Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2020, 20:30   #524
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Camille nie komentowała trasy na dół. Modliła się tylko w duchu, żeby na nią nie nasmarkał. Nie chciała być chora na początek nowego roku.

Po chwili jednak dotarli na ziemię i Desmerais szybko się odsunęła. Poprawiła kurtkę i szalik, zasłaniając sobie usta.
- Dobra, dzięki… Leć już sobie, zanim cię ktoś zauważy - pomachała na niego ręką, jakby był odpędzanym dachowcem. Wsadziła dłonie w kieszenie i ruszyła w boczną alejkę, by dołączyć do reszty detektywów. Trzeba było ich rozproszyć, jeśli ten latający syn dyrektorki miał dać radę zwiać z Alice w jednym kawałku. Miała na dziś dość obcowania z nią i jej bandą.
- I tak, jestem Dahl! - mężczyzna krzyknął za nią.
Doszedł do wniosku, że to niewiele mówiło, bo miał dużo bardziej znanego ojca.
- Noel Dahl!
Teraz zabrzmiało to tak, jak gdyby parodiował Jamesa Bonda.
- Ech - westchnął i wzleciał ponownie na dach. Bardzo martwił się o Alice. Musiał ją czym prędzej przetransportować do domu…
Znów przestała drżeć… A jej oddech jeszcze bardziej się spłycił. Nie zostało wiele trasy, jednak było źle. Musiał się pospieszyć.
Miał nadzieję, że nie będzie konieczny szpital. Chwycił ją w dłonie, ścisnął mocno. Tak, żeby mu nie wypadła. To by wcale nie poprawiło jej stanu. Następnie nie zważając już na krzyki Katherine Cobham wzleciał raz jeszcze w nocne niebo. Jego sylwetka była zgarbiona i pozbawiona wszelkiej gracji. Bez wątpienia wszystkie obelgi blondynki względem niego były trafione. Myślał w tej chwili jednak tylko o tym, żeby pomóc Harper i bezpiecznie doprowadzić ich dwójkę do O’Hooligans.



Kirill szedł tam i z powrotem po pokoju na poddaszu. Z dołu dobiegała głośna muzyka, która nieco dudniła mu w głowie. Jednak cieszył się, że Misha i Kira wrócili cali i bezpieczni.
- Na szczęście to już koniec, kochanie - powiedział i przytulił kobietę.
Pocałował ją mocno i z pasją. Następnie odsunął się i spojrzał na nią ciepło.
Joakim jęknął cicho i odwrócił wzrok od nich. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu ten widok kłuł go. A może raczej… z wielu niezrozumiałych powodów. Poza tym czuł się coraz gorzej. Robiło mu się nieco słabo, ale robił dobrą minę do złej gry.
Kaverin usłyszał hałas dobiegający z sypialni. Otworzył drzwi. W tym pokoju było dużo zimniej. Spostrzegł Noela, który przedarł się przez papier, którym zasłonili okno. Trzymał w dłoniach piękną, rudowłosą kobietę. Bardzo bladą. Zbyt bladą.
- Czy ona? - zapytał Kirill zachrypłym głosem.
Noel pokręcił głową.
- Jest źle. Ale żyje… jeszcze… - rzekł, kładąc prawie zamarzniętą Harper na łóżku.
- Hej, wy! - Kirill obrócił się w stronę pokoju. - Alice potrzebuje pomocy!
W salonie zrobił się balonowy zamęt. Rzecz jasna Konsumenci ruszyli się, żeby wejść jak najszybciej do pokoju i zorientować w sytuacji, ewentualnie w jakikolwiek możliwy sposób dopomóc Alice. Jedynie Jenny nie szarpnęła się w tym kierunku, po prostu wiedząc, że nie ma żadnej możliwości uratowania jej, chyba że miałaby jej wysadzić głowę na przykład, ale to raczej nie dopomoże. Została więc przy alkoholu. Kira cofnęła się taktycznie pod ścianę z oknem, a Misha ją zaasekurował, choć sam chciał sprawdzić w jakim stanie był Noel. Na pewno bardzo złym. Musiał ratować jego, jak wszyscy zajmą się Alice i z tego powodu leki przyniósł tutaj z apartamentu. Pozostał również Joakim na kanapie, który z jasnych powodów nie mógł za bardzo się ruszać.
Abby i obaj bracia Alice znaleźli się natomiast w sypialni wpychając Kaverina nieco głębiej.
- Jezus Maria, ona jest na skraju hipotermii, trzeba ją rozgrzać, ale nie za gwałtownie bo nam tu zejdzie… Weźmy ją z tego pokoju - zarządził Arthur tonem nie znoszącym sprzeciwu. Najwyraźniej on i Thomas musieli się tym zająć. Zwolnili już chorego Noela od dźwigania jej. Abby szła za nimi, gdy wynosili rudowłosą. Jeden trzymał ją pod ramiona, a drugi za nogi. Przenieśli ją przez salon do łazienki. Teraz i Joakim miał okazję zobaczyć jak blada była. Pod jej zamkniętymi oczami zrobiły się cienie, a jej dłonie i stopy, z których zgubiła gdzieś po drodze buty, były czerwone i zmarznięte. Reszta jej ciała była po prostu krytycznie blada, przynajmniej z tego czego nie zasłaniała czarna sukienka… W końcu miała na sobie tylko ją…

Abigail włączyła wodę w wannie, a także pod prysznicem, by w pomieszczeniu szybko zrobiło się gorąco.
- Jenny potrzebuję cię. Chłopaki, wypad! - zarządziła Roux. Jenny westchnęła. Spojrzała na Kaverina.
- Dużo ręczników? - zagadnęła tylko idąc w stronę łazienki z której wyszedł Arthur i Thomas. Pewnie będą potrzebne, żeby potem wytrzeć w to rudowłosą.
Starszy z braci zmarszczył brwi.
- Sprawdziłem jej tętno… niewyczuwalne. Straciła przytomność i nie reaguje ani na ból, ani na słowa, ani na dotyk - Arthur kontynuował. - Ma dużo poniżej trzydziestu pięciu stopni, to wygląda słabo… - zawiesił głos. - Trzeba zanurzyć ją w letniej wodzie i stopniowo dolewać coraz cieplejszej, żeby ta zmiana temperatury nie okazała się dla niej szokiem. Ciężko mi stwierdzić, na ile jej stan jest związany z hipotermią, a ile z tymi wcześniejszymi jej wojażami - Douglas wydawał się na serio przejęty. A zdawał się raczej rozsądnym człowiekiem, który nie panikował bez powodu.
Abby kiwnęła głową.
- Taką właśnie puściłam. Zostawmy ją w tej sukience i po prostu włóżcie ją do wody - poprosiła. Alice była kompletnie nieprzytomna, dokładnie tak jak mówił Arthur. Sytuacja nie była najlepsza no i nie wiadomo było jak dokładnie można by jej pomóc. Zwłaszcza, że na przykład użycie pewnych środków nie wchodziło w grę z powodu jej ciąży. Pozostało na razie polegać na ciepłej wodzie.
Kirill podszedł i wraz z Arthurem podnieśli Alice. Noel otworzył im nieco szerzej drzwi do łazienki.
- Ona chyba nie oddycha… - mruknął Kaverin tonem ciężkim niczym ołów. - Jest cała sinozielona…
Harper i tak wyglądała nieco lepiej dzięki makijażowi. Jednak rumiane policzki były oznaką tylko tego, że posiadała bardzo wytrzymałe kosmetyki. Niestety nie zdrowia. Włożyli ją do letniej wody. Kirill wtedy rozkręcił kurek z gorącą. Bojler zaczął szumieć nad ich głowami, podgrzewając swoją zawartość.
