Południe 23 Brauzeit 2518 KI, brama Herrendorfu
Wieśniacy najchętniej by chyba udali, że nie zrozumieli szorstkiego polecenia Lautermann, ale groźne spojrzenia uzbrojonych towarzyszy czarodziejki zniechęciły ich do jakiejkolwiek dyskusji. Postękując i dusząc w ustach przekleństwa chłopi odtoczyli na bok wielki głaz, którym nocą podparto drewniane skrzydła bramy. Potem wyrwali z udeptanej ziemi drewniane belki i odsunęli je od bramy otwierając wrota z trwożną niechęcią.
Leto i jego czarni pomagierzy wyszli na zewnątrz jako pierwsi, odprowadzani spojrzeniami pełnymi panicznego niezrozumienia i rozpaczy. Widząc grymasy trwogi rysujące się na obliczach stłoczonych w pełnym szacunku oddaleniu wieśniaków, Katerina wyprostowała się w siodle swego wierzchowca i uniosła wysoko w górę magiczny kostur.
W jednej chwili przykuła uwagę wszystkich, bo też wszyscy pamiętali to, co w przeciągu minionych dwóch nocy czyniła na kamiennym murze i wszyscy czuli na skórze wspomnienie nadnaturalnej energii mrowiącej członki i wypełniającej proste umysły nabożną wręcz trwogą.
- Nie lękajcie się! - oznajmiła dźwięcznym głosem Ametystowa Czarodziejka - Nie traćcie w nas wiary! Nie porzucamy was i nie uciekamy plecami zwróceni do wroga! Przeciwnie, postanowiliśmy zadać mu śmiertelny cios teraz, kiedy jest najsłabszy i kiedy kryje się jak szczur przed promieniami słońca! Wiemy, gdzie znajduje się jego mroczne leże i właśnie tam dzisiaj uderzymy!
Na wielu obliczach wyraz trwogi wciąż dominował, ale obserwujący wieśniaków z wysokości swego siodła Karl Peter Niers dostrzegł w oczach niektórych chłopów błysk kruchej nadziei, radosne ożywienie, odradzającą się wiarę.
To tylko utrwaliło cynicznego Altdorfczyka w przeświadczeniu o głupocie mieszkańców Herrendorfu. On sam nigdy nie dałby się złapać na równie lepkie słówka, ale też on miał za sobą lata doświadczeń wyniesionych z życia w rynsztokach miast wielkiego świata, gdzie nie takie krzepiące serca kłamstwa zdarzało mu się słyszeć.
- Niezbadane są wyroki bogów Imperium! - ciągnęła Katerina Lautermann - Uczynimy wszystko, co w naszej mocy, aby dzisiejszego wieczoru przynieść wam głowę obelżywego nekromanty! Jeśli jednak nie będzie nam pisane zwycięstwo, jeśli Morr zapragnie wezwać nas do siebie, stańcie o zmroku na murach i dajcie z siebie wszystko! Odeprzyjcie to nieumarłe plugastwo, a kiedy znów wzejdzie słońce, nachaj najszybsi z was spróbują przedrzeć się do Remer i dalej do Bechafen, aby ponieść wieść o naszym bohaterstwie na dwór elektora!
Katerina ominęłą spojrzeniem Olivię, przeniosła je na Hansa Hansa, na Karla Petera oraz stojącego obok jego konia Franza Mauera.
- Was, moi wierni towarzysze, obarczam obowiązkiem zadbania o bezpieczeństwo świątobliwego Valdemara - oznajmiła wskazując dłonią siedzącego na grzbiecie jej luzaka sędziwego kapłana, przywiązanego liną do tragarskich uprzęży konia - Pierwszy on spośród najprzedniejszych tego sioła i winniśmy uczynić wszystko, aby powrócił żyw pomiędzy swoich ziomków.
Zaiste podniosła przemowa, pomyślał z ukrywanym sarkazmem pan Niers. Jeszcze chwila i to stado cuchnących łajnem kozojebców rzuci się całować buciki jej wielmożnej pani! A jak przyjdzie co do czego, nikt z nas, z panią magiczką na czele, nawet nie spojrzy w stronę tego starego próchna!
Władcze spojrzenie Czarodziejki przesunęło się w bok, ku ostatniej parze najmitów i Niers zmrużył badawczo oczy. Od początku czekał na ten właśnie moment, bo też on miał przesądzić o autorytecie zleceniodawczyni i zdradzić nieco tajemnicy jej charakteru.
Katerina Lautermann sięgnęła do kieszeni podróżnych spodni, wyjęła z nich dwa małe złociste krążki, za które w zwyczajnych czasach miejscowi gotowi byliby zaciukać nocą każdego nie dość ostrożnego podróżnego.
Dwie złote korony, rzucone z wysokości końskiego grzbietu, upadły na ziemię przed nogami Saxy i Felixa. Karl Peter uśmiechnął się złośliwie kącikami ust przypominając sobie na ów widok jak wielkooka służka splunęła wcześniej na podłogę domu zgromadzeń w wyrazie dezaprobaty wobec słów Leto.
Wielcy tego świata nie zapominali maluczkim takich gestów, nawet jeśli nie były one skierowane przeciwko im samym, a innym wielkim.
- Zwalniam was z danego mi słowa posłuszeństwa - powiedziała zimnym wyniosłym tonem Ametystowa Czarodziejka - Uczynicie, co zechcecie. Jeśli wciąż leży wam na sercu dobro tych nieszczęśników, możecie pójść z nami. Nie zmuszam was i nie nalegam. Wasza służba dobiegła końca.
Nie czekając na odpowiedź młodego myśliwego i jego wiotkiej towarzyszki, przedstawicielka Ametystowego Kolegium uderzyła konia piętami i zwierzę ruszyło posłusznie przed siebie zanurzając się w gardziel szeroko otwartej bramy.