Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2020, 20:51   #21
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 2053.IV.10 cz, wieczór, NYC

Czas: 2053.IV.10 ,cz, wieczór
Miejsce: Nowy Jork, Zachodni Pas, strefa niebieska, siedziba Koi
Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz umiarkowanie i w oddali ciche eksplozje


Padało. Oczywiście, że padało. W końcu to był Nowy Jork. Tylko tym razem dla odmiany padał grad a nie deszcz czy inny syf. O ten ziemski padół odbijały się małe, raczej białe grudki zmrożonej wilgoci. Rozpadało się jak już Amanda wracała z Dzielnicy Świateł. Wcześniej właściwie przez cały dzień było pochmurno no ale jakoś od rana nic z tych chmur nie padało. Dopiero o zmierzchu jakby kończący się dzień dał chmurom do namysłu, że “Teraz albo nigdy!”. No i sypnęło tym białym, zimnym styropianem.

Amanda wracała z dzielnicy nowojorskiej rozrywki z mieszanymi uczuciami. Zbyt wiele nie udało jej się zdziałać. Ale nie bardzo miała pola do popisu. W połowie dnia jak opuściła biurowiec Koi musiała jeszcze zaliczyć wizytę w “Fugu” by odwiedzić Maki i przekazać jej nowe wieści no a potem wyprawić się do sąsiedniej dzielnicy no i jeszcze wrócić tak by się nie spóźnić na spotkanie. A nawet jakoś się uszykować. W końcu jakby nie patrzeć pierwszy raz miała się stawić na prywatnej wizycie w prywatnych komnatach szefowej. Odkąd zaczęła dla niej pracować jakiś rok temu jeszcze nigdy nikt na tak wysokim stanowisku nie okazał jej tyle zaufania. No a potem trzeba było jeszcze spotkać się z Maki i razem pojechać na wieczorną wizytę do szefowej. Jak się nie miało własnych czterech kółek to się to zwiedzanie miasta mogło zrobić trochę niewygodne. Na szczęście był system komunikacji miejskiej. Co prawda zawodny i traktujący sobie rozkład jazdy bardzo umownie no ale był. I na głównych trasach było na tyle dużo połączeń, że ten rozkład miał mniejsze znaczenie. Przynajmniej tak w środku dnia.

No i właśnie zaczęło się już niezbyt dobrze. Co prawda z Ayumi i jej miłą i pogodną sekretarką rozstały się całkiem przyjemnie. Na Maki w “Fugu” musiała z kwadrans poczekać bo miała klienta. Recepcjonistka, ta sama co ostatnio, zażartowała nawet, że Inu powinna sobie wykupić kartę stałego klienta to by jej się opłacało jak tak często tutaj przyjeżdża.

Maki gdy w końcu się pokazała przywitała się z Amandą jak z najlepszą przyjaciółką. Uśmiechnęła się ciepło, skinęła głową, objęła ją i symbolicznie cmoknęła policzkiem w policzek w ramach tego przywitania.

- Tak się cieszę, że cię widzę Inu. Czy mogę spełnić jakieś twoje życzenia? - zapytała ciepło masażystka. Amanda zdawała sobie sprawę, że wszystkie dziewczyny z “Fugu” zwykle mówiły do klientów coś takiego. Ale zdawała sobie też sprawę, że nie do każdego. No i jeśli chodzi o Maki to rzeczywiście sprawiała wrażenie jakby najchętniej zaczęła masować i usługiwać swojej przyjaciółce tak prędko jak to możliwe. No ale tym razem nie bardzo miały na to czas. Musiały porozmawiać. Więc Maki poprowadziła Amandę w jakiś dyskretny zakątek gdzie mogły swobodnie porozmawiać. No i wtedy zaczęły się schody.

- Powiedziałaś jej?! - Maki wydawała się przerażona słowami przepatrywaczki. Ledwo ta zaczęła mówić skąd i z czym właśnie wraca. Nawet nie zdążyła dojść do planów na wieczór gdy wyjątkowo Azjatka prawie weszła jej w słowo. I potem Amandzie dłuższy czas zajęło doprowadzenie jej do jakiegoś porządku. Wydawało się bowiem, że masażystka siedzi jak trusia jakby ją grom raził.

- Ona mnie zabije… rozerwie mnie na strzępy… już po mnie… - mamrotała przerażona dziewczyna a w kącikach oczu błyszczały jej kryształki łez. Wydawała się kompletnie załamana. No ale z trudem ale jakoś udało się Amandzie doprowadzić ją do względnego pionu na tyle by ją zostawić w “Fugu”. Zresztą i tak musiała iść do kolejnego klienta. I ta rutyna chyba też pomogła jej wrócić na znajome tory.


---



No więc Amanda mogła pojechać później do tej dzielnicy świateł. Ot chociaż na tyle by rozejrzeć się jak to wygląda. Po kilku rutynowych kontrolach dojechała miejskim autobusem zaprzężonym w konie do wschodniej dzielnicy. Bez większego trudu znalazła budynek dawnego ONZ gdzie była główna siedziba Lady Asher oraz jej najważniejszych ludzi i organizacji. No budynek robił wrażenie. Wieżowiec był niczym postawiona na sztorc karta do gry. Bo był wysoki, płaski i dość cienki. Jak na swoje proporcje. Jak większość wieżowców w tym mieście był przełamany. Atomówki jak gruchnęły kilka dekad temu to mało który wyższy budynek ostał się w pierwotnym kształcie.

Ale to co spadło na ziemię i to co zmajstrowano potem to też było niczego sobie. Wieżyczki zrobione z fragmentów gruzu, podobnie skonstruowany płot, rów przed tym wszystkim, zasieki drutu kolczastego, reflektory no i strażnicy. O ile sama dzielnica rozrywki mogła kojarzyć się bardziej z Vegas niż z resztą metropolii to sama kwatera główna Lady Asher już była jak najbardziej w nowojorskich klimatach. Przy tym gmachu ten biurowiec w jakim urzędowali Koi wyglądał jak ubogi krewny. Bardzo ubogi krewny.

Ale przynajmniej w dzień był to budynek na tyle publiczny, że można było po prostu do niego wejść. Przynajmniej do tej publicznej części. Ponieważ nie miała żadnego punktu zaczepienia zostało jej skierować się do recepcji. A tam sympatyczna recepcjonistka pomogła jej tyle co mogła.

- Leroy Jackson? Tak pracuje tutaj. Ale teraz go nie ma. Chcesz mu zostawić wiadomość? - dziewczyna po drugiej stronie biurka popatrzyła na nią pytająco. W przeciwieństwie do Koi ta tutaj chociaż była ubrana w koszulę i rozsądną spódniczkę pasującą do dawnego, biurowego stylu to jednak jakoś tak rozmawiała bardziej naturalnie i na luzie bez całej tej etykiety jaka panowała u Japończyków. Pozwoliła sobie na luksus nie dopiecia najwyższego guzika koszuli.


---

Ale w końcu właśnie zbyt wiele nie zdziałała. Czas jej się kończył. Musiała więc wracać do domu. Powrót okazał się nie do końca tak bezproblemowy. Właśnie zaczął padać ten grad jak już siedziała w autobusie. Autobus zatrzymał się przed punktem kontrolnym. Władza musiała sprawdzić dokumenty i udowodnić swoją ważność i niezbędność. To było rutynowe w tym mieście. Ale tym razem do Amandy przyczepił się jeden z wojskowych. Podała mu dokumenty, pokazała bilet. A dalej krzywo na nią patrzył. Takim bardzo nieprzyjemnym wzrokiem jakim nie uzbrojona kobieta raczej nie chciałaby być obdarzona przez uzbrojonego mężczyznę. Do tego z władzą.

- Wyglądasz podejrzanie. Trzeba cię sprawdzić. - warknął ten wyższy, cięższy i raczej starszy od niej typ. Jakoś chyba bardzo spodobał mu się pomysł sprawdzenia jej. Ten drugi sprawdzał drugą połowę autobusu ale się nie wtrącał. Reszta pasażerów też miała na tyle instynktu zachowawczego by nie dyskutować z władzą w obronie ewentualnej terrorystki. Można było dostać za to po łbie. Pięścią, pałą albo ołowiem. Tudzież podzielić los za współudział. Więc milczeli. I udawali, że interesuje ich całkiem coś innego niż scena w tyle autobusu.

- Wstawaj! - warknął ten zakapior w mundurze. Nie wiadomo jakby się skończyło gdyby nie ten drugi.

- Ej kolego. - dał znak temu co już chyba czuł swoje łapy na tym sprawdzaniu Amandy. Ten podniósł wzrok i spojrzał na niego. Po czym za jego spojrzeniem powędrował za zasypane gradem szyby ku jakiejś sylwetce. Też w wojskowym poncho jak i oni. Ale spod kaptura wystawał daszek czapki. Oficer.

- No! Tym razem wszystko w porządku! Ale następnym razem pilnuj się! - warknął ten co miał taką ochotę przetrzepać przemytniczkę i terrorystkę oddając jej dokumenty. Spojrzał na nią groźnie, na resztę pasażerów z których nikt nie odważył się nic powiedzieć ani zrobić. Po czym obaj ruszyli do wyjścia z autobusu.


