Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2020, 18:21   #58
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Żwawym krokiem przespacerowała się na plażę i odnalazła małe molo, o którym mówił. Motorówka - ta sama na którą zapakował dziewczynę od walizki - kołysała się na wodzie, ale samego blondyna nie było nigdzie widać.

Chwilę patrzyła na pustą motorówkę… zawiedziona? W końcu sięgnęła do saszetki na biodrze, wyjęła niewielką karteczkę i kredką do oczu, bo nigdy nie wpadła na to, żeby zapakować tu długopis, napisała swój numer i podpisała “Victoria”. Karteczkę złożyła w żurawia z origami i wsunęła za kierownice. Dochodząc do wniosku, że nie ma co czekać, zdecydowała się sprawdzić czy Sig nie kręci się gdzieś w okolicy klubu i nie stresuje Marlo, przy okazji odgryzając komuś połowę szyi.

Kiedy Roksi odłożyła papierowego żurawia i obróciła się, żeby zejść z łódki, człowiek-rekin niespodziewanie zmaterializował się przy niej.
- Boo! - krzyknął, po czym złapał ją za twarz, przy uszach i spojrzał jej głęboko w oczy. - Ha! A jednak! Mówił prawdę! - wykrzyknął, puszczając ją. - A, i tak, witaj i te sprawy… dobrze cię widzieć, bla bla bla… - wyrzucił z siebie, po czym usiadł. - Słyszałem, że masz całkiem niczego sobie katanę.

- I umiem składać żurawie z papieru. Wiesz, że przynoszą szczęście i pieniądze, a Japończycy wierzą, że jeśli zrobi się ich tysiąc, to spełni się marzenie? - powiedziała, dochodząc do wniosku, że nie musi udawać przestraszonej jego nagłym pojawianiem się i dziwnym zachowaniem. I zastanawiając się kto ostatnio widział ją z kataną.

- A niech mnie! Naprawdę? A to ci ciekawostka… - odpowiedział teatralnie, z nadmierną energią. - A ty masz jakieś marzenie, do spełnienia którego potrzebujesz armii papierowych żurawi?

- Taa… urosnąć - powiedziała posępnie, po czym spojrzała na niego pewnie, tym razem starając się pochwycić jego wzrok i użyć Demencji.

Roześmiał się, głośno i szczerze.
- To akurat da się zrobić. I nawet przyjmę zapłatę w żurawiach.
Roksana uchwyciła jego roziskrzone spojrzenie i przywołała moc unikalnej, malkaviańskiej Dyscypliny, dzięki której mogła przelać swoje szaleństwo do umysłu innej osoby, zaburzając jej percepcję, odkrywając myśli lub manipulując emocjami… Tym razem jednak poczuła coś dziwnego, jakby patrząc w oczy Siga patrzyła w dwa lustra, a jednocześnie na wylot przez te lustra wgłąb ciemnych studni… Tylko raz czy dwa w swojej egzystencji czuła coś podobnego. Realizacja przyszła nagle.
- Ty…
- Tak - przerwał jej. - Jestem taki jak ty, a ty taka jak ja. I oboje dysponujemy Prawdziwym Darem. Od początku czułem, że coś nas łączy, ale dopiero dzisiaj, usłyszawszy relację o wydarzeniach w psychiatryku, zrozumiałem, że łączy nas więcej. Ta sama krew. Ta sama moc. Błogosławieństwo Malkava…

Podczas jego przemowy Roxi dyskretnie sięgnęła po telefon w tylnej kieszeni spodni i na pamięć za plecami uruchomiła swój alter bezpieczeństwa.
- Przez te zęby i gadkę o rekinach wziąłem cię za Gangrela - powiedziała odpuszczając sobie patrzenie mu w oczy. - Jak będę w twoim wieku, też się stanę taka patetyczna? - zapytała grając na czas, starając się obmyślić jakiś plan ucieczki… jedyne co jej zostało to akceleracja, tego nie powinien umieć… chociaż biorąc pod uwagę ich pierwsze spotkanie trudno powiedzieć. Chyba miała poważne kłopoty.

- Pa… patetyczny?! - Złapał się za pierś, jakby go ugodziła prosto w serce, po czym padł na plecy wywalając język w inscenizacji śmierci. - Jestem po prostu podekscytowany! Znaczy, nasze wcześniejsze, zawoalowane rozmówki też sprawiły mi sporo radości, ale teraz możemy być względem siebie bardziej otwarci… Owijanie w bawełnę potrafi być nużące na dłuższą metę, nie sądzisz? To co, przepłyniemy się? - zaproponował z błyskiem w oku.

- Rozumiem, że potrzebujesz rozmowy. Tacy jak my tego potrzebują. Chętnie cię wysłucham, może coś doradzę, jak będziesz chciał, ale wiesz burczenie motorówki nie sprzyja słyszeniu rozmówcy. Tak samo jak wiatr świszczący w uszach i wszystkie inne atrakcje związane z pływaniem na motorówce. Choć słyszałam, że to fajne. Usiądźmy na molo, motorówka nam nie ucieknie - spróbowała.

- Mówisz sensownie, niestety - westchnął. - Niech będzie, przejażdżka może poczekać.
Wyskoczył z motorówki, usiadł w połowie mola i poklepał deski przy sobie.

Roxi nieco zaskoczona tym, że tak szybko się zgodził, również wyszła z motorówki i usiadła przy nim.
- Mój ojciec też zawsze to powtarza, a potem robi mi wykład - powiedziała patrząc na niego podejrzliwie. - Więc, wiedziałeś od początku… kariery aktorskiej to ja nie zrobię - stwierdziła podpierając łokcie na kolanach i brodę na dłoniach.

- No właśnie nie. Miałem tylko mgliste przeczucie, miewasz czasem takie? Dlatego odpowiadałem na twoje pytania na wpół szczerze, na wpół wymijająco. Bo gdyby się okazało, że jesteś zwykłym śmiertelnym, to by cię pewnie zabili albo przynajmniej namieszali ci w głowie. No i fajnie było zgadywać, czy to na czym się skupiasz, o co dopytujesz, jakich sformuowań używasz… czy to znaczy, że jesteś wampirem czy nie. Moje podejrzenie było jednak coraz silniejsze. A pewność uzyskałem dopiero dzisiaj, kiedy Kayah opowiedziała mi o tym jak to Neonowi wpadli do psychiatryka. Mówiła, że byłaś gotowa wszystkich posiekać. Aż mnie dreszcz przeszedł. Zastanawiałem się czy przyjdziesz, naprawdę. Czekałem i czekałem. Bałem się, że mnie wystawiłaś. Już byłem gotowy iść i zrobić rozwałkę pod klubem. Na szczęście się zjawiłaś.

- Przestań, bo jeszcze się zarumienię - powiedziała zerkając na niego. - Po to było to zaproszenie na motorówkę? Żeby popatrzeć mi w oczy przy świetle księżyca i zepsuć zabawę? - zapytała.

- Zaprosiłem cię wcześniej - przypomniał. - No, ale po tym co usłyszałem to musiałem sprawdzić, musiałem mieć pewność. Nawet nie wiesz jak się cieszę. To wiele ułatwia. Wiesz, nie muszę ci dla przykładu tłumaczyć podstaw… - nagle coś mu się przypomniało. - Naprawdę miałaś mnie za Gangrela? Czyli jednak nie jestem taki beznadziejny w tej roli - ucieszył się.

- No wiesz, te zęby i ta prawie odgryziona głowa. Nie wiem czy to dlatego, że się nie hamujesz, czy jak, ale ja tam wcześniej nie widziałam czegoś takiego - powiedziała i też jakby sobie o czymś przypomniała. Pochyliła się i zmierzyła kciukiem jego stopę. - Wszyscy robicie taką masakrę, czy masz naśladowcę? Wczoraj w domku na plaży, ktoś dziabnął w podobny sposób młodego tancerza i rozsmarował jego mózg na ścianie. Szkoda bo jego krew ładnie pachniała, mógł dobrze smakować - mruknęła pod nosem. - Masz racje, to dużo ułatwia, nie muszę wymyślać jak zapytać.

- Z zębów jestem całkiem nawet dumny - odpowiedział, po czym zademonstrował szeroki uśmiech odsłaniający jak najbardziej ludzkie zęby. - Teraz patrz - przejechał palcem po zębach i zaczęły zmieniać kształt, aż stały się trójkątnymi, zębami rekina. - Nieźle, nie? Musiałem się nieźle namęczyć, żeby to opanować…
- W domku na plaży? Uhm, to był Hammerhead. On naprawdę jest Gangrelem i nie potrzebuje takich sztuczek - postukał się w zęby. - Założę się, że narobił bałaganu. Mam nadzieję, że ta Toreadorka nie była twoją przyjaciółką czy coś… - spojrzał na Roksi z niepokojem.

- Przyjaciółką to nie. Ale specjalizuje się w znajdowaniu różnych rzeczy. Mam ją na liście… - powiedziała nieco przygnębiona. - Jesteś z gangu rekina? Musiałeś się tego nauczyć żeby cię przyjęli… i w ogóle jak się to robi, fajna sztuczka, choć chyba mało praktyczna, jak lubi się zostawić jedzenie na później.

- Z gangu? Ee, nie, chociaż czasami się nimi wysługujemy. Jestem ze Sfory Surfer Sharks. Niezła nazwa, co? Zębów nie musiałem się uczyć, żeby mnie przyjęli, co za pomysł… - stłumił śmiech. - Nauczyłem się, bo chciałem. To, eee, sprawy rodzinne. Wyjaśnię ci kiedyś. A jak to zrobiłem? Dokładnie tak samo, jak mógłbym dodać ci te upragnionych kilka centymetrów. Visceratika. Dyscyplina klanu Tzimisce. Jestem pewny, że słyszałaś o nich.

Roxi palnęła się w czoło otwartą dłonią.
- No przecież. Powinnam się była domyślić, jak zacząłeś opowiadać o zjazdach rodzinnych. - Roxi spojrzała na zegarek w telefonie i dyskretnie przesunęła alter. Miała pewność, że rozmawia z członkiem Sabatu, ale nie potrafiła sobie przypomnieć czy jakiekolwiek prawo Camarilli tego zabrania. Pomijając ostrzeżenia i stanowcze spojrzenia Vincenta i starszych. Ciekawe czy bał się, że może od niego uciec i stać się jedną z nich. - W zasadzie, co miałeś na myśli mówiąc, że nie musisz mi tłumaczyć podstaw? - zapytała w końcu.

- O zjazdach rodzinnych? A co one mają z tym wspólnego? - szczerze się zdziwił. - No, podstawy, to jak cały ten wampiryzm działa, itede itepe… Przynajmniej tego w Camarilli uczą nie? Zamiast lekcji samodzielnego myślenia - zakpił, ale nie w kierunku samej Roksany, co organizacji, której była częścią.

- Samodzielnego myślenia nie można się nauczyć. Albo się to ma albo nie… no są jeszcze tacy, którzy z tym walczą, ale to chyba znak tych czasów - stwierdziła. - W zasadzie, po co chciałeś żeby to wiedziała… znaczy podstawy? Jakbym się okazała śmiertelniczką to byś mnie spokrewnił, czy co? - zapytała.

- Rozważałem to. Nadajesz się na członka Rodziny. Masz w sobie to coś… - potwierdził. - No, ale nie znaczy to, że wszystko stracone. Wciąż możemy cię adoptować.

- Zabawne, to samo pomyślałam o tobie. Może jakbym zaczęła suszyć ojcu głowę o skradzione dzieciństwo zgodziłby się na brata - zaśmiała się, ale jakoś niemrawo. - Powinnam iść, miałam wyjść tylko na pół godziny - westchnęła. - Pozwolisz mi odejść, jak obiecam, że jutro też się wyrwę? - zapytała, wciąż nie czując się przy nim pewnie.

- Ja? W Camarilli? Dobre sobie - zachichotał. - Musisz iść? Czyli nici z przejażdżki… szkoda. No to jutro. To samo miejsce? Tylko tym razem nie każ mi tyle czekać, ok?

- Jeszcze wtedy brałam cię za gangrela… - wzruszyła ramionami wstając. - To kiedy przyjdę nie jest do końca zależne ode mnie. Jakbym miała twój numer mogłabym napisać kiedy się wyrwę. Jeśli w ogóle używasz telefonu - dodała uśmiechając się lekko.

