Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2020, 20:28   #523
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Weź ją do lunaparku… - rzucił Kirill. - Albo do restauracji… Albo do luksusowego kurortu w górach…
- A może i wezmę - Joakim spojrzał na niego i zadarł do góry podbródek. - Co, zabronisz mi?
- Nie, pożyczę miłego wyjazdu. Na szczęście już teraz jest w ciąży, więc nie spłodzi diabelskiego pomiotu.
Joakim spojrzał na niego spode łba i wyciągnął w jego stronę palec.
- I tu… - zawiesił głos na dłuższy moment - ...masz rację.
- A szkoda, pewnie że by chciała… - wzruszyła ramionami mała Alice, mająca dostęp do najgłębszej podświadomości tej dużej.
Kaverin parsknął śmiechem, ale kiedy ta się odezwała, otworzył usta szeroko i zerknął na dziewczynkę.
- Co się dzieje z Noelem? - zapytał nieco już poważniej. Chciał zmienić temat.
Joakim natomiast marszczył brwi, jakby nie był pewny, czy aby na pewno dobrze zrozumiał słowa Alice.
- Noel jest bardzo przeziębiony… Ma wysoką gorączkę, a Alice no cóż, nie jest bardzo ciężka, ale jednak trochę waży… Jeśli któryś z panów próbował kiedyś wnosić zakupy na trzecie piętro z ciężkim katarem i gorączką, to proszę sobie wyobrazić jak czuje się teraz Noel… A musi latać, bo na ziemi są detektywi - zauważyła.
- Wiec tak jak mówiłam… Czas ucieka - przypomniała.
- Szkoda, bo tak przyjemnie się z tobą rozmawiało - westchnął Kaverin.
Spojrzał na Joakima.
- Idziemy? - zapytał i odepchnął się od drzewa.
Dahl pokiwał głową. Z jednej strony chciał zapytać dziewczynkę, czy naprawdę miała to wcześniej na myśli, a z drugiej wolał nie drążyć już tego tematu.
- Tak. Nie mogę doczekać się rozmowy z samą Alice - rzekł. - Tą teraźniejszą - mruknął.
Kirill skinął głową. Uśmiechnął się raz jeszcze do małej i ruszył w stronę drzwi w drzewie. Gestem dał znać Joakimowi, aby ruszył za nim.
- Otworzę wam skrót. Więc złapcie się jeden drugiego… I powodzeniaaa… - pożegnała ich. Po czym zmieniła postać. Przez chwilę wyglądała jak złoty lis, nim rozpłynęła się całkowicie.
To było piękne. Dahl spojrzał nieco dłużej na miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się mała Alice. Zamyślił się.
- No dalej, Romeo - mruknął Kirill. Złapał go za dłoń i pociągnął.
Przeszli przez drzwi.


Obaj mężczyźni otworzyli oczy jednocześnie. Zastali Abby z komórką w rogu pokoju.
- Dasz radę, tylko weź ją inną stroną… Nie obchodzi mnie, że jest ciężka, musisz ich zgubić do diaska! - rzuciła. Nie była świadoma, że się zbudzili. Świadomy był natomiast Thomas. Szturchnął Jenny, która wisiała nad barkiem ze szklanką alkoholu.
- Dzień dobry, sen dla urody zaliczony? Świetnie, bo jest kurwa problem - oznajmiła dosadnie.
“Zawsze była taka pyskata”, pomyślał Joakim. Nie musiała mu wypominać ściętych włosów i posiniaczonego ciała. Spojrzał potem na Abigail. Myślał w pierwszej chwili, że daje bardzo konkretne porady dotyczące gry erotycznej. Dopiero kiedy wspomniała o gubieniu jakiegoś najprawdopodobniej ogona. A więc jego syn uciekał.
- Alice wypadła z kryształu, ale Noel ma na ogonie detektywów... Mogę się tam wybrać i ich pozbyć, ale Arthur ma obiekcje. Mały tymczasem dalej jest ze swoją siostrą w szpitalu, ale ponoć już wracają - dodała de Trafford. Abby spojrzała w stronę kanapy, ale nie rozłączała się z jak można się było domyślić, młodym Dahlem.
- Ale dlaczego oni go w sumie gonią? - zapytał Joakim.
Kirill przetarł oczy i usiadł.
- Gdzie jest… - zaczął, ale przypomniał sobie, że Jennifer wspomniała już o Kirze i Mishy. Czuł się lekko zaspany. - Czy wszystko… jest w porządku? - rozejrzał się dookoła.
Zazwyczaj nie był taki naćpany. Z drugiej strony zazwyczaj nie wędrował duchem do innego wymiaru, który nie byłby Iterem. Potarł skroń. A może to przez dodatek alkoholu? Nie pamiętał ile wypił. To potencjalnie znaczyło, że dużo. Choć w tej akurat chwili w ogóle nie był pijany.
- Jak się czujesz? - zapytał Dahla.
- Ledwo żyję - ten mruknął w odpowiedzi. - Jak byłem na naszej małej wycieczce, w ogóle nie czułem ciała. A teraz wszystko wróciło…
- Dobrze - Kirill odpowiedział.
- No chyba nie dobrze… Ale raczej się nie znam… Dobra. Bo jest tak, że Noel złapał jeszcze mała blondynkę i pewnie to z jej powodu za nim lecą, ale nie wiem za wiele, bo to Abby z nim cały czas gada, żeby go utrzymać przy świadomości… Bo przecież musieliśmy przylecieć na Sylwka na pieprzoną Syberię… - mruknęła Jennifer.
- Jenny, popracuj nad swoim nastawieniem - poradził jej Joakim. - Jak tak dalej będziesz się zachowywała, to nikt cię nie będzie lubił - powiedział to celowo infantylnym tonem, jak gdyby de Trafford najbardziej w świecie zależało na popularności. - Powiedz mu, żeby wylądował i oddał im Camille. Nic dziwnego, że za nim biegną, kto by nie biegł na ich miejscu. Technicznie porwał im towarzyszkę. Poza tym jeżeli nie jest w stanie ich zgubić, mimo że potrafi latać, to znaczy, że jest na serio chory. Dlatego też tym bardziej powinien wylądować. Przecież go nie rozstrzelają. To syn ich dyrektorki - przypomniał. - Niech jednak uważa, żeby nie rozstrzelali Alice.
Następnie jęknął. Im więcej mówił, tym bardziej spinał ciało, a to wtedy go bardziej bolało. Spróbował się rozluźnić. Jego nastrój był w tej chwili naprawdę kiepski. Wokoło znajdowało się zbyt dużo ludzi, a on potrzebował nieco spokoju i leków. Maści, też tabletek przeciwbólowych, ale tych nie chciał zażywać w obecności Kaverina. Pewnie by mu za to przywalił. A on w tej chwili nie miał sił, żeby się bronić. Czy by w ogóle wypadało? Ich relacja była w tej chwili skomplikowana.
Jenny wysłuchała, po czym podeszła i wyrwała telefon Abby.
- Weź oddaj im tę małą, bo to ich koleżanka jest. Ale uważaj, żeby nie rozstrzelali Alice. wtedy powinni odpuścić. A potem spadaj do nas - poleciła i oddała telefon Abby. Wróciła do kuchni i znów się napiła. Thomas zerknął na Arthura, który był w transie, śledząc wydarzenia w okolicy Noela. Po podłodze wciąż walały się kolorowe balony, a na dole trwała noworoczna zabawa.
Każdy najwyraźniej bawił się jak umiał najlepiej…
- Która godzina? - zapytał Kirill.
- Dochodzi wpół do pierwszej - odpowiedziała Jenny popijając znów alkohol.
Kaverin wstał. Następnie podszedł do kuchni i wyjął dwie szklanki. Nalał wody mineralnej sobie i Joakimowi. Następnie ruszył w jego stronę i podał mu musujący płyn. Dahl uśmiechnął się słabo. To był taki prosty gest ze strony Kaverina, a jak wiele znaczył.
- Muszę zadzwonić do Kiry. Zapytam ją, czy po nią wyjechać. Co oni tam w ogóle robią? - zmarszczył brwi.
Wyciągnął telefon i wybrał numer. Też sprawdził, ile czasu pozostało do północy.
- Mam nadzieję, że nie przegapiliśmy Nowego Roku - Joakim uśmiechnął się półgębkiem. Śmieszyło go, że to odliczanie w ogóle jeszcze dla niego się liczyło. Mimo wszystko lubił tę tradycję.
Niestety, przegapili… Ne dramatycznie dużo, ale jednak.

Kira odebrała.
- Halo? - odezwał się jednak Misha.
- No, to ja - rzucił Kirill. Chłopiec musiał wiedzieć, przecież wyświetlił się jego numer. - Gdzie jesteście? Nadal w szpitalu? Wracajcie. Wyjechać po was? Wszystko w porządku?
To było wiele pytań.
- O chuj, przegapiliśmy północ… - jęknął Joakim. - Zdaje się jednak, że bardziej powinienem obawiać się o syna - westchnął, odciągając wzrok z zegara, który znajdował się na ścianie. Na szczęście przynajmniej cyfry Rosjanie posiadali arabskie.

- Właśnie wracamy. Zapłaciłem za taksówkę, będziemy za jakieś piętnaście minut. U was wszystko w porządku? - zapytał Misha.
- Tak, Joakim cierpi - odpowiedział Kirill.
- Aww… mały zapytał o moje zdrowie - Joakim uśmiechnął się. - Jak słodko.
- Kira się już obudziła nieco wcześniej, ale bardzo boli ją głowa - dodał Misha.
- Nie mogę doczekać się, żeby was zobaczyć. Przepraszam, że byłem wobec ciebie nieco… - Kirill zamilkł na moment, starając się znaleźć słowo - ...oschły. Nie jestem już na ciebie zły. Pewnie nie powinienem być od samego początku. Kocham cię i twoją siostrę. Chciałbym, żebyście to wiedzieli.
Rozmowa z małą Alice natchnęła go do takiego wyznania.
Misha przez chwilę milczał.
- Nie chciałem cię denerwować, głupio mi było. Też przepraszam - powiedział winnym tonem. Najwyraźniej wciąż to mielił, ale westchnął po chwili, jakby nieco mu ulżyło.
- Już wszystko w porządku - mruknął Kirill.
- A co z tą panią… Alice? - zapytał jeszcze młody Rasputin.
- Noel ją przechwycił i zmierza w naszą stronę. Jeszcze musi zatrzymać się, żeby oddać detektywom IBPI inną osobę, którą niesie. Jak to zrobi i ujdzie z życiem… a na pewno ujdzie… - Kirill powiedział to głównie dlatego, żeby Misha się nie martwił. - To przyleci prosto do O’Hooligans. I będziemy razem. I będziemy świętować. Niestety ominęło nas odliczanie, ale nie znaczy to, że teraz nie możemy cieszyć się z Nowego Roku - rzekł.
Tak właściwie sam nie miał na to nastroju, ale pragnął, żeby przynajmniej ta dwójka nie wspominała tego święta kompletnie negatywnie. Po Irkucku zasługiwali na nieco spokoju i przyjemności.
- No dobrze, to niedługo się widzimy - oznajmił Misha. Zdawał się teraz nieco napięty, ale może to tylko wrażenie Kirilla.
- Nie wszyscy nawzajem - Kirill od czasu do czasu żartował ze ślepoty Kiry, kiedy zrozumiał, że ją te żarty bardziej śmieszą, niż ranią. Za to ją między innymi kochał.
- Paa - pożegnał się chłopiec, ale poczekał jeszcze na odpowiedź Kaverina.
- Do zobaczenia - mruknął Kaverin i wyłączył się.


Noelowi było tak bardzo ciężko… Jego mięśnie z trudem dawały radę udźwignąć Alice i Camille. Ile mogły razem ważyć? Osiemdziesiąt kilogramów? Dziewięćdziesiąt? Nie miał pojęcia. Na szczęście Harper była szczupłą kobietą, a Desmerais dziewczynką, jednak Dahl był zmęczony po całym dniu i na dodatek chorował. Czuł głód. Trochę latał dzisiejszego dnia i nie był w stanie w pełni zaopatrzyć wydatków kalorycznych. Z trudem snuł się nad ulicami Petersburga. Wylądował na chwilę na dachu jednego z budynków, żeby porozmawiać z centralą w O’Hooligans. Potem schował telefon do kieszeni zasuwanej na zamek. Wiedział, że za chwilę detektywi IBPI go dościgną. Choć próbował ich zgubić, to posiadali jakiś nadnaturalny dar odnajdywania go. Ruszył na brzeg dachu i wyjrzał na ulicę, w poszukiwaniu wrogów. Zachrząkał i spróbował oczyścić gardło z flegmy. Gardło bolało go tak okropnie, że nie mógł przełykać śliny.
Przynajmniej nie śnieżyło… To było na plus. Z drugiej strony widział, że musiało być bardzo zimno, bo na oknach był drobny szron, on tego jednak nie czuł, głównie dlatego, że miał gorączkę.
Dostał jasne wytyczne od siedzących w ciepełku, kiedy usłyszał poruszenie obok siebie. Camille ocknęła się. Rozejrzała. Zdawała się lekko skwaszona, ale może to była mina niezrozumienia. Noel nie mógł być pewny. Harper pozostawała jednak uśpioną.
- Hmm… - mruknął. - Pamiętam, jak byłaś maleńka - mruknął.
To były tylko cztery słowa, a każde zdawało się ostrzem wbitym w gardło. Mimo to odezwał się. Inaczej byłoby niezręcznie. Choć tak właściwie już teraz tak było. Miał nadzieję, że Desmerais go nie zaatakuje. Nie widział jej nigdy w akcji, ale słyszał o niej same przerażające rzeczy.
Zdawało mu się, że słyszał w oddali wkurwione napierdalanie blondwłosej kobiety. Tej, która próbował ustrzelić go kamieniami, jak gdyby był jakąś nieopierzoną kaczką. Okazało się, że znała przekleństwa we wszystkich językach świata, co jednoznacznie wskazywało na to, że posiadała Skorpiona.
Blondynka spojrzała na niego i zmarszczyła lekko brwi. Zamrugała skonsternowana.
- Ty jesteś… Ty nie jesteś… Niee… Hm… - zamyśliła się.
- Jesteś synem pani dyrektor, co nie? - zapytała tylko i zerknęła na nieprzytomną Alice.
- Ona żyje? - zapytała.
Noel zmarszczył brwi. To tak właściwie nie było wcale głupim pytaniem.

Tymczasem na dole rozległo się już całkiem bliskie tupanie. Noel usłyszał jakieś ściszone głowy w dole. Detektywi musieli z sobą rozmawiać. Nie trwało to jednak długo.
- Znajdziemy cię i wybijemy, latający szczurze! - wrzasnęła Brytyjka. - Nie możesz wiecznie uciekać! Ustrzelimy cię, ty pieprzony Dumbo!
Noel zmarszczył brwi.
- Czy ona nazwała mnie właśnie grubym? - mruknął cicho.
Albo niezgrabnym. Słonie nie były znane z gracji. Ruszył w stronę Alice i sprawdził jej tętno. Bał się raczej, że zamarznie niczym dziewczynka z zapałkami. Miała na sobie jedynie czarną suknię, a to był środek nocy i rosyjska zima.
Nie mylił się. Ciało Harper było przeraźliwie zimne… Poczuł to, nawet mimo faktu, że jego palce były lekko przemarznięte w rękawiczkach. Jej puls był bardzo wolny.
- No i? - zapytała Camille. Chyba tymczasowo miała wywalone na swoich towarzyszy w dole, póki nie dostanie odpowiedzi, której oczekuje.
- I żyje - powiedział Dahl. - Ale muszę ją czym prędzej w ciepłe miejsce… złożyć.
Im więcej mówił, tym nieco mniej bolało go gardło. Może jakieś wewnętrzne środki bólowe wytwarzało jego ciało. Przyzwyczajał się do tego nieznośnego pieczenia.
- Chyba powinnaś wrócić do przyjaciół. Choć na twoim miejscu zmieniłbym ich… Sfrunąłbym z tobą na dół, ale boję się, że nie… - zamilkł na moment, żeby przełknąć ślinę. - Że nie wyjdę z tego w jednym kawałku.
- No trochę rozumiem. Kate właśnie wyzwała cię od postaci Disneya… To w sumie zabawne. Zwykle musi być naprawdę wkurwiona, żeby tak kogoś nazywać… Ale tak wiesz… Naprawdę naprawdę… Bo to znaczy, że jest tak zła, że nie myśli zwyczajnie… - stwierdziła Camille i rozejrzała się.
- Nie wydaje mi się, żeby była typem, który kiedykolwiek myśli zwyczajnie - odparł Noel.
- Jest jak stąd zejść? - zapytała. Podeszła to w lewo to w prawo, aż w końcu do brzegu dachu.
- Zejść? Pewnie. Ale zejść i przeżyć? Z tym już gorzej - mruknął Noel. - Szkoda, że to nie Stany… - westchnął. Mógłby ją wtedy umieścić na schodach ewakuacyjnych, a dalej już by sobie poradziła.
- Krzyczysz strasznie! - Camille zawołała do Kate.
Po chwili ciszy Cobham odkrzyknęła.
- To ty, moje biedne dziecko?! Nakop temu jebanemu porywaczowi! - wrzasnęła.
Rozległ się głośny odgłos.
- O chuj, rozbiłaś komuś okno - jakiś mężczyzna powiedział to niepodniesionym głosem, a i tak dotarł tutaj na górę.
- Oddawaj nam ją! - krzyknęła Kate. Zdawało się, że tym akurat się kompletnie nie przejmowała.
- Ale on mnie nie… EEEh… - mrukneła Desmerais i rozejrzała się znowu.
- Nie mam jak zejść! Macie jakieś… Coś? Poduszkę, koc? - zawołała z dachu.

Noel tymczasem zauważył, że Alice lekko drżała i była bledsza niż zwykle. Wyglądało na to, że nie miał za wiele czasu, bo inaczej naprawdę mu tu zamarznie… I stanie się piękną zmarzliną, którą ktoś kiedyś znajdzie… Jak te trupy w Himalajach.
Po tym ktoś na pewno by go zabił. Nie wiedział tylko, kto dokładnie. Może jego własny ojciec zacisnąłby palce na jego szyi i tak to wszystko zakończyłoby się. Noel stracił jedynie kilka sekund na kontemplowanie tej wizji.
- Chodź - szepnął do Camille. - Postawię cię na ziemi z drugiej strony budynku i do nich pobiegniesz. Pewnie już niektórzy z nich zmierzają tu na dach, kiedy Kate próbuje zatrzymać mnie rozmową. O ile to rozmowa. Nie ma wiele czasu.
Wyciągnął w stronę Desmerais ręce.
Camille popatrzyła na jego dłonie, jakby był czymś ubrudzony. Zerknęła na Alice, po czym znów na niego.
- Ale nikomu o tym nie mów - powiedziała Camille. Podeszła do niego, odsuwając się od krawędzi dachu i dała się podnieść. Odwróciła głowę na bok, żeby przypadkiem nie patrzeć na niego prosto jak zawisła mu u szyi.
- Nie martw się, ja też czuję się niezręcznie - mruknął Noel.
Pomyślał, że Misha mógł być mniej więcej trzy lata starszy od tej dziewczynki. To nie było wcale tak dużo. Już wcześniej czuł się słabo, ale teraz to na dodatek pociemniało mu w oczach.
- Nikomu o tym nie powiem - przyrzekł.
Odepchnął się od podłoża. Powinni spaść, ale tak się nie stało. Zawiśli w powietrzu, po czym zaczęli opadać po drugiej stronie budynku. Kate kłóciła się z jakimś Rosjaninem, pewnie tym, któremu wybiła okno. Noel jednak nie rozumiał zbyt wiele, słabo znał rosyjski.
 
Ombrose jest offline