Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2020, 09:08   #70
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Była pusta, zimna ciemność.
Lecz pojawiło się w niej światło.
Gwiazda: Roksana Mrozow.
Z tej gwiazdy wystrzeliły promienie, które połączyły ją z innymi światłami, innymi gwiazdami: Anjali, Sig, Kayah, Vincent, Shy Show, Devin… one z kolei wypuszczały kolejne promienie, które łączyły je z jeszcze większą ilością kolejnych błyszczących punktów.
Z daleko wyglądało to jak świetlisty, złożony, ale naturalny wzór. Neuronowa sieć większego umysłu, tak rozległego, że niepojętego.
Wizja urwała się równie nagle jak się pojawiła.
---

Nagła zmiana.

Płomienna słodycz gęstej krwi na języku. Płynny ogień spływający do gardła i przywracający siłę ciału, a iskrę świadomości umysłowi.
Otwarte oczy zaczęły ponownie wysyłać do mózgu informacje.
Widziała światło. A na jego tle - anielską niemal postać. Swojego wybawcę. Bohatera. Nieprzebrana wdzięczność rozlała się po całym jej ciele wraz z krwią, którą jej podarował.

Ale było jej za mało!
Potrzebowała więcej!
Dużo więcej!

Potworny głód skręcał jej wnętrzności. Niecałkowicie wyleczone ciało wołało o więcej krwawego nektaru, dzięki któremu mogłoby powrócić do pełni sił, do punktu w którym zastygło w noc Przemiany.
- Dajcie tu tego strażnika! - rzucił Max Killigan.
Ann Jane przyszła z mężczyzną przerzuconym przez ramię, bezwładnym jak worek kartofli i rzuciła go bezceremonialnie na ziemię. To ten od kuszy. Był zakneblowany, ręce miał związane za plecami, a lewą nogę złamaną pod kolanem. Taki smakowity...
- Zawsze zapominam jaka jesteś silna - stwierdził Toreador z pewną dozą podziwu.
- Owszem, zapominasz - odpowiedziała łagodnie, głaszcząc go po policzku.
- No tak… ale co ja? Hmm… - Max skupił spojrzenie na Roksanie. - A, tak, posłuchaj mnie uważnie. Wyjmę teraz teraz ten kołek. Posil się, wyglądasz jakbyś bardzo tego potrzebowała...
- Tak, jest cały twój, możesz go wyssać do sucha - dodała łagodnie AJ.

Moment nagłego bólu.
Znów mogła się poruszać. I od razu to wykorzystała. Niczym dzika bestia rzuciła się na skrępowanego mężczyznę i wgryzła mu się w szyję. Krew zalała jej usta. Niewysłowiona ulga zaczęła spływać na Roksi, w miarę jak chłonęła życiodajny płyn.
Piła zachłannie. Długo.
Nawet gdy serce ofiary się zatrzymało, ona nie przestawała, by wydobyć z niej każdą możliwą kroplę…
- Anjali? Możesz tu podejść na chwilę? - zawołała Emily gdzieś z innego pomieszczenia.
- Idę! - odpowiedziała tamta wesoło i w podskokach wybiegła z pokoju.
Roksana tymczasem oderwała się od szyi martwego mężczyzny. Czuła, że jej ciało znów się regeneruje. Za kilka chwil będzie jak nowo narodzona… Hiperagresywna część jej osobowości odpłynęła wraz z głodem. Znów mogła się skupić. Myśleć logicznie. Odkaszlnęła, zbierając myśli…
- Już ci lepiej - ni to stwierdził ni zapytał Killigan. - To dobrze. Możesz być jeszcze przez jakiś czas czuć się oszołomiona. Mocno oberwałaś.

Roxi podniosła się powoli i podwijając nogi pod siebie usiadła na piętach. Potarła twarz, jak człowiek, który rano nie może się dobudzić.
- Już wiem co czuł Łazarz jak został wskrzeszony - mruknęła wciąż pocierając twarz. - Nie chcę tego nigdy więcej powtarzać… - westchnęła do siebie po czym spojrzała na swoich wybawców. - Dziękuję, wygląda na to, że zawdzięczam wam… istnienie, ale skąd się tu wzięliście… i gdzie właściwie jesteśmy. Pamiętam tylko, że ta dwójka przyłapała mnie w ogrodzie i nie chciała współpracować… a potem gwiazdy w ciemności, jak wizualizacja globalnej sieci… ale to było piękne… - powiedziała wciąż ocierając twarz z roztargnieniem.

