Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2020, 20:11   #62
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Tymczasem Roxi jak tylko została sama, mając w jednym uchu nasłuch na negocjacje Marlo, przyjrzeć się krytycznie rzeczonej konsoli. Obejrzała ją dokładnie i podpięła się za pomocą swoich kabli i przejściówek, by sprawdzić czy sieć pod która jest podpięta, to sieć wewnętrzna, czy może wykorzystująca zewnętrzne łączę. Pomyślał, że skoro już tu jest to sprawdzi co kryją komputery w Malibu. Kto wie jakie tajemnice kryją. Nawet jeśli nic nie odkryje, zawsze może wgrać prostego wirusa, który rozpiksaluuje obraz, albo każdą podaną grę zmieni w Mario… albo jej ulubionego Duma - czyste arcydzieło, idealne w swej prostocie. Tak to była myśl. Nikt nie będzie z niej kpił i nazywał dziewczynką. Do tego małą. Zabrała się za szukanie brudów.

Konsolą okazało się być PS2, nie podłączone wprawdzie do internetu, ale za to wznosiła się przy nim prawdziwa wieża pudełek z grami i filmami. W samej konsoli już spoczywała płyta ze starym, dobrym GTA 3, ale co innego zwróciło uwagę Roksi - pudełko opisane jako "Czarna Cytadela". To była ta gra, o której wspominał jej Sig…

Roxi odwróciła pudełko i przeczytała opis, po czym stwierdziła, że i tak nie ma nic lepszego do roboty i wrzuciła grę do konsoli.

Żeby dołączyć do gry należało najpierw wykreować nową postać. Customizacja była dość ograniczona, widać było, że gra była robiona na budżecie. Za to wybór profesji był całkiem spory: sześć różnych klas, każda z trzema specjalizacjami. Był więc wojownik (tank, bruiser, skirmisher), łotrzyk (assasyn, strzelec, bard), mnich (wyrocznia, pijany mistrz, smocza pięść), mag (elementalista, iluzjonista, summoner), czarodziejka (mocy gwiazd, mocy oceanu i mocy skał), kapłan (natury, wojny, uzdrowień).

Założyła nogi na stół. Z tego co słyszała “spotkanie” jeszcze trochę potrwa. Wciąż trwały “negocjacje” a jeszcze nie zjawił się burmistrz. Wybrała łotrzyka, assasyna. Dobrała atrybuty i wszystkie zdolności w drzewkach, zastanawiając się czy by nie odwiedzić kościoła o którym mówił Vincent, tak dla pewności. Sięgnęła po komórkę i sprawdziła na mapie, gdzie to w ogóle jest, jednocześnie czekając aż wgra się początek gry.

Kościół pod wezwaniem Aniołów Stróżów znajdował się w Vice Point, na osiedlu Shady Palms. Co oznaczało, że bliżej do niego było z Sześcianu niż z Malibu. I chyba stał o rzut kamieniem od rezydencji Noctrum.
Początek gry był nudny. Tutorial wprowadzał w zasady, zarzucał lore'm, ale nie wyróżniał się niczym specjalnym na tle podobnych gier. Mechanicznie też trochę sztywny, chociaż czuć było, że twórcy się starają, ale… RuneScape to to nie był, zdecydowanie. No, ale w MMO nie gra się samemu. A tu Roksi nie miała szansy na grę wieloosobową, bez podłączenia konsoli do światowej sieci…

Roxi ziewnęła.Już nawet wirusa nie chciało jej się wrzucać w konsole. Wyłączyła ją, a że pudełko i tak nie mieściło się do saszetki, to nawet jej zabrać ze sobą nie mogła. Z resztą najpierw musi skombinować konsole. Pomyślała, że może pokręci się po klubie? Może usłyszy jakieś plotki, może znajdzie się ktoś kto szukał Marlo, albo Dari, albo świętego graala? - pomyślał wymykając się z zaplecza.

Przemknąwszy się na główną salę, Roksana wypatrzyła w tłumie znajomą twarz. A raczej fryzurę. Złotooki młodzieniec z fioletowym irokezem miał na imię Devin, jednak był znany jako "Tańczący na Szkle". Był jedynym malkavianinem, który ośmielił się otwarcie sprzeciwić Primogenowi. Od tego czasu trzymał się wschodniej części miasta, gdzie pozostawał pod opieką klanu Brujah.

Powoli zaczęła przeciskać się w jego stronę, pewna, że nim tam dotrze zostanie zauważona i Tańczący na Szkle sam zdecyduje, czy chce z nią rozmawiać czy nie. Jej niewielki wzrost wcale nie ułatwiał przedarcia się przez zatłoczony klub, ale z drugiej strony dawał potencjalnemu rozmówcy możliwość ucieczki. Było to jej zdaniem uczciwe. Bo w sumie też nie miała większego celu w tym "pościgu”, póki co, chciała tylko zająć czas.

Devin rzeczywiście zauważył Roksanę, ale pozostał na miejscu. Gdy się zbliżyła, przywitał ją skinieniem głowy.
- Czyżby Primogen był na tyle mną zirytowany, aby rozkazać zaatakować mnie na uświęconej tradycją ziemi? - zapytał.

- Gdybym była tu w roli zabójcy, ubrałabym się stosownie… może jak ninja? - zaproponowała. - Niańczę tu kogoś, ale obecnie jest na spotkaniu “biznesowym”, a konsole mają do dupy, więc postanowiłam się przejść… poprzeciskać, żeby nie oszaleć z nudów. Podpadłeś czymś konkretnym, że wietrzysz tu rękę Primogena? - zapytała bez większego zainteresowania.

- Oczywiście, że nie - skłamał bez mrugnięcia okiem. - A nawet gdybym, przecież bym ci nie powiedział. W końcu jesteś Dziecięciem Vincenta. A ja? Ja jestem obcym. Nawróconym anarchistą, który chciał odnaleźć trochę spokoju. Uwolnić się od znajomych, przyjaciół i rodziny. Zacząć na nowo.

- Tak racja, czasem zapominam o piętnie Vincenta - westchnęła. - Tak jest łatwiej… - mruknęła jakby do siebie.

- Tak, piętno naszych rodzin ciągnie się za nami… Trudna sprawa, ale cóż zrobić? - wzruszył ramionami. - A konsole mają spoko, tylko ostatnio odłączyli mi kabel od internetu, bo za długo siedziałem nad MMO - skrzywił się lekko.

- O nie! Tak się nie robi! - powiedział Roxi wyraźnie wstrząśnięta. - To zbrodnia, przecież od tego można oszaleć. Niedopuszczalne - powiedziała poważnie. - Muszę już iść - mruknęła nadal wzburzona. - Ale jak skończę z tym… to wrócę i coś wymyśle, nie można tak pozbawiać kogoś dostępu do internetu, to dobro wspólne - stwierdziła. - A co to za MMO było? - zapytał jeszcze z ciekawością.

- Okrutne, rzeczywiście, ale są gorsze rzeczy - wzruszył ramionami. - Czarna Cytadela? A takie tam, przysłali mi dawni znajomi, żebym z nimi grał. Gildia, te sprawy. Gra ma trudne początki, ale się rozkręca w okolicach czterdziestego levelu. Jeśli zaspokoiło to twoją ciekawość, to się ulotnij… - rzucił na zakończenie, po czym ruszył w kierunku młodzieżowej grupy, która właśnie została wpuszczona do klubu.

Roxi odprowadziła go wzrokiem. Wszyscy grali w Cytadelę. A ona nie! Zapisała sobie w swojej liście w głowie, że musi zdobyć konsole i gre. Po czym poszła, albo raczej przecisnęła się z powrotem pod salę dla Vipów w której został Marlo.

Podczas próby przeciśnięcia się przez rozbawiony tłum, Roksana poczuła, że ktoś łapie ją za nadgarstek. Chciała się odruchowo wywinąć, ale uścisk był niezwykle mocny. Tajemniczy napastnik objął jej szyję od tyłu drugim ramieniem. Kolejny żelazny uścisk, choć z pozoru mógł przypominać przyjacielskie przytulenie. Malkavianka obróciła głowę na tyle ile mogła, aby zobaczyć kto ją zaatakował. To była dziewczyna, niewiele od niej samej wyższa. Miała długie, szaroblond włosy, delikatne rysy i duże, błękitne oczy. Niczym laleczka. Mrozow obawiała się jednak, że dziewczyna mogła być na tyle niebezpieczna, by zawstydzić nawet Laleczkę Chucky.
- Heeej - szepnęła jej do ucha nieznajoma. - Czas wymiksować cię z tego towarzystwa… pójdziesz ze mną, jasne? Spokojnie i radośnie. Inaczej wyrwę ci serce i osuszę je z krwi na oczach tych wszystkich śmiertelnych…
Roksana czuła, że dziewczyna nie blefuje.

- Właśnie wychodziłam, ale skoro nalegasz… - prawie jęknęła Roxi, świadoma, że i tak nie ma szans się wyrwać. Mimo to sięgnęła po telefon i tak jak wcześniej w przypadku spotkania z Sigiem, które ją zupełnie zaskoczyło,tak teraz na oślep wystukała swój kod bezpieczeństwa.

Dziewczyna uśmiechnęła się, ukazując na moment trójkątne, drobno piłkowane rekinie zęby.
- Świetnie! - Złapała Roksanę za dłoń i nieśpiesznie, acz stanowczo wyprowadziła ją z klubu. Malkavianka zauważyła, że dziewczyna ma na sobie cienką, czarną bluzę dresową z odblaskowymi paskami i napisem "No Love, No Hope", bardzo krótkie spodenki i adidasy z podświetlaną błękitnymi ledami podeszwą i jasnożółtymi sznurówkami. I - z jakiegoś powodu - samotną, czarną podkolanówkę na prawej nodze.
Nie zatrzymując się, przeszły przez ulicę i wkroczyły w wąskie przejście między gmachami hoteli, jedno z wielu podobnych, prowadzących na plażę.
- Słyszałam, że lubisz romantyczne pogaduszki podczas spaceru po plaży… - odezwała się wreszcie. - Pogadamy więc sobie. I kto wie, może nawet zrobi się romantycznie? - zachichotała.

- Wszystko zależy od rozmówcy, ale ty już zadeklarowałaś chęć i sposobność zdobycia mojego serca, więc muszę dać ci fory na tym polu - zerknęła na jej bluzkę i nie mogła się nie uśmiechnąć z rozbawieniem. Pewnie tak jak w przypadku Siga, niewiele byłaby w stanie zrobić, jakby chciała uciec, jakby wywiązała się walka. Więc pozostało jej mieć nadzieję, że chodzi tylko o rozmowę, a nie na przykład o podszytą zazdrością zemstę, czy coś w tym stylu.
 
Shinju jest offline