Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2020, 08:59   #67
Kesseg
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Napastnicy nie spodziewali się ataku Malkavianki. Sig wykorzystał ich zaskoczenie. Najbliższego złapał za ramię i wrzucił do wody. Drugiego zaatakował szponami, ale ten odskoczył, wpadając przy tym na trzeciego.
Tymczasem Roksi doskoczyła do najbliższego z pięciu "łopatogłowych", tego uzbrojonego w policyjną pałkę, i jednym zamaszystym cięciem go rozpłatała. Zaraz też wykorzystała rozpęd, żeby zaatakować kolejnego. Ten próbował sparować cios tasakiem, ale pomogło mu to tylko o tyle, że zamiast stracić życie, padł na ziemię potwornie okaleczony.
Rekin nie zamierzał zostać w tyle, złapał kij golfowy, którym zamierzył się na niego jeden z napastników, wyrwał go i uderzył nim atakującego w twarz, by potem wypatroszyć go szponiastą dłonią.
Sabatnik z kluczem francuskim zamachnął się na Roksi, ale był zbyt wolny - dziewczyna bez trudu wykonała unik. Mężczyzna z łomem odzyskał równowagę i zaatakował Rekina, który uchylił się, wyrwał mu broń, by następnie przebić mu nią czaszkę na wylot.
Raniony wcześniej blondyn nie próbował nawet pomóc swoim podwładnym. Używając Akceleracji uciekał ile sił w nogach.
Gość z kluczem, oflankowany i przerażony, próbował pójść w ślady swojego przywódcy, ale Sig wyrwał mu z uda spory kawałek mięsa, a Roksi dokończyła dzieła, ścinając mu głowę.
- Pojawiłaś się w idealnym momencie - stwierdził Sig, po czym oblizał szpony. - Nie to żebym sam sobie nie poradził… Widzę, że Kayah nie wyolbrzymiała, opowiadając o twoich zdolnościach… Tych dwóch co jeszcze dychają nie dobijaj! Wrzucę ich na łódkę i zabiorę ze sobą.

- Też się cieszę, że cię widzę - powiedziała Roxi uśmiechając się szeroko i strzepując krew z miecza, po czym chowając go do sai. - Jak się czuje Kayah? I o co w ogóle poszło? - zapytała.

- Kiedy Kayah wróciła ledwie przytomna, to było… nieprzyjemne. Ale Ollow się nią zajęła i wszystko będzie dobrze. Dzięki za troskę - rzucił niedbale, wskakując do motorówki i wracając z drewnianymi kołkami, które zaczął wbijać łopatogłowym, którzy nie zginęli podczas walki. Podobnie postąpił z rozpłatanym przez Roksi na początku, którego ciało zaczynało się już regenerować. - Hmm, ucięta głowa i łom przez czaszkę… ci już są do niczego - mruknął. - Pierwszy to twoja wina, drugi to moja… nadgorliwość. Szkoda, dostanie mi się opieprz. Ale przynajmniej będę mógł otwarcie powiedzieć, że walczyłem przeciw szóstce… - mówił bardziej do siebie niż do Roksi.
Kiedy wreszcie skończył pakowanie pokonanych do łodzi, wrócił na molo i uśmiechnął się.
- Nie przejmuj się tym, co się tutaj wydarzyło. Takie wewnętrzne spory. Ci tutaj to Czerwonoocy. Ostatnio znowu im się ubzdurało, że mogą się rozbijać na naszym terenie. Kretyni…

Roxi trąciła butem głowę, która wcześniej straciła mieczem. Ładne cięcie - pomyślała, po czym spojrzała na Siga.
- Nie spodziewałam się że Kayah tak szybko opadnie z sił, to wydawało się być zwykła raną. Próbowałam ustalić, czemu nie było zwykłą raną, ale chyba mi się nie udało… dobrze, że nie jest to potrzebne - powiedziała. - Ale właśnie, miałam powiedzieć, że jestem zazdrosna i zła na ciebie. Ładnie tak rozpowiadać o mnie wszystkim rybom w oceanie? - fuknęła na niego udając obrażoną.

- W Sforze nie mamy przed sobą tajemnic - odpowiedział, po czym roześmiał się. - No dobra, w coś takiego to nikt nie uwierzy. Ale wciąż... bycie częścią Sfory oznacza współpracę, wymianę informacji i sporą dozę wzajemnego zaufania. Sfora jest jak to, co w Camarilli nazywacie "koterią", tylko bardziej zżyta.

- I nikt ci jeszcze głowy nie zmył za to, że się ze mną zadajesz? - zdziwiła się, pewna, że jakby przyznała się Vincentowi do spotkań z Sigiem, w najlepszym wypadku miałaby długi wykład. Marlo za to dostałby szału, obwiniając ją o wszystkie trupy w okolicy i swoje własne nieszczęścia. Co do reszty Camarilli spodziewała się reakcji pośredniej, albo gorszej, w zależności od okoliczności tego przyznania się.

