Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-03-2020, 19:00   #71
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Nowi członkowie klanu Tremere? - zapytała niemal natychmiast gdy Lucian zrobił pauzę. - O tym, że poznałam Siga wiedział tak naprawdę tylko Marlo i wynajęci przez niego najemnicy… którzy zerwali wczoraj… to znaczy tamtej nocy kontrakt z Marlo i wzięli robotę u Phila Rocka, właśnie… wydali mnie tak po prostu? - zapytała nie do końca panując nad głosem. Spojrzała na telefon. Zwykle to ona zajmowała się namierzaniem innych poprzez sieć, nie była pewna czy jest ktoś kto jeszcze to potrafił, ale jeśli tak to albo mu nie zależało na jej odnalezieniu, albo jej nie szukał… ale Red mógł to zrobić, był zdolny. Jeśli został wcielony w ten czy w inny sposób do klanu i Camarilli i wykonuje teraz polecenia… tego kto pociąga za sznurki… Roxi wyciągnęła baterię, po czym kartę sim. No bo kto jeszcze mógł być nowym członkiem klanu i wiedzieć to czego nawet Vincent o niej nie wiedział.

- Nie członkowie klanu, a świty. Śmiertelni pomocnicy. Pewnie nie znają zupełnie prawideł, którymi się Camarilla rządzi, więc mogli podać informacje o tobie w jak najlepszej intencji, nie zdając sobie sprawy, że pomagają w wydaniu na ciebie wyroku - powiedział ze smutkiem Ferrer. - Jakie jeszcze dręczą cię pytania?

- Nie wiem… nic już nie wiem… co ja mam teraz zrobić… nie mogę wrócić do biblioteki, nie mogę iść do Vincenta, ani do Sabatu, nie mam dostępu ani do serwera, ani internetu… - znów objęła się ramionami i skuliła, po chwili kryjąc głowę w ramionach. - Jestem bezbronna i sama…

Lucian spojrzał na Roksanę ze współczuciem, a Anjali podeszła i objęła dziewczynę ostrożnie, próbując ją podnieść na duchu.
- Nie martw się, to twój najniższy punkt, stąd już tylko w górę - szepnęła jej do ucha.
- Nie poddawaj się rozpaczy - odezwał się Ferrer. - Zaopiekujemy się tobą. Jeśli wyrazisz taką wolę, będziesz mogła dołączyć. Do nas, albo innej Sfory, zgodnie z własnym wyborem. W innym wypadku, przy najbliższej okazji spróbujemy cię odesłać w odpowiednio oddalone miejsce, gdzie będziesz bezpieczniejsza.
- Do Kaliforni! - szepnęła z zachwytem AJ.

Roxi jeszcze chwilę była całkiem rozbita, ale bliskość drugiej wampirzycy zadziałała na nią kojąco. W końcu wychyliła głowę z ramion.
- Chciałabym zostać z wami… przynajmniej na razie - mruknęła. - Co się stało z klanami? Z Malkavianami i Nosferatu z Camarlilli? - zapytała wciąż jeszcze czując więź z nimi. - I co z Vincentem, jeśli… no chyba będzie wiedział, że żyje, jeśli będzie mnie szukał, czy to wam nie zagrozi? - zapytała, czując się źle z tym, że miała przed nim tajemnice, może jakby od razu mu powiedziała o Sigu… wszystko się zmieniło, gdy Sig spojrzał jej w oczy, a ona jemu. Może gdyby Vincent nie miał przed nią tajemnic, przynajmniej nie takich dotyczących niej samej...

- Chętnie powitamy twoje towarzystwo - zapewnił Max.
- Będę cię pilnować - obiecała Anjali, tuląc Roksanę nieco mocniej. - Żaden zły Vincent cię dostanie w swoje hipochondrycznie czyste łapska…
- Nie przejmuj się Vincentem - powiedział Ferrer. - Twoje towarzystwo nie czyni go dla nas ani bardziej ani mniej niebezpiecznym. A co do Malkavian i Nosferatu… co miałoby się z nimi stać?

Słysząc to jak Anjali podsumowała Vincenta, Roxi ledwie powstrzymała się żeby nie parsknąć śmiechem.
- No w sumie to nie wiem… Jak ostatnio widziałam się z Sigiem, to brzmiało tak jakby szpital i jego mieszkańcy mieli zostać zaatakowani, a potem jak Vincent ostrzegał mnie żebym się do szpitala, biblioteki i Sześcianu nie zbliżyła... Nawet jeśli sfora Nietoperzy, czy kto to miał zrobić, nie zaatakował, to czy Camarilla nie wyciągnęła jakiś sankcji przez to… no ze względu na mnie… - mruknęła znów nieco zagubiona w tym wszystkim.

- Sankcji? A co to? - zdziwiła się Ann.
- Wybacz - westchnął Lucian - nie jestem jeszcze w pełni na bieżąco, jeśli chodzi o politykę i plany poszczególnyc Sfor. Wiesz coś o tym? - zapytał Maxa.
- Uhm, tak naprawdę to nie. Powiedziałem Vincentowi, że planowany jest na nich atak, żeby go przekonać do pomocy w znalezieniu ciebie. Technicznie rzecz biorąc nie kłamałem, bo jestem przekonany, że Nietoperze planowały atak na szpital psychiatryczny wcześniej czy później… Po prostu logicznym jest, że pierwsi atakowani są Nosferatu i Malkavianie, to wiedza powszechna, więc nie ma powodu, by w takie ostrzeżenie nie uwierzyć.

Roxi odetchnęła głębiej. Brak wieści to dobre wieści, a niewiedza to błogosławieństwo… i chyba coś w tym było.
- A Marlo… co z nim? W sumie trochę przykro było patrzeć jak próbuje znaleźć Nocturn i nic mu nie wychodzi, nic dziwnego że mu odbiło… w zasadzie przyszłam tu trochę też ze względu na to… - mruknęła zasępiajac się na chwilę. - Czy my jesteśmy tu bezpieczni? - zapytała nagle. - Skoro wiedzą, że tu jestem, to was tu nie powinno być! Mogą sprawdzić budynek, albo zadzwonić do strażników czy coś… - zapytała nieco spanikowana. Nie chciała być znów zakołkowana.

- Ciii… spokojnie - Anjali pogłaskała Roksi po głowie. - Wszystko jest pod kontrolą.
- Nie wiadomo co się stało z Marlo - odpowiedział Killigan. - Po jego rajdzie na Prawn przepadł jak kamień w wodę. Może dorwały go Rekiny. Może się ukrywa. A może szykuje kolejny numer. Ciężko powiedzieć, gość jest teraz kompletnie nieprzewidywalny.
- Niestety nie znaleźliśmy tu niczego, co by wskazywało na miejsce, w którym obecnie przebywa Noctrum - mówił Ferrer. - Nie znaleźliśmy też żadnych poszlak, świadczących o tym, że planowała zniknąć, aczkolwiek to niczego nie dowodzi. Będziemy musieli nawiązać kontakt z innymi Sforami. Może któraś wie coś więcej. Nie obawiaj się, na razie jesteśmy tu bezpieczni. Zneutralizowaliśmy wszystkich trzech strażników zanim byli w stanie podnieść alarm lub kogokolwiek poinformować. Zabierzemy stąd co się da i znikamy. Jeśli jednak nie chcesz tu zostać, co byłoby całkowicie zrozumiałe, myślę, że Ann Jane z radością zabierze cię w jakieś miłe, bezpieczne miejsce.
- Pewnie! - zgodziła się jasnowłosa. - Powiedz tylko słowo, malutka. Ciocia Anji wszystkim się zajmie!

- Błagam, nie nazywaj mnie malutka, ani w żaden inny sposób od tego przymiotnika. Mam wystarczające kompleksy co do swojego wzrostu - powiedziała Roxi, ale w żaden sposób nie odsunęła się od Anji, czy dała jej do zrozumienia że się obraża. Wręcz przeciwnie wtuliła się w nią, może nawet zbyt ufnie. Ale kiedy ostatnio ktoś ją przytulał?
- Myślałam też o tym, żeby zapytać kogoś z jej bliskich, znajomych. Musiał być ktoś, kto ją lubił i się interesował jej dobrem… ale zanim zdążyłam zapytać o to Marlo, zaczął popadać w paranoje - przyznała. - Jeśli nadal jej szukamy, przydałoby się odzyskać mój serwer, albo chociaż informacje tam zgromadzone. Coś może być pomocne, albo wy zauważycie coś co mi umknęło - powiedziała.

- Przepraszam, ma… znaczy… mogę cię w takim razie nazywać Perełką? - zapytała rozbrajająco Anjali.
- Inni członkowie klanu nie wiedzą co się z nią stało - odpowiedział Ferrer. - Martwią się. Zwłaszcza że po Noctrum zniknęła też Daria Allegar, a jej domek na plaży został zdewastowany. Obawiają się, że ktoś wziął na cel Toreadorów ze starej gwardii.
- Ja ci chętnie pomogę w odzyskaniu wirtualnego skarbca - zapewniła AJ. - Jestem dobra w te klocki. Bity i bajty, zera i jedynki, wszystko śpiewa, gra i tańczy…

- Darię zabrał Hammerhead, tak mówił Sig. Zniknęła po tym jak próbowała skontaktować się z Marlo, byli też inni, którzy próbowali, ale nie zdążyłam tego sprawdzić - powiedziała niemal natychmiast, po czym spojrzała na AJ.
- Dlaczego akurat Perełką? - zapytała zaskoczona.

- To pierwsze co przyszło mi na myśl - odpowiedziała Anjali, zdziwiona pytaniem. - Jesteś śliczna, twarda, cenna… i stworzył cię ohydny mięczak chowający się w swojej skorupie - wyjaśniła.
Max parsknął, wstrzymując śmiech. Nawet Lucian lekko się uśmiechnął.
- To prawda, Toreadorzy próbowali kontaktować się z Marlo, ale ze względu na to, że do tej pory izolował się od społeczności Spokrewnionych, było to utrudnione - powiedział. - Noctrum nie była lubiana, ale była wpływowa, więc jej zniknięcie musiało ich zaniepokoić.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 21-03-2020, 22:59   #72
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
- Jeśli nauczysz mnie korzystać z MSS, Anjali, możesz do mnie mówić nawet krewetko - stwierdziła Roxi także uśmiechając się z rozbawieniem. Po czym poklepała ją po ramieniu. - Wypuść mnie, lepiej mi się myśli jak chodzę - dodała wyswobadzając się z jej objęć. - Marlo jedyne co robił całkiem sam to grał na swoich imprezach w klubie. Wszyscy, którzy próbowali się z nim kontaktować, musieli przebić się przez Elizabeth, jego sekretarkę. To mądra i kompetentna kobieta, na pewno ma zapisane numery i wszystkie inne informacje jakie udało jej się uzyskać od tych osób. Jeśli ktoś w tym mieście wie, gdzie zniknął ten łysy olbrzym, to jest to ona. Niestety nie poznałam jej, więc może nie być skłonna współpracować jeśli pójdę do niej i zapytam, nie mówiąc o udostępnianiu numerów czy innych szczegółów. - powiedziała przechadzając się w jedną stronę pokoju i zwracając. - Jakbym miała komputer z dostępem do internetu, mogłabym prześledzić połączenia Marlo, znaleźć jej numer, a potem spróbować poszukać pozostałych… W zasadzie chciałam też poszukać Nocturn po telefonie, to gdzie się logował, gdy dzwoniono z niego do Marlo, to by mogło zawęzić obszar poszukiwań, a mogło by też wskazać konkretne miejsce, jeśli porywacze byli nieostrożni. Marlo ciągle mnie od tego odciągał i upierał się, że musi zdobyć sojuszników… - westchnęła, znów zawracając. - Poza tym wszystkie raporty i wyniki śledztwa jakie udało mi się zebrać w formie pisemnej, jestem wstanie odtworzyć w dowolnej chwili z pamięci. Resztę jak fotografię mogę opisać ze szczegółowością, która wydała mi się wtedy istotna. Choć serwer był bardzo pomocnym narzędziem i najwygodniej było by go odzyskać fizycznie. Swoją drogą wgląd w całe śledztwo miał Księciunio i choćby z racji tego, że były chwilę, gdy podejrzewałam jego i młodych Primogentów spokrewnionych po czystce o zamieszanie w porwanie Nocturn, najlepiej byłoby jak najszybciej zablokować mu dostęp, nie mówiąc o moim sprzęcie, który został w Sześcianie, na którym pracowałam z najemnikami Marlo.... - zatrzymała się. - Przepraszam, zagalopowałam się. Wszystkiego było po prostu tak dużo, zwłaszcza, że próbowałam też pilnować Marlo i wiele rzeczy mi się pourywało innych w ogóle nie sprawdziłam. Jednak mając zadanie i możliwość skupienie na czymś myśli, będzie mi lepiej i łatwiej przyzwyczaić się do nowej sytuacji, jestem też przyzwyczajona do wykonywania poleceń Vincenta, więc póki co potrzebuję wskazania, na czym mam skupić swoją uwagę - powiedziała patrząc wymownie na Luciana, wiedząc, że nieformalny przywódca i ojciec Neonowych Aniołów, zrozumie, że oddaje mu się w usługi i prosi o przewodnictwo.

- Krewetką? Szaloną? Jak ten bar z delfinami i harlekinami… - Anjali umilkła pod krytycznymi spojrzeniami swoich towarzyszy.
Lucian westchnął lekko i powiedział:
- Jeśli potrzebujesz czegoś na czym mogłabyś skupić swoje myśli, spróbuj z Ann Jane odzyskać dostęp do tego serwera i poćwicz posługiwanie się MSMem, czy jak ten program się nazywał - wyraźnie nie wiedział o czym była mowa. - Odszukajcie też dla mnie wszelkie możliwe informacje na temat statku "Honey Queen", z szczególnym uwzględnieniem zdjęć i planów wnętrz.
Sabatnicy spojrzeli się ciekawie na swojego przywódcę, ale nie skomentowali.
- Powinnaś jednak pozostać w ukryciu przynajmniej przez kilka nocy - stwierdził Max Killigan. - Przebywanie na ulicach w obecnej sytuacji to proszenie się o kłopoty.

- Dziękuję, chętnie się tym zajmę. Kojarzę nazwę Honey Queen, to luksusowy statek wycieczkowy. Szczegółowe plany powinny znajdować się w stoczni, w którym został zbudowany, kopie mogą być w porcie macierzystym. Nie powinno być większych problemów, ale będzie mi potrzebne, przynajmniej na początku urządzenie z dostępem do internetu. Swojego telefonu użyć nie mogę, chyba że wymienię kartę sim - przyznała. Spojrzała na Maxa - To się tyczy wszystkich, czy tylko mnie bo tak tragicznie zawaliłam? Mogę kogoś pomęczyć o bardziej dokładny opis tego co się działo kiedy mnie zabełtowali? - zapytała.

- Wycieczkowiec? - zdziwiła się Emily. - Czyżbyśmy wybierali się na wakacje? - zażartowała.
- Wszystko wyjaśnię w swoim czasie - uciął chłodno Lucian. - Ann Jane, zapewnij proszę Roksanie to, czego potrzebuje.
- Światowa sieć światłych świrów! - potwierdziła jasnowłosa.
- Roksi, wiem, że chciałabyś kontynuować śledztwo w terenie - odezwał się Max - ale w tej chwili szuka cię praktycznie cała Camarilla w mieście. Naprawdę musisz zniknąć…
- To znikamy! - oświadczyła Anjali, złapała Roksi za dłoń i wyprowadziła z pomieszczenia.
- Mogę ci poopowiadać rzeczy, ale najpierw muszę ci zadać jedno, ale za to ważne, naprawdę niezwykle-super-mega-extra ważne pytanie. Jaki jest twój stosunek do kontaktu fizycznego? Pytam, bo ja jestem bardzo przytulaśna i taka Pawzee lubi jak ją pogłaskać, podrapać za uszkiem albo pomiętosić. Max jest spoko z publicznym uściskiem, ale woli bliskość w prywatnych warunkach. Smokefish jest otoczony duchami, a ja nie lubię tulić eterycznych ryboszczaków. Emily raz mi powiedziała, że jakbyśmy były żywe to by mnie wzięła do łóżka, ale że nie jesteśmy to nie ma to szczególnego sensu. A do Perry'ego i Matta, to bez kija się nie podchodzi… - westchnęła. - Dlatego chcę wiedzieć jak jest z tobą. Żebyś się nie czuła niekomfortowo jak mnie bezmyślnie poniesie czy coś. Przytulasy? Czochranie? Mogłabym cię ponosić na barana! - zaoferowała z błyskiem w oczach, otwierając Roksanie drzwi wyjściowe z domu.

- Em… - zaczął Roxi, nieco zaskoczona tym potokiem słów i szybkim ulotnieniem się z pokoju. - W zasadzie to nie wiem - mruknęła. - Jestem strasznie zimna, odkąd mnie Vincent przemienił. Nikt raczej nie wyrażał specjalnej chęci żeby się mnie dotykać, tym bardziej przytulać. Z resztą nikt nie wyrażała specjalnej chęci, żeby się ze mną zadawać. Nie umiem chyba reagować na takie przejawy czułości - stwierdziła. - Noszenia na baranach odmówię, mimo mojego wyglądu nie czuję się dzieckiem. Czochrania też bym wolała unikać...i tak już pewnie wyglądam strasznie, po zmartwychwstaniu. Ale resztę możemy testować różne możliwości, będę ci raportować na bieżąco - powiedziała, patrząc na otwarte przed nią drzwi wyjściowe. - Wychodzimy... miałam się ukrywać - mruknęła niepewnie.

- Zimno mi nie przeszkadza. Sama też jestem zimna. Nie tak jak ty, ale wciąż. Wszyscy w jakimś stopniu jesteśmy. Mimo to uważam, że powinniśmy doceniać bliski kontakt fizyczny jako ważny aspekt naszego człowieczeństwa. Dlatego za twoją zgodą zamierzam przeprowadzać na tobie testy drobnych czułości, licząc że obiecane raporty przysłużą się pogłębionemu zrozumieniu, zarówno wzajemnemu, jak i zrozumieniu każdej z nas… przez siebie samą… żeby… eee… motyla noga, myśl mi uciekła. Pogalopowała jak rącza gazela na rozległej afrykańskiej sawannie, gdy wystraszy ją skradający się przedstawiciel wielkich kotowatych. Albo hiena. Hieny też potrafią być straszne. Albo słodkie. Zależy od perspektywy - wampirzyca znów się rozgadała. - Nie możemy cię ukryć nie wychodząc - odpowiedziała spokojnie i optymistycznie, ciągnąc Roksanę w kierunku zaparkowanego pod ogrodzeniem sportowego motocykla. - Dwie zasady, zanim ruszymy: hełm jest obowiązkowy. Głowę trzeba chronić, bo cenna jest i piękna. Dopóki nie wynajdą maseczki, która sprawi, że będziesz miała skórę od betonu, nie ma co ryzykować. I wiem, że ten efekt można uzyskać dzięki Darom Kaina, ale potem znów ma się głoda, który może jest pluszowy, ale niezbyt przytulaśny, bardziej wredny moim zdaniem, nie ma co się z nim zadawać, jeśli nie trzeba. Zwłaszcza że nie bardzo teraz będziesz się mogła stołować na mieście…
Podała Roksanie niebieski kask, sama założyła czarny i wsiadła sprawnie na motor.
- Druga zasada: trzymać się mocno nie tylko można, ale i należy.

- Strasznie dużo mówisz - zauważyła Roxi zakładając kask. - Nigdy nie słyszałam takiego słowotoku, szczerze mówiąc - dodała siadając za nią. - A tak przy okazji, zanim odjedziemy w siną dal, znaleźliście może pozostałe moje rzeczy. Miałam przy sobie saszetka na biodro a w niej skompletowane przejściówki do wszystkich znanych mi łączy i urządzeń, niektóre robiłam sama… szczoteczkę do zębów… kurcze od trzech dób się nie myłam… i miecz, pamiętam, że z Sześcianu wychodziłam z mieczem i raczej go nigdzie po drodze nie zgubiłam - mruknęłą obejmując w pasie Malkaviankę przed sobą.
 
Shinju jest offline  
Stary 22-03-2020, 10:02   #73
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Saszetkę miałam w rękach, pakowałam, na pewno więc będzie. Miecza nie widziałam, ale jak pozostali znajdą na pewno też spakują. Co do szczoteczki to mogła przepaść. Była dla ciebie szczególnie ważna czy można ją zastąpić nową? - zapytała z wyraźną troską w głosie. - A ja rzeczywiście mówię dużo, potrafię gadać nieprzerwanie, zwłaszcza jak mnie emocje łapią, albo przemyślenia mam, albo jak coś mi się przypomni, albo jak głosy zarzucą jakimś tekstem, który pasuje do sytuacji, tylko z nimi trzeba uważać, bo w tym kakofonicznym chórku nie każdy jest aniołem, niektórzy próbują ci podłożyć świnię, rzucić kłody pod nogi, zrobić cię w bambuko… wiesz w ogóle czym jest to całe bambuko? Ja nie mam pojęcia… chciałam raz spytać jakiegoś afroamerykanina, bo to tak trochę brzmi, ale boję się, że okaże się, że nie mam racji i że w ogóle wyjdę na nieczułą ignorantkę kierującą się rasistowskimi skojarzeniami, a tego bym pod nijakim wypadkiem nie pragnęła, bo nie chciałabym, żeby mnie ktoś znielubił, bo od tego by mi serce krwawiło. A utraconą w ten sposób krew trzeba by uzupełniać, nie? To oznacza więcej przekąsek, a to mi zawsze idzie w uda… co myślisz o moich udach? Są ok? - poklepała się po jednym z nich.

- Myślę, że są proporcjonalne - zauważyła Roxi lekko się uśmiechając. Obawiała się, że tylko ona miewa kompleksy, ale może to kwestia klanu. - Samo bambuko chyba nie ma konkretnej definicji. Mnie się kojarzy z bambusem. Ale ogólnie w tym związku frazeologicznym chodzi o celowe oszukiwanie kogoś. Choć raz natchnęłam się na stwierdzenie, że bambuko to rodzaj gry na niejasnych zasadach - wyjaśniła jak zawsze gdy padło pytanie, lub jakaś nieścisłość. - Co do szczoteczki, w zasadzie przyda mi się nowa… - dodała na koniec.

Anjali odpaliła motor i ruszyła z kopyta. Jechała szybko i pewnie. Zabrała Roksanę do południowej części miasta, na małą uliczkę na tyłach hotelu "Pelikan", który - jak wiedziała - był jedną z wielu nieruchomości należących do Księcia. Tam zatrzymała się przy nieco obskurnej kafejce internetowej "Ion Maiden".
Zdjąwszy kask uśmiechnęła się do Roksi.
- Pomyślałam sobie, że ta kryjówka spodoba ci się najbardziej - stwierdziła wesoło. - Właściciel to taki trochę nerd, zwłaszcza jeśli chodzi o japońskie rzeczy, ale da się go znieść. Gust muzyczny ma całkiem do rzeczy. Żaden j-pop ani nic takiego, tylko lśniący, hartowany metal! Taki z którego można by wykuć miecz zdolny do zabicia smoka. Ale tylko złego. Bo złote smoki są kochane i piękne, i trzeba je chronić - zakończyła stanowczo.

- Japońskie smoki, też są niczego sobie. Jak wstążeczki - powiedziała demonstrując ręką lot takiego smoka. Rozejrzała się dokoła. - Troche blisko ksiażecych włości… ale z drugiej strony całe miasto do niego należy. Ważne żeby nikt niepowołany się nie kręcił. - stwierdziła zdejmując kask. - Najważniejsze żeby był sprzęt do którego będzie można się podłączyć - powiedziała wesoło. - Prowadź.

- To chyba chińskie? Emily ma tatuaż z takim… - pokiwała lekko głową. - Czasami najciemniej jest pod latarnią. Zwykle wtedy, gdy latarnia jest zepsuta - odpowiedziała niefrasobliwie Anjali, zsiadając z motoru i zabezpieczając go. - Za mną! - zawołała, z ręką wyciągniętą w kierunku drzwi wejściowych.
W środku kawiarenka była niewielka, ale dobrze utrzymana. Na ścianach wisiały plakaty zespołów metalowych albo przedstawiające bohaterów mangi i anime. Czasami w niezwykle jaskrawym kontraście. Kiedy wampirzyce weszły do środka, przy komputerach był tylko jeden klient - mężczyzna w średnim wieku, który klął w jakimś wschodnioeuropejskim języku na zawieszającą się przeglądarkę. AJ zignorowała go i ruszyła od razu na prawo, w kierunku - jak się Roksi domyśliła - właściciela tego przybytku, dość młodego mężczyzny z długimi, czarnymi włosami i zielononiebieskimi oczami, noszącego workowate dżinsy i koszulkę zespołu "Krwawe Wiedźmy", o którym malkavianka nigdy nie słyszała.
- Cześć Ian! Jak leci? Kiedy koncert?
- Siema, AJ, wszystko leci na mach dwa, czyli nieźle, ale mogło być lepiej - odpowiedział mężczyzna z uśmiechem. - Koncert jest jutro, mówiłem ci to już ze dwadzieścia razy! - powiedział bez urazy w głosie.
- Najwyżej cztery razy, wiem, bo liczę - nadąsała się wampirzyca. - Na pewno wpadnę.
- Super - ucieszył się Ian. - A kim jest twoja… przyjaciółka? Nie mów mi, że zdradzasz swojego Futrzaczka?
- Nieee, między mną i Pawzee wszystko w porządeczku. Jak najlepszym. To jest Perełka. Uciekła z domu, bo jej ojciec jest autorytarnym świrem. Da radę, żeby ją zabunkrować na tydzień?
- Hmmm… - Ian spojrzał na Roksi ze współczuciem. - Jasne. Nie ma problemu. Pokoik na zapleczu jest cały dla was. Tylko trochę tam burdel… A propos, w Czarnej Cytadeli podbiłem ci level, wypełniłem ten quest od burdelmamy, wiesz, ten ze znalezieniem zaginionej dziewczynki…
- Niemożliwe! Gdzie była?! - zainteresowała się Anjali.
- Okazało się, że została porwana przez kultystów z drugiego kręgu Cytadeli. Poddali ją praniu mózgu. Trzeba było ją zabić…
- Nieeee! Dlaczego?! Ona była niewinna! Biedna Barbie!
- Bianka. Nazywała się Bianka - poprawił odruchowo.
- Biedna Bianka - poprawiła się AJ. - No, ale przynajmniej quest wypełniony. Dzięki wielkie. Mam nadzieję, że cię nikt z moich krewnych nie napastował…
- Nie bój żaby, wiem jak kogoś zablokować na czacie. Nie żebym musiał. Grałem w dzień, kiedy posucha jest na serwerze.
- Rozsądnie - pokiwała głową.
- Hej, Perełko - Ian zwrócił się do Roksany. - A ty w co lubisz grać? Jak masz tu siedzieć, to ci mogę coś udostępnić… - zaoferował.

Malkavianka obserwowała wszystko uważnie, starając się uchwycić każdy szczegół pomieszczenia. Uśmiechnęła się nieco rozbawiona widząc, że zacinająca się przeglądarka to nic innego jak eksplorer - nic dziwnego, że się tnie, gorzej jak emo.
Gdy właściciel lokalu zwrócił się do niej oczy Roxi zaświeciły się jak gwiazdy na niebie tuż przed zakończeniem swojego żywota.
- Chcę zagrać w Cytadelę! Tak bardzo! - powiedziała podskakując jak piłeczka.

- Hmm, to by AJ musiała… - zaczął Ian.
- Jasne, możesz grać na moim koncie. Nie ma problemu - stwierdziła. - Moja postać to mnich smoczej pięści o imieniu Annasz. Jest wysłańcem niebios i ratunkiem dla słabych. Zamierza dotrzeć do serca Czarnej Cytadeli, aby zniszczyć Mrocznych Panów i uratować więźniów, których trzymają w niewoli!
- Jest szybki i wyciąga niezły dps - Ian pokiwał głową w zamyśleniu - ale poza unikami i kamienną skórą nie ma zbyt wiele opcji obronnych. Musisz więc cały czas zachowywać czujność!

- Brzmi fajnie, a mogłabym spróbować założyć własne konto i postać? Jak jest jedno przypisane do egzemplarza gry… chyba dałabym radę to obejść - powiedziała w zamyśleniu. - Miałabym co robić w przerwach w pracy. Mogę też zrobić bota,żeby podbić ci level - stwierdziła uśmiechając się do Anji.

- Niestety trafiłaś. Jedno konto, jedna postać. Próbowałam to obejść, żeby Ian mógł stworzyć swojego bruisera, ale nic z tego. Korzystanie z botów również jest niedozwolone.
- Zresztą widać, że klasyczne farmienie nie jest pożądane przez twórców - mruknął Ian. - I to jeden z powodów dla których ta gra tak mnie wciągnęła. Nie ma tutaj konieczności takiego grindu jak w innych tytułach. Levy jest dobra w dorzucaniu coraz to nowego contentu.
- I w wyłapywaniu tych, co próbują mieszać - dodała Anji. - Proszę cię Perełko, nie rób niczego co mogłoby narazić moje konto na nieprzyjemności. Annasz nie zasłużył na to, żeby oberwać banhammerem. A już dostałam dwa ostrzeżenia…
- Wybacz - mruknął Ian.
- Przecież to nie twoja wina. Sama próbowałam kombinować, nie zmusiłeś mnie ani nic - poklepała go pocieszająco po ramieniu, ale chyba użyła za dużo siły, bo aż się zachwiał, mimo że ułomkiem nie był.
- A wracając… pomóc wam z bagażami?
- Nie ma żadnych. Później jej dowiozę parę gratów, ale tak ogólnie to nie miała nawet czasu, żeby się porządnie spakować - wyjaśniła AJ.
- A, no tak… rozumiem. Wiesz, jakbyś czegoś potrzebowała, Perełko, to wystarczy, że powiesz a ja postaram się pomóc. Mieszkam tu, na piętrze, więc wiesz…
- Ian to chłop o złotym serduchu - powiedziała szczerze Anjali.

Roxi westchnęła trochę zawiedziona. Gdyby wiedziała, że będzie miał dostęp do konsoli, buchnęła by tą grę z Malibu, najwyżej Tańczący na Szkle szukałby jej dodatkowo z prywatnych pobudek.
- Dobrze, nie skrzywdzę twojego mnicha - powiedziała do Anji, po czym spojrzała na gospodarza, uśmiechnęła się lekko, z zakłopotaniem. - Kiedy ostatnim razem wyższy ode mnie facet zadał mi takie pytanie, naciągnęłam go na parę rzeczy, ale w dłuższej perspektywie czasu dostałam bełtem prosto w serce. Wystarczy mi szczoteczka do zębów i dostęp do komputera z podpięciem do sieci. Powinnam sobie poradzić, zwłaszcza jak wrócą do mnie moje kabelki - powiedziała.

- Jasne - Ian uśmiechnął się lekko. - Ogarnę trochę pokój, żebyś miała chociaż jak przejść. Popilnujecie tymczasem, żeby Nico - wskazał na wkurzonego klienta - nie wyładował swojej złości na moim sprzęcie?
- Spokojna twoja rozczochrana! - zapewniła AJ.
Ian skinął głową i poszedł na zaplecze.
Anjali tymczasem uśmiechnęła się szeroko do Roksany.
- To poszło lepiej niż się spodziewałam. Mam nadzieję, że cieszysz się chociaż w połowie tak jak ja! Ian to słodziak, nie nadużywaj tego - upomniała ją. - Co jeszcze powinnyśmy teraz zrobić? Jestem pewna, że były jakieś plany, ale… zapomniałam - przyznała lekko zawstydzona.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 22-03-2020, 10:33   #74
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
- Miałaś mi pomóc z serwerem, Honey Queen i nauczyć MSS - wyjaśniła Roxi uśmiechając się. - Szkoda, że wcześniej nie znałam tego miejsca, wydaje się takie przytulne. Jest tu jakieś inne wyjście, tak na wszelki wypadek, no i czy nie boisz się ukrywać mnie tutaj… znaczy się chodzi mi o bezpieczeństwo Iana, on jest od was… nas czy nie? - zapytała zaciekawiona.

- Jasne! To zrobimy to jak Ian skończy ogarniać pokoik. Jest malutki, ale przytulny. Ja też jestem przytulna - objęła Roksanę. - Co do wyjść, masz frontowe, masz tylnie, możesz wejść na piętro i z mieszkania Iana wydostać się na dach przez okno w kuchni albo na schody przeciwpożarowe przez pokój… - wyjaśniła. - Ian nie jest jednym z nas. To po prostu znajomy. Poznany przez internet. Wspólne granie, rozumiesz. Potem zaczęliśmy się spotykać, żeby razem pojeździć na motorach, pograć w rzutki, bilard, kręgle… byłam też na kilku koncertach jego zespołu. Są całkiem nieźli. Jeśli coś mu się stanie, będzie mi go szkoda, więc bądź ostrożna.

- Postaram się na niego uważać. I nie mieszać go jakby się coś działo. Ale czy nie będzie zdziwiony, że śpie w szafie cały dzień… no i macie jakiś pomysł na dokarmianie mnie, skoro mam nie wychodzić, byłoby głupio jakbym zgłodniała, wpadła w szał i coś zrobiła naszemu dobrodziejowi?

- Nie powinien wchodzić do twojego pokoju. Raz już dostał nauczkę… - pokiwała głową. - Co do jedzonka to się nie martw. Przyniesiemy ci coś na zimno albo przyjdę z kimś w odwiedziny. Siedząc na tyłku nie potrzebujesz wysokokalorycznej diety. Wystarczy przekąska od czasu do czasu, nie? Zresztą to tylko kilka dni, aż się trochę wszystko uspokoi. Tymczasem mogę do ciebie wpadać. No chyba że zmęczy cię moje towarzystwo to ci mogę podesłać kogoś innego. Zapoznasz się z nowymi osobami! Nowe przyjaźnie tylko czekają za rogiem! Albo mogę spróbować skontaktować się z SinSigSilem, słyszałam, że się lubicie…

Roxi domyśliła się, że chodzi o jej człowieka-rekina, którego przecież jako początkująca reporterka miała na wyłączność. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie tego jak się poznali. Dobrze było też wiedzieć co się działo tamtej nocy na wyspie. W sumie do tej pory o tym nie pomyślała, ale coś mogło mu się wtedy stać… Zwłaszcza z jego brawurą i pewnością siebie. Mógł też wiedzieć co się stało z Marlo i zasadniczo Roxi nadal nie wiedziała jaką faktycznie rolę odgrywał w tym łańcuszku przekazania walizki.
- Nie jestem pewna, czy ktoś taki jak Sig powinien się tu pojawiać. Jest trochę nieobliczalny, przynajmniej tak mi się wydaje. Chociaż z drugiej strony do niego też mam mnóstwo pytań… - mruknęła. - Na razie wystarczy mi chyba tylko twoje towarzystwo… nie przywykłam do poznawania nowych osób i jak na jeden raz zdecydowanie mi starczy - dodała opierając się o nią ufanie. - Właściwie to czemu jesteś taka cięta na Vincenta? Zawinił ci czymś? - zapytała po chwili, nim Anjali znów zalała ją potokiem słów.

- Mogę ci towarzyszyć ile tylko chcesz - zapewniła. - Vincent? Nie. Nic mi nie zrobił, właściwie to nawet go nie znam. Ale był dla ciebie niedobry a to znaczy, że go nie lubię. Nie lubię go proporcjonalnie do tego jaki był dla ciebie niedobry. Więc jak był bardzo, bardzo niedobry, to zakaszę metaforyczne rękawy i pójdę nakopać mu do…
- Dobra jest, dziewczyny. Przejście odgruzowane, możecie iść i się rozgościć - przerwał jej Ian.
- Dzięki wielkie, jesteś słodziakiem! - odpowiedziała mu AJ, podeszła do niego skocznym krokiem i cmoknęła go w policzek. - Chodź, Perełko - wyciągnęła dłoń w stronę Roksany.
Gdy znalazły się w pokoiku (czy może raczej komórce, bo tak należałoby to pomieszczenie nazwać), Anjali odpaliła komputer i rozłożyła się na wąskim łóżku.
- Ach, cóż za przeuroczo klaustrofobiczne miejsce! Idealne dla jakiegoś domorosłego master-hakera! - oświadczyła światu.

- Dziękuję Ianie - mruknęła Roxi mijając go idąc za rączkę za Anji. Zamknęła za nimi drzwi i zlustrowała pomieszczenie wzrokiem.
Po chwili usiadła obok niej i sięgnęła po klawiaturę.
- Najpierw zajrzymy chyba na mój serwer, zobaczymy czy ktoś był na tyle sprytny, żeby się na niego władować - mruknął zaczynając wpisywać odpowiednie komendy i adresy natychmiast jak tylko pojawiły się oznaki żywotności komputera. - Wiesz, w zasadzie to sama nie wiem czy Vincent był nie dobry czy nie… - zaczęła. - Jakby nie patrzeć ukradł mi trochę dzieciństwa, potem trenował, ale bądź co bądź się mną opiekował… Może trochę apodyktycznie i samolubnie, ale zawsze tak ładnie do mnie mówił. Tak pięknie dobierał słowa, że nie potrafiłabym mu niczego odmówić… no chyba, że mnie strofował… to czułam się okropnie. Nie lubię go zawodzić… I w zasadzie, dobrze wiedział, że spotykam się z Sigiem i z nim rozmawiam, sam mógł mnie wydać i się od tego wszystkiego całkiem odciąć, prawda. Ale zaprzeczył… choć w sumie może to być jego sposób na chronienie siebie - westchnęła. - Nie wiem co myśleć, Anji. Najbardziej nie rozumiem tego dlaczego nie powiedział mi jaka jest moja klątwa klanowa. Ja przez wszystkie te lata czułam się inna, dziwaczna pośród innych malkavian, bo myślałam, że jej nie mam. A jak chciałam z nim o tym pomówić to stwierdził tylko, że nie ma o czym bo obeszła się ze mną łaskawie… - poskarżyła się na chwilę przestając wpisywać kody na klawiaturze i spoglądając na nią smętnie.

- No dobrze, to póki co mu odpuszczam - odpowiedziała nieco uspokojona Ann Jane. - Ja mam taką teorię, że może nie chciał ci mówić o klanowej klątwie, bo rozumiał, że nasz klan jako jedyny nie ma klątwy? Jesteśmy błogosławieni! - stwierdziła z uśmiechem.
Tymczasem Roksanie udało się odzyskać kontrolę nad serwerem i zabezpieczyła go przed dalszym dostępem osób, które nie były nią.
- Dobra w tym jesteś - pochwaliła Anjali.

Roxi wzruszyła ramionami, choć zrobiło jej się miło, gdy usłyszała pochwałę. Weszła głębiej, sprawdzając pamięć, ostatnie wejścia i zmiany, oraz kto lub jaki numer IP ich dokonywał.
- W końcu jest mój, prawda - powiedziała, przez chwilę znów klikając w klawiaturę.
- W sumie nie ma większego znaczenia jak się to nazwie. Przez te wszystkie lata myślałam, że coś ze mną nie tak. A teraz boję się, że nad tym nie zapanuje… - westchnęła. - W zasadzie to chyba nadal nie wiem, skąd wiedzieliście, że tam będę… w tej szafie, zabełtowana na śmierć i o co mnie właściwie Camarilla oskarża? - zapytała.
 
Shinju jest offline  
Stary 22-03-2020, 10:55   #75
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Roksanie udało się ustalić, że na serwer oprócz osób z Sześcianu wchodziła tylko jedna osoba, zapewne Książę, która wprowadziła jedną zmianę. Jednak, kiedy przejrzała pliki z informacjami, żadnej zmiany nie widziała. A przecież miała doskonałą pamięć, zauważyłaby…
- Opowiedz mi dokładnie co masz na myśli… co cię dręczy… może będę mogła pomóc? Co miałoby być z tobą nie tak? Czyżby perła miała skazę? Nad czym nie zapanujesz? Czyżby coś nowego się w tobie przebudziło? - dopytywała ciekawie, ale ostrożnie, nie chcąc towarzyszki spłoszyć.
- Cóż, że będziesz wciąż w posiadłości Noctrum tylko podejrzewaliśmy. Kiedy już weszliśmy do środka odnalazłam cię dzięki przeczuciu. A opowieści zza zamkniętych drzwi książęcych mamy dzięki przyjacielowi Lucka, randomowemu wilkowi - odpowiedziała bardziej enigmatycznie niż sobie z tego zdawała sprawę. To co w jej głowie brzmiało jak oczywistość, dla otoczenia często takim nie było.

- Zaczekaj, coś mi tu nie gra - powiedziała i skupiła się na serwerze. Sprawdziła numer IP urządzenia, żeby upewnić się, czy to faktycznie książe z Pantopa, którego mu dała, czy inne urządzenie. Sprawdziła też daty zmian wszystkich plików, szukając jakiejś odbiegającej od pozostałych w pobliskich plikach, albo takiej, która odpowiadałaby czasowi, w którym była nieprzytomna. Na koniec sprawdziła swój ukryty plik, który miał jej nie pozwolić zapomnieć tego czego dowiedziała się o sobie od Siga.
- Co to za randomowy wilk? - zapytała w końcu wracając do tematu. - No i jakie informacje dostaliście od niego? Książę, wiedział, że leżę podwójnie martwa w tej szafie? - zdziwiła się.

- Random wolf… Randolf. Dawny przyjaciel Luciana, gdy ten jeszcze tkwił w strukturach Camarilli. Opowiedział mu wszystko, co się działo na zebraniu. Biedny Randolf, taki przybity… zniknęła Noctrum, zniknęła Daria, zniknął Marlo… kolejne płatki klanu róży… Zaprosilibyśmy go do nas, ale Biała Dama ma go na smyczy… - westchnęła.
- Książę nic nie wiedział, no bo skąd? Słudzy Noctrum poinformowali tylko najważniejszych Toreadorów.

- Czyli większość Camarilli myśli po prostu, że zniknęłam… Randolf Dayoro? Kojarzę to nazwisko, chłopak który przyjaźnił się z Darią wspominał, że się z nim trzymała. I jeszcze była Marty Fuller. Zaczynam żałować, że nie zapytałam Siga, po co im Daria… ale chyba w sumie sam by nie wiedział. Chociaż to was nazywa się anarchistami, odnoszę wrażenie, że to Sfory Sabatu wewnątrz siebie mają anarchię i chaos. Każdy robi co chce i jak chce, pod warunkiem, że jest dość silny, żeby nikt inny mu nie podskoczył - powiedziała wciąż uparcie szukając autora zmian na jej serwerze, co było trochę trudne z racji tego, że wchodziła z zewnątrz. - To ciekawe, że znikają tylko ocaleli z czystki lub ich potomkowie, podejrzewam spisek, ale to znaczy, że muszę mieć twarde dowody - spojrzała na Anjili, na chwilę odrywając się od monitora. - O co mnie właściwie oskarżają? To że pracowałam z Marlo, któremu odbiło, bo nikt mu nie chciał pomóc, to chyba jeszcze nie zbrodnia. Zwłaszcza, że to księciunio sam mnie do niego oddelegował. Co on myślał, że jak ten olbrzym zacznie szaleć, to ze swoim marnym metr pięćdziesiąt go powstrzymam? - zapytała z oburzeniem. - Żeby dać mu z liścia, jak się zawiesił musiałam wejść na stołek.

- Marty to mężczyzna - poprawiła Anjali. - Też na smyczy, ale jego trzyma róża zrodzona przez ciemność… Primogen Cortez - dodała wyjaśniająco.
- Królowa Cierni nie była pierwszą i nie będzie ostatnią ofiarą głodu oceanu. Surfujące Rekiny od zawsze porywają wampiry. Świeżaków Camarilli, łopatogłowych Czerwonookich, bezklanowców, słabokrwistych i zabłąkanych Anarchów… - pokręciła ze smutkiem głową.
- A skoro już o nich mówimy, to powinnaś wiedzieć, że Anarchowie i Sabbat wywodzą się z tego samego wielkiego buntu przeciwko Starszym. Z tym, że Anarchowie złożyli broń i zgodzili się respektować Tradycje, podczas gdy Sabatnicy wciąż walczą. Dziwna to rzecz, ale możesz spotkać koterie Camarilli zachowujące się jak Anarchiści, bandy Anarchów wojownicze niczym Sabbat i Sfory Sabbatu, którym marzy się władza równa tej, którą dzierżą Starsi Camarilli. W szalonym świecie żyjemy… Ale ogólnie twoje podsumowanie Sabbatu jest bardzo celne - pochwaliła, rozchmurzając się. - Nie wiem, czego może oczekiwać księciunio. Może sądził, że nabierzesz sił dzięki sokowi z gumijagód? - zasugerowała poważnie.
Tymczasem Roksana odnalazła coś w historii zmian. Akapit, który został dopisany, a następnie skasowany. Pochodził ze sprzętu, który zostawiła Księciu, a został spisany tej nocy, którą spędziła w całości w letargu. Brzmiał następująco: "Marlo zaginął, a przed zniknięciem narobił smrodu. Stary kazał przekazać, że będą cię szukać. Ukryj się dobrze, postara się jak najszybciej wyciszyć sprawę. Powodzenia. - Bobby V."

Roxi patrzyła na odtworzone linijki tekstu i przeszukiwała w pamięci listę nazwisk, ksywek, pseudonimów i znanych jej pracowników domu księcia, kogokolwiek kto mógłby mieć dostęp do Pantopa i wiedzę o jej serwerze. Do głowy przyszedł jej Bobby Vercetti, chłopak plączący się po posiadłości księcia i doprowadzający gości do niego. Nie sądziła, żeby wiadomość znalazła się tam przypadkiem, choć dopuszczała myśl, że może nie koniecznie była ona adresowana do niej. No bo czemu sługus księcia miałby pisać jej wiadomość? No i kogo nazywał starym? Ona nigdy nie nazywała w ten sposób Vincenta, ale wiedział że niektórzy właśnie tak mówią o swoich stwórcach.
Dla pewności sprawdziła jeszcze ile czasu minęło od napisania wiadomości do jej skasowania. Jeśli niewiele mogła przypuszczać, że faktycznie jest to skierowane do kogoś kto potrafi takie rzeczy odtworzyć - jak ona. Ale jeśli minął jakiś czas… mogła to być wiadomośc do kogokolwiek kto miał dostęp do urządzania i została skasowana przez adresata po przeczytaniu.
- Co wiesz o Bobbym Vercettim? - zapytała Anjali.

Wyglądało na to, że akapit został skasowany niedługo po tym jak go napisano.
- Bobby Vercetti? Hmm… nic mi to nie mówi. Głosy też nie są specjalnie pomocne. Przykro mi…

- Ki czort go podkusił… - mruknęła do siebie nie bardzo wiedząc jak i z czym to powiązać. No bo niby, czemu miałby dawać jej ostrzeżenie. Jedynym logoczynym wytłumaczeniem, było to, że wiadomośc nie była skierowana do niej. Nasuwało się jednak pytanie do kogo. Prześledziła otoczenie tekstu, licząc, że może jakieś zdanie wcześniej lub później nasunie jej odpowiednie skojarzenie.

Wyglądało na to, że wiadomość została umieszczona między dwoma przypadkowymi akapitami. Roksana nie była w stanie wymyślić niczego, co mogłoby wskazywać na adresata.
- Belzebub? Może Mefisto? - zasugerowała Anjali. - Kto tam wie, kto szepcze do ucha takim jak oni - wzruszyła ramionami. - Polityka wamprów to węzeł gordyjski. Nie rozplączesz. Możesz najwyżej przeciąć - wykonała odpowiedni gest. - To może poszukasz teraz tego statku? Jestem ciekawa co też Lucian nam szykuje...

- Sprawdzę jeszcze czy uda mi się znaleźć Marlo, tak dla spokoju ducha waszej Toreadorowej części - mruknęła faktycznie szukając ostatniego miejsca logowanie jego telefonu i przy okazji sprawdzają czy robił jakieś połączenia w czasie gdy jej nie było. W końcu wciąż miała pełen dostęp do jego telefonu. Później, a w zasadzie równolegle, gdy program działa w tle zgodnie z sugestią sprawdziła informacje o statku, najpierw te powszechnie dostępne - spodziewała się znaleźć reklamy i proste informację, które pozwolą jej bardziej się zagłębić.

Honey Queen rzeczywiście było luksusowym, acz stosunkowo niewielkim statkiem wycieczkowym. Roksana nie miała problemu ze znalezieniem mnóstwa reklam, zdjęć i filmików. Dowiedziała się też, że zwykle statek pływa między Florydą a Karaibami. Trochę więcej grzebania i odkryła, że statek przebywa obecnie w Vice City, gdzie przechodzi lekką renowację.
Tymczasem program podał jej, że ostatnio Marlo wykonywał połączenia w nocy, w której zaatakował Prawn. Natomiast ostatnie logowanie z telefonu Marlo miało miejsce dzisiejszej nocy i to z okolicy, w której znajdował się klub Malibu.

- Ciekawe, ktoś logował się z telefonu Marlo - mruknęła spoglądając na Anjali. - Gdzieś w okolicy Malibu. Jeśli wylazł z nory w której się chował taką górę jak on będzie łatwo zauważyć, choć bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że ktoś użył po prostu jego telefonu… właśnie miała tak samo Nokturn sprawdzić - przypomniała sobie i zaraz zaczęła szukać w historii połączeń Marlo numeru Nocturn.Spodziewała się znaleźć je, jako jedno z ostatnich w dniu w którym widział ją po raz ostatni. Równolegle uruchomiła program,który ukrywa adres IP komputera. Zamierzała teraz odnaleźć plany renowacji i inne dokumenty związane ze statkiem, które firma remontująca i właściciel nie koniecznie chcieli ujawniać osobom trzecim, więc mogli by być źli o to małe włamanie, jakie szykowała.
- Myślisz, że Max, albo Lucian byliby zainteresowani tym gdzie może być Marlo? - zwróciła się do AJ.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 22-03-2020, 11:11   #76
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
- Nie sądzę, żeby mieli osobisty powód, by interesować się tym Marlo, ale wiedza to potęga i oni to rozumieją - odpowiedziała AJ, wiercąc się z nudów na łóżku.
Roksana tymczasem odnalazła firmę zajmującą się renowacją. Udało jej się włamać i zdobyć opis zlecenie renowacji (właściwie było to jedynie kilka drobnych napraw i usunięcie jednej poważniejszej usterki). Niestety dokładne plany samego statku były lepiej zabezpieczone i nie udało jej się do nich dostać.
Roxi trochę się skrzywiła, widząc, że jej się nie udało. Żeby nie wzbudzać podejrzeń i nie uruchamiać systemów ochronny, na razie wycofała się z systemu firmy. Może spróbuje jeszcze później.
- Marlo może mieć jakieś informacje na temat zaginionych… ale może być też kompletnie nieprzydatny bo ma całkiem przećpany mózg - westchnęła. - Biorąc pod uwagę to jaki nieobliczalny się zrobił, lepiej mieć go na oku. Ale to im zostawię decyzję co zrobią z tymi informacjami - powiedziała odchylając się w tył i kładąc na chwilę. - W sumie nie ustaliłem jak mam przekazywać informacje o statku. Na razie mam niewiele, nic co wymagałoby jakiś nadzwyczajnych umiejętności, ale można by ustalić gdzie mam przekazywać to co mam i w jakiej formie. Możesz się z kimś w tej sprawie skontaktować? - zapytała podnosząc się. - Ja poszukam informacji u producenta, w porcie macierzystym i zapytam zaprzyjaźnionego hakera, czy nie da rady mi czegoś podrzucić. Wolałabym nie szarżować z cudzego komputera… - stwierdziła szukając kontaktu z CimeX.

- Od czego masz mnie? Przekażę im wszystko co znajdziesz - odpowiedziała. - Multimedia wypal na płycie i będzie dobrze…
Roksanie udało się skontaktować z hakerem, a ten zapewnił, że jeszcze dzisiaj będzie miała wszystko, co tylko da się o tym statku znaleźć.

Roxi uśmiechnęła się. Przynajmniej CimeX, kimkolwiek był i gdziekolwiek był, jak zawsze był niezawodny. Napisała mu czego dokładnie potrzebuje i podziękowała, zapewniając, że odwdzięczy się jak tylko będzie mogła - jak okoliczności się uspokoją i będzie mogła - pomyślała. Potem zajęła się usuwaniem swojej działalności z pamięci komputera. Zawsze trzeba zacierać ślady.
- Poczekam, co mi przyśle znajomy - powiedziała odkładając w końcu klawiaturę. - Mamy teraz dwie możliwości: jeden zaczniemy naukę MSS, albo dwa: pokażesz mi Cytadelę - powiedział uśmiechając się szeroko.

Anjali gwałtownie usiadła.
- Tak! Wreszcie coś naprawdę ciekawego. Jeśli chodzi o Malkaviańską Sieć Szaleństwa, to musisz mieć świadomość, że mało kto o niej wie. Nie jest to powszechna wiedza nawet wśród naszego klanu. Choć nawet ci, którzy o niej nie wiedzą, mogą ku niej nieświadomie sięgać. Natomiast ci, którzy wiedzą o jej istnieniu, niekoniecznie muszą umieć się nią posługiwać. To kwestia zarówno talentu jak i doświadczenia. Zwykle im silniejsze jest w kimś Błogosławieństwo Malkava, tym łatwiej podpiąć się pod sieć. Ty opanowałaś dar, czyż nie? To co inni nazywają Dementacją albo Demencją?

- Opanowałam w pewnym stopniu - przyznała Roxi. - Vincent ćwiczył ze mną porozumiewanie się poprzez sieć, ale stwierdził, że nie mam do tego talentu i brak mi motywacji - przyznała. - Teraz mam z pewnością więcej motywacji, niż po kilku ciężkich latach jego treningów, ale nie wiem jak z talentem. Nie wiedziałam, że nie każdy jest w stanie tego używać… znów byłam pewna, że jestem wybrakowana i go zawiodłam - dodała smętnie… - O w sumie miałam dziwny sen jak byłam martwa w szafie… widziałam takie ładne światełka i znanych mi Malkavian, ty też tam byłaś, Sig, Kayah i Vincent…

- Wooo, malkaviańska choinka! Takie drzwewo klanowe tylko ze światełkami! - zachwyciła się Anjali. - To chyba dobry znak! Święta Bożego Narodzenia nie mogą być złe. No to może w ten sposób spróbuj się połączyć z MSS? Wyobraź sobie to co widziałaś w tym śnie, ale tym razem… nie oglądaj, tylko popłyń!

- Dla mnie to wyglądało jak sieć światłowodowa - Roxi uśmiechnęła się z rozbawieniem. - Sieć, też nie może być zła, sama w sobie - powiedziała po czym skupiła się na wizji. Skoro to było jak sieć, jak internet, który znała nawet od najciemniejszej strony, postanowiła, że będzie się poruszać po tym jak po internecie. Odnalazła Gwiazdę Anjali, wyobraziła sobie okienko czatu i to jak wpisuje w nią wiadomość “Próba mikrofonu”, po czym wysłała. Chwilę czekała na odpowiedź. W jej okienku wciąz migał kursor. Już miała zrezygnować, gdy coś… tak to było dobre słowo, coś się wyświetliło. Chwilę zastanawiała się jak to odczytać, zinterpretować, po czym westchnęła i spojrzała na Anjali.
- Nie jestem pewna rezultatu… dostałaś wiadomość? Odpowiadałaś? Jak to właściwie działa, przesyła słowa, myśli, emocje… kod html? - zapytała.

- Nic nie słyszałam, ale przy chórze głosów, który zwykle słyszę, twój mógł łatwo zostać zagłuszony, przykro mi - odpowiedziała smutno Anjali. - Hmm, wydaje mi się, że każdy odbiera to inaczej, bardzo indywidualnie. Ja ciągle słyszę głosy, ale już taka Kayah odbiera z sieci bodźce wizualne. Nie wiem jak to wygląda w przypadku innych. Dlatego właśnie zsynchronizowanie się jest bardzo trudne. Nie przejmuj się, jeśli nie będzie ci od razu wychodzić. Sprawne posługiwanie się MSS to coś, co niewielu opanowuje.

- To co słyszysz, ten chór, to twoje głosy, czy innych? - zapytała zaciekawiona Roxi. - No i czy już kiedyś udało ci się posłużyć MSS, możesz mi o tym opowiedzieć? - poprosiła.

- Są moje, bo rozbrzmiewają w mojej głowie, ale nie są moje, bo nie pochodzą z mojej głowy - odparła Anjali. - Największym wyzwaniem jest nie zgłupieć i wyłapywać to, co akurat może być przydatne. Jak to, że byłaś zamknięta w szafie. Czasami to szukanie igły w stogu siana, innym razem gra w trzy kubki. Czasem to hałaśliwe brzęczenie, które lepiej zignorować, żeby skupić się na czymś innym…
Zamilkła na chwilę, szukając w pamięci.
- Były takie momenty, gdy udawało mi się świadomie używać MSS. Na przykład do kontaktu z głową mojego rodu. To było jak… szukanie cieni w półprzejrzystych, lodowych ścianach. Udawało mi się też sięgnąć do naszej matriarchini. To z kolei było jak spoglądanie w krwawe tafla bliźniaczych stawów… Kontakt z innymi jest dużo trudniejszy, zwykle możliwy jedynie na bliższe odległości. Z SinSigSilem dla przykładu mogę się połączyć, ale średnio w jednej na osiem prób. W jego przypadku problem jest tym, żeby wycelować w Sila, bo Sig zwykle stoi za sterami świadomości, a Sin nie jest skory do rozmowy i może cię poranić, jeśli się do niego zbliżysz.

- Rozumiem, czyli dla każdego połączenie działa inaczej. To takie fascynujące. Myślałam, że to będzie jak podpięcie się pod internet, raz instalujesz wtyczkę i śmiga - uśmiechnęła się trochę zawiedziona. - Ale i tak lepiej to rozumiem niż kiedy ćwiczyłam z Vincentem. On ograniczył się do wyjaśnienia że mam się skoncentrować. A tak jak przy nim jestesmy, myślisz, że to może być zależne od stopnia spokrewnienia, na przykład, że tych blisko słyszy się lepiej, i tak dalej, albo o zgrozo, że Vincent mógł mi założyć kontrolę rodzicielską, co jeśli podsłuchuje? - zapytała przejęta.

- Hmmm… to chyba nie tak. Wydaje mi się, że masz lepszy kontakt z tymi, którzy są ci bliżsi, lecz bliskość nie wyraża się tylko więzami krwi. Czasami silne uczucie może ułatwić kontakt. Czasem podobieństwo dusz i umysłów. Wygląda na to, że ten twój Vincent niewiele z tego rozumiał. Koncentracja, skupienie, to był jego sposób, ale niekoniecznie musi on działać dla ciebie. Dla mnie by nie działał. Wiem, bo próbowałam. Mi idzie łatwiej płynąć z prądem. Prądem myśli, słów, świadomości… Nie obawiałabym się, że cię obserwuje. Nie przez MSS. Sieć jest zbyt chaotyczna, zbyt płynna, by korzystać z niej jak narzędzia. Tworzą ją umysły: różnorodne, skomplikowane, często skrzywione. Łatwo się pogubić. Łatwo zostać pogrzebanym pod nadmiarem myśli i wrażeń, jeśli nie jest się dostatecznie ostrożnym. Próby kontaktu mogą przypominać grę w głuchy telefon, gdzie wszyscy uczestnicy są pijani, naćpani albo lunatykujący. Im prostszy efekt pragniesz uzyskać, tym większa szansa, że ci się to uda. Łatwiej będzie ci wyczuć czy Vincent znajduje się w miejście niż sięgnąć ku jego umysłowi. Eh, znów się rozgadałam… jeśli jesteś zmęczona moim paplaniem, możemy chwilę pograć - zaproponowała.

- Nie przeszkadza mi jak mówisz, zwłaszcza jak mówisz o rzeczach, o których nie wiem. Nie wiem czy to następstwo mojego spotkania z Vincentem, czy zawsze tak miałam, ale uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy - wyjaśniła. - Powinnam spróbować z Sigiem, jesteśmy prawie tacy sami - zauważyła jakby do siebie. - Ale nie chcę żebyś się nudziła. Odpalaj Cytadelę, w końcu dowiem się o co chodzi w tym w co wszyscy grają - dodała, po czym położyła się na jej kolanach. - Zabawa jak ze starszą siostrą - dodała wesoło.

- A ja lubię mówić rzeczy, zwłaszcza rzeczy, o których ludzie nie wiedzą, pasujemy do siebie, Perełko! - ucieszyła się Anjali, włączając grę. - Nie powiedziałabym, że wszyscy w to grają, to nadużycie. Ale jakimś trafem ta gra trafiła do wielu Spokrewnionych, głównie tych z Michigan, ale nie tylko. Mam wręcz wrażenie, że twórca tej gry, Levy, sama jest wamprzycą. Obstawiam, że z klanu Nosferatu, ale może po prostu kieruję się stereotypami - wzruszyła ramionami.

- No właśnie to miałam na myśli. Ostatnio co nie spotkałam kogoś nowego, w zasadzie wcześniej nie spotkałam nowych osób tak często, to się okazywało, że gra. Można by nauczyć w to grać starszyznę, niech rozwiązują swoje spory naparzając się w cRPGa, a nam pozwolą cieszyć się młodością i wolnością - stwierdziła rozbawiona.
 
Shinju jest offline  
Stary 23-03-2020, 11:24   #77
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Anjali roześmiała się.
- Genialny pomysł. Obawiam się tylko, że jak zaprezentujesz im myszkę, będą się zastanawiać jak z niej wyssać krew - zakpiła. - No ale przynajmniej my możemy się nacieszyć grą, czyż nie?
Wspólnie z Roksaną przeszła questa polegającego na oczyszczeniu nawiedzonej posiadłości, którą zajęła smocza kapłanka, która wypełniła ją nieumarłymi potwornościami. System walki okazał się być stosunkowo prosty, ale wymagający kompleksowego podejścia - wykorzystywania umiejętności postaci, dostępnych przedmiotów jak i umiejętności gracza.
Nagle pojawiła się wiadomość na czacie.
[Chester]: Hej, Anjali, zamierzasz się pojawić na tegorocznym Karnawale Szaleństwa? Ziggy już potwierdził przybycie Cyrku, więc ja będę na pewno. Jerry'emu bardzo zależy, żeby to było największe spotkanie od czasu poprzedniego największego spotkania, wiesz jaki on jest. Sprasza wszystkich. Rodzinę, Przyjaciół Rodziny, Cyrk Czterech Płomieni, Gang Kapeluszników i masę gości, jakby chciał przyćmić Palla Grande samego Regenta.
[Anjali]: Spokojnie, Kocie z Cheshire, wiesz, że udostępniam moją postać moim przyjaciołom? Co jeśli to nie ja, a kto inny?
[Chester]: Miałem przeczucie, że to ty. A kocie przeczucia zawsze się sprawdzają :3
[Anjali]: Chciałabym więc być kotem.
[Jerry]: Anjali!
[Jerry]: Przyjedź na Karnawał!
[Jerry]: Przyjedź!
[Jerry]: Proszę!
[Jerry]: Będzie super!
[Jerry]: Spróbujemy pobić rekord.
[Jerry]: Przekaż pozostałym w twoim mieście.
[Jerry]: Śniącej
[Jerry]: Tańczącemu na Szkle
[Jerry]: Matce Arszenik
[Jerry]: Tkaczce Cieni
[Jerry]: Rekinkowi - niech weźmie wszystkich swoich rekrutów.
[Anjali]: Nie wiem czy przyjadę.
[Jerry]: Anjali! D:
[Jerry]: Co ty mówisz?!
[Jerry]: Z Rodziną nie chcesz się spotkać?!
[Jerry]: Serce mi krwawi!
[Jerry]: A krew w ten sposób straconą trzeba uzupełnić
[Jerry]: Chcesz, żebym musiał polować, jak powinienem expić?
[Jerry]: Słuchaj
[Jerry]: Podobno w tam u ciebie jest też Bill Nexus.
[Jerry]: Zaproś go z całą jego dzieciarnią.
[Jerry]: Będzie fajnie.
[Jerry]: Obiecaj mu, że będzie mógł się zmierzyć znowu z Versusem.
[Jerry]: Na pewno go to przekona.
[Jerry]: Możesz też zaprosić innych Gości.
[Jerry]: Wieżę w twój dobry gust.
[Jerry]: Wierzę*
[Jerry]: To widzimy się w okolicach Halloween.
[Jerry]: Trzymkaj się!
[Chester]: Będzie cię dręczył aż mu potwierdzisz. Więc po prostu się zgódź.
[Anjali]: Zobaczymy. Tu u mnie się sporo dzieje…
[Chester]: Pojawią się Vox Dei i Nox et Nod.
[Anjali]: Skąd wiesz?!!!!!
[Chester]: Mam swoje źródła :3
[Anjali]: Będę!
[Chester]: To chciałem usłyszeć. To do zobaczenia. Nie daj się zabić do tego czasu.
Anjali wylogowała się z gry i rzuciła na łóżko.
- Łomatko i ojczulku! - wyrwało jej się z piersi. - Perełko, chodź się do mnie połóż i przytul mnie mocno, bo mnie nosi!

- Do Hallowen jeszcze sporo czasu - powiedział Roxi podpełzając do niej i przytulając ją wedle prośby. - Co to za impreza? - zapytała zaciekawiona. Vincent był takim odludkiem, że nigdy nie wspomniał o jakiś zjazdach klanowych. Roxi zaczęła zastanawiać się czy on kiedykolwiek, gdziekolwiek wchodził jeśli nie musiał, tak jak w przypadku gdy na przykład spokrewniał ją.

- Karnawał Szaleństwa. Coroczny zlot naszej rodziny i jej przyjaciół. Zwykle zbiera się się około setki głów plus kilkunastu gości, ale rekordowo zjawiło się ponad czterysta osób. A w tym roku Jerry chce to przebić! Nie wiem nawet czy to możliwe…

- Sig też wspominał o jakiś zjazdach rodzinnych na Hallowen… tylko Vincent zawsze siedzi w domu… - westchnęła. - To chyba nowa tradycja co, taka która omija takich pierdzieli jak on - stwierdziła, w domyśle zastanawiając się czy nie omija też jej przez to że jest jej jego córką. - Ej, właśnie mi się przypomniało, miałam cię zapytać. - Podniosła się z ożywieniem na rękach. - W posiadłości, jak zapytałam czemu Perełko, powiedziałaś, że jestem cenna, co miałaś na myśli? - zapytała. - Nagroda, którą daje Książę jest taka duża? - dodała przekornie.

- Nowa? - Anjali pokręciła głową. - Ależ skądże znowu. Super stara. To ona od wieków cementuje nasze rodzinne więzi. Sig ci o niej wspominał? Może też chciał cię zaprosić. Nie jesteś częścią Rodziny, ale mogłabyś się stać… mogłabyś też pojawić się jako Przyjaciel Rodziny… albo Gość. Opcji jest wiele…
- Nie, nagroda księciunia nie ma tu nic do rzeczy. Powiedziałam tak, bo jesteś… wyjątkowa. To dzięki tobie i podobnym tobie historia idzie do przodu… a świat staje się coraz pełniejszy…

- Co? Ale przecież ja tylko wpadłam w kłopoty - stwierdziła. - Jakbym się nie wyrżnęła w ogródku, to pewnie siedziałbym teraz w jakiejś zapomnianej krypcie… albo spróbowała przenocować w piwnicach muzeum… miałam kilka opcji, po tym jak Vincent kazał mi nie wracać do miejsc związanych ze mną… w zasadzie to było dziwne, że tak to ujął - zastanawiała się chwilę. - Sig, w zasadzie jeszcze wtedy myślał, że jestem człowiekiem, chciał mnie spokrewnić… - dodała, uśmiechając się na wspomnienie tego jak o tym rozmawiali i na błysk w jego oczach, gdy miał pewność.

- Tak myślał? - Anjali roześmiała sie. - Sig nigdy nie był zbyt spostrzegawczy… ani zbyt bystry… ale ma serce we właściwym miejscu - stwierdziła ciepło. - Trochę żałuję, że nie spędzałam z nim więcej czasu, w końcu oboje jesteśmy z Rodziny, nawet jeśli z innych Rodów. No ale należymy obecnie do różnych grup, więc spoufalanie się mogło być niebezpieczne. Właśnie dlatego Karnawał Szaleństwa jest super, spotykamy się wszyscy i możemy być ze sobą otwarcie, nieważne kto z jaką grupą aktualnie pracuje i pod jaką banderą pływa. Karnawał to piracki port Nassau, gdzie wszyscy jesteśmy jednością… - rozmarzyła się.

- Może po prostu umiem się dobrze kamuflować. Wpadłam na niego jak prawie odgryzł komuś głowę… trochę paskudny widok. Strzeliłam mu focie i zwiałam, a jak mnie dogonił to wkręciłam, że chce być dziennikarką i namówiłam na wywiad. Fajnie było się tak bawić w udawanie zafascynowanej nastolatki. No ale po naszym spotkaniu u Vincenta, już wiedział. W zasadzie jak mnie złapał i przeskanował Demencją, byłam pewna, że mnie zabije… ale na szczęście zdążył się przywiązać - stwierdziła uśmiechając się. - Karnawał brzmi jak bajka… ale chyba Camarilla tego nie pochwala? Żadnego spoufalania się z Sabbatem i Anarchistami - dodała udając stanowczy ton.

- Ale historia! - zachwyciła się AJ. - Musisz być niezłą aktorką. Jeden z wielu twoich talentów - uśmiechnęła się przymilnie. - Cieszę się, że Sig nie zrobił ci krzywdy. On potrafi być okrutny, to prawda, ale ma serce we właściwym miejscu - powtórzyła się. - Zdziwisz się, ale Camarilla jak najbardziej to pochwala! - zaśmiała się. - To znaczy nie cała, jakby się dowiedzieli ci co nie powinni, to mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Ale Jerry, który w ostatnich latach kilkukrotnie był gospodarzem Karnawału, i jak się zdaje, jest nim znowu, jest Księciem Ann Arbor i okolic. To takie miasto niedaleko Chicago - dodała wyjaśniająco. - Zresztą Karnawał Szaleństwa ma kilka zasad, a jedną z najważniejszych jest to, że w jego trakcie takie szufladki jak "Camarilla", "Sabbat" czy "Anarchowie" są łamane w drzazgi i rzucane w ognisko nad którym przeskakujemy podczas tańców - powiedziała z uśmiechem. - Członkowie Rodziny są w każdej z tych organizacji. Ród Szkarłatu najliczniejszy jest w Sabbacie. Ród Złota wśród Anarchów. Ród Szafiru wśród Camarilli. Ale są wyjątki. A ja jestem jednym z nich, bowiem moje oczy zdradzają, że jestem z Rodu Szafiru - wskazała na swoje intensywnie niebieskie tęczówki.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 24-03-2020, 22:59   #78
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
- No a Vincent? Chyba by mi powiedział jakby wiedział, prawda…? no bo czemu miałby to przede mną ukrywać i tak mnie izolować… choć w sumie sama jestem trochę sobie winna, może jakbym się wykazała większą inicjatywą to bym nie miała wrażenia, że wszyscy malkavianie w Camarilli mnie nie lubią. No ale z drugiej strony… Anjali, tylko się nie śmiej, proszę, ja byłam pewna, że z jakiś niewyjaśnionych przyczyn ominęło mnie szaleństwo. Dopiero jak użyłam demencji na Sigu, to do mnie dotarło. To dziwne, prawda powinnam była wiedzieć… - powiedziała smętnie.

- Vincent? Czemu ciągle o niego pytasz? On nie ma żadnych powiązań z naszą Rodziną i nigdy nie będzia miał, jeśli będę w stanie coś na to poradzić! - zapewniła żarliwie. - I nie martw się, Błogosławieństwo Malkava różnie się objawia. Jeśli z tobą obeszło się łagodnie, powinnaś się cieszyć, nie smucić. Zbyt wielu członków naszego klanu otrzymuje zbyt wiele i łamie się nim jest w stanie zrealizować swój potencjał.

- No bo… jestem jego córką… wszyscy postrzegają mnie poprzez niego. No i mam przez niego kompleksy i kryzys osobowościowy i lojalnościowy i w ogóle sama już nie wiem co jeszcze - westchnął, po czym znów się położyła i przytuliła do AJ. - Nieważne. Powoli poukładam sobie to w głowie, może Sig pomoże mi sprawdzić czy moje szaleństwo stanowi dla mnie albo kogoś innego zagrożenie, albo sama to zrobię… - zamilkła na chwilę. - A wy, w sensie Neonki, byliście kiedyś w Camarilli prawda? - zapytała.

- Oh, przepraszam, naprawdę! - Anjali się przejęła. - Naprawdę nie pomyślałam, że tak się czujesz. Być postrzeganym jako przedłużenie swego Stwórcy… to coś, co dawno temu powierzyłam głębinom mórz niepamięci…
- No tak nie do końca, Perełko. Lucian był Obywatelem Camarilli, owszem. Emily, Matt, Pawzee byli osieroconymi w czystce Świeżakami. Maxa chyba spokrewnił już po założeniu Aniołów? Nie jestem pewna. Potem dołączył Smokefish, który wcześniej był chyba Anarchem, Perry, który od początku był Sabatnikiem, a na końcu ja. Ja kiedyś należałam do Camarilli, ale to było dawno temu. No i jest jeszcze Kayah, której obecność przypieczętowała nasz pakt z Rekinami.

- Rany… - westchnęła Roxi. - Jak tak teraz się nad tym wszystkim zastanawiam… co prawda bolało jak mnie prześrutowały i zabełtowały te dwa ghule… ale gdyby nie to, to bym do was nie trafiła i dalej była marionetką Vincenta. I jakoś mam takie przeczucie, że mnie nie okłamujesz z tym wszystkim… widać między wami prawdziwą więź. To takie miłe - mruknęła.

- Awww, to takie urocze! Jesteś kochana, Perełko - Anjali cmoknęła mniejszą wampirzycę w czoło. - I oczywiście, że cię nie okłamuję. Znalezienie kogoś, komu mogę opowiedzieć o mojej Rodzinie zawsze jest wspaniałym przeżyciem. Jakbyś więc chciała dowiedzieć się nawet więcej, pytaj śmiało. Ewentualnie możesz pytać Siga, ale on nie o wszystkim lubi mówić, bo… cóż, nie raz się wygłupił i pewnie wolałby kilka rzeczy przemilczeć.

- O! To o tym musisz mi koniecznie opowiedzieć. - zaśmiała się Roxi, po czym podniosła i sięgnęła po klawiaturę. - Sprawdzę czy CimeX coś już wysłał. Kurcze, znamy się kilka lat, po tym jak próbował mnie shakować, a ja tak naprawdę nic o nim nie wiem - powiedziała w zamyśleniu. - W sumie… o sobie też dużo nie wiem - wzruszyła ramionami sprawdzając prywatny kanał czatu i z przyzwyczajenia zerkając na serwer.

Haker zdążył przesłać Roksi dokładne plany statku oraz informację, że został on ostatnio wynajęty na prywatne wydarzenie przez niejakiego Michaela Rodrigueza, czarnoskórego muzyka jazzowego o pięknym głosie, który nigdy jednak nie zrobił wielkiej kariery, ale za to wmieszał się w jakieś mafijne sprawy.
- Spójrz na to z tej strony - zaproponowała wesoło Anji - Im mniej o kimś wiesz, tym więcej masz o nim do odkrycia! Hmmm… nie wiem ile powinnam o Sigu opowiadać… na pewno ma w Rodzinie reputację kogoś kogoś, kto lubi pozować na ważniejszego i groźniejszego niż rzeczywiście jest. Ale wszyscy wiedzą, że tak naprawdę chce się przypodobać Versusowi, swemu Stwócy. Swoją drogą to od niego podłapał ten pomysł z zębami, wcale nie od Rekinów. Ironia losu, czyż nie? Ja serio pytam, bo tak naprawdę nie jestem pewna, czy używam słowa "ironia" właściwie. Głosy nie są co o tego zgodne…

Roxi przejrzała przesłane materiały.
- W sumie, na tym polega między innymi nasz układ. Nie zadajemy pytań osobistych, nie szukamy się wzajemnie, nie wchodzimy sobie w drogę, o ile rzecz jasna się wykryjemy. Chociaż jego robotę poznałabym po pierwszej linijce… albo po trzech pierwszych. Ma tak cudownie uporządkowany sposób działania - powiedziała, rozglądając się za jakąś płytą. - Więcej chyba nie trzeba, nie wiem na ile Lucian ma plastyczną wyobraźnie, czy starczą mu plany i zdjęcia z reklamówek i archiwów renowacji, no ale myślę że można zgrywać - dodała odkładając klawiaturę. - Im więcej dowiaduję się o Sigu, tym bardziej jestem skłonna się z nim zgodzić, że jesteśmy tacy sami - stwierdziła. - Choć w zupełnie inny sposób. Ja też przez cały czas próbowałam przypodobać się swojemu stwórcy i jestem pozerem. Mam metr pięćdziesiąt i bez dostępu do internetu i miecza czuję się faktycznie jak zagubiony kurdupel. Zawsze włażę na jakieś stołki, murki, płoty albo inne meble czy ogrodzenia, żeby ludzie nie patrzyli na mnie z góry - westchnęła, po czym zamyśliła się. - Ironia to drwina, złośliwość lub szyderstwo ukryte w wypowiedzi pozornie aprobującej, musiałbym szerzej znać kontekst rekinowej filozofii zębów żeby dobrze to ocenić w tym przypadku. Stwórca Siga, nie jest w tej samej Sforze, w serfujących rekinach? - zapytała. - Jak się właściwie tworzą sfory i koterie?

Anjali machnęła ręką.
- Mniejsza o trudne słowa.
Po dłuższej chwili zastanowienia, zaproponowała:
- Może chciałabyś się czegoś nauczyć, żeby poczuć się pewniej? Mogłabym dać ci kilka porad w kwestii takiej chociażby Potencji. To dyscyplina bardzo przydatna dla wampirów preferujących walkę wręcz… - uśmiechnęła się, emanując pewnością siebie.
- Uhm, Versus? Nie. On nie należy do Rekinów - pokręciła głową. - On pracuje jako ochroniarz i Oprawca na dworze Jerry'ego, wspomnianego wcześniej Księcia Ann Arbor - powiedziała, ledwie wstrzymując chichot.
- Koteria zasadniczo to po prostu grupa wampirów, która przez pewien czas dąży do wspólnego celu, więc wystarczy zebrać kilku Spokrewnionych i bach, oto jest i Koteria. W przypadku Sfory sytuacja jest już bardziej skomplikowana. Sfory są trwałe. Oczywiście nie jest już tak sztywno jak kiedyś i jeśli ktoś chce przeskoczyć z jednej Sfory do innej, to jeśli obie się zgadzają to nie ma problemu. Gorzej, kiedy zgadza się tylko jedna. Wtedy zwykle dochodzi do tarć. Czasem nawet do konfliktów… No i jest jeszcze ta kwestia, że o ile członków Koterii łączą tylko wspólne interesy, to członków Sfory łączy rytuał zwany Vaulderie…

- To tłumaczy dlaczego zawsze należałam do jedno góra dwuosobowej koterii - westchnęła. - Chętnie skorzystam z twoje propozycji, ale za jakiś czas. Na razie będę cię zamęczać ćwiczeniami z MSS i Siga, jak już będę mogła wychodzić, chociaż mówił, że nie jest w tym za dobry - powiedziała uśmiechając się lekko. - Na razie będę nadrabiać groźną miną, jak to robiłam przy naszym pierwszym spotkaniu - dodała.

- Dwuosobowej?! Są tacy, którzy spieraliby się, czy to w ogóle można nazwać koterią… Biedulko moja - przytuliła Roksanę. - Nie znasz uroku rodzinnego wampiryzmu, ale jeszcze nic nie jest stracone! Pomogę ci się oswoić z większym towarzystwem. Oczywiście powoli i stopniowo, nie rzucę cię od razu w sam środek liczącego kilka tuzinów tłumu - zapewniła.

- Brzmi wspaniale - powiedziała Roxi, wyraźnie ucieszona. Może nie uważała się za duszę towarzystwa, ale mają jako wsparcie jedynie Vincenta, też nie czuła się najlepiej. A z pewnością nie czuła się wspierana tak jak tego potrzebuje. Wmawiała sobie, że pewnie jej to przejdzie z wiekiem, ta potrzeba mentorskiego wsparcia, ale chyba się myliła. - Opowiedz mi jak to wszystko wygląda poza Camarillą. Struktury społeczne, zwyczaje, święta i rytuały - mruknęła z fascynacją w oczach.

- Wszystko? Wszystko to bardzo, bardzo dużo - stwierdziła z pewnym niepokojem Anjali. - Zwłaszcza że poza Camarillą jest Sabbat, są Anarchowie, Autarkowie, Klany Niezależne… Od czego tu zacząć?

- Zacznijmy od Sabbatu, od najważniejszych rzeczy. Będę dopytywać. Opowiedz o rytuałach dołączania do Sfory - poprosiła.- Inne formacje zostawimy sobie na kiedy indziej - dodała.

- No dobrze… Z Sabbatem jest ten problem, że jest bardzo, ale to bardzo różnorodny. I o ile rzeczywiście stosuje się rytuały dla rekrutów, to mogą się one bardzo różnić między poszczególnymi Sforami. Najsłynniejszym jest ten, którym czasem Starsi straszą swoich Potomków. Nazywam go "rytuałem podwójnej śmierci", ale nie jest to oficjalna nazwa. Kandydat na nowego członka Sabbatu, czy to człowiek czy wampir, zostaje wysłany, żeby zabić osobę wskazaną przez Sforę, to jest pierwsza śmierć. Potem jest zabierany w ustronne miejsce, na cmentarz albo do lasu, osuszany z krwi, obdarowywany niewielką jej ilością (wystarczającą, żeby śmiertelnika Przemienić a wampirowi umożliwić funkcjonowanie), pozbawiany przytomności, zwykle uderzeniem łopatą w głowę (stąd popularne określenie "łopatogłowi", i zakopywany. Po odzyskaniu przytomności zwykle wpada w szał i próbuje się wydostać z płytkiego grobu. Jeśli mu się to uda, jest karmiony i zabierany do kryjówki. Jeśli nie… cóż, jest pozostawiany. Ze Sfor działających tu, w Vice City, jedynie Czerwone Oczy wciąż praktykują ten potworny, przestarzały zwyczaj…
Nietoperze z Piekła Rodem (Bats Out of Hell), każą swoim kandydatom przechodzić trzy testy. Test odwagi i samokontroli polegający na tańcu z ogniem. Test wytrzymałości i determinacji polegający na wytrzymaniu określonego czasu na ringu z jednym z członków Sfory, oraz test zaufania, niestety nie wiem na czym ten ostatni polega.
Co do Surfujących Rekinów, to nie znam szczegółów, ale na pewno każdy kandydat, który już jest Spokrewniony, musi sprowadzić ze sobą innego wampira na ofiarę dla Ducha Rekina. Nie wydaje mi się, by którekolwiek z nich zostało po prostu Przemienione. Chyba wszyscy dołączali już jako wampiry… - AJ potarła swój podbródek.
Co do Braci Apokalipsy, Księżycowych Wilków i Złotych Tygrysów to nie mam zielonego pojęcia jakie u nich panują zwyczaje. Do miasta te Sfory przybyły niedawno i miałam z nimi dość ograniczony kontakt. Zbyt mało czasu z nimi spędziłam, żeby wypytywać o takie rzeczy.

- Wooow, dużo wiesz - powiedziała w zachwycie. - To ma sens, nawet rytuał Podwójnej Śmieci. Znaczy miałby jakby działał jak założono, że przetrwają tylko najsilniejsi, w końcu Sabbat stawia na siłę. Ale spotkałam łopatoglowych, raczej marną siłę stanowili, nawet w szóstkę, przeciw mnie i Sigowi… - mruknęła w zamyśleniu. - Jeśli chodzi o Rekiny, myślałam, że powiesz coś w stylu, złapać na desce najwyższa falę, albo coś w tym stylu. Nie mówiąc już o tym, że byłam pewna, że akurat Ducha Rekina, to Sig zmyślił, jak z nim wywiad robiłam… swoją drogą mówił też że coś zostało mu skradzione i jest zły… może to też nie był pic na wodę - zastanawiała się na głos. - A wy? Co będę musiała zrobić, żeby stać się pełnoprawnym członkiem Aniołów? Choć do Anioła mi raczej dużo brakuje… neonowa też nie jestem … - mruknęła do siebie.
 
Shinju jest offline  
Stary 26-03-2020, 12:39   #79
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
- Teoria nie odpowiada praktyce, nieprawdaż? - Anjali westchnęła. - Wielu wpływowych Sabatników wręcz uważa rytuał tworzenia łopatogłowych za narzędzie do tworzenia ogłupiałych grup żołnierzy, ale nie prawdziwych, wartościowych członków Sabbatu. Kandydatów na tych wyszukują starannie i należycie szkolą. Mam nadzieję, że Regentka kiedyś wreszcie zakaże stosowania tej metody, ale cóż… na pewno ma większe problemy na głowie.
- Jeśli zaś chodzi o wstąpienie do Neonowych Aniołów, to nie musisz się obawiać. Nie ma tutaj żadnych testów jako takich. Wystarczy, że podczas głosowania zaakceptuje cię więcej niż połowa aktualnej Sfory. Potem ma miejsce rytuał w ramach którego składasz obietnicę lojalności i wzajemnej pomocy, a twoi nowi kompani obwieszają cię glow-stickami. Całkiem urocze, moim zdaniem.

Roxi zaśmiała się rozbawiona.
- Faktycznie urocze. A jak się tworzy Sfory? Są jakieś obostrzenie, trzeba komuś podanie złorzyć, czy każdy kto jest na tyle silny żeby zgromadzić wokół siebie jakąś grupkę,może sobie taką sforę stworzyć i wymyślić dla niej zasady? - zapytała.

- Sforą może się nazywać każda stała grupa przynajmiej trzech wampirów praktykująca regularnie Vaulderie. Oczywiście są też inne tradycje i rytuały o różnym stopniu ważności, ale to Vaulderie jest najważniejsze. Dodatkowo jeśli Sfora znajduje się na terenie podlegającym jakiemuś Biskupowi, to taki sabacki odpowiednik Księcia, to powinna się u niego zgłosić i stosować się do wyznaczonych przez niego zasad jak długo przebywa na zarządzanym przez niego terenie. Zważ, że użyłam słowa "zarządzanym", a nie "rządzonym", gdyż Biskup, w przeciwieństwie do Księcia, nie wywodzi swojej pozycji z dających mu prawo do decydowania Tradycji, ale z własnej siły, mądrości i reputacji.

Roxi przytaknęła głową na znak, że rozumie.
- Co to jest Vaulderie, na czym polega? - zadała kolejne pytanie i spojrzała na zegar w telefonie. Co prawda wyjęła kartę sim, ale oprogramowanie wciąż mierzył czas, dlatego mogła liczyć na to, że wskaże prawidłową godzinę. - Przydałaby się nowa karta… - mruknęła.

- Da się załatwić - zapewniła Anjali, po czym kontynuowała wykład. - Vaulderie to najważniejszy z rytuałów Sabbatu. Pozwala na zerwanie dotychczasowych Więzów Krwi i służy wzmacnianiu poczucia więzi i lojalności między członkami Sabbatu. W swej najprostszej formie polega na tym, że wszyscy uczestnicy rytuału upuszczają trochę swojej krwi do wspólnego naczynia, a potem po piją powstałą mieszankę. Często jest to okazja do złożenia przysięgi lojalności, wymiany informacji, ogłoszenia aktualnych celów albo wygłoszenia kazania przez Kapłana Sfory. Szczegóły mogą różnić się znacząco pomiędzy poszczególnymi Sforami. U Neonowych Aniołów ograniczamy się do minimum, zwłaszcza że jesteśmy bardzo zgraną Sforą i przebywamy w swoim towarzystwie przez większość czasu.

Roxi na chwilę zamyśliła się i westchnęła.
- Zaczynam rozumieć dlaczego Camarilla tak bardzo stara się żebyśmy unikali kontaktów z Sabatem. Jeśli ktoś nie jest chorobliwie ambitny i nastawiony na władzę, nie będzie czuł się z nimi dobrze. Ale sami kopią pod sobą dołki tak bardzo odcinając się od więzi - stwierdziła. - Vincent zawsze traktował mnie jak narzędzie… do tego często miałam wrażenie, że jak zepsute narzędzie - znów westchnęła. - Dziwnie się czuje z myślą, że teraz powinnam o nim zapomnieć i poszukać swojego miejsce na świecie - mruknęła.

- Nie będę kłamać, że w Sabbacie nie ma osób chorobliwie ambitnych i głodnych władzy - westchnęła Anjali. - W Vice City określiłabym tak na pewno Maxa Reda, Ductusa Czerwonych Oczu, a nie wiem o ile Czarna Wendy z Nietoperzy z Piekła Rodem mu pod tym względem ustępuje… Ale nie mówmy teraz o nieprzyjemnościach. Skupmy się na tobie. Ty powinnaś skupić się na sobie. Na odkryciu kim tak naprawdę jesteś i czego pragniesz. Na znalezieniu swojego miejsca w świecie, jak to ładnie określiłaś. Pamiętaj tylko, że dom to nie miejsce, ale otaczające cię osoby - zakończyła z uśmiechem.

- Przyzwyczaiłam się, że ktoś mną kierował do tej pory. Że spełniam czyjeś zachcianki i rozkazy. Dziwnie mi teraz myśleć o sobie - mruknęła. - Ale przynajmniej wiem, kogo z sabatu unikać - dodała z uśmiechem. - Chyba mam dość autorytarnych postaw - stwierdziła. - Nigdy nie poznałam Nocturn, ale mam wrażenie, że bym jej nie polubiła - stwierdziła.

- W byciu prowadzonym też można odnaleźć dziwną błogość - powiedziała Anjali niespodziewanie. - Jeśli ufasz komuś… jeśli wiesz, że ma na celu dobro… to nawet jeśli go nie rozumiesz, chcesz za nim podążać… Oh, wybacz, znowu myślę o sobie. Okropna ze mnie przyjaciółka! - stuknęła się zaciśniętą dłonią w skroń. - Co do Noctrum, to chyba masz rację. Przynajmniej na podstawie tego co o niej słyszałam od… Och! Powinnam się zameldować Lucianowi, przekazać mu informacje, sprawdzić czy znaleźli twoje rzeczy… Pogadamy jeszcze przy innej okazji, dobrze? Jutro mogę się nie pojawić, bo wiesz, koncert, ale pojutrze będę na pewno - obiecała.

- Dobrze - powiedziała Roxi bez większego przekonania. - Nagraj mi jakiś fajny kawałek, lubię poznawać nowe rzeczy, a nie znam tego zespołu - poprosiła. - Co mam robić jakby zdarzyło się coś… nieoczekiwanego? - zapytała przezornie. - Będziemy mieć jakiś kontakt?

- Możesz mi wysłać SMS z komputera - odpowiedziała uspokajającym tonem. - Ale nie sądzę, by cokolwiek ci mogło zagrozić. Gdyby tak było, miałabym przeczucie. A nie mam. Żadnych zagrożeń jak daleko sięga mój duchowy sonar.

- Skoro jesteś specem od przeznaczenia… - Roxi uśmiechnęła się lekko, choć wątpiła miała być objęta zagrożeniowym sonarem Anjali. - Obiecuję nie wpadać w kłopoty - powiedziała. - Jakbyście wy potrzebowali mi coś przekazać, będę na czacie, może trochę pogram… pewnie umrę z nudów. Przeszukam pokój, pewnie go posprzątam… może znajdę jakiś książki Iana - dodała.

- Rozwinięty umysł zawsze znajdzie sposób, aby przegonić nudę. Dasz radę - cmoknęła Roksi w czoło i zaczęła się zbierać. Kilka chwil - i już jej nie było.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline  
Stary 26-03-2020, 16:09   #80
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
----
Kolejnej nocy, kiedy Anjali była na koncercie Krwawych Wiedźm, Mrozow zdecydowała spróbować swoich sił w łączeniu się z Malkaviańską Siecią Szaleństwa. Dwie godziny minęły nim udało jej się uzyskać na wpół świadomy stan, w którym jej umysł stworzył wizję…
Znalazła się na środku autostrady utkanej z falującego zielonego światła. Gdy bliżej przyjrzała się powierzchni, zrozumiała, że efekt falowania wynikał z tego, że składała się z niezliczonej ilości zmieniających się miejscami zer i jedynek.
Nie mając innego wyboru ruszyła przed siebie drogą. Nie wiedziała ile czasu minęło nim dotarła do rozwidlenia. Zjazd w lewo prowadził do zabytkowej posiadłości na lesistym wzgórzu. Zjazd w prawo zabrałby ją do oświetlonego neonami aquaparku. Mogła też podążać dalej prosto, by sprawdzić dokąd prowadzi zielona autostrada.

Bazując na tym co powiedziała jej Anjali poprzedniej nocy Roxi podejrzewała, że zjazd z zerojedynkowej autostrady prowadzi do któregoś z bliskich jej Malkavian. Zastanawiała się czy i jak bardzo to miejsce odzwierciedla ich umysł, czy raczej miejsce w którym Malkavianin jest. Posiadłość, jako stan umysłu pasowała do Vincenta, choć mogła to też być jego nowa kryjówka. Neonowy aquapark pasował jej do Kayah, w obu przypadkach i może trochę do Siga, choć jego raczej spodziewałaby się znaleźć na brzegu morza. Ruszyła w kierunku wodnego parku rozrywki, by przekonać się słuszności, bądź nie swojej teorii.

Kiedy Roksana skręciła w kierunku aquaparku, jezdnia zmieniła się w wodną zjeżdżalnię, a ona sama szybko straciła równowagę i zaczęła zjeżdżać szybciej i szybciej, rozbryzgując dookoła zielone krople zer i jedynek.
Wreszcie dotarła na sam dół i wpadła do wielkiego basenu. Na jego przeciwległym, płytkim krańcu dostrzegła dwie niewyraźne postacie. Nie miała jednak czasu im się przyjrzeć, bowiem kilkanaście metrów od niej spod powierzchni falujących bitów wyłoniła się niepokojąco wielka, szaroniebieska płetwa grzbietowa…

Roxi w pierwszej chwili poczuła strach. Tego typu rzeczy nigdy nie zwiastowały nic dobrego. Ale z drugiej strony, miała potwierdzenie - zdecydowanie trafiła na jakiegoś rekina. Jeśli wierzyć w to co mówiła AJ, bliskiego jej rekina. A potem przypomniała sobie też inną rzecz którą AJ jej mówiła.Tą o Sigu, o jego osobowościach. Sama przecież dobrze wiedziała jakie są. Jak odbicie lustrzane niej samej. Choć ona swoich nie znała, Sig był ich świadom.
Uspokoiła się, wierząc, że nawet jeśli nie spotkała tej drapieżnej części Siga, zostanie rozpoznana. Zachowała jednak czujność, na wypadek jakby trzeba było się szybko wycofać… choć nie była pewna czy i jak to jest możliwe w tej sytuacji.

Wielki rekin zaczyna płynąć w kierunku Roksany, która zaczyna odczuwać strach, który szybko przeradza się w panikę. No bo skąd może wiedzieć, czy jeśli tutaj spotka ją krzywda, to czy nie stanie się jej coś złego także w rzeczywistości?
Panicznie zaczyna płynąć. Byle jak najdalej od wodnej bestii. Ale ta jest szybsza.
Jest już blisko.
Wynurza się, otwierając paszczę pełną ostrych zębów!
Roksana krzyczy, wyrażając całe odczuwane przerażanie.
Szczęki rekina zaciskają jej się na nodze.
Roksana krzyczy znowu. Tym razem z bólu.
Nagle pojawia się jakaś postać.
Kobieta płynąca na desce surfingowej.
Zamierza się harpunem i uderza rekina prosto w oko.
Bestia puszcza, wierzga jeszcze przez chwilę po czym znika, rozpływając się w zielonej wodzie.
Tajemnicza kobieta z tygrysimi pasami na skórze płynie przed siebie jeszcze chwilę, po czym też rozpływa się w powietrzu, znikając równie nagle jak się pojawiła.
Mrozow zostaje znów sama, z nogą pulsującą nieznośmym bólem.

Roxi chwilę rozważała powrót… ale po chwili zdała sobie sprawę, że nie jest pewna jak powinna to zrobić. Zazgrzytała zębami ze złości na siebie. Dała się ponieść ciekawości… nie powinna była sama eksperymentować, zwłaszcza z własnym umysłem, nie była go przecież pewna. Stwierdziła jednak, że nie ma co tak tkwić w miejscu. Zwłaszcza z bolącą nogą. Postanowiła, że najlepiej będzie wyjść na brzeg i oszacować straty… może należy się opatrzeć… a może znajdzie sposób jak wrócić do siebie.

Mrozow zaczęła płynąć w kierunku brzegu basenu, ale nie było to dla niej łatwe, zwłaszcza ze zranioną i na wpół bezwładną nogą. Jakby wyczuwając jej krew pojawił się kolejny rekin. Tym razem nawet większy od poprzedniego. Wynurzył się z otchłani basenu niczym legendarny lewiatan, skoczył na Roksanę z otwartą paszczą i połknął ją w całości.

Roxi tonęła w morzu zer i jedynek. Pożarta przez morską bestię. Sparaliżowana i bezradna. Obce głosy, myśli i wspomnienia przepływały przez jej głowę z taką prędkością, że jej świadomość nie nadążała z ich rejestracją.

Wreszcie uderzyła o dno i mentalny chaos uspokoił się. Wyklarowała się jedna wizja…

Roksi szła przed siebie podziemnym, wykutym w jasnoszarym kamieniu korytarzem. Jej małe, bose stopy twardością i kolorem niewiele różniły się od powierzchni, po której stąpała.
Obok niej przepływał strumień widm emitujących słabe, błękitne światło. Nie bała się ich jednak. Wiedziała, że nie stanowią dla niej zagrożenia. Były tutaj, żeby wskazać jej drogę.
Podążała szlakiem upiorów aż dotarła do kamiennych wrót opatrzonych płakorzeźbą przedstawiającą szereg postaci trzymających w dłoniach ludzkie czaszki.
Mrozow wyciągnęła przed siebie ramię. Lekko bufiasty rękaw jej sukienki zafalował w zimnym od obecności umarłych powietrzu. W oczodołach czaszek zapalił się niebieski płomień, a drzwi zaczęły się powoli, z udręczonym zgrzytem otwierać.
Wewnątrz tajemnej komnaty stały dwie kobiety.
Stojąca po lewej była wyższa i otoczona błękitnym blaskiem widm, które kontrolowała. Miała na sobie szarą, prostą suknię ozdobioną poprzez wyszyty czarną nicią wzór przywodzący na myśl pajęczynę. Dookoła jej pasa zawiązany był ciężki łańcuch na którym wisiały dwa bliźniacze, metalowe dzwonki.
Po prawej stała niższa Spokrewnina o złotych oczach i ciemnych włosach z miedzianym połyskiem. Nosiła białą suknię, nawet prostszą niż u jej towarzyszki, a na dłoniach miała ciężkie, metalowe rękawice. Trzymała nimi ludzką czaszkę… nie, nie ludzką - wampirzą.
- Hermenegildo, bądź pozdrowiona! - przywitała Roksanę lekkim, zmęczonym uśmiechem. - Wielce raduje nas, że odpowiedziałaś na nasze wezwanie i przybyłaś nie mitrężąc czasu.
- Oczywiście - odpowiedziała Roksana. - Jesteście Przyjaciółkami Rodziny. Płynie w was nasza krew. Jak mogę wam pomóc?
- Wahałyśmy się czy obarczać cię podobnym ciężarem, ale nie mamy innego wyboru. Tylko tobie jeszcze możemy zaufać, gdyż zawsze byłaś wierną sojuszniczką klanu Kapadocjan.
- Zdradzieccy Giovanni, którzy wymordowali tylu spośród nas, nie mogą dostać w swoje ręce tych atrefaktów - odezwała się niebieskooka władczyni upiorów.
- Powierzamy ci je, abyś zachowała je w tajemnicy i bezpieczeństwie - kontynuowała złotooka, wyciągając z wnętrza wampirzej czaszki trzy przedmioty: rozświetlany wewnętrznym płomieniem niebieski kryształowy pręt wielkości próbówki zamknięty w klatce z czarnego metalu uformowanego na kształt pnączy, liści i kwiatów; miniaturową fiolkę mogącą zawierać najwyżej kilkanaście kropel gęstej, błękitnej cieczy emanującej podobnym światłem co widziane wcześniej widma; oraz tej samej barwy wisior wielkości jaja w kościanej oprawie przypominającej nieco rybacki haczyk.
- Latarnię Dusz przekaż swemu bratu, temu którego nazywają Vox Dei - poprosiła niebieskooka. - Z pozostałymi dwoma uczyń według własnego rozeznania.
- Będą ze mną bezpieczne - zapewniła Roksana. Miała już plan. Zamieszała udać się do Nowego Świata, gdzie nie sięgają wpływy klanu Giovanni. Nim to jednak nastąpi, musiała jeszcze…

Wizja zaczęła się rozpływać.
Szarość i błękit ustąpiły zieleni, a potem czerni.
Wreszcie Roksana przebudziła się z transu. Mentalnie wyczerpana, z nogą pulsującą tępym bólem. Czuła, że mogłaby tam wrócić i spróbować odnaleźć wizje innych wspomnień należących do tej… Hermenegildy. Ale na pewno nie teraz. Bała się, że gdyby spróbowała, mogłaby już nie zdołać wrócić. Potrzebowała odpoczynku. Wytchnienia od kłębiących się jej jeszcze w głowie obcych myśli, które były niczym uporczywe brzęczenie dziesiątek much.

Roxi w pierwszej chwili była zbyt skołowana, żeby zrozumieć co się właśnie stało. Ale po chwili dotarło do niej, że wróciła… gdziekolwiek tak naprawdę była. Rozejrzała się, by upewnić się że faktycznie jest tam, gdzie powinna, obcość pomieszczenia nie pomogła jej się uspokoić. Roxi, zawsze czuła się niepewnie, gdy czegoś nie rozumiała. A tu nie rozumiała nic. W końcu uznała, że powinna to wszystko zapisać, zanim jej umknie, jak sen. Otworzyła notatnik w telefonie pozbawionym karty sim i spisała całą wizję ze wszystkimi szczegółami jakie zapamiętała, a potem… potem sprawdziła czy ma jakieś zewnętrzne obrażenia. Ból powinien był minąć po zakończeniu transu… gdy była jeszcze żywa, mogłaby po prostu stwierdzić, że to zdrętwienie. Źle usiadła i odcięła sobie dopływ krwi do nogi… ale teraz?

Noga była nienaruszona, ale wciąż pulsowała bólem. Malkavianka mogła niemal wyczuć, niemalże zobaczyć ślady po rekinich zębach. Ale wyglądało na to, że to wszystko jest tylko w jej głowie. Nie wiedziała czy to lepiej czy gorzej...
Mrozow zauważyła, że na komputerze miga ikonka od czatu. Czyżby ktoś próbował skontaktować się z AJ? Czy powinna to sprawdzić?

Roxi doszła do wniosku, że skoro nie ma żadnych widocznych objawów, to jeśli przestanie o tym myśleć, wszystko wróci do normy… A jak nie, będzie się martwić później. Na razie dała sobie czas i postanowiła zająć czymś myśli. Dostrzegła migającą ikonę czatu…
Ciekawość zwyciężyła. Roxi sięgnęła po klawiaturę i licząc na to, że nie zaleje jej potok informacji zarezerwowanych dla AJ, otworzyła okienko, z zamiarem jak najszybszego napisania rozmówcy, że jej nie ma.

Wiadomość pochodziła od kogoś o nicku "Wildcat1".
"Zrobiliśmy o co prosiłaś. Czy możemy teraz przyjechać do Vice City? Chcielibyśmy spotkać się z Williamem. Zwłaszcza Samuel. Obiecałaś omówić to z Rekinami."
 
Shinju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172