Dom pielgrzyma w Lucatore, 1 lipca 2595
Odebrawszy wieniec z rąk sierżanta, Dumas ponaglił wierzchowca uderzeniem stóp, popędził zwierzę przez otwartą na oścież bramę. Ciągnący do miasta pielgrzymi odskakiwali mu sprzed kopyt nie chcąc dać się stratować, ten i ów zawrzasnął coś gniewnie, jakieś dzieci piszczały szaleńczo. Kładąc na szali ich los i bezpieczeństwo wieńca, skarbnik przymknął oczy prąc środkiem traktu ku znajomej już bryle domu pielgrzyma.
Jeden z Sangów, sierżant de Gaulle, pomógł szlachcicowi zejść z konia, odebrał od niego wierzchowca, wieńca wyszarpać z rąk skarbnika już nie zdołał. Przyciskając wiązankę do piersi niczym chwilę wcześniej Blanchard, Guido ruszył w stronę głównego wejścia do budowli.
Czcigodny Abdel Sanguine i jego piękna siostra znajdowali się w holu na parterze domu, rozmawiając o czymś pod dyskretną opieką Nathana Bartheza. Wszyscy odwrócili się na widok nadchodzącego szlachcica, witając go zdawkowymi ruchami głowy i spoglądając skrzącymi się ciekawością oczami na ukwieconą zdobycz skarbnika.
Guido struchlał widząc zmieniającą się minę dziedzica, jego zaciskające się szczęki i przechodzące w szparki oczy. Będący najpiękniejszym dziełem życia miejscowych kwiaciarzy wieniec momentalnie zbrzydł w oczach samemu Dumasowi, przyprawiając go przy okazji o skręt kiszek.
- W mieście doszło do strzelaniny - powiedział pośpiesznie skarbnik - Ludzie pana Bartheza to sprawdzają. Być może wasza miłość powinien zamknąć się w pokoju?