- Jesteś w "Villa Noctrum" - odpowiedział. - Uznaliśmy, że twój pomysł ze sprawdzeniem tego miejsca nie jest taki najgorszy. Zwłaszcza gdy dowiedzieliśmy się, że nawet jeśli nie zastaniemy właścicielki, to możemy znaleźć ciebie.

- Jak to dowiedzieliście się…? - Roxi potarła skronie. - Nie wspominałam o tym… przynajmniej nie pamiętam, żebym to robiła. Nic mi dziś nie idzie jak powinno, nie ogarniam… - westchnęła.

- Cóż, rozumiem, że przybyłaś tutaj tej samej nocy, kiedy spotkaliśmy się w kościele? - upewnił się Max. - Więc "dziś" nie jest najlepszym określeniem. Z twojej perspektywy jest już "pojutrze" - wyjaśnił.

- O kurwa… - powiedziała tylko Roxi będąc w głębokim szoku. Poszukała swojego telefonu, chcąc się upewnić i… właściwie sama nie wiedziała co jeszcze, ale telefon zawsze sprawiał, że czuła się pewniej, mniej zagubiona. - To jak się właściwie dowiedzieliście, że tu jestem...i czy ktoś jeszcze wie…? - zastanowiła się na głos.

Telefon zniknął. Podobnie jak wszystko, co miała przy sobie, gdy została pojmana.
- Trochę się wydarzyło, gdy byłaś martwa w szafie - stwierdził Max. - Choć może "trochę" to niedopowiedzenie. Konsekwencją czynów twoich i Ethana Grima jest małe polityczne trzęsienie ziemi w Camarilli. Ghoule, które cię złapały, wysłały twoje zdję…
- Max! - zawołała Emily z sąsiedniego pokoju. - Bierz ją i chodź na górę, Lucian chce ją widzieć!
- Chodźmy - Killigan wyciągnął rękę w kierunku Roksi, by pomóc jej wstać.

Roxi słuchała go z niemałym zdziwieniem, ale w zasadzie mogła się tego spodziewać. Zwłaszcza po tym co zrobił Marlo, najrozsądniej byłoby iść do rezydencji Księcia i przyznać, że się zawiodło, że wielki jak góra DJ wymknął się spod kontroli. Ale ona nie mogła zostawić pytań bez odpowiedzi. Chciała dopytać o to wszystko, gdzie wysłano jej zdjęcie, jakie konkretnie działania mają na myśli, co z klanami i co się w zasadzie wydarzyło? Minęły dwie doby, a ona miał jeszcze więcej pytań, niż wcześniej.
Chwyciła Maxa za rękę i z trudem dźwignął się z jego pomocą na nogi. Na usta cisnęły jej się tylko przekleństwa, przetykane pytaniami, ale wiedziała, że lepiej poczekać.
Przynajmniej udało jej się wskazać odpowiednie miejsce do poszukiwań zagubionego Anioła.

Killigan przeprowadził Roksanę przez dwa pokoje i korytarz. Parter był umeblowany nowocześnie i gustownie. Dopiero jednak piętro oddawało ducha Noctrum - tu wszystko wyglądało jakby czas się zatrzymał w przebrzmiałej epoce, kiedy to bogacze europejskiego pochodzenia władali wielkimi, przynoszącymi olbrzymie zyski plantacjami.
W zabytkowym fotelu siedział mężczyzna w niebieskim, nieskazitelnym garniturze. Twarz miał przystojną, godną uwiecznienia na płótnie, zaś fale złotych włosów opadały mu urokliwie na ramiona. Jego oczy, zimny błękit, zapatrzone były gdzieś w dal, poza świat przyziemny.
Oprócz niego w pomieszczeniu znajdowały się Emily i Anjali.
- Wzywałeś nas? - zapytał Max.
Mężczyzna wzdrygnął się, niechętnie wracając do ponurej teraźniejszości. Spojrzał na swego Potomka a potem skupił spojrzenie na Roksanie.
- Jak zapewne się domyślasz - zaczął łagodnym, ujmującym głosem - nazywam się Lucian Ferrer. Jestem Dziecięciem Noctrum, Stwórcą Maxa Killigana i założycielem Neonowych Aniołów. Pomogałaś mi się przebudzić z letargu, a ja pomogłem tobie. Mógłbym uznać, że jesteśmy kwita i na tym zakończyć naszą znajomość, ale nie mogę tego w dobrej wierze uczynić. Bowiem wiele się wydarzyło, gdy pogrążona byłaś w nieświadomości i miasto nie jest ci już przyjazne.

- Wnioskuję z tego, że nie mogę wrócić do biblioteki i zakopać się w książkach? - zapytała smętnie. - Mam mnóstwo pytań i pewnie zaraz i tak na wszystkie mi odpowiesz, zanim zapytam… ale znaleźliście może mój telefon…? - zapytała obejmując się ramionami, jak ktoś kto kuli się przed zimnem.

- Niestety nie możesz - odparł Lucian splatając palce. - Czy ktoś znalazł jej telefon? - zapytał.
- Uhm, to bym była ja - odpowiedziała Anjali, uśmiechając się przepraszająco, po czym wręczyła Roksanie jej własność.
- Dobrze więc, kontynuujmy - podjął znowu Ferrer. - Postaram się przedstawić ci w skrócie co się wydarzyło, a następnie wysłucham twoich pytań. Otóż Malkavianie, którzy do tej pory w znacznej części dzielili teren z Toreadorami, nagle się wynieśli. W tym samym momencie Toreador, Ethan Grim, który ostatnie noce spędził w towarzystwie Malkavianki, Roksany Mrozow, doprowadził do bitwy na Prawn Island i podpalił część znajdujących się tam budynków. Ta sama Malkavianka próbowała się włamać do posiadłości należącej do Starszej klanu Toreador, Fryderyki Noctrum, która zresztą ostatnio zaginęła w tajemniczych, do dzisiaj niewyjaśnionych okolicznościach. Primogen klanu Toreador uznała, że wszystko to świadczy o wrogich działaniach podjętych przez klan Malkavian względem jej własnego klanu. Malkavianie oczywiście zaprzeczyli oskarżeniom. Vincent oficjalnie oznajmił, że wprawdzie oddelegował cię do Ethana Grima, jednak zrobił to na prośbę Księcia, poza tym zaś działałaś na własną rękę. To jednak nie był koniec, bowiem Primogen klanu Tremere, oświadczył, że nowi członkowie jego Świty zeznali, że wspomniana wcześniej Malkavianka nawiązała kontakt z "człowiekiem-rekinem", a że nie ma takiego Spokrewnionego wśród społeczności klanu Gangrel, musi to być członek Sabbatu. Vincent zaprzeczył jakoby miał jakąkolwiek wiedzę na ten temat. Dodał też, że członkowie jego klanu tak naprawdę przenieśli swoje siedziby przez wzgląd na obawę przed Sabatnikami właśnie. To wszystko oczywiście wzbudziło w zebranych podejrzenia, że Roksana Mrozow może być zdrajczynią i przekazywać informacje Sabbatowi. Stąd decyzja Księcia, aby pojmać wspomnianą. Za złapanie jej wyznaczył nawet nagrodę… Tak więc widzisz, wszyscy twoi dawni przyjaciele z Camarilli poszukują cię. Niektórzy, aby zdobyć łaskę Księcia. Twoi współklanowcy, aby móc uczynić cię kozłem ofiarnym. Zaś gdy Primogen klanu Toreador dowie się, że nie leżysz już zakołkowana w szafie, zrobi wszystko, żeby się ciebie pozbyć, bo gdybyś wypłynęła i jakimś cudem wyjaśniła całą sytuację, straciłaby pretekst, by uderzyć w pozycję twojego klanu. No i mogłoby się wydać, że wiedziała o tym, że jesteś tu przetrzymywana, a to by bardzo źle wyglądało…
 
Shinju jest offline