- Wiesz… ja chyba już pójdę… - tymczasem Noel zawiesił głos, spoglądając na Kirę. - Chciałbym jej pomóc, ale chyba sam również potrzebuję pomocy - mówił.
Zerknął też na Mishę. Miał nadzieję, że chłopiec z nim ruszy do apartamentu. Chciał samej jego obecności i może zaparzenia ciepłej herbaty… Był wyziębiony. Nie tak, jak Alice, ale wciąż.
Misha kiwnął lekko głową.
- Ja z nim pójdę, żeby całkiem się też nie rozchorował… - zaproponował młody Rasputin. Kira przesunęła głowę na bok.
- Mm, potowarzyszę im, dobrze? Nie czuję się najlepiej… Tutaj… - dodała. Przebywanie w O’Hooligans po tym wszystkim nadal było dla niej dość męczące. W pomieszczeniu zaczęło się więc robić nieco luźniej.
Noel nawiązał kontakt wzrokowy z Mishą. Nic nie powiedział, bo Kira była tuż obok. Jednak martwił się, czy kobieta nie odkryje ich związku, wstępując do apartamentu. Musiało tam być wiele różnych istotek, których nie spodziewała się w żadnym wypadku… Z drugiej strony nie miał siły ani kreatywności, żeby ją jakoś spławić. Doszedł do wniosku, że mu wszystko jedno i niech najwyżej Misha się tym przejmuje.
Misha zdawał sie intensywnie myśleć co zrobić.
- Może chcesz swój osobny pokój Kiro? Żeby się no wiesz… Nie zarazić od Noela… To jednak przeziębienie… - zaproponował sprytnie młodzieniec. Tymczasem Dahl zakaszlał, jak na zawołanie.
- A ty… - zaczęła Kira.
- Ja i tak już mu robiłem zupę i tam siedziałem, więc jakbym miał być chory, to już bym był, najwyraźniej jestem odporny na noelwirusy - powiedział poważnie. Blondynka zrobiła dziwną minę, po czym westchnęła.
“Noelwirusy”, pomyślał Dahl. Nie dziwiło go, że Kira zrobiła dziwną minę. Sam w pierwszej chwili pomyślał o czymś, co na pewno niewinne nie było. Ale to może dlatego, bo sam Misha od niedawna kojarzył mu się głównie z seksem.
- Dobrze… Niech będzie… Po prostu muszę odpocząć - powiedziała przytykając dłoń do skroni.

Alice spoczywała w wannie, złożona niczym Śpiąca Królewna. Abby przytknęła palce do jej szyi i szukała pulsu. Martwiło ją to, że kobieta mogła nie oddychać. A równie bardzo co o nią, martwiła się o jej płód…
Na szczęście wyczuła puls, choć był słaby i wolny. To jednak tylko trochę uspokajało. Stan Harper mógł w każdej chwili się pogorszyć. Na pewno nie ulegał poprawie. Kirill stanął nad nią. Z każdą chwilą zaczął stresować się coraz bardziej.
- To za dużo - powiedział. - To za dużo dla niej. Zniosła wiele różnych rzeczy, ale nawet ona nie jest z tytanu… - zawiesił głos. - Człowiek jest w stanie wytrzymać wszystko, ale do pewnego momentu.
Nie wypowiedział tego, ale zdawało się jasne, że uważał, iż ten moment nadszedł teraz.
Abby popatrzyła na niego z niepokojem. Nie chciała by kończył, ale ta niedokończona sentencja też pozostawiała ogrom nieprzyjemności.
- No przecież ona nie może… Tak sobie… Zamarznąć - warknęła i pochyliła się. Potarła ramiona Alice, jakby to miało cokolwiek pomóc.
Kirill zadrżał na to słowo, jakby zimny wiatr wdarł się nagle do łazienki. Obiektywnie rzecz biorąc robiło się tu jednak coraz cieplej. Woda zaczęła parować i osadzać się na lustrach oraz szybie.
- Obudź się… - Roux nakazała Alice upartym tonem. Jako jedyna ruszyła się by cokolwiek uczynić i zaczęła się denerwować, że wszyscy stali tam tak bezczynnie.
- No…. No zróbcie coś - zażądała. Jakby powiedzenie tego miało cokolwiek pomóc. Roux była spięta. Thomas i Arthur również. Jenny usiadła na ladzie w kuchni. Zaczęła pić z gwinta. Kira zwróciła głowę w stronę Mishy i Noela.
- Chodźmy już może - poprosiła. Chyba chciała oszczędzić bratu widoku śmierci w Nowy Rok.
- To ten osobny pokój to rozumiem w hotelu, tak? - zapytał Dahl. - W takim razie trzeba wziąć… - zakaszlał. - Wziąć jakieś pieniądze… - dokończył.
Bardzo kiepsko mu się myślało. Musiał aktywnie koncentrować się, żeby prowadzić rozmowę. A przecież wcale nie poruszali szczególnie skomplikowanych tematów.
Tymczasem Kirill miał wrażenie, że się zaraz rozpłacze. Było mu bardzo smutno. Te emocje jednak nie były po nim widoczne. Zdawał się bardziej nieobecny lub nieporuszony, niż zdenerwowany. Wycofany.
- Sam prawie zginąłem w tej wannie - mruknął. - Po tym, jak… - zawiesił głos.
“...ją zgwałciłem” wcale nie brzmiało dobrze, więc nie dokończył.
Przykucnął. Spojrzał na Alice.
- Nie cofnę czasu, nie mam na to siły - rzekł. - Poza tym nawet jeśli to bym zrobił, to mielibyśmy tamte problemy wciąż na głowie. Jak na przykład rozszalała Dubhe… Może jednak… byłbym w stanie zatrzymać go? W sensie czas. Dla niej. Nie umrze, jeśli wcisnę pauzę… - mruknął. - Poprzednim razem Alice mnie uratowała w tym miejscu. Teraz ja chcę uratować ją. Nie wiem, czy pomogę jej w ten sposób, ale zatrzymując czas zyskalibyśmy trochę… czasu.
Abby zerknęła na niego.
- Dobra… A na jak długo możesz go zatrzymać? - zapytała. Zerknęła na Alice, a potem na Arthura.
- Nigdy tego wcześniej nie robiłem - Kirill odpowiedział. Jego ton głosu nie brzmiał bardzo pewnie.
- Mamy w ogóle jakiś pomysł jak jej pomóc? Ktokolwiek ma w ogóle jakikolwiek pomysł? - zapytała Abby.

Misha podszedł i wziął portfel siostry. Mieli jeszcze trochę pieniędzy. Na jedną noc w hotelu powinno starczyć.
- Mamy kasę… Możemy iść - powiedział cicho. Wziął Kirę za rękę,by pomóc jej wyjść do ubrań przez balony. Na pewno nie wiele pomogą, ani on, ani ona a tymbardziej nie zasmarkany Noel.
- Dziękuję wam za miły wieczór i poznanie się - mruknęła Jennifer.
Cały czas milczała. Siedziała i piła. Straciła ojca, a teraz straci Alice. Mówiła sobie, że Harper była niczym kot, tyle że w sumie miała jeszcze więcej żyć. Z drugiej strony myślała wcześniej również, że Terry był niezniszczalny. Sprawy jednak układały się kompletnie inaczej. Ludzie padali. Umierali. Znikali.
- Szczęśliwego nowego roku - powiedziała. Chciała odłożyć butelkę, ale ta wymsknęła jej się z rąk. Whiskey rozlało się na dywanie.
- No jestem jeszcze ja - powiedział Thomas.
- Kto by pomyślał, mamy osobę z umiejętnościami leczącymi i nikt o niej nie pamięta - Arthur uśmiechnął się półgębkiem, ale nie był to radosny uśmiech.
Abby spojrzała na Thomasa i Arthura. Wyprostowała się.
- Ale… Uh… - zerknęła na Alice. Przez jej twarz przebiegło samolubne niezdecydowanie. Bała się oczywiście, że Thomas próbując jej pomóc sam straci życie. A ona nie mogła stracić ani jego, ani Arthura. Przełknęła ciężko ślinę. Z drugiej strony było życie Alice i jej nienarodzonego dziecka. Kobieta wzdrygnęła się. Zbladła.
- No tak - powiedziała bez przekonania.
- Może spróbuj jej pomóc, ale do stanu stabilności… Tak, żeby… Żebyś przypadkiem i ty nie zmarł, dobrze? Po prostu cofnijmy ją z tej hibernacji, a resztę zrobi woda? - zaproponowała kompromis.
- Zdaje się, że to znaczy, że będę potrzebował bardzo dużo kontroli, jak na kogoś, kto wypił pół litra wódki w drinkach - mruknął Thomas.
Rzeczywiście, przecież głównie imprezował całą noc na dole. Nie było po nim jednak widać aż tylu promili. Przykucnął i rzeczywiście lekko się zachwiał, po czym chwycił mokrą dłoń Alice. Zamknął oczy i spróbował się skoncentrować. W uszach mu nieco szumiało. Rozległa się cisza. Thomas zaczął nucić w głowie Everytime We Touch. Ta melodia była bardzo chwytliwa. Potem poczuł frustrację, że nie myśli o rzeczach ważnych, jakim było przecież ratowanie życia siostry.
- Chyba nie dam rady - powiedział po chwili i puścił rękę Harper.
Jakby nie było wystarczająco dramatycznie, wstał i zastygł w bezruchu. Następnie zrobił zdecydowany krok do przodu i zgiął się w pół. Zaczął wymiotować do toalety.
- O kurwa - westchnął Arthur i spojrzał na Abby.
Roux wplotła palce we włosy. Wzięła bardzo spokojny, głęboki wdech. Gdyby wiedzieli, że to będzie potrzebne, pewnie by nie pili, ona też była pijana, ale stres nieco ją otrzeźwił.
- Dobra… Dobra… Musi być jakieś… Rozwiązanie. Tylko po prostu jeszcze go nie widzimy - powiedziała i podeszła do Thomasa. Oparła mu dłoń na plecach. Pogładziła. Dłoń Alice spoczywała zwieszona przez krawędź wanny. Miała delikatnie zgięte palce. Drobne, delikatne. Zimne, choć już nie tak jak na początku, ale nadal bezwładne.
- No mamy rozwiązanie - westchnął Kirill. - Zatrzymam ją do momentu, w którym Thomas się ogarnie - rzekł. - O ile w ogóle będę w stanie to uczynić, rzecz jasna. Jeśli potrzebujesz czasu, żeby wytrzeźwieć, to jak ktokolwiek może ci go dać, to tą osobą jestem ja - rzekł, spoglądając na plecy wymiotującego Douglasa. - Nieważne - mruknął ciszej, kiedy doszedł do wniosku, że raczej go teraz nie słyszał. - Wyjdźcie, muszę się skoncentrować - poprosił już głośniej.
- Dobra tylko daj mu chwile na złapanie oddechu, żeby mógł się przenieść do kuchni… - powiedziała Roux, wskazując na Thomasa. Musieli poczekać na odpowiedni moment.
- O kurwa… - tymczasem rozległ się głos Jenny z salonu. Nie był to krzyk, a jednak użyła takiego tonu, że zdawało się, iż cały budynek ją usłyszał.
Abby wzdrygnęła się, jak chyba wszyscy. Arthur był najbliżej drzwi do łazienki, więc zerknął przez nie na główne pomieszczenie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline