliśmy razem w Malibu. A potem mówił że boi się mumii. Chociaż… Mercedes też się bał jak wszyscy.

Roxi miała przeczucie, że nie mówią o tej samej osobie, ale póki co nie wiedziała czy chce wyprowadzać Marlo z błędu. W końcu nie była pewna kto może okazać się wiedzą, o która potknie się Marlo. No i nikt nie mógł jej zarzucić, że mu nie pomaga, że się nie stara…

- Wiesz co, zamknę na chwile oczy, okey? Powiedzcie mi jak będziemy w domu. - Powiedział opierając się głową o szybę.

Równie szybko jak polecieli na Prawn, tak szybko i bezproblemowo wrócili do Sześcianu. Golda, White'a i Blacka jeszcze nie było, w sumie nie minęło tak wiele znowu czasu.

Ethan miał nadzieje zasnąć ale jak na ironię nie mógł. Miał wrażenie że cały jego organizm nie działa tak jak powinien. Jak dolecieli jakoś wytoczył się z helikoptera i zadzwonił do Golda. Chcąc ustalić gdzie właściwe są. Spojrzał na Roksi.
- Chce odwiedzić Rosenberga w Malibu. Chcesz jechać ze mną?

- Wiesz dobrze, że nie jest to teren na którym powinnam się pokazywać - powiedziała niepewnie. - Nie mówiąc o tym, że mnie tam nie wpuszczą i na nic się zda twój urok osobisty i pieniądze. Może lepiej zaprosic go tutaj? A w zasadzie to chętnie bym wyszła, żeby sprawdzić czy jeszcze ktoś na mnie na molo nie czeka - dodała mimochodem.

- Roksi, chcę tam jechać osobiście, bo może znajdę kogoś, kto widział Darie, może sam Rosenberg coś o tym wie. A do klubu jest inne wejście dla vipow. Jak chcesz, możesz iść ze mną. Chyba ze szukasz wymówki - uśmiechnął się lekko.
- Jak tak, to nie musisz nic mi do tego co robisz i z kim. Jestem zbyt zmęczony, by starać się czegokolwiek ci zabraniać. Ledwo się dzisiaj podniosłem. Po prostu nie mam siły. Ale… Proszę w wolnej chwili porozmawiaj z Vincentem i powiedz mu, że chce się z nim spotkać.

- Moim zdaniem ta wycieczka do Malibu może być trochę niebezpieczna, zwłaszcza jak zaczniesz rozpytywać o Darię. Wiesz, jeśli ktoś coś jej zrobił, każdy kto o nią pyta może zostać wzięty na celownik - powiedział chwilę się nad czymś zastanawiając. - Skoro jesteś zmęczony, może daj odpocznij trochę ze swoimi dziewczynami, jak wrócę, a postaram się to zrobić jak najszybciej zaplanujemy wyjazd do Malibu, tak żebyście byli tam bezpieczni. No i miałeś się zająć testamentem, pamiętasz. Masz teraz chwilę - powiedziała wesoło.

- Roksi i tak jestem na celowniku, jaka to różnica kto w końcu pociągnie za spust - powiedział wzruszając ramionami.
- I serio nie chce się teraz kłaść. Nie w takim stanie. Coś jest ze mną bardzo nie tak. Naprawde... - zaczął krążyć.
- Nie powinienem też spisywać testamentu bo wtedy już wogole odpuszcze. I nie będę miał powodu by wstać. - Potarł czoło.
- Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, trochę się w tym gubię - przyznał.
- Ale jak chcesz iść, to idź, poczekam na ciebie pół godziny. Więcej naprawdę nie mogę, bo muszę dzisiaj zrobić cokolwiek sensownego zanim wzejdzie słońce.

- Pół godziny brzmi sensownie - spojrzała na niego niepewnie. Może faktycznie rozmowa z Vincentem mu pomoże, może pomoże im obojgu… Roxi chwilę jeszcze pomyślała czy jest coś co powinna zrobić, ale że nic nie przychodziło jej do głowy, po prostu wyszła z klubu i ruszyła w stronę molo, zastanawiając się czy Sig będzie czekał, czy już pomyślał, że go wystawiła…
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 16-03-2020, 18:21   #58
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Żwawym krokiem przespacerowała się na plażę i odnalazła małe molo, o którym mówił. Motorówka - ta sama na którą zapakował dziewczynę od walizki - kołysała się na wodzie, ale samego blondyna nie było nigdzie widać.

Chwilę patrzyła na pustą motorówkę… zawiedziona? W końcu sięgnęła do saszetki na biodrze, wyjęła niewielką karteczkę i kredką do oczu, bo nigdy nie wpadła na to, żeby zapakować tu długopis, napisała swój numer i podpisała “Victoria”. Karteczkę złożyła w żurawia z origami i wsunęła za kierownice. Dochodząc do wniosku, że nie ma co czekać, zdecydowała się sprawdzić czy Sig nie kręci się gdzieś w okolicy klubu i nie stresuje Marlo, przy okazji odgryzając komuś połowę szyi.

Kiedy Roksi odłożyła papierowego żurawia i obróciła się, żeby zejść z łódki, człowiek-rekin niespodziewanie zmaterializował się przy niej.
- Boo! - krzyknął, po czym złapał ją za twarz, przy uszach i spojrzał jej głęboko w oczy. - Ha! A jednak! Mówił prawdę! - wykrzyknął, puszczając ją. - A, i tak, witaj i te sprawy… dobrze cię widzieć, bla bla bla… - wyrzucił z siebie, po czym usiadł. - Słyszałem, że masz całkiem niczego sobie katanę.

- I umiem składać żurawie z papieru. Wiesz, że przynoszą szczęście i pieniądze, a Japończycy wierzą, że jeśli zrobi się ich tysiąc, to spełni się marzenie? - powiedziała, dochodząc do wniosku, że nie musi udawać przestraszonej jego nagłym pojawianiem się i dziwnym zachowaniem. I zastanawiając się kto ostatnio widział ją z kataną.

- A niech mnie! Naprawdę? A to ci ciekawostka… - odpowiedział teatralnie, z nadmierną energią. - A ty masz jakieś marzenie, do spełnienia którego potrzebujesz armii papierowych żurawi?

- Taa… urosnąć - powiedziała posępnie, po czym spojrzała na niego pewnie, tym razem starając się pochwycić jego wzrok i użyć Demencji.

Roześmiał się, głośno i szczerze.
- To akurat da się zrobić. I nawet przyjmę zapłatę w żurawiach.
Roksana uchwyciła jego roziskrzone spojrzenie i przywołała moc unikalnej, malkaviańskiej Dyscypliny, dzięki której mogła przelać swoje szaleństwo do umysłu innej osoby, zaburzając jej percepcję, odkrywając myśli lub manipulując emocjami… Tym razem jednak poczuła coś dziwnego, jakby patrząc w oczy Siga patrzyła w dwa lustra, a jednocześnie na wylot przez te lustra wgłąb ciemnych studni… Tylko raz czy dwa w swojej egzystencji czuła coś podobnego. Realizacja przyszła nagle.
- Ty…
- Tak - przerwał jej. - Jestem taki jak ty, a ty taka jak ja. I oboje dysponujemy Prawdziwym Darem. Od początku czułem, że coś nas łączy, ale dopiero dzisiaj, usłyszawszy relację o wydarzeniach w psychiatryku, zrozumiałem, że łączy nas więcej. Ta sama krew. Ta sama moc. Błogosławieństwo Malkava…

Podczas jego przemowy Roxi dyskretnie sięgnęła po telefon w tylnej kieszeni spodni i na pamięć za plecami uruchomiła swój alter bezpieczeństwa.
- Przez te zęby i gadkę o rekinach wziąłem cię za Gangrela - powiedziała odpuszczając sobie patrzenie mu w oczy. - Jak będę w twoim wieku, też się stanę taka patetyczna? - zapytała grając na czas, starając się obmyślić jakiś plan ucieczki… jedyne co jej zostało to akceleracja, tego nie powinien umieć… chociaż biorąc pod uwagę ich pierwsze spotkanie trudno powiedzieć. Chyba miała poważne kłopoty.

- Pa… patetyczny?! - Złapał się za pierś, jakby go ugodziła prosto w serce, po czym padł na plecy wywalając język w inscenizacji śmierci. - Jestem po prostu podekscytowany! Znaczy, nasze wcześniejsze, zawoalowane rozmówki też sprawiły mi sporo radości, ale teraz możemy być względem siebie bardziej otwarci… Owijanie w bawełnę potrafi być nużące na dłuższą metę, nie sądzisz? To co, przepłyniemy się? - zaproponował z błyskiem w oku.

- Rozumiem, że potrzebujesz rozmowy. Tacy jak my tego potrzebują. Chętnie cię wysłucham, może coś doradzę, jak będziesz chciał, ale wiesz burczenie motorówki nie sprzyja słyszeniu rozmówcy. Tak samo jak wiatr świszczący w uszach i wszystkie inne atrakcje związane z pływaniem na motorówce. Choć słyszałam, że to fajne. Usiądźmy na molo, motorówka nam nie ucieknie - spróbowała.

- Mówisz sensownie, niestety - westchnął. - Niech będzie, przejażdżka może poczekać.
Wyskoczył z motorówki, usiadł w połowie mola i poklepał deski przy sobie.

Roxi nieco zaskoczona tym, że tak szybko się zgodził, również wyszła z motorówki i usiadła przy nim.
- Mój ojciec też zawsze to powtarza, a potem robi mi wykład - powiedziała patrząc na niego podejrzliwie. - Więc, wiedziałeś od początku… kariery aktorskiej to ja nie zrobię - stwierdziła podpierając łokcie na kolanach i brodę na dłoniach.

- No właśnie nie. Miałem tylko mgliste przeczucie, miewasz czasem takie? Dlatego odpowiadałem na twoje pytania na wpół szczerze, na wpół wymijająco. Bo gdyby się okazało, że jesteś zwykłym śmiertelnym, to by cię pewnie zabili albo przynajmniej namieszali ci w głowie. No i fajnie było zgadywać, czy to na czym się skupiasz, o co dopytujesz, jakich sformuowań używasz… czy to znaczy, że jesteś wampirem czy nie. Moje podejrzenie było jednak coraz silniejsze. A pewność uzyskałem dopiero dzisiaj, kiedy Kayah opowiedziała mi o tym jak to Neonowi wpadli do psychiatryka. Mówiła, że byłaś gotowa wszystkich posiekać. Aż mnie dreszcz przeszedł. Zastanawiałem się czy przyjdziesz, naprawdę. Czekałem i czekałem. Bałem się, że mnie wystawiłaś. Już byłem gotowy iść i zrobić rozwałkę pod klubem. Na szczęście się zjawiłaś.

- Przestań, bo jeszcze się zarumienię - powiedziała zerkając na niego. - Po to było to zaproszenie na motorówkę? Żeby popatrzeć mi w oczy przy świetle księżyca i zepsuć zabawę? - zapytała.

- Zaprosiłem cię wcześniej - przypomniał. - No, ale po tym co usłyszałem to musiałem sprawdzić, musiałem mieć pewność. Nawet nie wiesz jak się cieszę. To wiele ułatwia. Wiesz, nie muszę ci dla przykładu tłumaczyć podstaw… - nagle coś mu się przypomniało. - Naprawdę miałaś mnie za Gangrela? Czyli jednak nie jestem taki beznadziejny w tej roli - ucieszył się.

