Pojawiło się pięć nowych pijaw, gotowych znowu atakować śmiałków… a przywołany przez Druida olbrzymi krokodyl zeżarł jedną z nich, tą atakującą tygrysicę.
Kapłan podziękował skinieniem głowy Carrys, ale wpierw poświęcił zapamiętaną łaskę wybuchu dźwięku uleczyć ją nieco.
Lauga przesunęła się w stronę reszty w poszukiwaniu dalszych przeciwników do likwidacji.
Widząc, że kapłan jest już przy półprzytomnej bardce, rycerz odetchnął i zaczął przemieszczać się na wschód (prawo) bacząc jednocześnie na cokolwiek co mogłoby zaatakować ich grupę od jego strony.
Tu więcej Carys pomóc nie mogła. A że wrednych, obślizgłych i do tego brzydkich pijaw przybywało, czarodziejka zrobiła to co radził innym. Wycofała się na z góry upatrzone pozycje.
Lauga idąc w kierunku Amaranthe usiekła kolejną pijawę, która wylazła z bagna… Daveth i tygrysica pospieszyli zaś z pomocą Caistinie. Druid przemienił się w Gryfa, po czym zaatakował pijawę uczepioną Tropicielki, i ta w końcu zdechła, Laura więc nie musiała robić już nic. Wielgachny krokodyl z kolei zajął się kolejną glistą, tą w pobliżu Amaranthe.
Krasnolud podleczył szybko samą Bardkę, i ta poczuła się odrobinę lepiej…
Następnie zaś całe towarzystwo uciekło z pola walki w różnych kierunkach, ignorując ostatnie cztery pijawy, i zakańczając tą dziwaczną walkę, zwalniając dopiero po dobrych 20-30 metrach, będąc już daleko od tych pieprzonych glizd.