Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2020, 22:59   #78
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
- No a Vincent? Chyba by mi powiedział jakby wiedział, prawda…? no bo czemu miałby to przede mną ukrywać i tak mnie izolować… choć w sumie sama jestem trochę sobie winna, może jakbym się wykazała większą inicjatywą to bym nie miała wrażenia, że wszyscy malkavianie w Camarilli mnie nie lubią. No ale z drugiej strony… Anjali, tylko się nie śmiej, proszę, ja byłam pewna, że z jakiś niewyjaśnionych przyczyn ominęło mnie szaleństwo. Dopiero jak użyłam demencji na Sigu, to do mnie dotarło. To dziwne, prawda powinnam była wiedzieć… - powiedziała smętnie.

- Vincent? Czemu ciągle o niego pytasz? On nie ma żadnych powiązań z naszą Rodziną i nigdy nie będzia miał, jeśli będę w stanie coś na to poradzić! - zapewniła żarliwie. - I nie martw się, Błogosławieństwo Malkava różnie się objawia. Jeśli z tobą obeszło się łagodnie, powinnaś się cieszyć, nie smucić. Zbyt wielu członków naszego klanu otrzymuje zbyt wiele i łamie się nim jest w stanie zrealizować swój potencjał.

- No bo… jestem jego córką… wszyscy postrzegają mnie poprzez niego. No i mam przez niego kompleksy i kryzys osobowościowy i lojalnościowy i w ogóle sama już nie wiem co jeszcze - westchnął, po czym znów się położyła i przytuliła do AJ. - Nieważne. Powoli poukładam sobie to w głowie, może Sig pomoże mi sprawdzić czy moje szaleństwo stanowi dla mnie albo kogoś innego zagrożenie, albo sama to zrobię… - zamilkła na chwilę. - A wy, w sensie Neonki, byliście kiedyś w Camarilli prawda? - zapytała.

- Oh, przepraszam, naprawdę! - Anjali się przejęła. - Naprawdę nie pomyślałam, że tak się czujesz. Być postrzeganym jako przedłużenie swego Stwórcy… to coś, co dawno temu powierzyłam głębinom mórz niepamięci…
- No tak nie do końca, Perełko. Lucian był Obywatelem Camarilli, owszem. Emily, Matt, Pawzee byli osieroconymi w czystce Świeżakami. Maxa chyba spokrewnił już po założeniu Aniołów? Nie jestem pewna. Potem dołączył Smokefish, który wcześniej był chyba Anarchem, Perry, który od początku był Sabatnikiem, a na końcu ja. Ja kiedyś należałam do Camarilli, ale to było dawno temu. No i jest jeszcze Kayah, której obecność przypieczętowała nasz pakt z Rekinami.

- Rany… - westchnęła Roxi. - Jak tak teraz się nad tym wszystkim zastanawiam… co prawda bolało jak mnie prześrutowały i zabełtowały te dwa ghule… ale gdyby nie to, to bym do was nie trafiła i dalej była marionetką Vincenta. I jakoś mam takie przeczucie, że mnie nie okłamujesz z tym wszystkim… widać między wami prawdziwą więź. To takie miłe - mruknęła.

- Awww, to takie urocze! Jesteś kochana, Perełko - Anjali cmoknęła mniejszą wampirzycę w czoło. - I oczywiście, że cię nie okłamuję. Znalezienie kogoś, komu mogę opowiedzieć o mojej Rodzinie zawsze jest wspaniałym przeżyciem. Jakbyś więc chciała dowiedzieć się nawet więcej, pytaj śmiało. Ewentualnie możesz pytać Siga, ale on nie o wszystkim lubi mówić, bo… cóż, nie raz się wygłupił i pewnie wolałby kilka rzeczy przemilczeć.

- O! To o tym musisz mi koniecznie opowiedzieć. - zaśmiała się Roxi, po czym podniosła i sięgnęła po klawiaturę. - Sprawdzę czy CimeX coś już wysłał. Kurcze, znamy się kilka lat, po tym jak próbował mnie shakować, a ja tak naprawdę nic o nim nie wiem - powiedziała w zamyśleniu. - W sumie… o sobie też dużo nie wiem - wzruszyła ramionami sprawdzając prywatny kanał czatu i z przyzwyczajenia zerkając na serwer.

Haker zdążył przesłać Roksi dokładne plany statku oraz informację, że został on ostatnio wynajęty na prywatne wydarzenie przez niejakiego Michaela Rodrigueza, czarnoskórego muzyka jazzowego o pięknym głosie, który nigdy jednak nie zrobił wielkiej kariery, ale za to wmieszał się w jakieś mafijne sprawy.
- Spójrz na to z tej strony - zaproponowała wesoło Anji - Im mniej o kimś wiesz, tym więcej masz o nim do odkrycia! Hmmm… nie wiem ile powinnam o Sigu opowiadać… na pewno ma w Rodzinie reputację kogoś kogoś, kto lubi pozować na ważniejszego i groźniejszego niż rzeczywiście jest. Ale wszyscy wiedzą, że tak naprawdę chce się przypodobać Versusowi, swemu Stwócy. Swoją drogą to od niego podłapał ten pomysł z zębami, wcale nie od Rekinów. Ironia losu, czyż nie? Ja serio pytam, bo tak naprawdę nie jestem pewna, czy używam słowa "ironia" właściwie. Głosy nie są co o tego zgodne…

Roxi przejrzała przesłane materiały.
- W sumie, na tym polega między innymi nasz układ. Nie zadajemy pytań osobistych, nie szukamy się wzajemnie, nie wchodzimy sobie w drogę, o ile rzecz jasna się wykryjemy. Chociaż jego robotę poznałabym po pierwszej linijce… albo po trzech pierwszych. Ma tak cudownie uporządkowany sposób działania - powiedziała, rozglądając się za jakąś płytą. - Więcej chyba nie trzeba, nie wiem na ile Lucian ma plastyczną wyobraźnie, czy starczą mu plany i zdjęcia z reklamówek i archiwów renowacji, no ale myślę że można zgrywać - dodała odkładając klawiaturę. - Im więcej dowiaduję się o Sigu, tym bardziej jestem skłonna się z nim zgodzić, że jesteśmy tacy sami - stwierdziła. - Choć w zupełnie inny sposób. Ja też przez cały czas próbowałam przypodobać się swojemu stwórcy i jestem pozerem. Mam metr pięćdziesiąt i bez dostępu do internetu i miecza czuję się faktycznie jak zagubiony kurdupel. Zawsze włażę na jakieś stołki, murki, płoty albo inne meble czy ogrodzenia, żeby ludzie nie patrzyli na mnie z góry - westchnęła, po czym zamyśliła się. - Ironia to drwina, złośliwość lub szyderstwo ukryte w wypowiedzi pozornie aprobującej, musiałbym szerzej znać kontekst rekinowej filozofii zębów żeby dobrze to ocenić w tym przypadku. Stwórca Siga, nie jest w tej samej Sforze, w serfujących rekinach? - zapytała. - Jak się właściwie tworzą sfory i koterie?

Anjali machnęła ręką.
- Mniejsza o trudne słowa.
Po dłuższej chwili zastanowienia, zaproponowała:
- Może chciałabyś się czegoś nauczyć, żeby poczuć się pewniej? Mogłabym dać ci kilka porad w kwestii takiej chociażby Potencji. To dyscyplina bardzo przydatna dla wampirów preferujących walkę wręcz… - uśmiechnęła się, emanując pewnością siebie.
- Uhm, Versus? Nie. On nie należy do Rekinów - pokręciła głową. - On pracuje jako ochroniarz i Oprawca na dworze Jerry'ego, wspomnianego wcześniej Księcia Ann Arbor - powiedziała, ledwie wstrzymując chichot.
- Koteria zasadniczo to po prostu grupa wampirów, która przez pewien czas dąży do wspólnego celu, więc wystarczy zebrać kilku Spokrewnionych i bach, oto jest i Koteria. W przypadku Sfory sytuacja jest już bardziej skomplikowana. Sfory są trwałe. Oczywiście nie jest już tak sztywno jak kiedyś i jeśli ktoś chce przeskoczyć z jednej Sfory do innej, to jeśli obie się zgadzają to nie ma problemu. Gorzej, kiedy zgadza się tylko jedna. Wtedy zwykle dochodzi do tarć. Czasem nawet do konfliktów… No i jest jeszcze ta kwestia, że o ile członków Koterii łączą tylko wspólne interesy, to członków Sfory łączy rytuał zwany Vaulderie…

- To tłumaczy dlaczego zawsze należałam do jedno góra dwuosobowej koterii - westchnęła. - Chętnie skorzystam z twoje propozycji, ale za jakiś czas. Na razie będę cię zamęczać ćwiczeniami z MSS i Siga, jak już będę mogła wychodzić, chociaż mówił, że nie jest w tym za dobry - powiedziała uśmiechając się lekko. - Na razie będę nadrabiać groźną miną, jak to robiłam przy naszym pierwszym spotkaniu - dodała.

- Dwuosobowej?! Są tacy, którzy spieraliby się, czy to w ogóle można nazwać koterią… Biedulko moja - przytuliła Roksanę. - Nie znasz uroku rodzinnego wampiryzmu, ale jeszcze nic nie jest stracone! Pomogę ci się oswoić z większym towarzystwem. Oczywiście powoli i stopniowo, nie rzucę cię od razu w sam środek liczącego kilka tuzinów tłumu - zapewniła.

- Brzmi wspaniale - powiedziała Roxi, wyraźnie ucieszona. Może nie uważała się za duszę towarzystwa, ale mają jako wsparcie jedynie Vincenta, też nie czuła się najlepiej. A z pewnością nie czuła się wspierana tak jak tego potrzebuje. Wmawiała sobie, że pewnie jej to przejdzie z wiekiem, ta potrzeba mentorskiego wsparcia, ale chyba się myliła. - Opowiedz mi jak to wszystko wygląda poza Camarillą. Struktury społeczne, zwyczaje, święta i rytuały - mruknęła z fascynacją w oczach.

- Wszystko? Wszystko to bardzo, bardzo dużo - stwierdziła z pewnym niepokojem Anjali. - Zwłaszcza że poza Camarillą jest Sabbat, są Anarchowie, Autarkowie, Klany Niezależne… Od czego tu zacząć?

- Zacznijmy od Sabbatu, od najważniejszych rzeczy. Będę dopytywać. Opowiedz o rytuałach dołączania do Sfory - poprosiła.- Inne formacje zostawimy sobie na kiedy indziej - dodała.

- No dobrze… Z Sabbatem jest ten problem, że jest bardzo, ale to bardzo różnorodny. I o ile rzeczywiście stosuje się rytuały dla rekrutów, to mogą się one bardzo różnić między poszczególnymi Sforami. Najsłynniejszym jest ten, którym czasem Starsi straszą swoich Potomków. Nazywam go "rytuałem podwójnej śmierci", ale nie jest to oficjalna nazwa. Kandydat na nowego członka Sabbatu, czy to człowiek czy wampir, zostaje wysłany, żeby zabić osobę wskazaną przez Sforę, to jest pierwsza śmierć. Potem jest zabierany w ustronne miejsce, na cmentarz albo do lasu, osuszany z krwi, obdarowywany niewielką jej ilością (wystarczającą, żeby śmiertelnika Przemienić a wampirowi umożliwić funkcjonowanie), pozbawiany przytomności, zwykle uderzeniem łopatą w głowę (stąd popularne określenie "łopatogłowi", i zakopywany. Po odzyskaniu przytomności zwykle wpada w szał i próbuje się wydostać z płytkiego grobu. Jeśli mu się to uda, jest karmiony i zabierany do kryjówki. Jeśli nie… cóż, jest pozostawiany. Ze Sfor działających tu, w Vice City, jedynie Czerwone Oczy wciąż praktykują ten potworny, przestarzały zwyczaj…
Nietoperze z Piekła Rodem (Bats Out of Hell), każą swoim kandydatom przechodzić trzy testy. Test odwagi i samokontroli polegający na tańcu z ogniem. Test wytrzymałości i determinacji polegający na wytrzymaniu określonego czasu na ringu z jednym z członków Sfory, oraz test zaufania, niestety nie wiem na czym ten ostatni polega.
Co do Surfujących Rekinów, to nie znam szczegółów, ale na pewno każdy kandydat, który już jest Spokrewniony, musi sprowadzić ze sobą innego wampira na ofiarę dla Ducha Rekina. Nie wydaje mi się, by którekolwiek z nich zostało po prostu Przemienione. Chyba wszyscy dołączali już jako wampiry… - AJ potarła swój podbródek.
Co do Braci Apokalipsy, Księżycowych Wilków i Złotych Tygrysów to nie mam zielonego pojęcia jakie u nich panują zwyczaje. Do miasta te Sfory przybyły niedawno i miałam z nimi dość ograniczony kontakt. Zbyt mało czasu z nimi spędziłam, żeby wypytywać o takie rzeczy.

- Wooow, dużo wiesz - powiedziała w zachwycie. - To ma sens, nawet rytuał Podwójnej Śmieci. Znaczy miałby jakby działał jak założono, że przetrwają tylko najsilniejsi, w końcu Sabbat stawia na siłę. Ale spotkałam łopatoglowych, raczej marną siłę stanowili, nawet w szóstkę, przeciw mnie i Sigowi… - mruknęła w zamyśleniu. - Jeśli chodzi o Rekiny, myślałam, że powiesz coś w stylu, złapać na desce najwyższa falę, albo coś w tym stylu. Nie mówiąc już o tym, że byłam pewna, że akurat Ducha Rekina, to Sig zmyślił, jak z nim wywiad robiłam… swoją drogą mówił też że coś zostało mu skradzione i jest zły… może to też nie był pic na wodę - zastanawiała się na głos. - A wy? Co będę musiała zrobić, żeby stać się pełnoprawnym członkiem Aniołów? Choć do Anioła mi raczej dużo brakuje… neonowa też nie jestem … - mruknęła do siebie.
 
Shinju jest offline