- No wiesz, te zęby i ta prawie odgryziona głowa. Nie wiem czy to dlatego, że się nie hamujesz, czy jak, ale ja tam wcześniej nie widziałam czegoś takiego - powiedziała i też jakby sobie o czymś przypomniała. Pochyliła się i zmierzyła kciukiem jego stopę. - Wszyscy robicie taką masakrę, czy masz naśladowcę? Wczoraj w domku na plaży, ktoś dziabnął w podobny sposób młodego tancerza i rozsmarował jego mózg na ścianie. Szkoda bo jego krew ładnie pachniała, mógł dobrze smakować - mruknęła pod nosem. - Masz racje, to dużo ułatwia, nie muszę wymyślać jak zapytać.

- Z zębów jestem całkiem nawet dumny - odpowiedział, po czym zademonstrował szeroki uśmiech odsłaniający jak najbardziej ludzkie zęby. - Teraz patrz - przejechał palcem po zębach i zaczęły zmieniać kształt, aż stały się trójkątnymi, zębami rekina. - Nieźle, nie? Musiałem się nieźle namęczyć, żeby to opanować…
- W domku na plaży? Uhm, to był Hammerhead. On naprawdę jest Gangrelem i nie potrzebuje takich sztuczek - postukał się w zęby. - Założę się, że narobił bałaganu. Mam nadzieję, że ta Toreadorka nie była twoją przyjaciółką czy coś… - spojrzał na Roksi z niepokojem.

- Przyjaciółką to nie. Ale specjalizuje się w znajdowaniu różnych rzeczy. Mam ją na liście… - powiedziała nieco przygnębiona. - Jesteś z gangu rekina? Musiałeś się tego nauczyć żeby cię przyjęli… i w ogóle jak się to robi, fajna sztuczka, choć chyba mało praktyczna, jak lubi się zostawić jedzenie na później.

- Z gangu? Ee, nie, chociaż czasami się nimi wysługujemy. Jestem ze Sfory Surfer Sharks. Niezła nazwa, co? Zębów nie musiałem się uczyć, żeby mnie przyjęli, co za pomysł… - stłumił śmiech. - Nauczyłem się, bo chciałem. To, eee, sprawy rodzinne. Wyjaśnię ci kiedyś. A jak to zrobiłem? Dokładnie tak samo, jak mógłbym dodać ci te upragnionych kilka centymetrów. Visceratika. Dyscyplina klanu Tzimisce. Jestem pewny, że słyszałaś o nich.

Roxi palnęła się w czoło otwartą dłonią.
- No przecież. Powinnam się była domyślić, jak zacząłeś opowiadać o zjazdach rodzinnych. - Roxi spojrzała na zegarek w telefonie i dyskretnie przesunęła alter. Miała pewność, że rozmawia z członkiem Sabatu, ale nie potrafiła sobie przypomnieć czy jakiekolwiek prawo Camarilli tego zabrania. Pomijając ostrzeżenia i stanowcze spojrzenia Vincenta i starszych. Ciekawe czy bał się, że może od niego uciec i stać się jedną z nich. - W zasadzie, co miałeś na myśli mówiąc, że nie musisz mi tłumaczyć podstaw? - zapytała w końcu.

- O zjazdach rodzinnych? A co one mają z tym wspólnego? - szczerze się zdziwił. - No, podstawy, to jak cały ten wampiryzm działa, itede itepe… Przynajmniej tego w Camarilli uczą nie? Zamiast lekcji samodzielnego myślenia - zakpił, ale nie w kierunku samej Roksany, co organizacji, której była częścią.

- Samodzielnego myślenia nie można się nauczyć. Albo się to ma albo nie… no są jeszcze tacy, którzy z tym walczą, ale to chyba znak tych czasów - stwierdziła. - W zasadzie, po co chciałeś żeby to wiedziała… znaczy podstawy? Jakbym się okazała śmiertelniczką to byś mnie spokrewnił, czy co? - zapytała.

- Rozważałem to. Nadajesz się na członka Rodziny. Masz w sobie to coś… - potwierdził. - No, ale nie znaczy to, że wszystko stracone. Wciąż możemy cię adoptować.

- Zabawne, to samo pomyślałam o tobie. Może jakbym zaczęła suszyć ojcu głowę o skradzione dzieciństwo zgodziłby się na brata - zaśmiała się, ale jakoś niemrawo. - Powinnam iść, miałam wyjść tylko na pół godziny - westchnęła. - Pozwolisz mi odejść, jak obiecam, że jutro też się wyrwę? - zapytała, wciąż nie czując się przy nim pewnie.

- Ja? W Camarilli? Dobre sobie - zachichotał. - Musisz iść? Czyli nici z przejażdżki… szkoda. No to jutro. To samo miejsce? Tylko tym razem nie każ mi tyle czekać, ok?

- Jeszcze wtedy brałam cię za gangrela… - wzruszyła ramionami wstając. - To kiedy przyjdę nie jest do końca zależne ode mnie. Jakbym miała twój numer mogłabym napisać kiedy się wyrwę. Jeśli w ogóle używasz telefonu - dodała uśmiechając się lekko.

- Pewnie, że używam, za kogo ty mnie masz, za jaskiniowca? - obruszył się Sig. - Ale numeru ci nie podam. Jeszcze nie. Jeszcze by któryś z twoich znajomych próbował mnie po nim wytropić czy coś. Wiem, że takie rzeczy są możliwe. Więc może inaczej… Wyślesz mi wiadomość przez MSSa? - zaproponował.

Roxi spojrzała na niego i widać było że szuka czegoś w pamięci.
- Obawiam się, że nie potrafię - przyznała. - Zawsze miałam problemy w aspektach społecznych… cały czas piszę, albo dzwonię do ojca… szybko nauczył się korzystać z telefonu - mruknęła jakby tym faktem zawstydzona.

- A, trochę słabo. Ja też nie jestem w tym najlepszy, ale może znajdę kogoś z Rodziny, kto by cię wyszkolił, a i ja może się przy okazji poduczę… No nic to, to będę po prostu kręcił się jutro w okolicy, licząc na to, że do północy się pojawisz.

- A co, po północy zmieniasz się w dynie? - zapytała z rozbawieniem. - Powierce dziurę w brzuchu ojcu, w końcu to jego obowiązek, ale najpierw muszę skończyć z tym cyrkiem, którym się teraz zajmuje. A tak przy okazji, ta tancerka z domku na plaży, żyje jeszcze? - zapytała.

Sig spojrzał na Roksanę z dziwnym szaleństwem i strachem w oczach.
- Nie mów mi o cyrku. Ty cyrku nie widziałaś… - wzdrygnął się. - Tancerka? Ach, ona… Właściwie to nie wiem. Widziałem ją tylko jak Hammerhead ją przyniósł i potem jak wróciła z podróży astralnej do swego ciała. To, że była zdziwiona, to mało powiedziane…

- Um, przepraszam - mruknęła. - Faktycznie nie widziałam - przyznała. - No dobra, nie pytam więcej, bo byłoby za łatwo - uśmiechnęła się lekko. - A tak w ogóle, to jestem Roxi, nie Victoria. Do jutra - powiedziała i ruszyła w stronę miasta. Miała jeszcze tyle czasu, by zdążyć szybkim krokiem, a że nie męczyła się przy tym i nie miała zadyszki, zdecydowała się zadzwonić do Vincenta.

- Dobry wieczór, moja droga. Czym sobie zasłużyłem na ten… telefon? - powiedział z lekką niechęcią do technologii w głosie. - Czyżby śledztwo eskalowało?

- Chciałabym, byłoby ciekawie. Ethan chce się z tobą widzieć. Nie bardzo potrafi znaleźć pomoc u innych starszych i desperacko liczy że ty mu nie odmówisz. Chciał jeszcze jechać do Malibu, rozpytywać o Królową Cierni, ale podejrzewam, że zmieni zdanie w świetle informacji, które właśnie zdobyłam. Co ty na to, mam go przyprowadzić? - zapytała.

- Nie żywię złej woli względem Noctrum. Wszelką pomoc, jaką mogłem mu dać, już mu dałem: pod twoją postacią. Czego on oczekuje? Że wstanę z fotela, schwycę muszkiet i z okrzykiem na ustach pobiegnę w bój? - zapytał z lekką irytacją.

- Obawiam się, że właśnie tak, choć może zamiast muszkietu widziałby coś bardziej nowoczesnego - stwierdziła z rozbawieniem wyobrażając sobie Vincenta wiodącego lud na barykady. - Powtórzę mu twoje słowa. Te o pomocy, nie o muszkiecie. A tak przy okazji, jak już skończę tą misję, nauczysz mnie MSS, kontaktować się przez Malkawiańską Sieć Szaleństwa? Wiem, że nie wykazywałam predyspozycji i mówiłeś, że nie mam motywacji, ale teraz mam motywacje. I nie musiałbym do ciebie dzwonić - dodała.

- Jestem zafascynowany, cóż też napełniło cię nową motywacją. Będziemy mogli wrócić do lekcji, gdy sytuacja w mieście się uspokoi - odpowiedział.
Po rozmowie Roksi wróciła do Sześcianu i zameldowała się u Marlo, w duchu mając nadzieję, że przygnębienie choć trochę go opuściło.
 

Ostatnio edytowane przez Shinju : 18-03-2020 o 17:14.
Shinju jest offline  
Stary 17-03-2020, 15:43   #59
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Marlo stał dokładnie w tym samym miejscu co go zostawiła gapiąc się przed siebie.

Roxi spojrzała na Marlo. Chwilę gapiła się na niego jak on na wyjście z klubu. Uniosła brew, obeszła go, szturchnęła palcem.
- On tak cały czas? - zapytała pozostałych w klubie najemników, choć w zasadzie nie interesował ją odpowiedź. Miała ją przed sobą. Znów go obeszła, spojrzała, szturchnęła palcem. Była w kropce. Załamał się, to było pewne. A ona poszła na randkę i jeszcze rozważała czy by nie zadzwonić, powiedzieć “Jedźcie beze mnie” i wsiąść na tą motorówkę, zachować się tak jak nastolatka by się zachowała. Tylko czy ona wciąż była nastolatką? I czy to było teraz ważne, czy ważne było to, że do jej świadomości powoli docierało jakie konkretnie podobieństwo Sig miał na myśli. Chodziło o błogosławieństwo Malkava?
Roxi energicznie potrząsnął głową. Nie czas teraz skupiać się na sobie. Ma zadanie do wykonania, a zadanie właśnie się posypało emocjonalnie.
- Ethan? - Spróbowała go pchnąć, przesunąć, pociągnąć za rękę. Ale był jak góra nie do ruszenia. - Ethan? Marlo? - W końcu poszła po stołek, wdrapała się na niego, pomachała mu rękę przed oczami, sprawdziła reakcję źrenic… choć później stwierdziła że w jego przypadku to średnio mądry pomysł.
- Ethan… Ethan Grim? … - Spróbował znów nim potrząsnąć, tym razem za ramiona. W końcu jedyną rzeczą jaka jeszcze przyszła jej do głowy, było wymierzenie mu policzka.
- Ethan, weź się w garść do, cholery - prawie krzyknęła po czym zamachnął się. Przez to straciła równowagę, zachwiała się na stołku i poczuła jak spada…

Złapał Roksi za rękę dokładnie w ostatnim momencie. Było to tak nagle że przypominało użycie akceleracji chociaż nim nie było.
- Co ty wyprawiasz? Zrobisz sobie krzywdę - fuknął na nią, trzymając ją, aż dziewczyna stanie pewnie na ziemi. Po czym puścił ją, pocierając kark zmieszany.
- Przepraszam, nie chciałem na ciebie krzyczeć. Chyba…. chyba się zamyśliłem, możemy już jechać? - zapytał w końcu przeniósł wzrok na najemników.
- Gold się nie odzywał jeszcze prawda? - nagle coś sobie przypomniał spojrzał na dziewczynę.
- Roksi rozmawiałaś może z Vincentem. Spotka się ze mną? - zapytał z wyraźna nadzieją w głosie.

- Gotowi do wyjazdu w każdej chwili - odpowiedział Red, z ciekawością przyglądający się nagłemu "zmartwychwstaniu" Ethana. - Gold przysłał smsa, że nie może rozmawiać i że poszukiwania jubilerskie nic nie przyniosły, bo jest tylko jeden całodobowy jubiler w mieście a on nic nie wie, więc pojechali do Collars&Cuffs.

Ethan pokiwał głowa myślami będąc przy czym innym Rosenberg prosił go o przysługę. A potem wynikła ta cała sprawa z Nocrum. I kompletnie wyleciało mu to z głowy. Może… Może jak on pomoże jemu to on pomoże mu. Zaraz… miał mieć jakieś spotkanie z burmistrzem. A potem może pojedzie na policję już dawno powinien tam być.
- Czekajcie coś sobie przypomniałem. - powiedział wyjmując telefon i dzwoniąc do Elizabeth.
- Ty Roksi mów ja cię cały czas słucham - zapewnił dziewczynę.

Roxi nie była pewna czy mówienie Marlo o odmowie Vincenta jest dobrym pomysłem. Zwłaszcza po tym jak zastała go w takim stanie. Chwilę biła się z myślami, zwłaszcza, że pewnie jakby poszli do jej stwórcy sama zasypałaby go pytaniami, ale wiedziała, że muszą poczekać.
- Wiesz, Vincent nie ma armii, o którą chyba ci chodziło. Ma w zasadzie tylko mnie i mnie tu przysłał. Obawiał się, że lepiej nie będzie potrafił ci pomóc, dlatego odmówił. Ale za to wiem gdzie jest Daria… to znaczy… - Roxi potrząsnęła głową. - Wiem gdzie jej nie ma… uch… kto ją porwał - powiedziała w końcu. - To Hammerhead, z… - zerknęła niepewnie na gotowych do wyjścia. Może nazwa Sabbat, nic im nie powie, ale lepiej było nie szafować nią tak przy ludziach. - Z gangu rekina - powiedziała w końcu, licząc na to, że Marlo zna historię gangu i ich zależność od Sabbatu i że połączy te dwa fakty. ]

Uśmiechnął się lekko słysząc co ma mu do powiedzenia Roksi. Z jakiegoś powodu wszystkie wampiry w tym mieście go nie lubiły, a te które były z jego klanu odmawiały mu informacji. Ale w końcu byli jeszcze ludzie i każda informacja była ważna.
- Zmieniłem zdanie, Roksi, chce się spotkać z policja i burmistrzem. Załatwić sprawę Rosenberga. Przy okazji będę ich namawiać by o poranku zrobili nalot na gniazdo Rekinów i szukali Darii. Jeśli mi się to uda, to potem zastanowię się co dalej. Nie wiem, może dobrze będzie odwiedzić tego Mustanga. Tak jak mówiłaś. Ktoś oprócz Golda wie coś na temat tego budynku? Chce na to spojrzeć.

- Wszystko jest na serwerze, zdjęcia i raport Golda. Ale w zasadzie bez ujawniania się Gold nie mógł wielu rzeczy sprawdzić. W sumie ja też przejrzałam to trochę pobieżnie - przyznała. - Ciężko mi się ostatnio skupić - mruknęła bardziej do siebie, doskonale wiedząc skąd się wzięły te problemy.

- Dajcie mi chwilę - powiedział Marlo, odpalając laptopa jedną ręka, drugą trzymając telefon przy uchu, żeby skontaktować się z Elizabeth w sprawie spotkania z burmistrzem i ogarnąć zebrany materiał.

- Chyba warto odwołać chłopaków z akcji poszukiwawczej. W Malibu mogliby się jeszcze zabawić, ale włóczenie się po sklepach jubilerskich bez powodu chyba ich nie kręci - zasugerowała.

- Tak, masz racje, nie pomyślałem o tym, dobra robota. Znalazłaś Darię - pochwalił ją, bo czuł, że ostatnio nie był dla niej zbyt miły.

- Zasadniczo, nie znalazłam… - Roxi wzruszyła ramionami i wysłała wiadomość do Golda i pozostałych najemników w terenie, że “Zguba wstępnie zlokalizowana, mogą zaprzestać poszukiwania w terenie”.

Wreszcie Ethan zdołał uzyskać połączenie.
- Tak, proszę pana? - usłyszał głos Maxwell, pobrzmiewało w nim zaniepokojenie. - Coś się stało?

-Spotkanie z burmistrzem. Dzisiaj. Umówisz mnie. - zapytał dzieląc uwagę między nią Roksi, a ekran komputera.

- Tak w środku nocy? - zdziwiła się lekko. - Chociaż pewnie i tak nie odmówi panu chociaż krótkiego spotkania. W końcu był pan jednym z największych finansowych darczyńców dla jego kampanii wyborczej. Dam panu znać, gdy ustalę szczegóły.

-Czekam Eli. - Chwile się wahał.
-Chciałbym się też spotkać z komisariuszem policji. Mam kilka informacji którego go zainteresujują. Myślisz ze mogę poprostu do niego zadzwoni? Z moim ojcem dobrze się dogadywał.

- Dał panu swój prywatny numer, więc myślę, że nie będzie miał do pana pretensji o bezpośredni telefon. Cieszę się, że wreszcie się pan zdecydował na współpracę z policją.

- Dawno powinienem był to zrobić Eli. Zadzwoń do mnie jak będziesz wiedzieć co z burmistrzem. Do usłyszenia. - powiedział rozliczając się i skupiając na lekturze. Zdołał nawet swoje okulary przeciwsłoneczne i ubrał z połyskliwym fioletowym antyrefleksem. Splatając ręce i skupiają się na lekturze.

- Oczywiście, proszę pana - zapewniła przed rozłączeniem się.
Nim Ethan skończył lekturę, oddzwoniła.
- Burmistrz Shrub bardzo chętnie się z panem spotka. Prosił jedynie o wybór miejsca zapewniającego odpowiednią dozę prywatności. Nie chciałby mieć problemów z wścibskimi dziennikarzami.

- Oczywiście… Daj mi chwile. - Marlo rozliczył się i zadzwonił do Rosenberga…” jakby dało by się zabić dwa ptaki jednym kamieniem” pomyślał czekając aż odbierze.

- Halooo? Kto mówi? - zapytał leniwie głos w słuchawce. - Któraś widziała moje okulary? Ktoś do mnie dzwoni, nie mogę gadać bez okularów… - wymamrotał w kierunku osób przebywających razem z nim w pomieszczeniu.

-Tu ja Ethan Grim… Myślałem jak rozwiązać Twój problem przyjacielu. I doszedłem do wniosku że ustawie nas na wspólne spotkanie spotkanie z moim przyjacielem burmistrzem. Masz dziś czas?

- Z burmistrzem? A jaki ja mam problem z burmistrzem? - zapytał Ken półprzytomnie. - Przecież wygraliśmy jego sprawę...

Roxi chwilę pokręciła się zaglądając Marlo przez ramię, ale gdy zaczął dzwonić i załatwiać sprawy z Elizabeth i burmistrzem, przypomniała sobie o zdjęciu Cortez. Odpaliła swój komputer i przesłała je Marlo z krótką notatką, że zdjęcie nie jest na serwerze publicznym, bo musiała coś sprawdzić i upewnić się, żeby nie wynikła z tego jakaś kaszana…
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 17-03-2020, 16:50   #60
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Marlo skupił się na rozmowie. Kiwając głową z roztargnieniem do Roksi multitasking nie był jego najlepsza stroną.
- Prosiłeś mnie o przysługę żebym pogadał z kim trzeba żeby załatwić anarchistów z Downtown. Na pierwszy ogień pójdzie burmistrz, myślałem że chciałbyś być przy tej rozmowie. Dlatego dzwonię…. Załatwiłbym to wcześniej ale przez ta cała sprawę z Nocrum kompletnie o tym zapomniałem. - spojrzał na przesłane pliki. I na chwilę zgłupiał.
-Cortez… Co ona… - zaczął ale w porę ugryzł się w język.
-Dlaczego nic mi… - zaczął patrząc na Roksi. Ale przypomniał sobie że rozmawia z Rosenbergiem.
-Poznie. - podniosl reke
-Rosenberg. Jesteś tam? - zapytał.

Roxi westchnęła odpalając wężyka na komórce.
- Skąd mam wiedzieć. Po prostu tam była i tyle - powiedziała nieco oburzonym tonem. Mogła być na przejażdżce motorówką, a nie czekać aż Marlo skończy rozmawiać. Gdyby wiedziała, że jeden płaski tak dobrze zadziała, walnęła by go wcześniej.
- Głowa klanu, chyba może spotkać się z inną głową klanu - wzruszyła ramionami. Po rozmowie z Vincentrem, to w zasadzie nie wydawało się wcale takie dziwne. Może stosunki Toreadorów z Brujah nie należały do najcieplejszych, ale czy stosunki między jakimikolwiek klanami są ciepłe i przyjazne. Doszła do wniosku, że nie cierpi polityki.

Marlo przykrył na chwile słuchawkę dłonią.
-Roksi proszę mów mi takie rzeczy. Potrzebuje pewności że chociaż ty chcesz mi pomóc. Ponownie zwrócił się do słuchawki.
-Rosenberg?

- Nie było kiedy… - bąknęła pod nosem. Naprawde nie miała do tego głowy.

- Tak, tak… dzięki kochana… - usłyszał w słuchawce. - Halo? Spotkanie z przyjacielem, burmistrzem, tak… anarchiści, spoko. W Malibu? Nie bardzo mogę teraz prowadzić…

- Jeśli zapewnisz burmistrzowi dyskrecje o jaką prosi. To będzie to dobre miejsce. - powiedział Marlo uśmiechając się lekko.

- Jaasne, dyskrecja to moje drugie imię. Ken Dyskrecja Rosenberg, haha! To ja tu wszystko załatwię, a wy wpadajcie śmiało… Może wreszcie coś się ruszy. Dobrze cię mieć po swojej stronie, Grin… Grim? Ethanie! Przyjacielu! Wszystko będzie dobrze. Pozdrów burmistrza i małżonkę. Widzimy się później… - pożegnał się, ale Marlo zdołał jeszcze usłyszeć w słuchawce - Gdzie są, kurwa, moje spodnie?!

-Jasne. - powiedział Ethan wyłączając się. Ponownie wybrał numer na komórce teraz znowu do Elizabeth. By powiedzieć jej żeby burmistrz pojechał do Malibu tam będzie na niego czekał. Spojrzał na Roksi.
-Jeszcze chwila śliczna. Ściągam do Malibu burmistrza i ustawiam spotkanie z Rosenbergiem. Zaraz jedziemy.

- Nie mów do mnie w ten sposób, ile razy mam ci powtarzać, że tego nie lubię - fuknęła.

