Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2020, 19:11   #44
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Bravo 3

Pojawienie się dziewuszki z apteczką świadczyło o tym, że nie wszyscy koloniści padli ofiarą Xeno. I sugerowało, że nie można strzelać do wszystkiego, co się rusza.
- Chyba nie ucieszyła się na nasz widok - powiedział cicho Billy. - [i[Idziemy za nią?[/i] - spytał głośniej.
- Raczej biegniemy?? - powiedziała “Płonąca” Naomi, gotując się do biegu. Na podjęcie jakiejkolwiek decyzji była ledwie sekunda…
- Biegiem! - rzucił. - Harry, za nami! - dodał, ruszając w pościg za uciekającą panienką.
- Sing. Gonimy jakąś tutejszą - poinformował, już w biegu, tych, co mogli dziewczyny nie dostrzec.
Odpowiedź która przyszła od porucznika była jednoznaczna. Podążać za miejscową z zachowaniem czujności.
- Harry, liczymy na ciebie - rzucił Billy, kontynuując pościg... który był odgórnie skazany na porażkę. "Lekkonoga" nastolatka zgubiła bowiem swój pościg ledwie w 3 sekundy. W pustych korytarzach pozostali więc - mniej lub bardziej - skazani na własny los, Sing, Sanders i Francis. Ledwie 20 metrów od reszty oddziału, jeden zakręt korytarzy, ledwie kilka chwil marszu, a jednocześnie tak bardzo daleko. To było dziwne uczucie.
- Na demony... - W głosie Billy'ego nie było nawet cienia zadowolenia. - Pies by się nam przydał... Harry, widzisz coś?
Zamiast odpowiedzieć, Marine wskazał jedynie paluchem kierunek...
- Przypalić jej dupę? - Powiedziała bezczelnie Nicky, z uśmieszkiem na ustach - Może wtedy zwolni?
- Jak ci się zadek pali, to szybciej biegniesz - odparł Billy. - Kierunek znamy, Harry, prowadzisz.
-Uwaga. Uwaga. Z tej strony asystent Dyrektor de Silvy, Agnes. Przygotowujemy ewakuację obiektu. Każda żywa osoba w miarę możliwości musi spróbować nawiązać kontakt z obecnymi w obiekcie żołnierzami. Możecie też spróbować się skontaktować z centrum dowodzenia i określić gdzie jesteście. Skierujemy do was pomoc.
- Widać nic ich nie zżarło... - mruknął Billy, gdy rozległ się komunikat.
Dziwne trochę było, że sama pani dyrektor nie zniżyła się do tego, by osobiście wygłosić orędzie. Ale to już była jej sprawa.
- Szukam do cholery, szukam… - Francis sprawdzał pobliski teren Motion Trackerem. Poprowadził Marines korytarzem w lewo, a następnie zatrzymali się przed jakimiś drzwiami, przed którymi była spora kałuża jakiś cuchnących chemikaliów.
- Tam do środka uciekła - stwierdził mężczyzna.
- Jesteśmy przed salą de osiemnaście - rzucił w eter Billy, po czym spojrzał na Harry'ego. - Jest sama czy z kimś? - spytał.
- Moment… moment… - Francis gapił się w Motion Tracker. - Jest sama. W drugim pomieszczeniu, za kolejnymi drzwiami.
- To wchodzimy?
- Naomi była gotowa, by działać.
- Wchodzimy! - potwierdził Billy i, dając dobry przykład, ominął kałużę i spróbował otworzyć drzwi… które jednak okazały się zamknięte, wśród negatywnego buczenia panelu przy owych drzwiach.
- Stoimy przed zamkniętymi drzwiami do de osiemnaście. Dacie nam kody, czy mamy te drzwi rozwalić? - spytał Billy, wkurzony tak na kolonistów, którzy uciekali przed Marines, jak i na da Silvę i jej pomagierkę, które strzegły kodów niczym dziewica swej cnoty.
W głośnika, po krótkiej chwili z głośników rozległ się głos pani dyrektor
-Tu mówi dyrektor Veronica da Silva. W kolonii pojawili się marines. Proszę stosować się do ich poleceń. Uwaga członkowie korpusu. - Następnie da Silva podała trzykrotnie krótką sekwencję składającą się z kilku cyfr i liter. - Kod ten umożliwia wejście do wszystkich ogólnodostępnych części kolonii.
-Dziękuję[i/i] - powiedział, dość cicho, Billy, po czym wstukał podaną kombinację literek i cyferek, a drzwi stanęły otworem. Za nimi było zaś nieduże pomieszczenie pełne rur, pokręteł i paru… bojlerów? Wszędzie zaś dosyć ciasno, że ledwie się dorosły człowiek mógł zmieścić. No i cała podłoga była zalana czymś cuchnącym, jakąś chemią. A kilka metrów dalej, kolejne drzwi, za nimi zaś chyba owa uciekająca panienka?
To przypuszczenie należało sprawdzić, więc Billy podszedł do drzwi i zastukał.
- Marines! - powiedział, po czym spróbował otworzyć drzwi, które również były zaryglowane.
- Idźcie sobie, bo one przyjdą! - Dało się słyszeć przytłumiony głosik z drugiej strony.
- Nie słyszałaś,co mówiła dyrektor da Silva? - spytał Billy. - [i[Mamy zebrać wszystkie zabłąkane owieczki. A z nami będziesz bezpieczniejsza, niż sama. Poza tym nie umrzesz z głodu.
- Zabawił się w pertraktacje. Nastąpiła cisza, trwająca sekundę, dwie, trzy…
- Moja mama potrzebuje lekarza - Odpowiedziała w końcu nastolatka.
- Mamy lekarza - powiedział Billy. - Za chwilę tu będzie - dodał. - Silver? Potrzebujemy medyka do de osiemnaście - poprosił medyczkę o przybycie. Miał tylko nadzieję, że nie mają do czynienia z nosicielką. - Otwieram drzwi - uprzedził, po czym wstukał kod.
Po chwili do nosa Singa, Sanders, i Francisa, dotarł nieprzyjemny zapach(inny niż rozlane chemikalia w - i przed - pierwszym pomieszczeniem, przez które tu weszli). To była mieszanka niemytych ciał, odchodów, i… krwi? Nie śmierdziało tragicznie, jednak było zdecydowanie wyczuwalne. Młódka siedziała z nożem w dłoni, wycelowanym w stronę Marines, przy jakimś prowizorycznym posłaniu na podłodze, na którym leżała jakaś starsza, blada kobieta, przykryta kocami. Pewnie to była jej matka… w pomieszczeniu walało się kilka toreb, jakieś puszki z jedzeniem, mały palnik, apteczka, i kilka innych drobiazgów, jakie tu zebrano, by w tym miejscu przetrwać.
- Jesteście żołnierzami, tak? - spytała nieufnie nastolatka. - Jesteście tu by nam pomóc?
- Bardzo dobrze dałaś sobie radę - pochwalił dziewczynę Billy. - Starszy kapral William Sing - przedstawił się, równocześnie przyglądając się rannej (zapewne) kobiecie. - Przylecieliśmy, by rozprawić się z Xeno i pomóc tym, którzy przetrwali. Co się stało twojej mamie? - spytał, na wszelki wypadek trzymając się poza zasięgiem noża.

