Mimo, iż nie widziałeś twarzy właścicielki głosu poczułeś, że jest ona teraz w wielkim gniewie i lepiej jej już nie denerwować. Nagle jeden z piorunów trafił obok pełnego worka z jedzeniem przy którym stałeś. - Bierz ten cholerny wór i nie depcz moich liści niewdzięczniku! JUŻ! WYNOŚ SIĘ STĄD! PRECZ!!!!! - wykrzyczała, a grzmoty zaczynały przypominać Ci wojnę o władzę miedzy Bogami. Deszcz, który padał zamienił się w krew, a chmury przybrały gniewny, purpurowy kolor.
Obejrzałeś się za siebie i spostrzegłeś, że pasterz i ten dziwny człowiek zniknęli Ci z oczu. Wszystko zaszło mgłą. Złapałeś worek i pobiegłeś ścieżką. Przynajmniej tak Ci się wydawało, że jest to ścieżka. Skryłeś się pod wielkim drzewem, chyba największym jaki do tej pory widziałeś. - Psia kość i po jakiego grzmota żem się pchał do tego zap... - krasnolud chciał wyzwać to miejsce od najgorszych jednak przypomniało mu się, że nawet jeśli kogoś nie widać, to wcale nie znaczy że go tu nie ma i tego nie słyszy. - Zapchanego liśćmi lasu! Ale przynajmniej mam żarcie - uśmiechnął się sam do siebie i zasiadł pod drzewem czekając aż gniew dziewczynki minie, a nastąpi to zapewne wtedy jak przestanie grzmić i padać. Otworzył wór i był z niego bardzo zadowolony. W końcu coś gdzie nie wszystko jest podgniłe. Już miał zamiar wgryźć się w smaczny kąsek gdy nagle tuż przed nim runął jakiś wielki kokon. - A cóż to za licho do diaska! - rzekł wyciągając topór i spojrzał ku górze. Na drzewie było mnóstwo takich kokonów...lecz w zasięgu wzroku i możliwości, że spadną zaledwie trzy. - A w cholerę mam tego serdecznie dość! - krzyknął ze złości i kopnął w drzewo. Wtem z drzewa poczęły spadać kokony. Krasnolud niebezpiecznie przyległ do wielkiego pnia drzewa spoglądając z przerażeniem na cztery kokony, które właśnie runęły z hukiem z gigantycznej korony drzewa. Jednak deszcz wciąż nie ustępował.
__________________ Discord podany w profilu
Ostatnio edytowane przez Nami : 10-08-2007 o 17:47.
|