Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2020, 16:50   #60
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Marlo skupił się na rozmowie. Kiwając głową z roztargnieniem do Roksi multitasking nie był jego najlepsza stroną.
- Prosiłeś mnie o przysługę żebym pogadał z kim trzeba żeby załatwić anarchistów z Downtown. Na pierwszy ogień pójdzie burmistrz, myślałem że chciałbyś być przy tej rozmowie. Dlatego dzwonię…. Załatwiłbym to wcześniej ale przez ta cała sprawę z Nocrum kompletnie o tym zapomniałem. - spojrzał na przesłane pliki. I na chwilę zgłupiał.
-Cortez… Co ona… - zaczął ale w porę ugryzł się w język.
-Dlaczego nic mi… - zaczął patrząc na Roksi. Ale przypomniał sobie że rozmawia z Rosenbergiem.
-Poznie. - podniosl reke
-Rosenberg. Jesteś tam? - zapytał.

Roxi westchnęła odpalając wężyka na komórce.
- Skąd mam wiedzieć. Po prostu tam była i tyle - powiedziała nieco oburzonym tonem. Mogła być na przejażdżce motorówką, a nie czekać aż Marlo skończy rozmawiać. Gdyby wiedziała, że jeden płaski tak dobrze zadziała, walnęła by go wcześniej.
- Głowa klanu, chyba może spotkać się z inną głową klanu - wzruszyła ramionami. Po rozmowie z Vincentrem, to w zasadzie nie wydawało się wcale takie dziwne. Może stosunki Toreadorów z Brujah nie należały do najcieplejszych, ale czy stosunki między jakimikolwiek klanami są ciepłe i przyjazne. Doszła do wniosku, że nie cierpi polityki.

Marlo przykrył na chwile słuchawkę dłonią.
-Roksi proszę mów mi takie rzeczy. Potrzebuje pewności że chociaż ty chcesz mi pomóc. Ponownie zwrócił się do słuchawki.
-Rosenberg?

- Nie było kiedy… - bąknęła pod nosem. Naprawde nie miała do tego głowy.

- Tak, tak… dzięki kochana… - usłyszał w słuchawce. - Halo? Spotkanie z przyjacielem, burmistrzem, tak… anarchiści, spoko. W Malibu? Nie bardzo mogę teraz prowadzić…

- Jeśli zapewnisz burmistrzowi dyskrecje o jaką prosi. To będzie to dobre miejsce. - powiedział Marlo uśmiechając się lekko.

- Jaasne, dyskrecja to moje drugie imię. Ken Dyskrecja Rosenberg, haha! To ja tu wszystko załatwię, a wy wpadajcie śmiało… Może wreszcie coś się ruszy. Dobrze cię mieć po swojej stronie, Grin… Grim? Ethanie! Przyjacielu! Wszystko będzie dobrze. Pozdrów burmistrza i małżonkę. Widzimy się później… - pożegnał się, ale Marlo zdołał jeszcze usłyszeć w słuchawce - Gdzie są, kurwa, moje spodnie?!

-Jasne. - powiedział Ethan wyłączając się. Ponownie wybrał numer na komórce teraz znowu do Elizabeth. By powiedzieć jej żeby burmistrz pojechał do Malibu tam będzie na niego czekał. Spojrzał na Roksi.
-Jeszcze chwila śliczna. Ściągam do Malibu burmistrza i ustawiam spotkanie z Rosenbergiem. Zaraz jedziemy.

- Nie mów do mnie w ten sposób, ile razy mam ci powtarzać, że tego nie lubię - fuknęła.

Po przekazaniu informacji o miejscu spotkania, Marlo i Roksi spakowali się pojechali czym prędzej do klubu Malibu. Tu mogli poczuć się bezpiecznie, gdyż było tazbyt często wpadała na Brujahów i Toreadorów z młodej gwardii, którzy patrzyli na nią koso tylko dlatego, że była Dziecięciem Vincenta, starszego wampira. Ochroniarze wiedzieli o ich przybyciu i z miejsca odeskortowali ich do strefy dla VIPów.
- Ethanie Grim! Marlo! - radośnie wykrzyknął Rosenberg, rozkładając szeroko ramiona. Wyglądał na wymiętego, ale zdecydowanie bardziej ogarniętego niż podczas rozmowy telefonicznej. - Dobrze cię widzieć. Przyjacielu! Wspólniku! - podszedł i objął Toreadora, poklepując go po plecach. - Nie wspominałeś, że będzie z tobą… ktoś. - Spojrzał z ukosa na Malkaviankę, po czym przykucnął przy niej. - To może powiem komuś, żeby odprowadził cię na zaplecze, pograsz sobie na konsoli - zaproponował, po czym wstał. - Tymczasem duzi chłopcy obgadają poważne sprawy.

Marlo wyściskał się z Rosenbergiem i… poczuł się dobrze. Pierwszy raz od wielu dni, spojrzał na Roksi i… Nagle do niego dotarło, że burmistrz to człowiek i nie bardzo wie jak może wyjaśnić mu że do poważnej rozmowy zabiera z sobą dziewczynkę.
-To przyjaciółka, poczekaj Rosenberg, ja to załatwię. - powiedział biorąc Roksi na stronę.
-Wiesz to co powiedział Rosenberg to nie jest głupie. Bo widzisz nie bardzo wiem jak wyjaśnić burmistrzowi że na poufna rozmowę o interesach biorę dziewczynkę. Nie chce go po prostu spłoszyć. Ale też chce i potrzebuje Twojej pomocy. Masz przy sobie ten sprzęt co mi dałaś kiedy rozmawiałem z porywaczami na stadionie. Mógłby się teraz przydać. Chyba że masz inny pomysł. Zaraz… - coś sobie przypomniał. -Roksi ty potrafisz no wiesz…. nie być widoczna. Twój klan ponoć to umie.

- Daj spokój przecież on doskonale wie, że nie jestem mała dziewczynką. Poza wzrostem, to zasadniczo mialam w chwili przemiany prawie piętnaście lat, więc taką gówniarą, za jaką wszyscy mnie mają nie byłam - powiedziała. - Mam sprzęt, choć i tak nie wiem po co mnie tu ściągnąłeś i czy w ogóle jestem ci jeszcze potrzebna. Fajnie, że w końcu uspokoiłeś się na tyle, że jesteś w stanie wyjść z inicjatywą, ale byłoby dobrze jakbyś dzielił się ze mną swoimi pomysłami, bo żeby czytać ci w myślach musiałbym wpuścić cię do swoich, otwierając przed tobą w całej krasie swoje błogosławieństwo Malkava, a nawet ja go jeszcze dobrze nie poznałam - warknęła, nie czując się dobrze w tym miejscu.

-On wie. - powiedział Marlo patrząc na Rosenberga.
-Ale burmistrzowi co miałbym powiedzieć? Od dziecka lubiłem małe dziewczynki? Zresztą jesteś dyskretną małą dziewczynką i nie powinien się tobą przejmować. - zmarszczył brwi.
-I przecież ci mówiłem że jadę do Malibu obgadać problem Rosenberga z burmistrzem. Ale... fakt nie pomyślałem o tym jak wyglądasz. Bo ja widzę cię zupełnie inaczej. - przyznał.
-I zawsze jestem spokojny. Ale to trudne kiedy nic nie idzie po mojej myśli zupełnie nic. - przyznał.
-I szaleństwo nie byłoby najgorsza z opcji. Ale póki co jest jeszcze kilka osób które liczą na moją pomoc. Więc jeszcze trochę się postaram. - Myślał chwile.
-Wiesz Roksi jeśli naprawdę nie chcesz tu teraz ze mną być. Nie będę Cię zatrzymywał.

- Jest Primogenem Ventrue, nie idiotą, czemu miałby nie wiedzieć? - powiedziała chłodno Roxi. - A ty zacznij mnie w końcu traktować poważnie, burmistrzowi mógłbyś choćby powiedzieć, że palę od siódmego roku życia i dlatego nie urosłam, ale mam szesnaście lat i to całkowicie legalne - warknęła otwierając saszetkę na biodrze i wciskając mu w rękę słuchawkę z nadajnikiem, której używali wcześniej.
- Ale ja chętnie pogram na konsoli. Tylko niech duzi chłopcy później nie płaczą, że im coś nie działa. Małe dziewczynki bywają niegrzeczne i co gorsza niezdarne - dodała, rzucając Rosenbergowi wyzywające spojrzenie, po czym samej kierując się na wspomniane zaplecze.

Marlo przeprosił Rosenberga na chwile i skorzystał z toalety żeby przymocować sobie na piersi przyniesiony sprzęt.
-Nie bądź dla niej zbyt surowy. - powiedział do prawnika kiedy wrócił.
-To nie jej wina ze tak wyglada.

- A byłem? - zdziwił się Ken. - Przecież wiem, że wyglądu się nie wybiera. Inaczej czy spędzałbym perspektywę wieczności z takimi zakolami? - poprawił sobie włosy.
- Strasznie charakterna dziewczyna… rzuciła mi takie spojrzenie, że gdybyśmy nie byli w Elizjum, to trochę bym się przestraszył - zaśmiał się wymuszenie. - Często się tak kłócicie? To nie może być zdrowe dla związku. Wybacz wścibstwo, ale nie próbujecie przypadkiem podwójnych więzów, co? Bo to nie jest dobry pomysł… - pokręcił głową. - Tak czy inaczej, chodźmy już do pokoju, powiesz mi co planujesz, zanim przyjedzie Shrub…

-Mi to mówisz? - zapytał Marlo klepiąc się po pozbawionej jakichkolwiek śladów włosów czaszce.
-Roksi jest no wiesz... wrażliwa. - powiedział Marlo dochodząc do wniosku że to najlepsze słowo.
-I nie sypiam z Roksi jeśli o to ci chodzi to tylko przyjaciółka. - powiedział wyraźnie rozbawiony.
-I już ci mówię… - powiedział DJ przechodząc do pokoju.
- Myślałem nad tym. Dlaczego policja sobie nie radzi i doszedłem do wniosku. Że musi mieć złamało środków. A środki przydziela burmistrz. To dzisiaj będziemy omawiać. Może ja będę mógł tu trochę pomóc może Ty też się trochę dorzucisz. Potem pogadany z komisarzem policji o tym jak my możemy mu pomóc a jak on nam. Nadążasz za mną nie? - zapytał Ethan.

- Wrażliwa, tak? Nie wyglądała na taką… - mruknął pod nosem Ken. - I "tylko przyjaciółka"? To dobrze, dobrze… chociaż… Czekaj! Czekaj! Chcesz co zrobić? - Rosenberg spojrzał na Grima przerażony. - Dofinansować policję? Ale jako organizację? Bo ja rozumiem łapówkę tu czy tam, nawet sporą. Jeśli jesteś w dobrych układach z komisarzem może mógłbyś mu przedstawić jakąś słodką ofertę… Ale żeby zwiększać budżet policji? Masz świadomość, że siedemdziesiąt procent naszych zysków pochodzi z nielegalnych źródeł? Po chuj dofinansowywać policję, która potem się obróci przeciw naszym interesom? Powiedz, że masz na to dobrą odpowiedź. Powiedz, że masz wielki plan, na który ja jestem za głupi, żeby go w pierwszej chwili zobaczyć… Ja cię słucham! Uszy otwarte jak wrota Sezamu. Wypełnił je skarbami mądrości. - zaczął w panice wygadywać głupoty.

-Rosenberg już praktycznie nie da się prowadzić interesów. Czaisz że mój diler zszedł do podziemia. Sprzedał mi kupę trawy i wsiąkł. Zastanów się interesy można zwinąć a środki na dofinansowanie policji cofnąć. O tym z burmistrzem też będziemy rozmawiać o… hmn… wyznaczeniu piorytetow. Szeryf wprost wrzeszczał mi Jahad jak go o coś poprosiłem. Jak nic nie zrobimy cokolwiek jest w mieście urośnie w siłę i nas pozabija. Na chwile można przecież zawiesić działalność. Mamy dość legalnych źródeł żeby się utrzymać. A burmistrz może naciskać na komisarza ze sprawy handlarzy prochami są mniej ważne niż morderstwa. I nawet ktoś tak uczciwy jak komisarz powinien się z tym zgodzić…

- Zwinąć interesy? Ale jak? Wszystkie? - Ken rozłożył ręce w geście bezradności. - Prochy? Dziewczynki? Przemyt? Wyścigi? Fałszerstwa? Wymuszenia? Wszystko chcesz "na chwilę zamknąć"? To niewykonalne. A nawet jakby było, zaraz by inne gangi zwęszyły okazję i przejęły wszystko co się da. Półświatek nie znosi próżni… - pokręcił głową. - Wiesz, ja osobiście to nie miałbym nawet nic przeciwko wzmocnieniu policji. Mój klan działa głównie legalnie, a ja sam zarobiłbym więcej na opłatach adwokackich, broniąc aresztowanych. Ale jakbym coś takiego zaproponował, inni Primogeni by mi nogi z dupy wyrwali i okładali nimi do utraty przytomności! A potem oddaliby mnie Księciu, żeby mógł mi pokazowo odstrzelić łeb! To jest właśnie wspomniany przez Vance'a Jyhad! Ciągła walka o władzę i wpływy. Walka w której nie zawahają się nas poświęcić, rozumiesz to, Marlo? A ja, kurwa, nie chcę umierać!
Rozdzwonił się telefon Rosenberga. Spojrzał na niego i zaczął chodzić w tą i z powrotem.
- Cholera! Cholera! Cholera! Burmistrz przyjechał. Zaraz go tu przyprowadzą. Słuchaj, nie możemy mu sprzedać twojej propozycji. To będzie mój koniec! Nasz koniec! Ale nie możemy mu powiedzieć, że zaprosiliśmy go tu bez powodu… Co robić, co robić, co robić?! Szlag!

-Rosenberg przestań! - wrzasnął Marlo.
-współfinansowałem kampanie burmistrza. Nawet jakbym chciał z nim napić się piwa to mam do tego prawo. - Założył ręce na piersi.
-Przyszedłem tu bo chciałem ci pomóc słucham więc teraz jak mogę to zrobić. - powiedział mając zwyczajnie dość starania się wymyślania pomysłów które są torpedowane zawsze i przez każdego i chętnie posłuchałby innej opcji.

- Czy ja ci wyglądam na gościa z planem?! - wykrzyknął Rosenberg, siadając ciężko i chowając twarz w dłoniach. Minęła niekomfortowo długa chwila, nim odezwał się ponownie. - Przepraszam. Naprawdę. Doceniam twoje dobre chęci, ale sytuacja wśród Spokrewnionych jest bardzo napięta… zresztą nawet gdyby nie była, naprawdę byłeś gotów działać przeciwko piątce najbardziej wpływowych… i to żeby mi pomóc. Jesteś niesamowity. Naprawdę. Ale nie możesz działać bez przemyślenia. W tym mieście istnieje gęsta sieć zależności i powiązań… nie możesz się w niej poruszać jak słoń w składzie chińskiej porcelany… rozumiesz? - przemawiał mętnie, ewidentnie nie radząc sobie z działaniem, czy nawet mówieniem pod wpływem silnego stresu.
 
Shinju jest offline