Franko podszedł do powalonego wroga i kopnął go w jego wyszczekaną gębę. Miał nadzieję, że twarde wojskowe trepy pozbawią go paru zębów a może i złamie nos.
Franko aż w duchu uśmiechnął się na dźwięk uderzenia.
Pochylił się nad bandytą i popatrzył mu prosto w oczy swoim martwym spojrzeniem.
- Nie mam nic przeciwko temu byś wrócił i bym znowu porachował ci kości. Ja przez wieki czułem ból umierania gdy zstąpiłem do piekła. Teraz chętnie podzielę się z tobą tą wiedzą. - Bardziej wyciskał słowa przez zaciśnięte zęby niż mówił - Nic nie hartuje ducha jak nieustane cierpienie... Mówiąc to podniósł się i stanął mu nogą na przykutej dłoni.
Podniósł spojrzenie na pozostałych i zobaczył między nimi diabła, który stał między nimi jak swój. Podniósł do góry rękę niczym cezar i z uśmiechem opuścił w dół kciuk. Franko tylko się skrzywił odwracając wzrok od zebranych i powiedział nie patrząc na nich:
- Chyba zrobiliśmy tu to co do nas należało. Pora się stąd zabierać! - A ty! - wskazał palcem na zielonego czubka. - Możesz sobie coś zabrać żeby ci się za gitarę wróciło. Ale nie przesadzaj bo cię mogą wyśledzić... |