---



Przynajmniej reszta powrotnej trasy do domu obyła się bez większych problemów. Miała akurat czas aby się przygotować do wizyty u szefowej i zmyć z siebie trudy całego dnia. Według zegarka to trochę po 20-ej usłyszała pukanie do drzwi. Przyszła Maki. Wyglądała już znacznie lepiej niż pół dnia temu. Nawet przeprosiła za swój wcześniejszy wybuch histerii. Chociaż dalej trudno było powiedzieć by tryskała radością z powodu tej wizyty u szefowej. Raczej miała duszę na ramieniu no ale już udało jej się odzyskać panowanie nad sobą.

No i dalej dziewczyna z “Fugu” przejęła na siebie rolę przewodniczki. Wiedziała na którym przystanku i w jaki autobus trzeba wsiąść. Zresztą okazało się, że Amanda też bo wracały znów do siedziby Koi. O tej porze już dziennej zmiany nie było ale straże ich przepuściły bez ceregieli. Maki poprowadziła Amandę schodami i korytarzami do tej części biurowca w jakiej dotąd nie była. Były już chyba kilka poziomów nad ziemią gdy wyszły na korytarz. Ten znów był pilnowany przez biuro i dwóch strażników.

- My jesteśmy umówione do Ayuma Sana. - zaprezentowała ich msażystka a dwóch strażników skinęło głowami, że wszystko w porządku i otworzyło automatyczne drzwi by mogły wejść dalej. A dalej rozciągał się całkiem inny świat. Co prawda tylko korytarz i same drzwi po obu stronach. Jak w hotelu. No ale wyglądało jak w całkiem niezłym hotelu. Jak za czasów dawnego świata. Dywan, lampiony, donice z kwiatami, obrazy na ścianach. Już po tym było widać, że mieszka tu ktoś ważny. Pewnie same ważniaki jak Ayumi. Maki bezbłędnie poprowadziła przyjaciółkę do jednych drzwi które zdawały się niczym nie wyróżniać na tle innych. Miała już zapukać bo uniosła dłoń do drzwi ale ją zatrzymała. Przygryzła wargę, odwróciła się na chwilę w stronę Amandy jakby zastanawiała się nad czymś.

- Inu… - zaczęła cicho i znów się zacięła na moment. - Nie wiem co się teraz stanie... Ale chciałabym żebyś wiedziała, że bardzo ci dziękuję za to co dla mnie zrobiłaś. Wierzę ci, że byś mnie zabrała ze sobą jakbyś mogła. Szkoda, że nie poznałyśmy się tak dobrze wcześniej. - szepnęła blondwłosa Azjatka. I szybko pocałowała usta Amandy. A potem zapukała w drzwi. Długo nie czekały. Ayumi otworzyła prawie od razu.

- Dobry wieczór dziewczyny. Cieszę się, że już jesteście. - przywitała ich na typowy wschodni sposób kłaniając się swoim gościom i wpuszczając ich do środka. Chociaż wydawała się mniej oficjalna niż zazwyczaj w biurze. Była ubrana w czarne kimono z czerwonymi kwiatami. Albo coś podobnego. Wskazała im na zestaw kapci do wyboru w jakich można było chodzić po mieszkaniu. A mieszkanie…

No mieszkanie mogło robić wrażenie. Widać było ogrom włożonej tutaj pracy. Wnętrze wyglądało jakby ktoś je wyciął Japonii sprzed wojny. Atmosferę robiły klasyczne, japońskie lampiony jakie dawały ciepłe, przytulne, stonowane światło. Do tego unosił się ledwo wyczuwalny zapach kadzidełek. Na ścianach widać było chyba jakieś obrazy i ideogramy kojarzące się z klasyczną japonią. Na jednej z szafek stał charakterystyczny stojak na dwa samurajskie miecze. Długi i krótki, wielkości mniej więcej nieco dłuższego noża.

- Może macie ochotę na trochę sushi? - zaproponowała Ayumi prowadząc je do niskiego stolika. Tak niskiego, że trzeba było siedzieć na pufach albo po prostu na matach rozłożonych na podłodze. Na tym stoliku były przygotowane jakieś talerzyki oraz oczywiście czajniczek i filiżanki do herbaty. Maki grzecznie skinęła głową mówiąc, że bardzo chętnie więc wylądowały przy tym stoliku we trzy. I kolacja zapowiadała się całkiem przyjemnie. Zwłaszcza, że gospodyni poprosiła by nie mówić o pracy. Czarna blondynka zdawała się zupełnie nie przypominać trzymającej na dystans szefowej. Surowej i wymagającej tak od siebie jak i od innych. Teraz raczej starała się jak mogła by być gościnną panią domu i jakby wpadły w odwiedziny dwie jej dobre koleżanki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline