Dom pielgrzyma w Lucatore, 1 lipca 2595
Dziedzic poczuł niecodzienny dreszcz ekscytacji bawiąc się w myślach pomysłem, iż faktycznie ktoś podjął próbę zamachu na frankańskiego delegata. Było w Montpellier paru Sanglierów, którzy szczerze życzyli Abdelowi śmierci - w przeważającej mierze mężowie, którym dziedzic przyprawił rogi - ale jak dotąd nikt jeszcze nie odważył się podjąć na poważnie takiego wyzwania. Taka przygoda sama w sobie ogromnie podniosłaby prestiż pierworodnego i przysporzyłaby mu ogromną popularność wśród plebsu; a i na salonach Królewskiego Rubinu syn Ventricule Sanguine cieszyłby się niesłychanym powodzeniem, i to nie tylko u rozemocjonowanych szlachcianek.
Jeśli zatem ktoś w tym zacofanym barbarzyńskim Lucatore istotnie czyhał na życie Abdela Sanguine, wystarczyło skutecznie dać tym zakusom odpór i zyskać tym samym reputację człowieka, który okazał się czujniejszy i bardziej niebezpieczny od samego Neognostyka!
Targany ekscytującymi myślami Abdel odgrodził się na wszelki wypadek ciałem siostry od zbitych w ciżbę przy kominku pielgrzymów, rozważając ewentualne konsekwencje bezceremonialnego wyrzucenia wszystkich ich na zbite pyski na dziedziniec. Wcześniej wyglądali w oczach dziedzica na zwyczajnych nudnych i bezwartościowych wieśniaków, teraz jednak czujny wzrok pobudzonego szlachcica odnajdywał w ich topornych gębach, skołtunionych włosach i złych oczach dowody świadczące o tym, że iście mogli być zakamuflowanymi skrytobójcami.
Nathan Barthez powrócił do holu z dłonią na broni, krokiem profesjonalnego ochroniarza, który gotów jest poświęcić własne życie za pryncypała. Towarzyszyli mu nienaganie schludny kapitan Perrault oraz zdyszany i mokry od potu sierżant Blanchard. Abdel obrzucił tego ostatniego wyjątkowo surowym spojrzeniem, nie znosił bowiem odstręczającego odoru potu wydzielanego przez ludzi pośledniego sortu.
- Eskorta jego miłości pana Dumasa powróciła bezpiecznie do domu pielgrzyma - oznajmił Alpejczyk stając u boku dziedzica - Moi ludzie zostali w tyle, by odnaleźć źródło strzelaniny. Śpieszę uspokoić wasze miłości wieścią, że sprawca został zidentyfikowany.
Abdel, Angeline i Guido stężeli słysząc słowa Helwety, wbili w niego roziskrzone ekscytacją spojrzenia oczekując dalszych wieści.
- Wystrzały, dwa albo trzy - składał dalej swój raport Barthez - Z rury wydechowej spalinowego generatora. W mieście jest wędrowny złomiarz, człowiek z Borki. Od kilku dni reperuje miejscowym ich zepsute urządzenia. Pechowym zbiegiem okoliczności jego miłość pan Dumas przejeżdżał obok uliczki, w której ten człowiek naprawiał generator prądu dla tutejszego tartaku. Moi ludzie solidnie go upomnieli. Śle przeprosiny za dyskomfort, którego wasza miłość doznał wskutek tego nieporozumienia.
Dom Olejów w Lucatore, 1 lipca 2595
- Błogosławieni ci, którzy pragną podążać za naszym przykładem - powiedział ktoś stojący za plecami Leona Thibauta. Wynalazca drgnął słysząc ów silny męski głos, zdecydowany i przepojony niewzruszoną pewnością siebie. Jeszcze silniejszy dreszcz przebiegł po plecach odwracającego się Franka, kiedy dotarło do niego, że w rozległej budowli zapadła znienacka dzwoniąca w uszach cisza.
Za plecami szlachcica stał wychudły mężczyzna o lśniących gorączką determinacji oczach. Na jego głowie spoczywała korona upleciona z czegoś, co przypominało Leonowi zardzewiały drut kolczasty, zaś opinające ciało skórzane pasy zaopatrzone były w przyszyte do nich metalowe haki, wbite głęboko pod skórę grześcijanina i szarpiące jego mięśnie przy każdym ruchu.
- Jestem Scirocco - powiedział mężczyzna. Cisnący się za jego plecami Purgaryjczycy pochylili głowy w wyrazie ogromnego szacunku. Niektórzy ponownie zaczęli szeptać modlitwy, inni dyskretnie dotykali krwawiących ran grześcijanina w religijnym uniesieniu.
- Cierpię za tych, którzy nie potrafią unieść podobnego ciężaru. Moja krew poi umęczoną ziemię zdeptaną stopami grzeszników. Przynoszę oczyszczenie poprzez ból i ukojenie dla tych, którzy pragną odrzucić od siebie grzeszne słabości.
Kilku medytujących na matach szaleńców otworzyło oczy, zaczęło się podnosić z klęczek pomrukując z aprobatą dla słów Scirocca. Ich spojrzenia biegły ku postaci znieruchomiałego Leona, chociaż w półmroku Sanglier nie potrafił niczego wyczytać z oczu grześcijan.
- Przynależysz do delegacji tego, który obwołał się królem Franki - ciągnął dalej człowiek w drucianej koronie na głowie - Zapewne przynosisz jego pozdrowienia. Bądź i ty pozdrowiony. Zrzuć swe szaty i pozwól, byśmy poznali siłę twego serca i umysłu. Bez wątpienia wiele nagrzeszyłeś w życiu, a teraz przeznaczenie sprawiło, że możesz swe winy zmazać dzięki uświęconemu cierpieniu. Pomóżcie mu się rozebrać, bracia.