Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2020, 17:12   #64
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Sabatniczka zaczęła rozgrzewkę, z zapałem i profesjonalizmem sportowca szykującego się, żeby dać z siebie wszystko. Pod nosem odliczała od sześćdziesięciu w dół. Ani na moment nie spuściła swej ofiary z oczu.
Gdy obiecana minuta minęła, ruszyła sprintem, w pełni wykorzystując możliwości wysportowanego ciała i swej nieumarłej natury. Nie była mistrzynią Akceleracji, ale na pewno dorównywała Roksanie w znajomości tej Dyscypliny, o ile jej nie przewyższała.
Mrozow miała nadzieję, że dzięki początkowej przewadze, będzie mogła skorzystać z niewidzialności i zgubić pościg, ale okazało się, że nie będzie to takie łatwe.
- Słyszę twoje wolno bijące serce, czuję twą pyszną, gęstą krew, widzę cię nawet, gdy osłaniasz się płaszczem Niewidoczności! - zawołała Kayah, niespodziewanie wyskakując zza rogu i zamachując się niedbale maczetą. Cios był tak źle wyliczony, że Roksi nie musiała nawet unikać, po prostu biegła dalej.
- Jestem ciekawa, czy będziesz próbowała się ukryć, by zyskać bezpieczeństwo, czy może będziesz ryzykować, aby móc znów spotkać się z Sigiem… - mówiła atakując po raz kolejny, gdy Roksi prześlizgnęła się zwinnie pomiędzy ścianą a nieprzepisowo zaparkowanym samochodem.
- Wybierzesz stare i znane, czy nowe i niespodziewane? - zapytała Sabatniczka wskakując na maskę samochodu i odbijając się od niej, by rzucić się na uciekającą, która jednak w ostatniej chwili śmignęła za pień palmy.
- Muszę ci przyznać, że jesteś zwinna - rzuciła podczas kolejnego ataku. - Pod pewnymi względami jesteśmy bardzo podobne… To może nas uczynić najlepszymi przyjaciółkami - znów zamachnęła się maczetą, tym razem raniąc Roksi w ramię - lub najgorszymi rywalkami…

Jak na razie Roxi była pewna, że to drugie. Nie podobało jej się, że ktoś bawi się jej kosztem. Nie podobało jej się że została zwierzyną łowną. I nie podobało jej się w jaki sposób zostaje zmuszona do podjęcia decyzji. Zwłaszcza, że nie była przyzwyczajona do pościgów, zwłaszcza bycia ściganą. Zwykle zakradała się i atakowała z zaskoczenia.
Wiedziała, że nie powinna pojawiać się w tym cholernym klubie, pomyślała przeklinając się w myślach. Potrzebowała broni, to było dla niej jasne. Rozejrzała się ukradkiem, może jeśli dobrze to rozegra uda jej się wpaść do Sześcianu po miecz.

Wreszcie udało się Roksanie wybiec na główną ulicę, sądziła, że może napastniczka pohamuje się trochę w bardziej widocznym miejscu, ale gdzie tam… Nacierała dalej.
Dwóch policjantów na patrolu zauważyło to. Jeden wyciągnął pistolet i zawołał:
- Stój i rzuć broń! Natychmiast!
Drugi natomiast nie bawił się w uprzejmości i od razu zaczął strzelać. Jedna z kul dosięgła celu, ale nie spowolniła Sabatniczki, która cięła strzelca w ramię a potem na skos, przez bark i szyję. Tymczasem Roksi przemknęła na drugą stronę ulicy, o włos unikając potrącenia przez samochód. Do Sześcianu było już blisko…
Jednak "Pirania", jak nazwała ją w myślach, wciąż za nią goniła, nie zważając na to, że drugi policjant posłał jej w plecy dwie kule. Przed trzecią osłonił ją jadący samochód.
Mrozow wbiegła na parking. Gold i White właśnie wysiadali z tyłu furgonetki. Zdziwili się, widząc biegnącą dziewczynę.

No ich tu tylko było trzeba - pomyślała, nie chcąc ich narażać, raczej nie mieliby szans z tą wariatką… z inną pewnie też nie. A polubiła ich na tyle, że nie chciała by, ktoś inny ich posiekał. Jeśli mają zginąć, to na jej zasadach.
- Do środka, szybko! Potrzebuje mojego miecza - rzuciła do nich zatrzymując się tuż przed nimi. Wyrwała jednemu i drugiemu broń z kabur (pod marynarką czy gdzie oni tam to nosili, zakładam, że Roxi wie, w końcu trochę czasu razem spędzili i mogła ich poobserwować), wycelowała w nacierającą wampirzyce i władowała w nią ile fabryka dała. Wiedziała, że to prawdopodobnie i tak jej nie powstrzyma, ale skupi uwagę na niej. No i już nie musiała blokować ostrza gołymi rękami.

- Co…?! - zdumiał się Gold, ale widząc nadbiegającą z maczetą, wyszczerzoną wampirzycę, nie dyskutował i pobiegł do wejścia.
White przez moment stał, jakby niezdecydowany, po czym podążył za swoim przywódcą.

Kayah, widząc, że Roksana jest uzbrojona, dokonała szybkiego zwrotu i skoczyła za jeden z samochodów należący do któregoś ze śmiertelnych ochroniarzy Marlo.
- Tak chcesz pogrywać?! - krzyknęła zza osłony. - Świetnie! Byłoby nudno, gdybyś tylko uciekała!

- Jak chcesz się bawić, to wyłaź stamtąd! - zawołała do niej. - Ale uważaj, nie chce robić Sigowi przykrości, jeśli niechcąco przerobię cię na mielone - dodał uważnie ją obserwując i sprawdzając pobieżnie ile pocisków zostało jej w magazynku, licząc, że któryś z najemników podrzuci jej miecz. Miecz to zawsze +50 do pewności siebie.

W jednym pistolecie pozostało sześć, w drugim dziesięć naboi.
Sabatniczka nie wyszła zza osłony. Nie odpowiedziała nawet na prowokację.
Mrozow za późno domyśliła się co się dzieje - napastniczka stosowała Niewidoczność!
Roksi otrzymała silny cios maczetą w ramię. Upuściła jeden z pistoletów.
Odskoczyła, uchylając się przed kolejnym atakiem.
Wtem wrócił Gold, z uzi w ręku. Posłał szeroką serię.
Kayah znów ukryła się za jednym z samochodów. Roksi zdążyła paść na ziemię, by uniknąć kul.
Kiedy się podniosła, White zbiegał już po schodach. Myślała, że ma jej katanę, ale nie - to był europejski miecz, chyba bastardowy. Pobiegł za Sabatniczką.
Ta zaatakowała go swoją maczetą, ale White bez trudu odbił cios i kontratakował. Widać było, że ma doświadczenie w szermierce.
Rekinka odskoczyła, ale to pozwoliło Goldowi wypalić w jej stronę kolejną serię. Wyglądało na to, że żaden pocisk jej nie sięgnął, ale znów się cofnęła.
- Łap! - zawołał, rzucając Roksi jej katanę.

Roxi złapała katanę zdrową ręką (chyba, że na kościach wyjdzie inaczej, to podpełzła do niej i podniosła czując się żałośnie), po czym natychmiast dobyła ostrza, w drugiej ręce wciąż trzymając saie. Tak z kataną w ręku czuła się o wiele bardziej pewna siebie, choć cios maczetą nieco jej tą pewność zaburzał.
- To sprawa osobista! - krzyknęła tak by obaj najemnicy ją usłyszeli. Starając się nie skupiać na zapachu swojej krwi i w ogóle na tym, że została raniona ruszyła w stronę walczących. Miała nadzieje, że White nie da się zabić, zanim znajdzie się w pobliżu. Wskoczyła kilkoma susami na samochód, planując atak na Piranie z góry.

White nie dał się zabić. Wręcz przeciwnie. Nacierał na Sabatniczkę, utrzymując bezpieczny dystans dzięki większemu zasięgowi broni i ramion. Wreszcie udało mu się nawet dźgnąć ją na wysokości pachy. Mrozow wiedziała, że to dla wampira niegroźna rana. Chciała jednak wykorzystać okazję i zaatakować z wyskoku. Kayah to zauważyła i uskoczyła w ostatniej chwili. Nie mając widocznie ochoty na walkę z dwójką mieczników naraz, rzuciła się do przyśpieszonej ucieczki - biegnąc prosto na otaczające parking ogrodzenie.

Roxi chwilę rozważała sytuacja. Spojrzała na Whita, spojrzała na Golda i spróbowała ocenić swój własny stan. Wiedziała, że będzie miała trudność, ze znalezieniem Piranii, jeśli teraz straci ją z oczu i że ani ona, ani najemnicy nie będą bezpieczni. Skupiła się, żeby choć trochę się wyleczyć. Choć zdecydowanie bardziej ucierpiała w tym starciu, miała teraz szanse odwrócić sytuację i ze zwierzyny stać się łowcą. To jej zdecydowanie bardziej odpowiadało… ruszyła za Kayah.

Sabatniczka rozpędziła się, odbiła i wielkim susem przeskoczyła ogrodzenie.
Roksana wiedziała, że podobnego wyczynu nie powtórzy, ale dzięki swojemu wysportowaniu i ponadprzeciętnej zręczności zdołała sprawnie wspiąć na ogrodzenie (mimo że zraniona ręka bolała) i przeskoczyć na drugą stronę. Rozejrzała się za Piranią i dostrzegła, że tamta daje właśnie nura między palmy i krzaki na niewielkim skwerku. Czym prędzej podążyła za nią.
Kiedy wbiegła na skwer, Kayah wyskoczyła na nią z gęstej roślinności ze wzniesioną do ciosu maczetą. Zdołała zbić atak własnym ostrzem i przyjąć pozycję.
- Nieźle - pochwaliła Rekinka. - Jestem coraz mocniej przekonana, że to prawdziwe umiejętności, a nie tylko szczęście…

- Pierwsza zasada walki, nigdy nie lekceważ przeciwnika - powiedziała Roxi przechodząc do ofensywy. Miała miecz, była w swoim żywiole.

Roksi zaatakowała.
Kayah broniła się zaciekle, ale nie mogła dorównać przeciwniczce, gdy ta dostała w ręce swoją katanę. Została rozbrojona. Kolejny cios zablokowała ręką wzmocnioną dzięki Dyscyplinie Odporności, tak że ostrze pozostawiło jedynie niewielką ranę. Wreszcie odskoczyła, spoglądając na Mrozow złowrogo.
- Gdzie się nauczyłaś tak walczyć?

- Oglądałam anime z samurajami i filmy Kurosawy, a co żeś myślała - powiedział Roxi całkowicie poważnym tonem, wciąż nie opuszczając miecza. - Dawaj stoper, zmieniamy zasady gry - powiedziała, chcąc mieć więcej czasu na podjęcie decyzji i mieć możliwość podjęcia jej na własnych zasadach.

- Chcesz zmienić zasady gry? - zdziwiła się Sabatniczka. - Nie ma tak łatwo! Takiej możliwości nikt ci po prostu nie wręczy, musisz po nią sama sięgnąć! - pomachała wyciągniętym spod bluzy stoperem. - Starczy ci na to siły i determinacji?

- Mam ci odciąć tą rękę, żebyś zaczęła współpracować? Takich rzeczy nie robi się przyszłej, najlepszej przyjaciółce… - powiedziała obracając miecz ostrzem równolegle do jej szyi i lekko się zbliżając. - No chyba, że lubisz, to zmienia postać rzeczy - dodała wyciągając drugą rękę w stronę stopera.

- Myślisz, że ci się uda? Spróbuj! - rzuciła Kayah z szaleńczym uśmiechem. - Odciętą czysto rękę łatwo przymocować. Nie obrażę się. Ale najpierw... musisz mnie złapać! - obróciła się na pięcie i pomknęła przed siebie.

Roxi sprawdziła stan swojej rany i postanowiła, że ruszy za “zwierzyną” zanim ta za bardzo jej się oddali. Schowała miecz by nie paradować z ostrzem na wierzchu - nie chciała narazić się na ostrzał policyjnego patrolu jak Kayah - i ruszyła za nią, jednocześnie spoglądając na zegar na telefonie. Nie chciała się narazić na nagły świt, wolała kontrolować czas i w razie czego zostawić go sobie odpowiednią ilość na powrót do bezpiecznej kryjówki.

Rana goiła się i już niedługo nie pozostanie po niej ślad.
Mrozow ruszyła w ślad za Sabatniczką. Tamta była szybsza, wytrzymalsza i bardziej wysportowana, a jednak… była w stanie za nią nadążyć. Kayah wydawała się być… rozkojarzona? Skołowana? Roksanę zastanowiła przyczyna takiego stanu. Czyżby tamta dawała jej fory? A może coś rzeczywiście było z nią nie tak? Może nadużyła krwi i to się teraz odbijało? Miała nadzieję, że Sabatniczka nie wpadnie nagle w szał…
W trakcie pościgu wampirzyce wróciły na plażę, ale jej bardziej północny fragment. Roksi wiedziała, że niedaleko jest tor motocrossowy. Tam udało jej się wreszcie dogonić Rekinkę. Zerknęła na zegarek. Stoper powinien zadzwonić za kilka, najdalej kilkanaście minut.
- Jesteś… nieustępliwa - wydyszała Kayah, uśmiechając się, ale już bez wcześniejszej pewności siebie. Wcisnęła sobie dłoń pod pachę, wyraźnie obolała, chociaż nie wyglądało na to, by odniosła obrażenia, których jeszcze nie zregenerowała.

Roxi przyjrzała jej się nieufnie, zachowując dystans. Ranne zwierzę potrafi być dużo bardziej niebezpieczne, choć nie było pewności, że Kayah jest ranna. To własnie Roxi chciała ustalić w pierwszej kolejności.
- Jakbym dała się zabić byłoby to sprzeczne z moimi planami, jakbym dała ci tak po prostu uciec, wyglądało by to kiepsko w CV - stwierdziła. - Nie zamierzasz chyba dostać tu zawału, czy coś… poza tym zaraz chyba zapika ten twój stoper, zgaduję, że nie przywiodłaś mnie tu dla ładnych widoków - dodała podejrzliwie.

- Może myślałam, że tej nocy wyrwę ci serce, a tymczasem ty skradłaś moje? - zażartowała, walcząc z bólem. - Zostało trochę czasu. Nie chcę już jednak uciekać, na walkę też nie mam ochoty… jeśli chcesz, możesz mi zadać trzy pytania… niech to będzie nagroda za… twój udział… w mojej grze.

- Aż trzy pytania, jesteś nazbyt szczodra - stwierdziła, chwilę zastanawiając się nad darowanymi jej pytaniami. - Szykujecie coś wielkiego, bardziej poważnego niż dotychczasowa zabawa w kotka i myszkę z Camarillą. Na kiedy to planujecie, muszę wiedzieć do kiedy mam czas żeby się zastanawiać po której chce być stronie, zrobić tabelkę, wyrysować ryzyko i tak dalej… - zadała pierwsze pytanie.

- Zadałaś… trudne pytanie. Odpowiedź… zależy od perspektywy. Według mojej… jeszcze nie wiadomo. Ale według innej… może już być… znany termin… a jeszcze inna… mogłaby wskazać… że kamyki się już toczą… i tylko patrzeć… jak zejdzie lawina.

- Do kitu, wcale mi nie pomogłaś tą odpowiedzią - burknęła Roxi. - Rany jak ja nie cierpię polityki. Po co ktoś taki jak ja miałabym się do was przyłączyć. Co niby możecie mi dać, czego już nie mam, albo czego nie jestem w stanie sama zdobyć? No i co i komu Sig w ogóle o mnie naopowiadał, co? - zadała z rozpędu dwa pozostałe pytania.

- Powiedziałam, że… odpowiem na twoje pytania… a nie, że odpowiedzi… będą satysfakcjonujące - Rekinka uśmiechnęła się z lekką złośliwością. - Zmiana stron… pozwoli ci zerwać stare więzy… doda twojemu nieżyciu… pikanterii. Wśród nas… znajdziesz osoby… którym będziesz mogła zaufać… Zyskasz też wrogów… ale takich prawdziwych… co nie udają twoich przyjaciół, jednocześnie próbując… cię wykorzystać… i wbić ci nóż w plecy… Chociaż takich może też… Nie mówię, że po naszej stronie nie ma dupków - zaśmiała się słabo. - Sig mówił niewiele, ale ja… mam go na oku… Mu się wydaje… że ma szczęście, które… zawsze go ochroni… Idiota… Wspominał tylko… - Rekinka zamilkła i zachwiała się, prawie upadła, ale skończyło się tylko tym, że przyklękła na jedno kolano. - Zdecydowanie… nie jestem dzisiaj… w formie… - jęknęła.
- Powiedziałabym wręcz, że wyglądasz jak śmieć - odezwał się nowy, kobiecy głos. Chwilę potem zmaterializowała się czarnowłosa dziewczyna, na oko dwudziestoparoletnia. Miała na sobie jednoczęściowy, szary strój kąpielowy - wciąż mokry, podobnie jak jej włosy. Uśmiechnęła się drapieżnie, ukazując, że też ma zmienione zęby.
- A ty, mała, wyglądasz zaskakująco dobrze. Nawet niczego ci nie brakuje. Kayah obeszła się z tobą delikatnie. Może aż nazbyt… Może powinnam to naprawić?

- Niczego mi nie brakuje? - Roxi spojrzała na przybyłą z powątpiewaniem. - Na moje oko to brakuje jakieś dwadzieścia centymetrów, o tu… - powiedziała machając ręką nad głową. - Kurde, wyskakują tak co rusz, nie wiadomo skąd, a potem się wszyscy dziwią, że połowa z nas ma paranoje i manię prześladowczą - burknęła pod nosem. Po czym spojrzała na kobietę odważnie i butnie.
- Coś ci powiem nocna mureno, czy jakim rodzajem drapieżnej ryby tam jesteś, grożąc mi nie przekonacie mnie do siebie, zabijając na amen tym bardziej. Zaczyna mnie to irytować, że co chwila pojawia się ktoś nowy i chce mnie uszkodzić. Lubię swoje kończyny i bebechy tam gdzie są. Powinnaś się raczej zająć Kayah bo na moje to się nie zagoi tak szybko jak zwykła rana. A ty - zwróciła się do Piranii. - Nie waż się umierać. Nie ważne, którą stronę wybiorę i kiedy znów się spotkamy, jeśli masz zostać smutną kupką popiołu to tylko z mojej ręki - dodała stanowczo grożąc jej palcem.
 
Shinju jest offline