Po przekazaniu informacji o miejscu spotkania, Marlo i Roksi spakowali się pojechali czym prędzej do klubu Malibu. Tu mogli poczuć się bezpiecznie, gdyż było tazbyt często wpadała na Brujahów i Toreadorów z młodej gwardii, którzy patrzyli na nią koso tylko dlatego, że była Dziecięciem Vincenta, starszego wampira. Ochroniarze wiedzieli o ich przybyciu i z miejsca odeskortowali ich do strefy dla VIPów.
- Ethanie Grim! Marlo! - radośnie wykrzyknął Rosenberg, rozkładając szeroko ramiona. Wyglądał na wymiętego, ale zdecydowanie bardziej ogarniętego niż podczas rozmowy telefonicznej. - Dobrze cię widzieć. Przyjacielu! Wspólniku! - podszedł i objął Toreadora, poklepując go po plecach. - Nie wspominałeś, że będzie z tobą… ktoś. - Spojrzał z ukosa na Malkaviankę, po czym przykucnął przy niej. - To może powiem komuś, żeby odprowadził cię na zaplecze, pograsz sobie na konsoli - zaproponował, po czym wstał. - Tymczasem duzi chłopcy obgadają poważne sprawy.

Marlo wyściskał się z Rosenbergiem i… poczuł się dobrze. Pierwszy raz od wielu dni, spojrzał na Roksi i… Nagle do niego dotarło, że burmistrz to człowiek i nie bardzo wie jak może wyjaśnić mu że do poważnej rozmowy zabiera z sobą dziewczynkę.
-To przyjaciółka, poczekaj Rosenberg, ja to załatwię. - powiedział biorąc Roksi na stronę.
-Wiesz to co powiedział Rosenberg to nie jest głupie. Bo widzisz nie bardzo wiem jak wyjaśnić burmistrzowi że na poufna rozmowę o interesach biorę dziewczynkę. Nie chce go po prostu spłoszyć. Ale też chce i potrzebuje Twojej pomocy. Masz przy sobie ten sprzęt co mi dałaś kiedy rozmawiałem z porywaczami na stadionie. Mógłby się teraz przydać. Chyba że masz inny pomysł. Zaraz… - coś sobie przypomniał. -Roksi ty potrafisz no wiesz…. nie być widoczna. Twój klan ponoć to umie.

- Daj spokój przecież on doskonale wie, że nie jestem mała dziewczynką. Poza wzrostem, to zasadniczo mialam w chwili przemiany prawie piętnaście lat, więc taką gówniarą, za jaką wszyscy mnie mają nie byłam - powiedziała. - Mam sprzęt, choć i tak nie wiem po co mnie tu ściągnąłeś i czy w ogóle jestem ci jeszcze potrzebna. Fajnie, że w końcu uspokoiłeś się na tyle, że jesteś w stanie wyjść z inicjatywą, ale byłoby dobrze jakbyś dzielił się ze mną swoimi pomysłami, bo żeby czytać ci w myślach musiałbym wpuścić cię do swoich, otwierając przed tobą w całej krasie swoje błogosławieństwo Malkava, a nawet ja go jeszcze dobrze nie poznałam - warknęła, nie czując się dobrze w tym miejscu.

-On wie. - powiedział Marlo patrząc na Rosenberga.
-Ale burmistrzowi co miałbym powiedzieć? Od dziecka lubiłem małe dziewczynki? Zresztą jesteś dyskretną małą dziewczynką i nie powinien się tobą przejmować. - zmarszczył brwi.
-I przecież ci mówiłem że jadę do Malibu obgadać problem Rosenberga z burmistrzem. Ale... fakt nie pomyślałem o tym jak wyglądasz. Bo ja widzę cię zupełnie inaczej. - przyznał.
-I zawsze jestem spokojny. Ale to trudne kiedy nic nie idzie po mojej myśli zupełnie nic. - przyznał.
-I szaleństwo nie byłoby najgorsza z opcji. Ale póki co jest jeszcze kilka osób które liczą na moją pomoc. Więc jeszcze trochę się postaram. - Myślał chwile.
-Wiesz Roksi jeśli naprawdę nie chcesz tu teraz ze mną być. Nie będę Cię zatrzymywał.

- Jest Primogenem Ventrue, nie idiotą, czemu miałby nie wiedzieć? - powiedziała chłodno Roxi. - A ty zacznij mnie w końcu traktować poważnie, burmistrzowi mógłbyś choćby powiedzieć, że palę od siódmego roku życia i dlatego nie urosłam, ale mam szesnaście lat i to całkowicie legalne - warknęła otwierając saszetkę na biodrze i wciskając mu w rękę słuchawkę z nadajnikiem, której używali wcześniej.
- Ale ja chętnie pogram na konsoli. Tylko niech duzi chłopcy później nie płaczą, że im coś nie działa. Małe dziewczynki bywają niegrzeczne i co gorsza niezdarne - dodała, rzucając Rosenbergowi wyzywające spojrzenie, po czym samej kierując się na wspomniane zaplecze.

Marlo przeprosił Rosenberga na chwile i skorzystał z toalety żeby przymocować sobie na piersi przyniesiony sprzęt.
-Nie bądź dla niej zbyt surowy. - powiedział do prawnika kiedy wrócił.
-To nie jej wina ze tak wyglada.

- A byłem? - zdziwił się Ken. - Przecież wiem, że wyglądu się nie wybiera. Inaczej czy spędzałbym perspektywę wieczności z takimi zakolami? - poprawił sobie włosy.
- Strasznie charakterna dziewczyna… rzuciła mi takie spojrzenie, że gdybyśmy nie byli w Elizjum, to trochę bym się przestraszył - zaśmiał się wymuszenie. - Często się tak kłócicie? To nie może być zdrowe dla związku. Wybacz wścibstwo, ale nie próbujecie przypadkiem podwójnych więzów, co? Bo to nie jest dobry pomysł… - pokręcił głową. - Tak czy inaczej, chodźmy już do pokoju, powiesz mi co planujesz, zanim przyjedzie Shrub…

-Mi to mówisz? - zapytał Marlo klepiąc się po pozbawionej jakichkolwiek śladów włosów czaszce.
-Roksi jest no wiesz... wrażliwa. - powiedział Marlo dochodząc do wniosku że to najlepsze słowo.
-I nie sypiam z Roksi jeśli o to ci chodzi to tylko przyjaciółka. - powiedział wyraźnie rozbawiony.
-I już ci mówię… - powiedział DJ przechodząc do pokoju.
- Myślałem nad tym. Dlaczego policja sobie nie radzi i doszedłem do wniosku. Że musi mieć złamało środków. A środki przydziela burmistrz. To dzisiaj będziemy omawiać. Może ja będę mógł tu trochę pomóc może Ty też się trochę dorzucisz. Potem pogadany z komisarzem policji o tym jak my możemy mu pomóc a jak on nam. Nadążasz za mną nie? - zapytał Ethan.

- Wrażliwa, tak? Nie wyglądała na taką… - mruknął pod nosem Ken. - I "tylko przyjaciółka"? To dobrze, dobrze… chociaż… Czekaj! Czekaj! Chcesz co zrobić? - Rosenberg spojrzał na Grima przerażony. - Dofinansować policję? Ale jako organizację? Bo ja rozumiem łapówkę tu czy tam, nawet sporą. Jeśli jesteś w dobrych układach z komisarzem może mógłbyś mu przedstawić jakąś słodką ofertę… Ale żeby zwiększać budżet policji? Masz świadomość, że siedemdziesiąt procent naszych zysków pochodzi z nielegalnych źródeł? Po chuj dofinansowywać policję, która potem się obróci przeciw naszym interesom? Powiedz, że masz na to dobrą odpowiedź. Powiedz, że masz wielki plan, na który ja jestem za głupi, żeby go w pierwszej chwili zobaczyć… Ja cię słucham! Uszy otwarte jak wrota Sezamu. Wypełnił je skarbami mądrości. - zaczął w panice wygadywać głupoty.

-Rosenberg już praktycznie nie da się prowadzić interesów. Czaisz że mój diler zszedł do podziemia. Sprzedał mi kupę trawy i wsiąkł. Zastanów się interesy można zwinąć a środki na dofinansowanie policji cofnąć. O tym z burmistrzem też będziemy rozmawiać o… hmn… wyznaczeniu piorytetow. Szeryf wprost wrzeszczał mi Jahad jak go o coś poprosiłem. Jak nic nie zrobimy cokolwiek jest w mieście urośnie w siłę i nas pozabija. Na chwile można przecież zawiesić działalność. Mamy dość legalnych źródeł żeby się utrzymać. A burmistrz może naciskać na komisarza ze sprawy handlarzy prochami są mniej ważne niż morderstwa. I nawet ktoś tak uczciwy jak komisarz powinien się z tym zgodzić…

- Zwinąć interesy? Ale jak? Wszystkie? - Ken rozłożył ręce w geście bezradności. - Prochy? Dziewczynki? Przemyt? Wyścigi? Fałszerstwa? Wymuszenia? Wszystko chcesz "na chwilę zamknąć"? To niewykonalne. A nawet jakby było, zaraz by inne gangi zwęszyły okazję i przejęły wszystko co się da. Półświatek nie znosi próżni… - pokręcił głową. - Wiesz, ja osobiście to nie miałbym nawet nic przeciwko wzmocnieniu policji. Mój klan działa głównie legalnie, a ja sam zarobiłbym więcej na opłatach adwokackich, broniąc aresztowanych. Ale jakbym coś takiego zaproponował, inni Primogeni by mi nogi z dupy wyrwali i okładali nimi do utraty przytomności! A potem oddaliby mnie Księciu, żeby mógł mi pokazowo odstrzelić łeb! To jest właśnie wspomniany przez Vance'a Jyhad! Ciągła walka o władzę i wpływy. Walka w której nie zawahają się nas poświęcić, rozumiesz to, Marlo? A ja, kurwa, nie chcę umierać!
Rozdzwonił się telefon Rosenberga. Spojrzał na niego i zaczął chodzić w tą i z powrotem.
- Cholera! Cholera! Cholera! Burmistrz przyjechał. Zaraz go tu przyprowadzą. Słuchaj, nie możemy mu sprzedać twojej propozycji. To będzie mój koniec! Nasz koniec! Ale nie możemy mu powiedzieć, że zaprosiliśmy go tu bez powodu… Co robić, co robić, co robić?! Szlag!

-Rosenberg przestań! - wrzasnął Marlo.
-współfinansowałem kampanie burmistrza. Nawet jakbym chciał z nim napić się piwa to mam do tego prawo. - Założył ręce na piersi.
-Przyszedłem tu bo chciałem ci pomóc słucham więc teraz jak mogę to zrobić. - powiedział mając zwyczajnie dość starania się wymyślania pomysłów które są torpedowane zawsze i przez każdego i chętnie posłuchałby innej opcji.

- Czy ja ci wyglądam na gościa z planem?! - wykrzyknął Rosenberg, siadając ciężko i chowając twarz w dłoniach. Minęła niekomfortowo długa chwila, nim odezwał się ponownie. - Przepraszam. Naprawdę. Doceniam twoje dobre chęci, ale sytuacja wśród Spokrewnionych jest bardzo napięta… zresztą nawet gdyby nie była, naprawdę byłeś gotów działać przeciwko piątce najbardziej wpływowych… i to żeby mi pomóc. Jesteś niesamowity. Naprawdę. Ale nie możesz działać bez przemyślenia. W tym mieście istnieje gęsta sieć zależności i powiązań… nie możesz się w niej poruszać jak słoń w składzie chińskiej porcelany… rozumiesz? - przemawiał mętnie, ewidentnie nie radząc sobie z działaniem, czy nawet mówieniem pod wpływem silnego stresu.
 
Shinju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172