Nie wiem czy pozycje, które polecę są na tyle nowe, by wpasować się w tytuł topiku, gotowy jestem jednak zaryzykować.
Lapońska Odyseja, oraz
a może Adolf. Łączy je to, że są komediami, ani mój ulubiony gatunek, ani łatwe kino, bo napisanie dialogów do dobrej i niegłupiej komedii to spora trudność.
Tym większe brawa dla twórców, że zdecydowali się na kino bez fajerwerków w dobie Marveli i facetów w kolorowych trykotach, koniecznie pancernych slipach, pół biedy jeśli w obcisłym stroju biega Scarlett Johansson, choć wiem, że i tak oglądam obraz stworzony w komputerze.
Ale do rzeczy.
Lapońska Odyseja- a może wyprawa po złote runo, którym jest uwaga: [werble], Dekoder televizyjny, który bohater obiecał dziewczynie trzy lata temu, a ta wreszcie postawiła ultimatum. Dekoder, albo rozstanie. Wydawałoby się, że sprawa jest dziecinnie prosta, można zamówić w m*rele i czekać na dostawę, albo wybrać się do marketu. Nic podobnego. To pełna napięcia i akcji opowieść o determinacji, poświęceniu i miłości, są gorgony w postaci ludzkiej obojętności, zdradliwe wiry na każdym zakręcie drogi do Reykjaviku. Lekkość fabuły goni znakomity dobry humor. Bardzo gorąco polecam.
a może Adolf - Z zadowoleniem obserwuję jak nasi zachodni sąsiedzi radzą sobie z traumą dziadków w hitlerowskich mundurach od Hugo Bossa. Choć znam z historii moich bliskich opowieści mówiące zupełnie co innego. Ale o tym innym razem.
Film tyle zabawny co wciągający, będący zarazem przestrogą w co może zmienić się rodzinna kolacja. Co rusz odnajdujemy w zachowaniach bohaterów własne przywary, lub irytujące u przyjaciół postawy życiowe. Nie sposób nie utożsamiać się z dyskutantami, nie mieć zdania w energicznie podanej polemice. Koroną dzieła są znakomite zwroty akcji, oszukańcze sztuczki słowne, potrafiące zaskakiwać z minuty na minutę, tak, że sam widz może wstydzić się snutych przed chwilą jeszcze domysłów.
Goethe byłby z nich dumny.
Pozostaje życzyć
dobrej zabawy.