- W innych okolicznościach mógłbym za coś takiego zostać obwołany zdrajcą i stracony, ale w mojej Sforze wszyscy wiedzą, że mam… hmmm, ciągoty do… hmm, rekrutacji. I nie, nie są z tego powodu zachwyceni, chociaż połowę z nich to ja wciągnąłem do Sfory w ten czy inny sposób - wzruszył ramionami. - Sama miałaś okazję się przekonać, że zarówno Kayah jak i Raisa mają co do ciebie pewne… wątpliwości. Ale po wczorajszym twoja ogólna ocena podskoczyła przynajmniej o jedno oczko w górę, a jak usłyszą o tym, jak się dzisiaj sprawiłaś, może… mooooże… nie będą już wspominać o ucinaniu ci tego czy owego - zakończył żartobliwie.

- Jestem wystarczająco kurduplasta, żeby mieć pretensje o takie odzywki - fuknęła krzyżując ręce na piersi. - Ale trudno im się dziwić. Sama mam co do siebie wątpliwości. Nie wiem czy do was pasuję… czy w ogóle gdziekolwiek pasuję. Ani komu ufać. Nie mówiąc już o tym, że moja decyzja i tak nie ma większego znaczenia, bo mój ojciec najzwyczajniej w świecie nie pozwoli mi odejść i nie mam tu na myśli proszenia go o zgodę - westchnęła. - Miała bym większy porządek w głowie jakbym w ogóle do ciebie wtedy nie podeszła - stwierdziła z frustracją…

- Nikt nie zamierza go o zgodę prosić - oświadczył Sig z drapieżnym uśmiechem. - On i tak jest do odstrzału. Pytanie tylko czy będziesz walczyć z nim czy przeciwko niemu.

- Walka przeciw niemu to samobójstwo - stwierdziła. - Jeśli obrócę się przeciwko niemu w najlepszym wypadku ruszy tyłek ze swojego leża i mnie zabije… wcześniej robiąc mi kazanie, jak to się bardzo zawiódł i mną rozczarował. A jeśli nie będzie miał dobrego humoru, a nigdy nie ma gdy musi się ruszyć ze swojego sterylnego środowiska, to siłą mnie wywlecze, gdziekolwiek bym się nie schowała i wyczyści mi pamięć. Znów nie będę wiedział kim jestem, ani tego, że nie jestem dziwolągiem pośród swojego klanu. Przy okazji zabije każdego kto stanie mu na drodze.

- Samobójstwo? Nie wątpię, że uwarunkował cię, żebyś tak myślała… - Sig ze zrozumieniem pokiwał głową. - Prawdziwym wyzwaniem będzie wasz Primogen. A Vincent… Nie mówię, że twój Stwórca nie może być potężny, ale nie będzie pierwszym Starszym, który przepadł w walce z Sabbatem.

- Jego też zamierzacie się pozbyć? Chcecie się pozbyć całej Camarilli? Jeśli tak to chyba nie mam się nad czym dłużej zastanawiać i powinnam dać sobie spokój z szukaniem Noctur i uspokajaniem jej pisklaka. Wszystko i tak się lada chwila zawali. Czy to może tylko takie tradycyjne przepychanki w rocznicę pokłócenia się jednych z drugimi? - zapytała coraz bardziej przekonana, że najlepiej czułaby się poza jedną i drugą organizacją.

Sig roześmiał się.
- To takie dziwne, że chcemy się pozbyć całej Camarilli? Nie uczyli cię, że Sabbat to potwory, które przybywają, żeby zniszczyć "cywilizowane społeczeństwo" wampirów? A nie, przepraszam… nie "wampirów" tylko "Spokrewnionych". Tak czy inaczej, Krucjata już niedługo ruszy pełną parą. Nie wiem dokładnie kiedy. Może już ruszyła, tylko jeszcze się rozkręca. Moja Sfora trochę stoi na uboczu, więc nie jestem najlepiej poinformowany. Na pierwszej linii są zawsze Czerwone Oczy, z którymi miałaś już przyjemność… - machnął ręką w kierunku zmasakrowanych Świeżaków. - ...oraz Nietoperze z Piekła Rodem. Oprócz tego są jeszcze Neonowe Anioły, które miałaś okazję widzieć w psychiatryku, a ostatnio do miasta przybyły jeszcze trzy nowe Sfory: Księżycowe Wilki, Złote Tygrysy i Bracia Apokalipsy. Robi się nam dość ciasno, dlatego prędzej niż później zaczną się bardziej zdecydowane działania.

- Dokładnie tego uczyli mnie o Sabacie - powiedziała spoglądając na trupy. - Te Czerwone Oczy to wszyscy takie mięczaki, bo jak tak to słabo widzę szansę na pozbycie się starszyzny Camarilli… zresztą ich moglibyście oszczędzić, mogą być przydatni. A najlepiej naślijcie ich na tych powstałych po czystce, młodych Primogentów i ich przydupasów. W tym wam chętnie pomogę, gdyby nie zachcianki obecnego księcia miałabym teraz koło trzydziestki, kota i pewnie właśnie oglądała jakiś durny serial… - powiedziała znów trącając nogą leżącą przed nią głowę. Po chwili podniosła spojrzenie na Siga. - ... swoją drogą jak się do was przyłączę, będę musiała wybrać sobie jakiś pseudonim związany z rybą? - zapytała bez entuzjazmu.

- Czerwone Oczy? No tak, oni mają tę wadę, że wciąż praktykują Masowe Przemiany. Powstałe w ten sposób Świeżaki, czy też, jak my ich nazywamy, "Łopatogłowi", są niewiele silniejsze od ludzi. Ale potrafią być przydatne… - Sig wzruszył ramionami. - Takich sensownych zawodników mają może koło dwudziestu. Tylko że to w większości oszołomy i psychopaci. Ciężko się z nimi współpracuje. Inne Sfory stawiają raczej na jakość, nie ilość. Ale to my, Rekiny, mamy najsilniejszą trójkę… - stwierdził z dumą. - I nie, nie musisz mieć rybnego przydomka. Ja na przykład takiego nie mam. Chociaż dziewczyny mogą twierdzić, że po prostu jeszcze na taki nie zasłużyłem - znów wzruszył ramionami. - A młodych Spokrewnionych zniszczymy, jak nam wejdą w drogę, ale to nie oni są naszymi prawdziwymi wrogami. Celem Sabbatu zawsze byli Starsi i ich dyktatura.

- To było głupie wtedy i jest głupie teraz. Ale pewnie jakby ktoś się dowiedział, że chętnie pozbyłabym się księcia i jego małej trzódki, szybko by się mnie skrócili o głowę i pokazywali jako przestrogę, dla młodych, naiwnych, dających się skusić Sabbatowi - powiedziała, po czym kopnęła głowę leżącą przed nią. - Nie jestem wam potrzebna i nie podzielam waszej koncepcji rzeczywistości. Może jakbyśmy się spotkali siedemnaście lat temu, byłam całkiem po twoje stronie. A może to manipulacje Vincenta sprawiają nie tylko, że się go boję, ale też że nie potrafię go tak po prostu zdradzić… Pewnie jak go zapytam ile namieszał mi w głowie i tak nie odpowie, ale i tak zamierzam to zrobić - stwierdziła. - Powiedz Piranii, że jak pozwoli się zabić komuś innemu, to znajdę sposób żeby ją wskrzesić i nakopać do dupy… to samo tyczy się ciebie - dodała odwracając się by zejść z molo.

- Głupie? Może trochę, ale jak większość starszych to autorytarne dupki, które za nic mają twoje życie, to co innego ci pozostaje? Czekać aż wszyscy spakują manatki i wyjadą na Bliski Wschód? - przewrócił oczami. - Nie musisz do nas dołączyć, jeśli nie chcesz. Ale nie wracaj do Vincenta. Ostrzegam cię. Malkavianie i Nosferatu zawsze są pierwsi do odstrzału. Jeśli Nietoperze uznają cię za przeszkodę w dotarciu do celu, nie zawahają się ciebie zniszczyć. A tego bym nie chciał…
Nagle rozdzwonił się telefon komórkowy. Sig zaklął i odebrał.
- Czego? Jestem zajęty - warknął, ale wyraz złości na jego twarzy szybko ustąpił zdziwieniu. - Ale kto…? Czerwonoocy? - dopytywał. - Ludzie?! Ale jacy, do cholery, ludzie?! Jakiś gang?! Jak to nie wiesz? Dobra, Marco, już tam płynę… - rozłączył się.
- Jakieś randomy bawią się w "Noc Oczyszczenia" - poinformował Roksanę. - Ktokolwiek jest za to odpowiedzialny, utopimy go w jego własnej krwi i rzucimy rybom na pożarcie! Nie zbliżaj się dzisiaj do Prawn Island, będzie się tam działo… - uśmiechnął się drapieżnie, po czym wskoczył na motorówkę. - I nie zignoruj moich słów! Nie zbliżaj się do Vincenta i unikaj psychiatryka! - rzucił jeszcze z łodzi, nim zagłuszył go warkot silnika. Odpłynął na północ.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline