Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2020, 08:46   #52
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Czasami były dni, gdy tylko rutyna potrafiła trzymać człowieka w ryzach zdrowego rozsądku. Znane, utarte schematy i zachowania uspokajały, nadając sens w chwilach, gdy o sens było coraz ciężej. Z tego też powodu Lika bardziej niż chętnie zagłebiła się w wir znanych czynności, siekając, rwąc, trąc i krojąc, a jej myśli skupiły się na tym, co tu i teraz. Pochylając plecy dziewczyna mieszała w kociołku, dorzucając bez zastanowienia kolejne zebrane w ogrodzie składniki, nie myśląc za bardzo czy ktoś pokroju Sebastiana miał w ustach kiedykolwiek coś takiego jak łopian, ziarnopłon czy pokrzywa. Mechanicznie wykonywała znane czynności, na krótki moment wracając do czasów, gdy blond mutantka nie budziła się pośrodku cmentarzy na dosłownie dzikiej ziemi. Wreszcie kiedy kasza zmiękła, do gara poleciały małe ślimaki pędów paproci, wygrzebanych spod ściółki przy płocie. Przygotowanie miejsca na obiad zajęło mgnienie oka, ciało Vasilievei działało automatycznie. Rozłożyła koc, zniosła parę kamieni, aby dało się wygodnie postawić kubki, a potem razem z Federatą zasiedli do posiłku.

Przy posiłku panowało milczenie, w powietrzu roznosiły się odgłosy żucia, siorbania i przełykania, przynajmniej z tej blond strony.
- Nie za ostre? Chyba przesadziłam z chrzanem, mogę ci przynieść więcej paproci.- nagle przerwała ciszę, choć wzroku nie podniosła - Chcesz dolewkę herbaty?

Mógłby powiedzieć wiele. Że potrawka smakuje dziwnie ziemiście, że coś tam. Skrzypi w zębach a herbata nie umywa się do earlgreya ze śmietanką i melasą. Ale nie powiedział. Nie powiedział, bo kompletnie nie przeszło mu to przez głowę. Sebastian Donelley motał żarcie aż mu się uszy trzęsły. Zmachał się rano ale zdecydowanie był zadowolony z wyników.

- Nie, dziękuję. Skończę i zaczniemy z zabezpieczeniami? - brodacz otarł usta i wąsy wierzchem dłoni.

- Tak, to dobry pomysł - blondynka pokiwała apatycznie głową, siorbiąc herbaty. Przemieszała gulasz w misce, zagarniając go na boki ze środka i od środka na boki - Potrzebujesz jeszcze pomocy przy… szukaniu miejsc na doły? Albo, nie wiem, spróbuję z pułapkami, tylko któreś z nas później powinno siedzieć na dachu i czekać aż reszta wróci. Ewentualnie spróbuję wypalić palenisko o jakim mówiłam rano, nim… ekhem - zaczerwieniła się, kaszląc nagle w rękaw aby ukryć zmieszanie - Na pewno zajęć nam nie zabraknie.

- Jasne. To ty tu jesteś ekspertem więc nie kryguj się. Zostało dla dziewczyn?

Sebastian wskazał gulasz palcem, odstawiając naczynia po posiłku. Wstał powoli i przeciągnął się aż chrupnęły stawy.

- Dokończę doły, założymy alarm i urządzimy górę. Do zmierzchu powinniśmy się wyrobić.
Mężczyzna posłał blondynce uśmiech z wysokości.

- Oczywiście, ugotowałam więcej, aby i dla nich starczyło - mutantka przytaknęła i chciała wrócić do mieszania w misce, jednak zamiast tego spojrzała w górę, gdzie uśmiechnięta, brodata twarz. W porównaniu do jej twarzy zbitego, przerażonego psa, mężczyzna wręcz promieniał.

- Czy jest coś… czego bardzo się boisz? - spytała olbrzyma. Nie czekając na odpowiedź wypaliła - Ja boję się, że zaczynam wariować. Proszę… nie bądź zły.

- Wariować? - Uśmiech zgasł a twarz Federaty się ściągnęła. Zrobił kilka kroków ku kucharce - Co to znaczy, Słoneczko?

- Miałam wrażenie, że ktoś… - popatrzyła na dach domu i przełknęła ślinę -... że ktoś tam był, gdy poszłam po prowiant. Widziałam… wydawało mi się, że widziałam - zacisnęła mocniej dłonie na kubki i wlepiła w niego wzrok - Ale tylko wydawało, sprawdziłam dokładnie, żadnych śladów kogokolwiek poza nami. Do tego to pieprzone… trupy. Cuchnie od nich, chyba miesza mi się od tego w głowie. Możemy je odciągnąć gdzieś dalej, proszę? Będzie mi łatwiej.

- Ktoś był ale nie zostawił śladów? - Sebastian upewniał się słowo po słowie - I tak, możemy. Czułaś coś tam na górze? Czemu nie zawołałaś? Wokół domu jakieś ślady? Jak ten ktoś wyglądał?

- Wydawało mi się… że był - blondynka mruknęła, odstawiajac miskę na ziemię przed sobą. Uwolnione dłonie splotła na karku, pochylając ciało do przodu.
- Żadnych śladów w kurzu i błocie, nic. Czyli… zwidy. Ze zdenerwowania, niewyspania - wzruszyła ramionami - A nawet jeśli tam był ktoś… nie chciałam go straszyć, wyglądał jak dziecko. Małe… może 5, może 6 lat.

- Dziecko? - Federata zgłupiał doszczętnie by prawie natychmiast ściągnąć brwi - Wierzysz w takie kwestie? Jak ten cały Soroka?

Łowczyni podniosła wzrok, patrząc na niego z bólem. Szybko się ogarnęła, chowając uczucia za ochronną ścianą rezygnacji.
- Widziałam w życiu dużo rzeczy, niektórych nie umiem wytłumaczyć - odwróciła twarz, patrząc wgłąb ogrodu - Wiem też, że strach i stres potrafią płatać nam figle. Sami wmawiamy sobie niektóre wydarzenia. Widzimy twarze tam gdzie ich nie ma, słyszymy głosy w zawodzeniu wiatru. Chcemy widzieć żywe dzieci gdzieś, gdzie są jedynie kości… chyba po prostu wariuję. Przepraszam, nie powinnam ci zawracać głowy. Nie przejmuj sie, srawdziłam dokładnie. Oprócz nas nikogo tu nie było od bardzo, bardzo dawna.

- Tak czy siak - Wzrok Donnelley'ego nie stracił na czujności - Musimy upewnić się, że dach jest zabezpieczony i nie wlezie tam nikt kogo nie zaprosimy. Ustalimy warty.

Brodacz przez chwilę wyglądał jakby chciał coś dodać ale ostatecznie stwierdził tylko:
- Zajmę się truchłami. Co nam jeszcze zostało? Nie wiem czy nie zostawić ognia na noc. - Seba przyglądał się Lice z namysłem.

- Zobaczymy, czy będzie padało - Vasilieva podniosła kubek i siorbnęła herbaty. - Jeśli zrobi się sucho, lepiej abyśmy pod sobą nie mieli źródła otwartego ognia. Raz, że światło nocą w lesie widać z daleka. Dwa… niech jeden z kundli jakimś cudem się podpali. Poleci w las, albo w krzaki. Przy suchym poszyciu niech coś się zajmie… - skrzywiła się -... i mamy pożar. Podusimy się. Żadnego ognia nie zostawiamy, przeniesiemy trochę żaru w wiadrze albo i garnku pod dach. Trzeba przebić dziurę w dachu, na pięść, żeby zrobić wylot… wentylację… a krawędź dachu - przekrzywiłą kark, kierując twarz w stronę domu - Tam na podłodze jest multum skorup fajansowych i szklanych. Da się nabić nimi belki i przyczepić je na krawędziach - wzruszyła ramionami po raz drugi, gapiąc się przygaszonym wzrokiem przed siebie - Nam starczy drabina, nocą ją wciągniemy na górę. Ktoś obcy, po ciemku, potnie ręce próbując się do nas dostać.

- Ok. To wracajmy do pracy. Chciałbym byśmy ogarnęli grubsze kwestie zanim wrócą dziewczyny…

Donnelley odstawił naczynia i się podniósł.

-Lika, pogadamy później jeśli będziesz chciała?
Standardowe zdanie splynelo z jego warg naturalnie.
- Teraz zajmij czymś rece, umysł rozjaśni się zaraz potem.

Odpowiedzią było apatyczne kiwnięcie głową i cisza, poprzedzona siorbnięciem z kubka. Po nim nastąpiło drugie i trzecie, rozgrzewając zastałe ciało od środka… tylko zmrożonego serca wciąż nie umiało ogrzać.
 
corax jest offline