Dziewczyna wyraźnie się wahała, wciąż celując swoim marnym orężem w kierunku Marines…
- Jedna z tych bestii próbowała mnie rozerwać pazurami - odezwała się starsza kobieta, unosząc na posłaniu na łokciu, co wyraźnie wymagało od niej sporego wysiłku, jak i sprawiało chyba ból.


Wtedy też, przy reszcie zjawiła się Holon. Plutonowa lekarka spojrzała na snajpera.
- Kto potrzebuje pomocy? - spytała.
- Ta pani - powiedział Billy, skinąwszy głową w stronę rannej. - A ty odłóż ten nóż, bo dopóki go trzymasz, nikt palcem nie tknie, by pomóc twojej mamie.
- Denise... - powiedziała starsza kobieta, i kiwnęła potakująco głową, wtedy też dopiero młódka schowała nóż, i cofnęła się, robiąc miejsce dla Holon.
- Hej Denise, chodź tu, zrób miejsce, dam ci wodę do picia, i mam i batonik - zagadnęła nastolatkę “Płonąca” Nicki. Ta z kolei znowu spojrzała na swoją matkę, ta przytaknęła, po czym w końcu Denise się ruszyła i opuściła ich kryjówkę, biorąc od Nicki prowiant, który zaczęła pałaszować… w tym czasie Elin zajęła się oględzinami starszej kobiety, i wystarczyła sekunda, wystarczyło lekkie odkrycie koca i zerknięcie pod niego, by plutonowa lekarka odrobinę zbladła, po czym przecząco pokiwała głową w stronę Singa.
To nie był znak, który się Billy'emu spodobał. Nie dając jednak nic po sobie poznać zbliżył się do Silver. Jeśli miało być źle, to wolał to wiedzieć jak najszybciej. A jeśli miało być jeszcze gorzej...
 
Kerm jest offline