- Pewnie, że używam, za kogo ty mnie masz, za jaskiniowca? - obruszył się Sig. - Ale numeru ci nie podam. Jeszcze nie. Jeszcze by któryś z twoich znajomych próbował mnie po nim wytropić czy coś. Wiem, że takie rzeczy są możliwe. Więc może inaczej… Wyślesz mi wiadomość przez MSSa? - zaproponował.

Roxi spojrzała na niego i widać było że szuka czegoś w pamięci.
- Obawiam się, że nie potrafię - przyznała. - Zawsze miałam problemy w aspektach społecznych… cały czas piszę, albo dzwonię do ojca… szybko nauczył się korzystać z telefonu - mruknęła jakby tym faktem zawstydzona.

- A, trochę słabo. Ja też nie jestem w tym najlepszy, ale może znajdę kogoś z Rodziny, kto by cię wyszkolił, a i ja może się przy okazji poduczę… No nic to, to będę po prostu kręcił się jutro w okolicy, licząc na to, że do północy się pojawisz.

- A co, po północy zmieniasz się w dynie? - zapytała z rozbawieniem. - Powierce dziurę w brzuchu ojcu, w końcu to jego obowiązek, ale najpierw muszę skończyć z tym cyrkiem, którym się teraz zajmuje. A tak przy okazji, ta tancerka z domku na plaży, żyje jeszcze? - zapytała.

Sig spojrzał na Roksanę z dziwnym szaleństwem i strachem w oczach.
- Nie mów mi o cyrku. Ty cyrku nie widziałaś… - wzdrygnął się. - Tancerka? Ach, ona… Właściwie to nie wiem. Widziałem ją tylko jak Hammerhead ją przyniósł i potem jak wróciła z podróży astralnej do swego ciała. To, że była zdziwiona, to mało powiedziane…

- Um, przepraszam - mruknęła. - Faktycznie nie widziałam - przyznała. - No dobra, nie pytam więcej, bo byłoby za łatwo - uśmiechnęła się lekko. - A tak w ogóle, to jestem Roxi, nie Victoria. Do jutra - powiedziała i ruszyła w stronę miasta. Miała jeszcze tyle czasu, by zdążyć szybkim krokiem, a że nie męczyła się przy tym i nie miała zadyszki, zdecydowała się zadzwonić do Vincenta.

- Dobry wieczór, moja droga. Czym sobie zasłużyłem na ten… telefon? - powiedział z lekką niechęcią do technologii w głosie. - Czyżby śledztwo eskalowało?

- Chciałabym, byłoby ciekawie. Ethan chce się z tobą widzieć. Nie bardzo potrafi znaleźć pomoc u innych starszych i desperacko liczy że ty mu nie odmówisz. Chciał jeszcze jechać do Malibu, rozpytywać o Królową Cierni, ale podejrzewam, że zmieni zdanie w świetle informacji, które właśnie zdobyłam. Co ty na to, mam go przyprowadzić? - zapytała.

- Nie żywię złej woli względem Noctrum. Wszelką pomoc, jaką mogłem mu dać, już mu dałem: pod twoją postacią. Czego on oczekuje? Że wstanę z fotela, schwycę muszkiet i z okrzykiem na ustach pobiegnę w bój? - zapytał z lekką irytacją.

- Obawiam się, że właśnie tak, choć może zamiast muszkietu widziałby coś bardziej nowoczesnego - stwierdziła z rozbawieniem wyobrażając sobie Vincenta wiodącego lud na barykady. - Powtórzę mu twoje słowa. Te o pomocy, nie o muszkiecie. A tak przy okazji, jak już skończę tą misję, nauczysz mnie MSS, kontaktować się przez Malkawiańską Sieć Szaleństwa? Wiem, że nie wykazywałam predyspozycji i mówiłeś, że nie mam motywacji, ale teraz mam motywacje. I nie musiałbym do ciebie dzwonić - dodała.

- Jestem zafascynowany, cóż też napełniło cię nową motywacją. Będziemy mogli wrócić do lekcji, gdy sytuacja w mieście się uspokoi - odpowiedział.
Po rozmowie Roksi wróciła do Sześcianu i zameldowała się u Marlo, w duchu mając nadzieję, że przygnębienie choć trochę go opuściło.
 

Ostatnio edytowane przez Shinju : 18-03-2020 o 17:14.
Shinju jest offline