Południe 23 Brauzeit 2518 KI, brama Herrendorfu
Tępo wpatrzona w bramę, pozwoliła sobie na ostatnią chwilę relaksu. Odrętwienia, niemyślenia, bólu czucia, niewygody lewego buta. Spojrzenia, te martwe i te pełne nadziei, nieistotne jak wypowiedziane butne słowa, bladły wobec narastającego podniecenia przedstawieniem. Nie byle jakim, bo eposem piszącym się właśnie na żywo. Publiczność wciągnięta w historię - uśmiechnęła się do wspomnień. W ustach Voltera mistrza trupy brzmiało to uwodzicielsko i nowatorsko, owej zaś chwili w Herrendorfie stawało się przerażającą prawdą. Olivia sama nie wierzyła, że zdecydowała się na upiorny taniec z trupami. Szarzy ze zmęczenia chłopi usunęli ciężki kamień z przed bramy, oszczędni w ruchach niczym animowane marionetki, otworzono wrota, kurtyna w górę. Przedstawienie rozpoczęło się punktualnie. Nienormalnie punktualnie, bo adeptka nie miała punktu odniesienia przócz skrytego za chmurami słońca, ale uznała, że musi być południe.
-Jeśli ktokolwiek ją zapyta, powie, że południe nastało kiedy dwie monety, dwa lśniące złote krążki padły nonszalancko w błoto.
Zielone oko zmrużyło się uważne chwili, przez mgnienie panna Hochberg miała nadzieję, że Felix weźmie monety i ucieknie z Saxą. Zaraz jednak ściśnięte szczęki i ogień w oku młodzieńca zdradziły dziewczynie, że uparł się dowieść swej dzielności przed ukochaną i światem. Czy dobrze, czy głupio jak ona postąpił chłopak miała się dopiero Olivia przekonać.
Gest czarodziejki mógł się nie podobać Olivii Hochberg, ale stanowił na pewno piękny początek dramatu, w którym szło im owej chwili grać. Adeptka uśmiechnęła się do młodych, a choć starała się to wypadło to smutno. Przeniosła uwagę na Leto i jego kruki.
Zagadka efemerycznego, wychowanka świątyni Morra, nie dawała jej spokoju. Zbladły przy niej nawet najbardziej różowe świnki Niersa, i najświętsza cnota Saxy. Ta zdawała się wszakże bezpieczna na parę tygodni, wobec przeżytych zdarzeń. W każdym razie tak Olivia oceniała myśląc z własnej perspektywy.
Adeptka magii zdawała się wyglądać z całego orszaku najbardziej marnie. W kożuszku, z uszatką na głowie, badylem w ręce, wypisz wymaluj karykatura dostojnej czarodziejki. Koszmarny wygląd nie mógł jej zrazić, właściwie nic nie mogło. Brała udział w improwizowanym przedstawieniu i zamierzała wypaść aktorsko najlepiej jak umiała.