Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2020, 20:51   #66
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Kiedy pozostali najemnicy odeszli się pakować, White podszedł do Malkavianki.
- Chciałaś zapytać o mój miecz. Dlaczego?

- Poza tym, że lubię broń białą… - zaczęła Roxi niepewnie. - Zraniłeś nim Piranie. Rana nie była groźna, zwłaszcza dla kogoś takiego jak ona, a mimo to opadła szybko z sił. Jednak trucizna nie jest czymś co by mi do ciebie pasowało. Skąd go w ogóle masz? - zapytała.

White uśmiechnął się z zadowoleniem, gdy usłyszał, że trucizna do niego nie pasuje.
- Po dziadku. Wywiózł go z Czech, gdy uciekał przed nazistami.

- Czym zajmował się twój dziadek, że miał taki skarb? - zapytała z niemałą ciekawością.

- Był piekarzem. Miecz, i kilka innych zabytkowych przedmiotów, dostał od swojego przyjaciela, rabina, który przekazywał je tym, którzy uciekali z kraju.

- Wcześniejszej historii miecza pewnie nie znasz? - Roxi uśmiechnęła się lekko. - Nieważne zresztą, mogę go zobaczyć? W czasie walki nie było okazji się przyjrzeć, a to może być moja ostatnia okazja - dodała.

White pokręcił głową w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Następnie odszedł na moment i wrócił z mieczem. Broń nie wyróżniała się niczym szczególnym, poza tym że mimo wieku wciąż zachowywała ostrość i wytrzymałość. Na płaskiej części głowicy musiał być kiedyś wyryty jakiś kolisty symbol, ale czas zatarł go na tyle, że Roksana nie była w stanie go zidentyfikować.

Roxi przyjrzała się broni, podziwiając wykonanie i jej stan.
- Wiesz co tu było wygrawerowane? - zapytała wskazując na symbol. Po chwili zastanowienia zdjęła rękawiczkę i ostrożnie dotknęła ostrza.

- Jakiś kwiat, chyba? - odpowiedział White niepewnie, po czym wzruszył ramionami.
Ostrze miecza było zimne, chyba zimniejsze niż powinno, bo Roksana jako wampir była mniej czuła na różnice temperatur.

Roxi sama nie była pewna czego się spodziewała, ale w końcu nie doznając żadnego dziwnego efektu po dotknięciu ostrza, doszła do wniosku, że efekt, który powalił Kayah musiał być spowodowany szermierzem, a nie jego bronią.
- Wspaniała broń. Musimy się kiedyś umówić na trening - stwierdziła z zadowoleniem. - Powodzenia w nowym zadaniu - dodała wyciągając do niego rękę.

Uścisnął jej dłoń ostrożnie, jakby się bał, że zrobi jej krzywdę, po czym zabrał swoją broń i się oddalił. Roksi odniosła dziwne wrażenie, że nie powiedział jej wszystkiego, ale czemu by miał? Poza tym wydawał się być niezbyt rozmowny nawet względem pozostałych najemników.

Roxi spojrzała na swoją dłoń, po czym założyła rękawiczkę z powrotem. Sama nie wiedziała czy dziwniejsze wydało jej się to, że nie uskarżał się na to jaka jest zimna, czy to dziwne wrażenie. O Malkavianach mówiło się że mają silną intuicję, ale ona nie była pewna czy jak i kiedy słuchać jej głosu. Do niedawna była przekonana, że ominęły ją błogosławieństwa i klątwy Malkava. Wiedziała, że powinna porozmawiać o tym z Vincentem, ale bała się, że wtedy odkryje, że ukrywał przed nią coś jeszcze. Westchnęła, po czym napisała na serwetce barowej notatkę dla Marlo, z wyjaśnieniem, że nie wyszła sobie z klubu z własnej woli i chce poszukać jakiś śladów w posiadłości Nocturn. Po czym wsunęła ją pod drzwi i ruszyła się położyć, jak zawsze nastawiając budzik.

Roksana obudziła się na dźwięk dzwonka. Wyszła z szafy, zamierzając poddać się swojej codziennej rutynie, ale zaniepokoiły ją liczne głosy dobiegające z sali barowej. Login Restrictions powinni byli się już wynieść, a zresztą te głosy brzmiały obco… Zakradła się i zajrzała ostrożnie. W sali zebrało się już ponad dwudzieścia osób i wyglądało na to, że co jakiś czas przybywa ktoś nowy. Ci mężczyźni wyglądali w najlepszym razie na nieprzyjemnych klubowych bouncerów a w najgorszym na pospolitych oprychów. Raczyli się alkoholem i głośno rozmawiali. Dwóch się nawet pokłóciło, jeden drugiemy dał w mordę, ale zaraz zostali rozdzieleni przez pozostałych.
- Dajcie spokój! - wykrzyknął młody, umięśniony przystojniak z krótko przyciętymi, zafarbowanymi na fioletowo włosami i prawym ramieniem wytatuowanym na całej długości. - Będziecie jeszcze mieli dzisiaj okazję, żeby się wyżyć. Ale jak będziecie się zachowywać jak idioci, możemy stracić szansę na tą słodką robotę, więc mordy w kubeł i ręce przy sobie, albo… - pogroził.
Do Mrozow dotarło skąd go zna. Marcel Zabat był ghoulem Devina Tańczącego na Szkle. Były żołnierz i całkiem zdolny haker. Kiedy Devin musiał uciekać przed gniewem Primogena, ten - zamiast zabić Marcela - zrekrutował go dla własnych celów. Czy jego obecność tutaj oznaczała, że Alex Raven jest w sprawę zaangażowany?

Roxi przyjrzała się uważnie obecnym na sali. Szukała wielkiej sylwetki i nasłuchiwała charakterystycznego głosu Marlo. Choć mało prawdopodobne było, że DJ poprosił o pomoc Primogena Malkavian, tym bardziej żeby ten się zgodził i przysłał tu swojego ghula, ale w końcu szaleństwo, które odgrywało się przed nią od jakiegoś czasu nie miało z prawdopodobieństwem i logiką wiele wspólnego. Tym bardziej jej się to nie podobało. Wycofała się na zaplecze, schowała szczoteczkę do zębów do kieszeni i przypasała miecz, reszta jej sprzętu, poza tym który nosiła saszetce na biodrze, była w sali, ale mimo haseł i jej zdolności, wcale nie powiedziane, że już ktoś nie grzebie w jej serwerze. Na szczęście jednostka głowna była w bibliotece. Mogła nieproszonych gości odciąć jeszcze stamtąd.
Wycofała się ostrożnie do swojego składziku i napisała wiadomość do Marlo, z pytaniem czy dogadywał się z Ravenem, bo jeśli nie to w klubie są nieproszeni goście. Nawet jeśli DJ jej nie odpowie, choćby dlatego, że jeszcze śpi, będzie uprzedzony…
Westchnęła rozglądając się po składziku i obmyślając trasę do tylnego wyjścia. Sprawdziła też w internecie czy słońce już zaszło.

Słońce miało zajść za kilka minut. Roksana podejrzewała, że wtedy przebudzi się Marlo, choć pewnie minie jeszcze dłuższa chwila nim wylezie ze swojej jamy.
Droga do tylnego wyjścia powinna być wolna. Przybyli mężczyźni gromadzili się w sali barowej, więc jeśli chciała, mogła ich łatwo wyminąć i wymknąć się z klubu niezauważona.

Roxi doszła do wniosku, że wychodzenie teraz mogłoby być niezdrowe dla cery. Wolała odczekać te kilka minut i mieć pewność. A nuż odezwie się Marlo, albo sam będzie potrzebował jakiejś dywersji żeby się wydostać. Wzięła z półki zaopatrzeniowej odświeżacz powietrza, nikogo nim nie zabije, ale zastosowany prosto w oczy, zawsze da jej czas na ucieczkę. Po woli znów wychyliła się ze schowka i ostrożnie, przywdziewając niewidzialność, ruszyła w stronę tylnego wyjścia.

Tylnego wyjścia pilnowała para ochroniarzy Marlo. Znali Roksanę, więc powinni ją bez problemu przepuścić.
Marlo odpisał wreszcie, że z nikim się już nie będzie dogadywał. Bierze sprawy we własne ręce. I ręce wynajętych ludzi, którzy już pewnie na niego czekają.

Roxi westchnął, nie bardzo wiedząc co też może chodzić po głowie temu szalonemu DJowi.
Odpisała mu krótkim opisem tego co wiedziała o Marcelu Zabacie, także o jego powiązaniach z Tańczącym na Szkle i Primogentem Malkavian, wyrażając nadzieję, że zdaje sobie sprawę, że nawet jeśli zapłaci tym ludziom, prawdopodobnie i tak zaciągnie dług przysługi u Ravena, ale jeśli zrobi coś niewłaściwe to Raven prawdopodobnie i tak umyje ręce. Docierając do tylnego wejście zerkneła na zewnątrz sprawdzając czy już jest ciemno. Po czym upewniając się że słońce jej nie zagraża wyszła…

Roksana opuściła klub i ruszyła na polowanie. Pierwsza ofiara, którą śledziła, w ostatnim momencie spotkała się z przyjaciółmi i nie było już szansy jej dopaść. Malkavianka musiała więc znaleźć inną. Ostatecznie prawie trzy kwadranse minęły, nim udało jej się nasycić głód.

Najedzona i rozgrzana, przynajmniej od środka, ruszyła na molo. Była pewna, że ktoś tam będzie, może nie Sig, raczej nie Kayah, ale Roxi chciała pewnie rzeczy wyjaśnić z rekinami. No i była też zaniepokojona stanem Piranii, gdy się rozstawały. Może się czegoś dowie, może będzie potrafiła pomóc… a może dowie się, że poprzez wtrącenie się Whaita i jego dziwnej właściwości, nie ma już czego szukać w szeregach Sabatczyków… tak czy inaczej to coś wyjaśni. Nie ukrywała się idąc przez plaże, ale starała się zachować najwyższą czujność.

Kiedy Roksana szła ostrożnie plażą w stronę małego molo, zauważyła przycumowaną przy nim znajomą motorówkę. Sig też był. Ale nie sam. Otaczało go sześciu innych mężczyzn, każdy z nich miał przy sobie jakąś broń: nóż, klucz francuski, łom, pałka policyjna, kij golfowy i rzeźniczy tasak. Blondyn z nożem, noszący podarte spodnie i skórzaną kurtkę z futrzanym kołnierzem, zdawał się przewodzić nieznajomym i właśnie prowadził z Rekinem agresywną wymianę zdań.
- ...że możecie porywać naszych i nie spotka się to z odpowiedzią? Tak sobie myślicie?!
- Martha poszła za mną z własnego wyboru - odpowiedział Sig, któremu sytuacja nie ściągnęła z twarzy pewnego siebie uśmiechu. - A wasi łopatogłowi nikogo nie obchodzą. Spójrz na nich - machnął ręką w kierunku pozostałych. - Typy z ciemnej alejki bez talentu, bez ambicji, bez potencjału! Poza tym znacie zasady. Nasz teren to nasz teren. Każdy wampir, który na niego wlezie, jest naszą potencjalną ofiarą.
- Wasz teren? Wasz?! A kto wam go niby dał? Max Red jest Biskupem tego miasta i tylko on może decydować o tym jaki teren do kogo należy!
- Taki z niego Biskup jak z koziej dupy trąba - prychnął pogardliwie Sig. - A nawet jeśli uznać, że wciąż mu ten tytuł przysługuje, to jest jeszcze trzech innych Biskupów…
- Samozwańców!
- Nawet jeśli, to wciąż więcej wartych od słabego tchórza, który nie potrafi niczego, poza trzymaniem się przestarzałych taktyk… Co dobrego przychodzi mu z Masowych Przemian? Gdybyś wziął ze sobą nie pięciu, ale dziesięciu łopatogłowych, to może byliby mi w stanie dorównać… - przechwalał się Rekin.
- Przekonajmy się! - warknął obcy blondyn i zamierzył się na rozmówcę nożem.
Sig uchylił się, jedną ręką złapał go za przedramię, a drugą dłonią - na której pojawiły się szpony - chlasnął przeciwnika od barku w stronę mostka.
- Rozerwę cię, Devon! - wykrzyknął.
Ten jednak wyrwał się i odskoczył w tył, pozwalając, żeby jego poplecznicy mogli zaatakować. Nie mogli się jednak rzucić wszyscy na raz, molo były zbyt wąskie.

Roxi widząc to wyciągnęła miecz. Nie znała i nie kojarzyła nikogo z tej grupy, więc nie przejmowała się tym, kogo posieka. A nawet jeśli byli kimś kto mógłby ją rozpoznać i gdzieś o tym donieść, to była pewna, że jako trupy nic nie powiedzą.
Ruszyła biegiem, wpadając z ostrzem katany w jednej ręce i sai w drugiej, w grupę pchającą się do Siga.
 
Shinju jest offline