Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2020, 19:22   #65
Kesseg
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Dla jednych to "paranoja", dla innych "ciągła czujność", tak czy inaczej zwiększa przeżywalność - odpowiedziała nowo przybyła. - I nie jestem mureną, tylko Barakudą. Ale i tak niezły strzał - przyznała. - Wymiana gróźb to niemal uświęcona tradycja w pewnych kręgach, więc zamiast się denerwować, powinnaś się przyzwyczajać… to znaczy jeśli rozważasz przyjęcie oferty, którą ci idioci ci składają. - Poszła w kierunku Piranii, nie spuszczając jednak wzroku z Roksi.
- Co ci się stało, Neonku, czyżby przebywanie w towarzystwie Aniołków wreszcie cię zmiękczyło? Hmm, pokaż się… - sprawnie i ostrożnie zbadała obrażenia drugiej Sabatniczki. - Ani śladu rany, ale sądząc po dziurze w bluzie, ktoś cię dźgnął. Katany zwykle nie używa się do pchnięć, ale…
- Hej, mała, to twoja sprawka? - zapytała surowo. - Użyłaś jakiejś trucizny? Bo chyba nie klątwy, co? Wyglądasz na taką, co by się mogła interesować czarną magią… Ale nie wyczuwam od ciebie ani magii ani toksyn. Więc jak jest? Mówże!

- Niektórzy ze starszego pokolenia uznają moje zdolności informatyczne za czarną magię, podobnie jak elektryczność i bieżącą wodę, ale na dzisiejszym poziomie rozwoju technologii, nie da się uszkodzić ciała za pomocą oprogramowania i sztuczek hakerskich - powiedziała Roxi krzyzując ręce napiersi. - Stawiałabym na miecz, co prawda nie podejrzewam, by ktoś pokroju White'a używał tak zdradzieckich sztuczek jak trucizna, ale ludzie mogą być równie niebezpieczni dla nas co my dla nich. Na wielu płaszczyznach - stwierdziła. - Od razu mówię, że nie prosiłam o pomoc i wsparcie z ich strony, ale lepiej będzie jak zabierzesz Kayah do domu, zwłaszcza że nie zostało dużo do świtu - dodała.

- Nie wiem kim jest "White", ale jeśli to jego wina, to… - nie dokończyła zdania, ale można było być pewnym, że nie miała nic dobrego na myśli. Następnie pochyliła się nad Piranią i wystraszyła się, gdy niespodziewanie zaczął dzwonić stoper. Zaklęła, wyłączyła budzik i podniosła towarzyszkę, pozwalając, by ta oparła się na jej ramieniu.
- Jeśli chcesz… możesz… z nami… - wymamrotała Kayah.
- Mała potrzebuje czasu na przemyślenie - przerwała jej druga Sabatniczka. - A teraz, Neonku, skup się na przebieraniu tymi swoimi muskularnymi nóżkami. Hop! Prawa, lewa…
Zaczęły odchodzić w stronę oceanu.

- Tak to jest jak lata się z maczetą po mieście i zaczepia obcych - powiedziała Roxi. - Pamiętaj Kayah, masz nie umierać! - rzuciła za nimi po czym potargała włosy. Znów była w kropce i nie wiedziała co zrobić ze swoim nieżyciem. Z jednej strony wszyscy od zawsze straszyli ją Sabatem, ale z drugiej strony to w Camarilli czuła się jak wyrzutek. Rzucenie wszystkiego co udało jej się do tej pory wypracować też się jej nie uśmiechało, nawet dla tak fascynujących osobowości jak Sig i Kayah. No i był jeszcze Vincent, który zapewne nie przyjął by zdrady obojętnie i choć może ich relacje nie były idealne, na swój malkawiański sposób zapewniał jej opiekę. Ciągnąć tego w nieskończoność też nie mogła, a pogodzenie się obu frakcji było tak prawdopodobne jak zmartwychwstanie mamutów. Spojrzała na zegarek i spróbowała oszacować, gdzie będzie jej bliżej przed świtem. Do biblioteki, czy spędzi kolejny dzień spać w szafie Sześcianu.

Bliżej jej było do Sześcianu, więc to tam skierowała kroki. Musiała się liczyć z pytaniami. Jeśli nie ze strony Marlo, to na pewno ze strony White'a i Golda, którzy stali się współuczestnikami jej starcia z Piranią.
I rzeczywiście, kiedy pojawiła się w klubie, przywódca najemników czekał na nią.
- Jesteś! Cała i zdrowa, jak mi się wydaje… - powiedział z wyraźną ulgą. - Między twoją "sprawą osobistą" a wybuchem zimnej wściekłości pana Grima, naprawdę zacząłem się martwić - pokręcił głową.

Roxi spojrzała na niego i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Myślałam, że zdążę przed waszym powrotem… wiesz wpaść po miecz i odciągnąć ją od gapiów - przyznała. - Ale wasza pomoc była bardzo… pomocna - mruknęła. - Przepraszam, nie mam wprawy w podziękowaniach, zwykle pracuje sama i zbieram cięgi jak coś pójdzie nie tak… to może od razu zacznę się płaszczyć i usprawiedliwiać… Marlo, nie powinien mnie zabierać do tego cholernego klubu. Połowa stałych bywalców jest do mnie nastawiona w najlepszym wypadku wrogo, reszta myśli o tym jak pozbyć się mnie i mojego ojca i Marlo powinien o tym wiedzieć, albo się chociaż domyślać… ale nie wie, a ja nie wiedziałam, że nie wie, bo jakbym wiedziała to bym mu powiedziała… on w ogólnie nie wie nic, jest jak jeżyk we mgle, a ja mam teraz kryzys ideowy i okres buntu nastoletniego i dziurę w najlepszej bluzce, a w ogóle to wcale nie wierze w to porwanie Nocturn, ale kto by mnie słuchał i w zasadzie… - przerwała na chwile. - Przepraszam. Marlo coś załatwił, kiedy mnie sprawa osobista próbowała przeciągnąć na swoją stronę za pomocą maczety? - zapytała w końcu.

- Zawsze chętnie służymy pomocną pomocą. A przynajmniej tak długo jak się nam płaci - odpowiedział żartobliwym tonem. - Co do pana Grima to mogę tylko podejrzewać. Jak wrócił z klubu Malibu, wściekał się, że nikt w tym mieście nie chce mu pomóc, na nikogo nie można liczyć, że ty go znowu wystawiłaś i że zrobi to, co powinien był zrobić na stadionie. A potem zamknął się u siebie, mówiąc, żeby mu nie przeszkadzać, bo ma telefony do wykonania a potem się kładzie spać - zrelacjonował Gold.

- Przydałaby się jakaś niańka do pomocy - westchnęła Roxi. - Pewnie i tak go nie będzie obchodziło, że przygodna Pirania z jego ulubionego klubu, chciała przerobić mnie na sushi - fuknęła. - I teraz wysadzi pół miasta, a księciuno winą obarczy mnie… Powinnam z nim pomówić, zanim zaśnie… - stwierdziła ruszając do sypialni Marlo.

- Powodzenia, ale sukcesu ci nie wróżę - powiedział Gold i poszedł do pozostałych najemników.
Wyglądało na to, że miał rację. Roksi pocałowała klamkę. Marlo zamknął się i nie reagował na pukanie czy wołanie. Musiałaby chyba się włamać, żeby zmusić go do rozmowy.

Widząc, że nic nie wskóra jeśli chodzi o upartego DJa, Roxi wróciła na górę i znalazła najemników.
- Wykrakałeś - powiedziała rzucając oskarżycielskie spojrzenie Goldowi. - Jak ja mam mu pomagać jeśli ze mną w ogóle nie rozmawia - westchnął. - Tak czy inaczej, mam do was kilka próśb. Po pierwsze, jak się obudzi wcześniej niż ja, powiedzcie mu, że wcale go nie wystawiam, tylko mnie stamtąd grzecznie wyprowadzono pod groźbą wyrwania serca. Jakby się rzucał, powiedzcie mu, że granice terytoriów i wpływów to nawet on powinien znać. Druga rzecz, to … w zasadzie powinnam wpaść na to od razu, ale zasugerujecie mu, jak się będzie rwał do wysadzania miasta, żeby najpierw sprawdził posiadłość Noctur, może znajdą się tam jakieś cenne wskazówki, albo, kto wie, Czarna Dama śpiąca spokojnie w swoim prywatnym schronie. On zna ją najlepiej, niech poszuka. Trzecia rzecz, to że mam pewien trop, ale nie jestem go pewna i czy w ogóle ma coś wspólnego… Tak czy inaczej potrzebuje, żeby ktoś na spokojnie zajrzał do kościoła Aniołów Stróżów, rzucić okiem na ściany, krypty i tym podobne, czy coś tam ogólnie wygląda na przebudowywane. Ale ani słowa przed Marlo o tym, mój informator urwałby mi głowę, jakby ten zaczął tam węszyć ze swoją zwyczajową gracją i dyskrecją. Ostatnia rzecz to miecz Whita… - powiedziała i urwała. Nie bardzo wiedziała jak i o co powinna zapytać, ale wiedział, że jeśli Kayah nie wydobrzeje, albo jej stan się choć trochę nie poprawi będą mieli kłopoty, ona i najemnik.

- Widzisz, nie wiem czy możemy spełnić twoje zalecenia, bo zadajemy sobie podobne pytanie - przywódca najemników wykorzystał chwilę ciszy. - "Jak my tu mamy działać, jak nic nie wiemy?" Trochę tajemnicy, zrozumiałe, działamy na granicy prawa, a czasem wręcz poza nim. Jednak ten stopień braku zaufania, braku informacji, skutkuje tym, że nie możemy sprawnie funkcjonować. Do tego pan Grim zdaje się sam nie wiedzieć czego chce… - pokręcił głową. - Koniec końców, obawiamy się, że kontynuacja tego zlecenia może się nie tylko źle odbić na naszej reputacji, jeśli coś pójdzie źle, czemu nie mieliśmy szansy zapobiec…
- Albo możemy głupio zginąć przez cudzą niekompetencję - wtrącił się Black.
- Dlatego przeprowadziliśmy dyskusję zakończoną głosowaniem - kontynuował Gold. - W efekcie których zamierzamy zrezygnować z dalszej współpracy z efektem natychmiastowym.

Roxi chwilę milczała.
- To faktycznie… rozsądne - przyznała. - Szkoda, będzie mi was brakowało, ale lepsze to niż jakbyście mieli głupio zginąć - przyznała. - Marlo wie, czy ja mu będę musiała powiedzieć? Błagam, powiedzcie, że wie? - dodała.

- Wie. Umocniło go to tylko w przekonaniu, że nikomu nie można ufać - westchnął Gold. - Nie czynimy tego z lekkim sercem, rezygnacja z rozpoczętego zlecenia zawsze też źle się odbija na reputacji, ale biorąc pod uwagę okoliczności, uznaliśmy, że to najlepsze rozwiązanie.
Pozostali najemnicy zgodnie pokiwali głowami.
- Nam również będzie ciebie brakować, panno Mrozow. Z chęcią podjęlibyśmy współpracę w przyszłości, jeśli się nadarzy ku temu okazja. Póki co nie zamierzamy opuszczać miasta. Mój stary znajomy, Phil Rook, ten spec od rzeczy paranormalnych, o którym ci już chyba wspominałem, z którym byłem ostatnio w kontakcie… on zamierza nas zatrudnić, bo zdaje się mieć jakieś problemy z haitańczykami. Więc jakbyś zatęskniła, możemy się zdzwonić - zaproponował z uśmiechem.

- Jeśli ktoś będzie mnie pytał o kompetentnych najemników, na pewno was polecę, ale rzadko kiedy kto słucha mojego zdania w tym mieście - stwierdziła. - Twój znajomy, mówił coś więcej? Może faktycznie mam paranoje i wszędzie widzę spisek, ale odnoszę wrażenie, że miasto szykuje się do wojny… takiej jak w latach osiemdziesiątych - westchnęła. - Może jakby udało mi się poskałdać wszystko do kupy, to dałoby się znaleść głownego lalkarza pociągającego za wszystkie sznurki.

- To całkiem możliwe. Mam nadzieję dowiedzieć się więcej, jak już zaczniemy z nim pracę. Okazuje się, że tak jak pan Grim, jest powiązany z rodziną Vercettich. W tym mieście chyba ciężko nie mieć żadnych kontaktów z mafią - wzruszył ramionami. - Jest w Vice City stosunkowo nowy, ale mam przeczucie, że jest bardziej zorientowany w wydarzeniach, które dzieją się za kulisami… Mam tylko nadzieję, że zechce się tą wiedzą podzielić. Nie chciałbym i z nim współpracy zakończyć przedwcześnie. To by już naprawdę źle wyglądało…

- Zaraz, czekaj… Phil Rock, powiązany z księciuniem… wiem co to za koleś - powiedziała doznając nagłego olśnienia. Zamyśliła się na chwilę. - Poza osobą Vercettiego jakoś nie mogę znaleźć powiązań. Zawsze rano tracę na bystrości - westchnęła. - Miejmy nadzieję, że nie jest zamieszany w cały ten bałagan z Nocturn i wojny z rekinami. Pewnie prędzej czy później i tak będę musiała to sprawdzić, więc nasze drogi jeszcze się przetną. Ale uważajcie na siebie on nie będzie na was chuchał i dmuchał jak Marlo. W przeciwieństwie do niego, to inteligentny i ambitny typ, nie dajcie się wciągnąć w beznadziejną dla was walkę o jego interesy… - podrapała się po głowie. - Naciągana rada dla najemników, z tego przecież żyjecie - zauważyła ponuro.

- Jeśli czegoś się dowiesz, chętnie się spotkam, żeby wymienić się notatkami - powiedział Gold z uśmiechem. - My pracujemy uczciwie, na ile to możliwe w naszym zawodzie. Z chęcią zawalczymy o jego interesy, ale nie damy się wykorzystywać.
- Przynajmniej taką mamy nadzieję - westchnął Red.
- Cóż, zobaczymy co czas przyniesie. Jeśli miasto szykuje się do wojny, przed nami ciekawe tygodnie. Postarajmy wyjść z tego wszystkiego z tarczą. I masą łupów - zażartował Gold, a pozostali najemnicy poparli jego sentyment.
- No dobrze, to chyba czas na nas. Nie lubię długich pożegnań, więc… - Gold wyciągnął do Roksany dłoń.

Roxi uścisnęła mu dłoń.
- Nie dajcie się zjeść - powiedział tonem żartu, ale myślała całkiem poważnie.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline