Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2020, 20:04   #61
Kesseg
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Rosenberg mów ja cię słucham. Cokolwiek staram się zrobić jest źle. Jestem tu by ci pomóc zaproponowałem działanie ty je odrzuciłeś. Słucham teraz jak chcesz to rozwiązać? Łapówka? Swietnie. Co komu i za co? - powiedział spokojnie czekając założył ręce na głowę miał czas. I serio skoro każdy jego pomysł był z gruntu głupi chętnie usłyszy jaki to pomysł jest „właściwy”. Ale nagle przyszło mu coś do głowy.
- Rosenberg a jak byśmy za pomocą burmistrza utworzyli specjalny Oddział coś jak jednostki specjalne do zadań specjalnych. Obsadzili go właściwymi ludźmi tak by działali na nasze zlecenie. W tym nawet nie musiałaby siedzieć policja chociaż kilku lepszych ludzi trzeba by zwerbować. Czy to nie brzmi dobrze? Taka jednostka do zadań kryzysowych w czasie kryzysu nad która mamy pełna kontrole częściowo utrzymywana z podatków. Moglibyśmy nazwać ją nie wiem… może Delta?

- Jeśli wszystkie twoje plany są równie przemyślane jak ten, to wcale się nie dziwię, że nic ci nie wychodzi! To wręcz cud, że jeszcze żyjesz! - wybuchł Primogen, zrywając się z krzesła i gestykulując dziko. - Gdybym wiedział jak rozwiązać moje problemy, zrobiłbym to już dawno temu, nie sądzisz? - zapytał gniewnie, ale widać było, że wzburzenie go opuszcza, ustępując miejsca zmęczeniu i apatii. - Już mamy taki oddział - powiedział, znów padając na krzesło. - Nazywa się "Black Ops" i składa z podkupionych policjantów, byłych żołnierzy oraz elity DBP. Szeryf założył go po tym jak poprztykał się z Księciem, który odmówił mu dostępu do swoich cyngli. Zdecydował się całkowicie pójść w sektor prywatny, bo dofinansowanie z podatków brzmi nieźle, ale za dużo jest kontroli, więc gra nie warta świeczki… - westchnął ciężko. - Słuchaj, chyba widzę w czym jest problem - powiedział po chwili. - Czarna Dama trzymała cię w kompletnej niewiedzy. Zupełnie nie znasz lin. Nie wiesz kto się z kim lubi a kto nie. Kto ma z kim zatargi, a kto komu jest coś dłużny. Jak wygląda polityka klanowa i kto się do niej stosuje, a kto nie. Jesteś jak dziecko błądzące we mgle… - pokręcił głową. - A to wszystko jej wina. Noctrum. Nie nauczyła cię nawet podstaw, abyś nie mógł nic zrobić bez niej. Kontrolowała cię. Niemal ubezwłasnowolniła. Teraz masz się okazję wyrwać. A ja ci mogę pomóc. Wprowadzę cię, pokażę co i jak… Jeśli będziemy sobie wzajemnie pomagać, będziemy mieć większą szansę na przetrwanie.

Marlo rozpromienił się i tak kolejny dobry, przemyślany plan okazał robić z niego idiotę. To było aż niesamowite. Normalnie jakby to wszystko ktoś zaplanował i każde jego działanie odgórnie skazywał na porażkę tylko po to żeby móc swobodnie go ośmieszyć i powiedzieć jak to sobie elegancko nie radzi. Zresztą myśl o delcie juz mu sie spodobała. Bo skoro Rosenberg miał oddział i uwaga nie używał go do rozwiązania swoich problemów tylko zawracał mu dupe to rownie dobrze moglby go nie mieć. On lepiej swoich ludzi wykorzysta. No ale był gotów przyjąć pomoc jak na biednego, głupiego, małego wampira przystało.
- Wiesz że jesteś moim przyjacielem. Zamieniam się w słuch. - powiedział.

- To nie jest coś, co da się ot, tak, od ręki streścić - Rosenberg pokręcił głową. - Zwłaszcza że zaraz nie będziemy sami. Umówmy się gdzieś w przyszłym tygodniu. Zarezerwuję dla ciebie dwie noce i wszystko…
Przerwało mu pukanie do drzwi. Ken zastygł w pół ruchu. Następnie wstał, wyprostował się, poprawił garnitur i włosy, przywołał na twarz szeroki uśmiech i otworzył drzwi.
- Alex! Przyjacielu! - rozłożył szeroko ręce, objął burmistrza i poklepał go poufale po plecach. - Wchodź, wchodź… Ethan Grim już jest.
- Mam nadzieję, że nie musieliście na mnie czekać - stwierdził z równie szerokim i zapewne równie nieszczerym uśmiechem Shrub. Był to lekko siwiejący już mężczyzna z kwadratową szczęką, krzywym (zapewne kiedyś złamanym) nosem i wyrazistymi brwiami. Nosił niebieski garnitur, dobrany zapewne pod kolor oczu.
- Ależ skąd! Wchodź, zajmij miejsce, napijesz się czegoś? Burbon?
Burmistrz pokręcił głową.
- Rano muszę móc wstać. Zamiast tego może jakieś lekkie wino?
- Oczywiście! Co tylko dusza zapragnie! - oświadczył Ken, przeglądając zawartość barku.
Tymczasem Shrub podszedł do Marlo i uścisnął mu dłoń.
- Panie Grim, czemu zawdzięczam to niespodziewane zaproszenie? - zapytał. - Rozumiem, że to coś pilnego, skoro musiał się pan ze mną spotkać jeszcze przed urodzinami…

- Oczywiście - zgodził się Ethan dochodząc do wniosku że obietnice od trupa się nie liczą. Za tydzień będzie martwy. Albo sam się nie podniesie, albo da się zabić od tak dla rozrywki. Kiedy wszedł burmistrz uśmiechnął się szeroko, wyciągnął dłoń żeby się przywitać. Była to miła odmiana kiedy nareszcie nie robiono z niego debila i to nawet jak przychodził w najlepszych intencjach z dobrym pomysłem i przedstawił plan nawet dwa tylko po to by potem cierpliwie słuchać że jest kretynem. Uścisnął dłoń burmistrzowi.
- Są dwa, nawet trzy problemy, które mnie trapią i mam nadzieję, że kiedy omówimy je wspólnie, znajdziemy rozwiązanie. - Powiedział siadając.
- Jednym z nich są problemy mojego przyjaciela Rosenberga. Zamieszki z anarchistami w Downtown. Zależy mi na tym żeby ta sprawa dostała priorytet. Jeśli to konieczne skontaktuje się z szefem policji, ale dla mnie ważne jest żeby tą sprawę rozwiązać jak najszybciej używając wszelkich dostępnych środków. - powiedział spokojnie.

- Również do moich uszu dotarły historie o przypadkach wandalizmu i napaści w Downtown - burmistrz pokiwał głową. - Wierzyłem, że komendant ma sprawę pod kontrolą, ale zwrócę się do niego z zapytaniem, jak się ta sprawa rozwija. Nie możemy pozwolić, by gangi motocyklowe i inna bandyterka panoszyły się w dzielnicy biznesowej. Bo ja rozumiem, że komendantowi zależy szczególnie na wschodniej części miasta, ze względu na wagę skupionego tam sektora turystycznego, ale dobro mieszkańców powinno być równie ważne!

- Ciesze sie ze sie zgadzamy burmistrzu. - powiedział spokojnie Ethan.

- Inną sprawa jest wystawa egipska. Napadnięto mnie podczas jej zwiedzania. Warto by było zwrócić uwagę policji czy są 100 procentowo pewni że nic nie zginęło. Niby to drobiazg, ale może składać się na większy obraz. - Ethan chwile myslał o Dari. Ale doszedł do wniosku że o tej sprawie porozmawia z komisarzem sam. Przeniósł wzrok na Rosenberga.
- Masz coś do dodania przyjacielu? - zapytał cierpliwie.

- Sądzi pan, że śledczy mogli coś przeoczyć? - zaciekawił się Shrub.
- Ja? Ależ skąd - odpowiedział Ken, podając burmistrzowi kieliszek z winem. - Może poza tym, że cieszę się bardzo, że władza tak troszczy się o uczciwych biznesmenów.

-Przypuszczam że mogło tak być, sprawa tej napaści nie daje mi spokoju. Niecodzien się coś takiego zdarza. Chce znac przyczyne. - I wiedzieć czy Harpia kłamie. Uśmiechnął się lekko dochodząc do wniosku że może warto pozwolić burmistrzowi mówić.
-A u Ciebie jak sprawy stoją przyjacielu. W tym niespokojnym czasie miałeś jakieś pogróżki. - zapytał.

- Przyczynę? Czy napady rabunkowe potrzebują innej przyczyny od zwykłej, ludzkiej chciwości? Ale dobrze, zapytam, chociażby z ciekawości…
- Ethanie, każdy polityk otrzymuje pogróżki, jeśli jest czegoś wart. Wysyłają mi je liberałowie, komuniści, anarchiści, ateiści, czarnuchy, żółtki, latynosi… cała ta podrzędna chołota. Ale ja już na nie nie zważam. Poparcie wybitnych obywateli, prawdziwych amerykanów, takich jak pan, to wszystko czego potrzebuję, aby czuć, że spełniam należycie swój patriotyczny obowiązek.

Ethan uśmiechnął się szeroko szczerze. No jak można było tego gościa nie kochać. Mimo, że wiedział, że to kit to i tak poczuł się lepiej.
- Przyjacielu wierzę, że masz twardą skórę ale teraz może się wydarzyć coś więcej. Skoro ja mogłem zostać napadnięty. To może być napadnięty każdy inny ‘dobry obywatel’. Ale… Postaram się znaleźć na to rozwiązanie. - powiedział patrząc wymownie na Rosenberga. W końcu pokazał burmistrzowi zdjęcie Nocrum.
- To moja przyjaciółka. Ona też zaginęła cały czas jej szukam. To dobra kobieta i chcę mieć wgląd w postępy w śledztwie w tej sprawie. Martwię się o nią. - powiedział całkiem szczerze.

- Nasze wspaniałe miasto może skrywać kilka zagrożeń, ale w porównaniu z tym co się dzieje w Nowym Jorku i w innych dużych miastach na wybrzeżu, to i tak możemy być dumni i szczęśliwi z tego jak udaje się nam utrzymywać prawo i porządek.
Alex przyjrzał się fotografii.
- Wygląda… znajomo. Czy miałem okazję ją poznać? - zapytał Shrub. - Tak czy inaczej bardzo mi przykro słyszeć. Komendant na pewno dokłada wszelkich sił, żeby ją odnaleźć.

- To możliwe. I dziekuje. Tak czy siak chce znać postępy w śledztwie na bieżąco raporty. Wszystko. - powiedział zaczynając nerwowo krążyć. W końcu ponownie spojrzał na burmistrza.
- To chyba już wszystko przyjacielu. Nie będę już cię zatrzymywał. Masz jutro masę obowiązków.

- Cóż, nie wiem czy prawo pozwala na takie dysponowanie materiałami z toczącego się śledztwa, ale doradzę komendantowi, aby utrzymywał kontakt i przekazywał co tylko możliwe - obiecał.
- Oczywiście wcale nie wyganiamy - zapewnił zaraz Rosenberg. - Wiesz dobrze, że jesteś tu zawsze mile widziany…
- Wiem, Rosie, ale Ethan ma racje, jutro czeka mnie sporo pracy, a już cholernie późno się zrobiło. Posiedziałbym, ale sam rozumiesz… Ale bez obaw, wpadnę jeszcze kiedyś, ludzie od bocznego wejścia mnie znają. Nie chcę odgrywać waszych matek, ale też powinniście się wyspać. Obaj wyglądacie nieco blado… Do zobaczenia, przyjaciele.
Pożegnawszy się opuścił klub tą samą, bardziej ustronną drogą.
- Uff, jakoś to wyszło. Jakoś wyszło, nie? - zapytał Rosenberg, wracając do swojej wcześniejszej nerwowości. - I dzięki, że mimo wszystko wspomniałeś o mojej sprawie. Odwdzięczę się.
----
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline