Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2020, 15:50   #32
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szóste? Siódme? Chyba siódme.
Myślał nad pytaniem Luny. Wiedział, że część systemów działała. Wyświetlacz mu to podpowiadał. Próbował zainicjować pełną diagnostykę.

Wyświetlacz siatkówkowy wrócił do życia. Obraz z wyświetlający jedynie czas teraz zaczął się rozszerzać o schemat diagnostyczny implantów. Technokrata podziękował w duchu za to, że SELENA pozostawała aktywna. Luna i SELENA, dwie boginie księżyca. Tak różne, a jednak rządziły jego życiem. Kolejne komunikaty spadały z góry w dół. Alarmująco mrugał poziom baterii. SELENA potrzebowała zasilania. Wprawdzie mogła korzystać z energii elektrycznej produkowanej przez jego ciało, ale wystarczyłoby jej to jedynie na utrzymanie świadomości. A nie po to instaluje się w swojej głowie Sztuczną Inteligencję, żeby jedynie podtrzymywać jej świadomość. A zapasowe baterie umieszczone wewnątrz protezy ręki zdawały się nie reagować. Były odłączone.

Cała ręka i obie nogi na schemacie były wygaszonym czarnym obszarem. Dlaczego się na to zgadzał? Dlaczego pozwalał się tak traktować? Luna miała rację?

Pokręcił głową. Luna nie istnieje. Jest inkarnacją jego lęków. Jego fantazji. Dlaczego chodzi nago, albo pół nago? Wyraża jego braki? Kompleksy? Próbował sięgnąć do swojej psychiki i zastanowić się nad sobą. Najgorsze było to, że nie mógł zgłosić się po pomoc. Nie w swoim aktualnym położeniu. Znał procedury i nie działały one na jego korzyść.

- Ciekawe, że nie wyłączyli implantu głosowego - powiedział sam w pustym pomieszczeniu na moment przed rozsunięciem się drzwi i przywitaniem nowego gościa. Gościa, który okazał się starym znajomym.

Tymczasem Luna nie próżnowała. Poziom jaki osiągały omamy był niepokojący. Maurice czuł jej dotyk. Zdarzało mu się to już wcześniej. Zazwyczaj gdy znajdował się na granicy snu i jawy. Świeżo po wybudzeniu, albo w środku nocy. W czasie pełni jego własna fantazja zdawała się podpowiadać mu różne na wpół erotyczne wizje. Ale ona była tylko jego wyobrażeniem. Tylko wyobrażeniem!

Powtarzał to sobie do bólu czując ciepło jej oddechu na swojej szyi. Czując wilgotność jej ust. Umysł próbował opanować reakcje. Tymczasem jego serce zaczynało bić szybciej. Poczuł przyjemny dreszcz. Dreszcz, którego nie powinien czuć leżąc niepełnosprawny na łóżku pod czujnym spojrzeniem Inżyniera Próżni.

- I jak? - powiedział wzdychając ciężko - co dalej?
Mężczyzna spojrzał badawczo na Maurice'a.
- Dobrze się czujesz?
- Nie - odpowiedział zgodnie z prawdą próbując podnieść się na lewej ręce i podeprzeć na łokciu.
- Zacząłeś z Komptrollerem. Nie wiem czego oczekiwałeś. - stwierdził wprost.
- Mają czas. Sprawa musi nie być poważna - Maurice opadł z powrotem na łóżko.
- Ty naprawdę nie rozumiesz. - inżynier przysunął sobie krzesło - Jesteś niewłączonym do obliczeń elementem, Desmond o ciebie nie zabiegał. A na pewno nie zabiegał o osobę z taką... renomą.
Acker westchnął ciężko. Rozejrzał się wokół, jakby dopiero pierwszy raz miał przyglądać się swojemu zakwaterowaniu. Tak naprawdę szukał Luny.
- Cóż, może trudno w to uwierzyć, ale ja też potrafiłbym sobie wyobrazić kilka innych miejsc i sytuacji w których wolałbym być w tej chwili. Z chęcią znalazłbym też dla siebie zajęcie. Ale nikt nie dostarczył mi danych o operacji. Nie znam celów. Zamiast tego sobie tu leżę. Bo ktoś wam mnie podrzucił niczym to zgniłe jajo.
Lewa dłoń Maurice zacisnęła się w pięść mimowolnie.
- Jaka jest szansa, że podłączy mnie tu ktoś do ładowarki? - zapytał w końcu rozluźniając się.
- Na tyle duża, na ile twoi przekonają Desmonda, bo wierz lub nie - znajduje się tu przynajmniej jeden z was. Reszta jest w Liverpoolu głównie, jako i są nasi bankierzy.
Zobaczył Lunę. Za inżynierem. Zmieniającą formę z nagiej kobiety...
...w Crinosa.
Przełknął ślinę.
- Eh, widzisz… nie wiem dlaczego komuś z moich miałoby zależeć na przekonaniu Desmonda. Nie wiem też jak miałbym dowieść wartości. Logika podpowiada, że najlepiej będzie mnie zamknąć w szafie i zostawić do późniejszych testów. Albo przydzielić mnie komuś innemu, dla kogo nie ma wyznaczonych funkcji. Albo… kto również z jakiegoś powodu jest kłopotliwy.
Maurice uniósł nieco brew. Zastanawiał się, czy ogromny czarny wilkołak spróbuje rozszarpać inżyniera pustki. To byłaby ciekawa wizja.
- Jesteś tu dłużej. Może znasz kogoś. Najlepiej Iteratora. O ile są jacyś kłopotliwi, których nie rozebrali na części.
Na koniec zaśmiał się patrząc na towarzysza. I na wilkołaczkę.
- Kłopotliwy nie zostaje Iteratorem. - stwierdził mężczyzna - Ale masz szczęście. Może to działanie na wyrost... - wyjął urządzenie przypominające płaski pilot od telewizora, tylko bardziej w kwadrat - Twoi chcą z tobą porozmawiać, a ja mam na tyle dobre serce, że pomogę trochę... przyśpieszyć proces.
- Dziękuję. A jak myślisz istnieje jakaś szansa, żebym pozyskał informacje na temat zaangażowanych w działania zasobach? Jeżeli nie znajdziemy nikogo z Iteratorów do pomocy, to mógłbym sam przygotować plan zagospodarowania mojej osoby. Nie jestem kompletnym głupkiem. Mam własną analityczną SI. Mam na koncie dowodzenie kilkoma akcjami.
Maurice leżał czekając na działanie tajemniczego urządzenia w dłoni Inżyniera.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline