Dom pielgrzyma w Lucatore, 1 lipca 2595
Dragan wyskoczył niczym oparzony z Domu Pielgrzyma i popędził ku sławojce. Tej samej, którą wcześniej nawiedził dziedzic. Szybko zaczął mówić borkańskim z cięzkimk akcentem do kogoś, kto był w środku:
- Herr Barthez... Skarbnik żech wrócił. Sam jeden pierun. - zaczął szybko, dodając potem zdzwiony: - Gadajom o strzelanina?
Zmięte w ustach przekleństwo dobyło się z wnętrza wygódki. Po chwili dopinając pas z bronią wyszedł z niej Alpejczyk.
- Strzelanina? Przecież słychać by kurwa było? - stwierdził najemnik.
- No sam się przeca dziwia. Gadam coch słyszoł... - wytłumaczył Polanin.
Oczywiście była możliwość strzelaniny bez huku wystrzałów. Takie technologie nie były czymś obcym w zaawansowanych techicznie helweckich twierdzach, ale nawet tu u podnóży Alp, powątpiewał aby to akurat była możliwa opcja. W Lucatore broń palna sama w sobie nie była popularna, a co dopiero tłumiki dźwieku. Oczywiście zawsze mógł to być ktoś z zewnątrz. Opcji było bardzo wiele. Albo może Dragan po prostu coś przekręcił. Jego frankijski był dość słaby Już prędzej spodziewał się incydentu z użyciem łuku, czy kuszy, co tłumaczyłoby brak huku wystrzałów. Niemniej jedenak fakt, że jego ludzie zostali, że by sprawdzić co się działo zaniepokoiło szefa ochrony i wolał nie bagatelizować sprawy:
- Dragan zbierz naszych, Sangów też postaw na nogi. Ale już. Ide przesłuchać Dumasa...
Męzczyźni popędzili do budynku. Barhtezowi zdawało się, że w oddali, u wyloty miejskiej bramy mignął mu czerwony płaszcz Sanga. Alpejczyk zatrzymał się w pół kroku i ruszył w stonę Blancharda. Zdecydowanie wolał dowiedzieć się wszystkiego od żołnierza, niż od zapewne spanikowanego Dumasa, który nie będzie w stanie przekazać niczego wartościowego z punktu widzenia Nathana. Sang trochę kulał, co nie wrózyło dobrze, ale nie wyglądał na rannego.
Barthez leci sprawdzić co i jak z Blanchardem i wysłuchać raportu.
Pełna profeska. Ręka na kaburze broni, oczy dookoła głowy
Jeszcze może ktoś patrzy z domu pielgrzyma na ulice. Trzeba dbać o swój PR.