Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2020, 10:42   #210
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Kasserio poczuł mocny zawrót głowy. Mgła, muzyka i mocarna kobieta, która obracała go jakby nic nie ważył.
Melodia płynąca z elfich skrzypiec nie nakłaniała wcale do tańca. Mimo to ciało Malcolma, wtulone w atletyczne ciało kobiety odnajdywało w smętnych dźwiękach przedziwną harmonię i czar.
- Ime je Elvira
- Malcolm. - odparł Tormita. Teraz przypomniał sobie wizję z zawalającej się jaskini. Trzeba będzie się wyrwać z tego tańca, ale grzecznie. Był pewny, że kobieta byłaby w stanie złamać go w pół.
- Ti vilce krasivy. Ti vilce snagi. Ia vidjet tebe io davo tiemu. Ia tebe ljubav. - wyszeptała na jednym wdechu i mocniej przycisnęła ciało Malcolma do siebie.
Wokół wirowały inne pary, które majaczyły li tylko jako blade półcienie.
Świetnie kobieta w rui,,, westchnął.
- Ja podróżnik moja droga. Niedługo opuszczam te ziemie. Wielcem rad jednak, że... wzbudziłem zainteresowanie.
- Ne! - zaprzeczyła głośno i dobitnie Elvira - Ti stajati tu na uvik.
Westchnął.
- Nie mogę, moja pani. Jestem odpowiedzialny za mych towarzyszy. Nie mogę ich tak zostawić.
- Ti se ne troskuj o ne. TI je moi. Noć ie nas. Slava tama, zapamieti.
Kobieta zarzuciła ramiona na szyję Malcolma i nadal wirując w tańcu zbliżyła do niego swe rozpalone usta. Wokół mgła gęsta niczym mleko, otulała ich szczelnym kordonem. Co i rusz lodowate porywy wiatru chłostały ich ciała. Niebo nad ich głowami pozbawione było choćby jednej gwiazdy. Jedynie smętna melodia przypominała, że nadal trwa bal.
Podniósł palec, aby zatrzymać zbliżające się czerwone potwory.
- Najpierw się napijmy, więc. Ku chwale Tamy! - po czym delikatnie spróbował odsunąć się od kobiety i ruszyć w kierunku gdzie nie ma mgły.
Malcolm odepchnął kobietę od siebie. Był delikatny, jak na dżentelmena przystało. Mimo, gdy tylko ją popchnął kobieta dosłownie zniknęła porwana przez wirująca wokół mgłę.

***
Malcolm ku swemu zdziwieniu znalazł się poza szary tumanem w którym w szaleńczym tańcu wirowali goście księcia.
Chłodny wiatr otrzeźwił Malcolma. Spojrzał on spokojnie wokół i ujrzał wielki cyrkowy namiot rozstawiony pośrodku rozległej polany. Wesoły karzełek ubrany w kraciaste spodnie i srebrną koszulę, uśmiechnął się krzywo w stronę awanturnika.
- Witaj! Zapraszamy do środka. Za chwilę rozpocznie się przedstawienie.
Tuż obok wejścia Malcolm zauważył Rokitę, który rozmawiał z jakimś potężnym dryblasem.
- Za chwilę. - Malcolm podszedł do Korneliusza. Pozwalając mu dokończyć rozmowę.
- Więc, tak tutaj świętujecie. Zaklinając gości do tańca na śmierć?
Korneliusz z uśmiechem spojrzał na Malcolma. Gestem ręki dał znać swemu rozmówcy, że dokończą później.
- Śmierci? - zapytał zdziwiony - Przecież żyjesz Malcolmie?
- Ja tak, ale inni goście? Nie żebym miał coś przeciwko, co kraj to obyczaj. Mogłeś o TYM wspomnieć przy naszej ostatniej rozmowie.
- Nie obawiaj się. Nikomu nie stanie się krzywda. To taniec ku czci Tamy. Czcimy Panią Ciemności,tańcem życia. Wierzenia tutaj są dość skomplikowane. Mniejsza jednak z tym. Nadal macie szansę skorzystać z mojej oferty. To ostatni dzwonek. Gdy wejdziesz do namiotu będzie za późno.
- Dobrze, a co się stanie w namiocie? Czy tego też nie powiesz? - Malcolm pstryknął palcami coś sobie przypominając - A właśnie, bo kompletnie zapomniałem o tej sprawie. Prywatne pytanie. Słyszałem, że tak jak my jesteś obcy w tej krainie. Mogę zapytać skąd się wywodzisz?
- Szczerze mówiąc, to nie wiem co w tym roku przygotował mistrz von Vorin. Mogę jednak zapewnić, że za każdym razem jest to coś ekscytującego. Widzę, że szukasz guza, drogi Malcolmie. Po co ci wiedza, która może przynieść tylko cierpienie. Ty i twoi kompani, zachowujecie się jak ćmy. Ogłupiali pikujecie ku płomieniowi świecy i jeszcze jesteście z tego dumni. Jeszcze do niedawna było mi was żal. Teraz? Mogę wam jeszcze pomóc, ale wy nie chcecie pomocy.
- Guza? Nie, zastanawiam się po prostu jakiego kalibru osobą jesteś, że trafiłeś na ten plan. Ja… powiedzmy, że tu pasuję. Moi towarzysze nie, ale są użyteczni, więc trzymam się ich morałów. Co do "nie chcecie pomocy". Nie ufamy ci Korneliuszu, Niclasowi też nie, ale on ma więcej kasy niż ty.
- Za mało wam zaoferowałem? Naprawdę? Trzeba było tak od razu. - odparł z szerokim uśmiechem Rokita - Ile wam trzeba? Muszę jednak powiedzieć, że mnie zainteresowałeś. Co masz na myśli mówiąc, że tutaj pasujesz?
- Wiem, że istoty, do których pasuje przydomek "Dobre" tu się na ogół nie znajdują, a na pewno nie są tu sprowadzane. Wiesz, dobrzy samarytanie, altruiści, pomocne wnuczki. Ja jestem jedną istot najdalej od tego przydomku.
- Mów dalej - zachęcił Korneliusz.
- Ty pierwszy. Nic w tej rzeczywistości nie jest darmowe. A te informacje są zbyt cenne, aby oddać ci je tak na "powiedz". - Malcolm założył ręce za sobą, czekając na ruch Rokity,
Sekretarz księcia zamyślił się na dłuższą chwilę.
- Dlaczego nie mówiłeś w tym toni wcześniej? Jeżeli mówisz prawdę i jeżeli masz zamiar powiedzieć, to co przeczuwam, to myślę, że znajdziemy platformę porozumienia. Teraz jednak mamy trochę za mało czasu na tak interesujące dyskusję.
***
Jakby na potwierdzenie słów Rokity z tumanu mgły wyłoniły się dwie pary. Wszyscy byli rozedrgani, spoceni i nieśli ze sobą woń rozkoszy i spełnienia. Kołyszącym krokiem weszli do namiotu, uprzednio ukłoniwszy się Korneliuszowi i Malcolmowi. Ich figlarne uśmiechy sugerowały dość dwuznaczne połączenie stojącej w progu dwójki mężczyzn.
- Zróbmy tak. Mówisz tylko za siebie, czy także w imieniu swych kompanów.?
- Mówię tylko za siebie. Nie podejmę jednak decyzji bez nich. Tak jak powiedziałem, użyteczni. Poczekam tu na nich, mam nadzieję, że się wyrwą z tej mgły. Więc jaką teraz masz propozycję?
- Już mówiłem, żebyś się o nich nie martwił. W tańcu moga zaznać tylko szczęscia i spełnienia, nic więcej. To taniec dla Pani Ciemności. Taniec życia, rozumiesz? Nie ma czego się bać.
Kolejna trzy pary wyszły z gęstej mgły. Półnadzy, roześmiani i ociekający potem. Wytworne damy wyzbyte wstydliwości, dumnie prężyły obnażone piersi mijając dyskutujących mężczyzn.
- Panowie nie wchodzą? - zapytał wychudzony, ale uśmiechnięty i promieniujący szczęściem mężczyzna.
- Za chwile, lordzie (sprawdzę imię później) - odparł Rokita.
Grupa zniknęła wewnątrz namiotu, a Korneliusz podjął ucięty wątek.
- Dobrze! Niech ci będzie, że rozegramy to po twojemu. Szczerze mówiąc próbowałbym zagrać tak samo na twoim miejscu. Tak więc słuchaj uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzać. To miejsce to więzienie. Dla takich jak ja, nie ma stąd ucieczki. Ty się możesz łudzić, ale jeżeli instynkt mnie nie myli, to jedziemy na tym samym wózku. Moja propozycja jest następująca. Książe chce na balu oświadczyć się pewnej damie. Wy, zapewne nieświadomie przeprowadziliście pewną młódkę, która wpadła mu w oko. Jeżeli pomożecie mi doprowadzić do skandalu z udziałem owej panny i księcia, to rozpoczniemy grę, która może nas wynieść bardzo wysoko. W tej chwili mogę tylko powiedzieć, że książęcy tron, to najbardziej błahe z trofeów, jakie możemy zdobyć. Rozumiemy się? Mam nadzieję, że tak.
Malcolm delikatnie zachichotał.
- Dobrze się na tobie poznałem. Sądziłem, że chcesz wygryźć Niclasa ze stołka, albo wybić się jego kosztem. Chyba to uda mi się sprzedać bardziej niż twoje dotychczasowe sugestie. Co do twojej intuicji.. szczerze wątpię, abyś mógł odgadnąć w pełni. Dam ci coś, żebyś zaczął snuć teorie. Byłem więźniem zanim trafiłem na ten plan.
- Zatem dobrze się wyczuliśmy. Oby to wróżyło nam dobrą przyszłość. Na ten moment to tyle. Zapraszam do środka. Spotkamy się po przedstawieniu.
Malcolm kiwnął głową i wkroczył do namiotu.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline