Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2020, 13:22   #40
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Barbara skinęła głową i ruszyła w górę schodów. Pamiętała jak wchodziła po tych schodach z Jeremim. Jak zabawiali się w pokoju Jadźki. Teraz ominęła go starając się nie spoglądać na drzwi.
Wkrótce dotarła do celu… wieża może i była wysoka, ale ona nogi miała młode. Drzwi były zawarte, acz nie zamknięte.
Mimo iż była Panią na tych włościach zapukała w drewniane skrzydło.
- Kogo to nosi po wieży? - usłyszała w odpowiedzi, głos należał do Czeszki.
- Barbarę Żmigrodzką. - Magnatka poczuła delikatne rozbawienie.
- Wejdź pani…- odpowiedź zza drzwi brzmiała zakłopotaniem. Bo też Libena była zakłopotana. A powód tego Basia zrozumiała wchodząc do środka. Libena bowiem była nieubrana. Ot miała na sobie białą halkę i płaszcz narzucony na ramiona… zapewnie pospiesznie przed chwilą. Czarne włosy były rozpuszczone. Siedziała za stołem posilając się.
- Moje badania wymagają mi do pracy przez większość nocy. Dlatego poranki zwykłam przesypiać.- usprawiedliwiła się.
- Rozumiem. - Barbara podeszła do niej i przysiadła się.
- Co cię sprowadza do mnie pani? Tuszę że coś ważnego. Bo wędrówka po schodach jest dość męcząca.- zapytała uprzejmie Libena upijając piwa z kubka.
- Trochę problemy własne, a nieco problem z Janem. - Barbara przyglądała się ciału alchemiczki. - Kiedy będzie pełnia?
- Za dwa dni moja pani. - odparła krótko alchemiczka nie wypytując magnatki o detale.
- Czy.. należy się jakoś przygotować na tą noc? - Magnatka zastanawiała się jak sformułować drugą prośbę.
- Wszystko będzie gotowe. I napar i służka. Nie musisz się o to martwić.- odparła z uśmiechem alchemiczka.
- A jeśli chodzi o służkę… poleciła mi maść twojej produkcji. - Barbara zarumieniła się delikatnie.
- Och… to prawda. Przygotowuję dla niej maści. Jedną przed, drugą po.- Libena nawet nie próbowała udawać, że jej to pytanie nie zaskoczyło.
Barbara westchnęła ciężko.
- Przygotowałabyś ją też dla mnie? - magnatka rozejrzała się po pomieszczeniu. Było tu tyle elementów, których nie znała.
- Mogę użyczyć zapasów.- odparła Libena zerkając na jasnowłosą, gdy ta wodziła spojrzeniem po menzurkach i flaszkach postawionych w jednym kącie i instrumentami astronomicznymi w drugim.
Barbara powróciła spojrzeniem do Libeny.
- Dziękuję teraz bardzo by mi się przydały.
- Aplikacja jest prosta. Chyba nie muszę tłumaczyć jak? - Czeszka wstała od stołu i skierowała się w kierunku szklanych słoi.
- Nie… nie musisz. - Barbara odczuła bardzo silną potrzebę zmiany tematu. - Czy Józef także zamawiał u ciebie mikstury?
- Nie takie… acz inne tak. Na potencję na przykład.- odparła Libena wybierając dwa słoiki z dwiema substancjami o konsystencji łoju.- Acz ostrzegałam go, by stosował je tak jak mu zaleciłam.
- Czemu? - Przed oczami Barbary od razu stanęła uniesiona męskość nieboszczyka.
- Bo nie da się cofnąć czasu. Żadna mikstura nie zmieni staruszka w młodzieniaszka. Zwłaszcza takiego, który częściej przesiadywał przy winie i księgach niż przy szabli.- odparła alchemiczka podchodząc z słoikami do stolika. - Takie mikstury na potencję poprawiają możliwości, ale za cenę wysiłku całego organizmu. Trzeba je stosować z umiarem.
- Och… więc były dla niego niebezpieczne? - Magnatka przyjęła słoiki dziękując ruchem głowy.
- Tak. Ostrzegałam go.- potwierdziła Libena i wskazała słoik z szarą maścią.- Ten przed…- a potem zieloną.- Ten po. Tyle co na palcu wystarczy.
- Dziękuję. - Magnatka skinęła ruchem głowy. Więc pewnie to zabiło jej męża.
- Nie ma za co, wszak to mój obowiązek.- odparła Libena siadając naprzeciw Basi.
- Robienie maści? - Magnatka uśmiechnęła się ciepło. - Czy… jest ktoś kto mógłby cię wesprzeć w twojej pracy nad Janem?
- Może ktoś w Krakowie… może w Pradze…- zamyśliła się Libena.- … albo Akwizgranie lub Getyndze. Może…
- Raczej chodziło mi o kogoś komu ufasz i kogo mogłabyś wezwać. - Barbara nieco nieprzytomnie przyglądała się maściom. - Nie wyobrażam sobie trzymać tak Jana w nieskończoność.
- On wydaje się być zadowolony zważywszy na sytuację. I ty go tu nie trzymasz. Niech cię nie zwiodą kraty… on tu nie jest więźniem.- odparła ironicznie Czeszka.
- Nie traktuję go tak. On po prostu jest niebezpieczny. - Magnatka westchnęła ciężko. - Uwierz że gotowa byłabym nawet zrzec się tego wszystkiego.
- Nie. Nie. Nie… Waćpani źle mnie zrozumiała. On potrafi rozgiąć, a czasem wyrwać kraty. Wyważyć ciężkie drzwi.- wytłumaczyła Libena upijając piwa.- Klątwa ma w jego przypadku pewne zalety. Jest niezwykle silny i wytrzymały. To prawdziwa bestia w ludzkiej skórze.
- Nadal moje słowa pozostają prawdą. Gdyby tą siłę można było kontrolować… owszem byłaby to zaleta. - Barbara zirytowała się delikatnie. - Ale jak sama rzekłaś… to bestia. Dobrze że jest Jadźka… dobrze że mamy twe napary, ale co jeśli w szale się wyrwie?
- Modlimy się do Boga i świętych by obyło się bez ofiar.- odparła cicho Libena.- Nic więcej nie możemy.
- Jednak.. skądś się ta klątwa wzięła, prawda? Nie był taki od urodzenia. - Barbara zrezygnowana przetarła twarz smukłymi palcami. Czy oni nie widzieli jak bardzo miast tego wszystkiego pragnęłaby znaleźć się w swym dworze we wsi… w ciszy. - Nie odpowiada mi ten status quo.
- Nie wiem skąd i jak ją zdobył. Nie jestem pewna czy on wie. Może jego ojciec wiedział? -zamyśliła się Libena. - Słyszałam plotki, że… ponoć przeklęty został przez miejscowych za karę za własne lub ojca zbrodnie.
- Tym bardziej powinno się ich odnaleźć. - Barbara skupiła wzrok na ciele alchemiczki by nieco poprawić sobie nastrój. - Gdyby Józef wiedział… na pewno zrobiłby wszystko by mu pomóc. To jego dziedzic… niewiele było dla niego ważniejsze.
- To tylko pogłoski waćpani. Nie pokładałabym w nich zbyt wiele nadziei. Zresztą gdyby chłopskie przekleństwa naprawdę miały taką siłę, to połowa szlachty chodziłaby z rogami kozimi na głowie.- zachichotała Czeszka i zauważywszy spojrzenie szlachcianki spytała.- Co waćpani chodzi po głowie?
Musnęła przy tym palcami szczyty swoich piersi.
- Staram się nie myśleć o kłopotach i twoje ciało mi pomaga. - Barbara uśmiechnęła się. - Skoro nie wierzysz w te zabobony czemu nie zdradzisz mi pomysłów, które by cię przekonały?
- Bo nie mam żadnych. Nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Korzystam ze starych ksiąg zakupionych w Pradze i Krakowie, ale…- wzruszyła ramionami i spojrzała na Basię mówiąc.- Gdzie tu znajdziesz wilkołaka który go ugryzł, jeśli on sam nie wie czy taki wilkołak istnieje. Owszem, napadły go ze dwa razy wilcze stada w zimie, ale przemiana nastąpiła ponoć miesiące później… od ostatniego takiego spotkania.
- Chyba że to była kobieta, która go kąsała. - Barbara odłożyła słoje i delikatnie sięgnęła do biodra alchemiczki przesuwając po nim palcami.
- To tych będzie jeszcze więcej.- zaśmiała się lubieżnie Libena i chwyciła dłoń Basi, by przenieść ją na swoją pierś.
- Moje łoże jest wygodniejsze do takich rozmów.- zasugerowała.
- I pokażesz mi jak zaaplikować maść? - Barbara zaśmiała się i wstała z krzesła.
- Też… w końcu trzeba sprawdzić…- uśmiechnęła się Libena wstając i podążając za swoją panią. - … jak znosisz te zabawy. Który to szczęściarz będzie miał ten… zaszczyt?
Barbara roześmiała się nerwowo.
- Teraz.. mam otarciu po naszym gościu. - Przeszła do sypialni alchemiczki.
Ta była dość mała w porównaniu z poprzednią komnatą, ale miała wszystko co alchemiczka potrzebowała. Wygodne łóżko i szafki pełne ksiąg. Libena i Cosette były do siebie podobne.
- Zadbam więc o to… rozbierz się…- mruknęła Libena chwytając za pośladki magnatki i ściskając je zachłannie.
Barbara zabrała się za rozwiązywanie troków swej sukni, poddając się pieszczotom Libeny.
- Mogę być nieco władcza… w alkowie.- wymruczała Libena do ucha magnatki, delikatnie kąsając płatek uszny.
- To macie wspólne z Cosette. - Barbara puściła suknię, pozwalając jej opaść na ziemię i zabrała się za rozsznurowywanie gorsetu.
- Tak. Pewnie dlatego nie za dobrze między nami się działo.- mruknęła Libena ugniatając zaborczo pośladki jasnowłosej kochanki.- Będziesz musiała zapłacić za moją pomoc… swoim ciałem.
Magnatka roześmiała się. Nie powinna była w tej chwili wspominać, kto tu kogo utrzymuje. Niech Libena ma swą grę. Zdjęła gorset, a po niej koszulę, pozostając w pantalonach i trzewikach.
Te ostatnie zsunęła z niej Libena, kucając przesunęła językiem pomiędzy pośladkami kochanki.
Barbara zamruczała i oparła się o łoże alchemiczki.
- Powinnam zawołać tu Jadźkę czyni cuda językiem.- mruczała Libena wodząc swoim leniwie i zapuszczając palce między wrota jej kobiecości.- Tu boli?
- T..Tak. - Magnatka wyprężyła się. - Chciałabyś się mną dzielić?
- W Pradze… bawiłam się w licznym towarzystwie.- wymruczała Czeszka poruszając palcami i cmokając doszła ustami, na środka pośladka tam lekko kąsając.
- Połóż się na plecach i rozchyl szeroko nogi.- nakazała wstając.
Barbara wykonała polecenie układając się wygodnie. Na koniec nieco nieśmiało rozchyliła nogi. - Czy nie było to potępiane?
- Ależ oczywiście…- odparła Libena idąc do pokoju obok po maści.- I to bardzo. Ale w tamtych czasach nie dbaliśmy o to… zresztą Praga wtedy inna była.
- Co się zmieniło? - Barbara obserwowała alchemiczkę, jej poruszające się nagie ciało.
- Władza się zmieniła.- odparła Libena wracając ze słoikami i prezentując czarny gąszcz między udami. Kucnęła przed kochanką, nabrała maści i poczęła wcierać ją w uda, potem w sam kwiat miłosny Basi.
- Tu… możesz czuć się swobodnie. - Magnatka zadrżała i chwyciła się kurczowo pościeli.
- Wiem, wiem… zauważyłam.- mruczała Libena nachylając się i delikatnie kąsając udo magnatki, nie zaprzestając wcierania przynoszącej ulgę maści.
Barbara pojękiwała cicho czując jak z jej kwiatu wydobywa się coraz więcej wilgoci.
- Czyżby sprawiało to ci przyjemność?- bardziej stwierdziła niż spytała alchemiczka, tym razem palcami schodząc w dół i sięgając pomiędzy pośladki. Jednakże same palce zastąpiła językiem, wodząc po delikatnym zakątku rozpalonej doznaniami jasnowłosej kochanki.
- Odro.. binę… - Barbara z trudem łapała oddech. Jej ciało już przygotowywało się na to co czyniła z nią Cosette.
- Odrobinę…- oceniła Libena i tym razem pierwszy palec tylko początkiem, dołączył do niego drugi i trzeci. Ciało Basi spięło się i sprężyło. Cosette nigdy nie używała tylu palców na raz. Magnatka jęknęła głośno i wyprężyła się na łóżko. To było… zbyt dużo. Poczuła łzy zbierające się pod powiekami.
- Bardzo… delikatna…- mruknęła Libena poruszając leniwie palcami i wodząc językiem po podbrzuszu kochanki.- Będziesz musiała ostrożnie wybierać swoich kochanków. Z początku przynajmniej.
Barbara nie miała sił przytaknąć, czuła jak zaparło jej dech w piersi. Każdy ruch kochanki zdawał się przeszywać całe jej ciało. A Libena sięgając językiem w głąb kwiatu kobiecości młodej magnatki, miarowo poruszała palcami między jej pośladkami, tam i z powrotem… wprawiając ciało jasnowłosej w mimowolne wicie się na pościeli. Barbarze zdawało się, że minęła wieczność nic obok bólu pojawiła się przyjemność. Oprócz jęków bólu pojawiły się też odgłosy rozkoszy. A Libena kontynuowała te "tortury" łagodząc je i muśnięciami języka. Jak i przyspieszając ruchy palców.
Barbara przeżyła szok, gdy pojawił się szczyt. Przy tym całym bólu… i tak była w stanie dojść. Krzyknęła głośno i opadła na pościel. A Libena wdrapywać się poczęła na łoże po drodze wędrując ustami po brzuchu i piersiach łapiącej oddech magnatki.
- Ciężko… ciężko uwierzyć, że może tam wejść więcej. - Magnatka zerkała na pełznącą po niej alchemiczkę.
- Może… z czasem.- stwierdziła Libena docierając do szyi i ust Basi.- Jadźka jest tego dowodem.
- Mówiła, że to lubi. - Magnatka objęła kochankę przytulając jej ciało do swojego.
- Jadźka lubi dziwne zabawy.- wymruczała Czeszka całując usta kochanki, ocierając się swoim ciepłym ciałem o jej.
Barbara zamilkła i zaczęła odpowiadać na pocałunki. Nadal trzymała nogi rozchylone czując ból pomiędzy pośladkami.
Libena chwilę korzystała z tej sytuacji całując magnatkę i ocierając się o nią ciałem. W końcu westchnęła głośno i położyła się obok niej pytając.
- Jeszcze gdzieś czujesz dyskomfort?
- Teraz… między pośladkami. - Magnatka pozwoliła sobie na żartobliwy ton.
- Zaraz się tym zajmę. A może ty powinnaś ? W ramach nauki… - zamruczała równie żartobliwie alchemiczka.
- M...mogę. - Barbara zerknęła na Libenę niepewnie. Czy miała jakiś ukryty zamiar?
- To dobrze… - alchemiczka podała podała magnatce słoiczek przyglądając się bacznie dziewczynie
Barbara przewróciła się na bok i nabrała nieco maści. Niepewnie sięgnęła palcem do swojej pupy, badając opuszkiem otworek. Zaś Czeszka przyglądała się jej działaniom z lubieżnym uśmieszkiem nie odzywając w ogóle.
- Podoba ci się… - Basia zanurzyła palec głębiej i jęknęła cicho. - ...to co widzisz?
- Jesteś śliczna… -stwierdziła z cichym pomrukiem Czeszka.- … ale już o tym wiesz, nieprawdaż?
- Wszyscy.. tak tu mówicie. - Ciało Barbary przeszył dreszcz. Maść przynosiła ulgę, aż kusiło by dotknąć swej kobiecości.
- Twój mąż wybrał wszak niewiastę miłą jego oku… a miał oko do pięknych niewiast.- mruczała Libena nie odrywając spojrzenia od dotykającej się szlachcianki.
Magnatka nie wytrzymała i zanurzyła palce w swej kobiecości. Nie zważając na obecność alchemiczki zaczęła się pieścić.
Ta usiadła na łóżku i przyglądała się temu z miną zadowolonej i pobudzonej kotki. Oblizała lubieżnie usta milcząc i będąc niemal niemym świat nieprzyzwoitej zabawy jasnowłosej.
To było dziwne i niepokojąco przyjemne. Barbara czuła własne palce ocierające się w swym ciele. Gdy zniknął ból, przyjemność zdawała się być nie do wytrzymania… jeszcze jeden ruch… jeszcze troszkę. Jęknęła głośno dochodząc i zdyszana opadła na pościel.
- Teraz… coś dla mnie.- mruknęła alchemiczka klękając nad magnatką. Naparła biodrami ocierając się intymnym zakątkiem o twarz i usta jasnowłosej. Wilgotnym… a więc pobudzonym to co Basia robiła na oczach Czeszki. Magnatka przez chwilę była w szoku. Z trudem łapała oddech po szczycie, gdy Libena przesuwała swą kobiecość po jej wargach. Tak gwałtownie. Nieprzyzwoicie. Złapała biodra kochanki, by ją zatrzymać i spojrzała ku górze na alchemiczkę.
- Czyżby… coś było nie tak… moja pani?- mruczała Czeszka już ściskając dłońmi swoje piersi. Uśmiechnęła się drapieżnie.- Czyżbym nie podobała ci się?
- Jesteś piękna… - Barbara ucałowała kobiecość kochanki.
- Więc… wiesz czego potrzebuję i co powinnaś…- jęknęła czując pocałunek i przygryzła wargę dodając.-... mi dać.
- Nie mam wprawy, więc. - Magnatka przesunęła powoli językiem po kobiecości Libeny, starając się pieścić ją tak, jak Cosette. - Przepraszam.
- Nau.. ka… poprzez… dośw...dośw...iaaadczenie…- sapała coraz bardziej rozpalonym głosem Czeszka. Barbara kontynuowała uważnie obserwując kochankę. Co było dla niej przyjemne? Co lubiła?
Libena ściskając lekko dłońmi swoje piersi poruszając biodrami napierała.Uśmiechała się do Basi drżąc coraz bardziej i coraz głośniej pojękując. Coraz częściej język magnatki trafiał na właściwe “struny”. Barbara coraz intensywniej pieściła swymi wargami i językiem te miejsca. Aż w końcu doprowadziła ten utwór muzyczny grany jękami kochanki do głośnego finału, po którym to Libena opadła na łóżko obok Basi. Magnatka oddychała z trudem… to wszystko było… było tak intensywne. Przyjemne bo Libena naprawdę była piękna jednak… kiedy stała się kimś kto lubi takie rzeczy? Wtuliła się w kochankę starając się uspokoić oddech.
- Coś jeszcze cię trapi? Moja pani?- wymruczała Czeszka wodząc palcami po głowie Barbary.
- Czy wiesz coś o tym zamku? Czemu Żmigrodzcy się tu osiedlili. - Barbara westchnęła ciężko.
- Cóż. Tego to nie wiem.- zamyśliła się Libena i potarła podbródek palcami w zastanowieniu.- To dziwne. Z tego co wiem to nie jest ich gniazdo rodowe. Józef urodził się i wychował gdzie indziej, ale też nie znam nikogo na zamku, kto by znał Józefa z czasów gdy nie był władcą tego grodu.
- Rozumiem… to nieistotne. - Barbara ucałowała pierś Libeny i usiadła na łóżku. - Męczy mnie to miejsce. Nie przywykłam do zamknięcia.
- Jesteś panią tego zamku, nie więźniem.- przypomniała jej alchemiczka śmiejąc się głośno. - Zawsze możesz stąd wyruszyć, gdzie zechcesz.
- To prawda jednak… - Barbara objęła rękami swoje kolana. Nie powie do czego się zobowiązała, zresztą… to może był jedynie sen. - … czuję się dłużniczką Józefa. Chcę zadbać o jego dom, sługi… syna.
- Szlachetne podejście do sytuacji.- przyznała Czeszka.
Teraz to Barbara roześmiała się.
- Nie jestem wychowanką dworów. Daleko mi do intryg i ich wyuzdania. - Magnatka wstała z łoża i poczęła się ubierać.
- W intrygach winnaś nauk nadrobić, a co do wyuzdania… zdolna z ciebie uczennica.- Libena uśmiechnęła się lubieżnie spoglądając na Basię.
Magnatka obejrzała się na alchemiczkę z uśmiechem i zaczęła wiązać swój gorset,
- Innych rzeczy uczyły mnie zakonnice.
- Nie wątpię…- mruknęła Czeszka przeciągając się na łożu, po czym usiadła i machnąwszy ręką pacnęła dłonią pośladek magnatki.
Barbara jęknęła cicho.
- Z Józefem raczej się tak nie obchodziłaś. - l rzuciła żartobliwie, wciągając pantalony.
- Może tak.. może nie… jego zadek z pewnością nie był tak jędrny jak twój.- stwierdziła żartobliwie alchemiczka.
Magnatka pokręciła z niedowierzaniem głową i nałożyła suknię.
- Czy jest na zamku bądź w jego okolicy, ktoś to pamięta czasu przed przybyciem Józefa?
- Nie jestem… pewna…- zadumała się Libena marszcząc brwi w zakłopotaniu. I jej ta sytuacja wydawała się… dziwna.
- Gdyby coś ci przyszło do głowy, po prostu daj mi znać, dobrze? - Barbara podeszła do alchemiczki i ucałowała ją. - Cały czas czekam też na horoskop.
- Będzie gotów dziś wieczorem… lub jutro.- rzekła Czeszka po chwili rozkoszowaniu się pocałunkiem.
- Wobec tego pojawię się jutro. - Barbara dygnęła i wróciła się do poprzedniego pokoju by zabrać słoje. Obejrzała się jeszcze na kochankę i wyszła z jej komnat udając się do Jana.



Długa wędrówka po schodach pozwoliła jej ochłonąć i uzyskać spokój na obliczu… nawet jeśli fryzura na jej głowie nie była już tak idealna. Więzień zaś znajdował się w swojej celi, zajęty lekturą i piciem piwa z dzbana. Jego dwaj strażnicy nonszalancko grali w karty, choć widok wchodzącej magnatki postawił ich do pionu. Nie było tu dyscypliny ale też Jan rzeczywiście więźniem nie był. A strażnicy bardziej niż pilnowaniem zajmowali się spełnianiem jego skromnych zachcianek.
- Dzień dobry. - Barbara zbliżyła się do krat, teraz jednak zachowując dystans, który uniemożliwiłby Janowi schwytanie jej.
- Witaj…- mruknął Jan zerkając na szlachciankę, na kraty i uśmiechając się znacząco. Zauważył jej dystans od nich. A jego uśmiech wyraźnie jej mówił, że jej zabiegi są daremne. Gdyby chciał, to mógłby ją i tak dopaść.
- Chciałabym z tobą chwilę porozmawiać o stanie w jakim się znalazłeś i co nieco o tym zamku.. jeśli masz chęć i czas. - Barbara starała się patrzeć na niego niewzruszonym wzrokiem, choć musiała przyznać że jego spojrzenie sprawiało jej dziwną przyjemność.
- Idźcie się napić.- rzekł Jan, a strażnicy spojrzeli na Barbarę, to na mężczyznę nie bardzo wiedzą czy go posłuchać.
- Idźcie się napić… już.- warknięcie w jego głosie było subtelną groźbą.
- Proszę.. zaczekajcie przy drzwiach na dziedziniec, w razie czego zawołam was. - Barbara odstawiła wzięte od Libeny słoje na stolik.
Strażnicy ruszyli do wyjścia, a gdy drzwi się zamknęły za nimi, Jan wstał i podszedł do krat opierając się ciałem o nie. Jego wzrok wodził po krągłościach sukni szlachcianki, po jej szyi. Bezczelnie rozbierał ją wzrokiem, jakby była jakąś wszeteczną dziewką w karczmie na rozdrożu.
- Ślicznasz.- rzekł uśmiechając się drapieżnie.
- A ty zachowujesz się jakby dawno nie było tu Jadźki. - Magnatka zajęła miejsce na jednym ze stołków, na którym siedzieli strażnicy. - Rozmawiałam z Libeną na twój temat.
- Może i nie było… kto wie. W każdym razie znam te suknie. Cosette dobiera ci garderobę?- zapytał ignorując jej wypowiedź na temat Libeny.
- To akurat moja prywatna suknia.. choć można powiedzieć że Cosette ją dobrała, bo jej nie wyrzuciła. - Barbara odpowiedziała spokojnie po czym kontynuowała wypowiedź na temat rozmowy z alchemiczką. - Według Libeny najbardziej prawdopodobne jest że zaraziłeś się od innego wilkołaka. Ja mam podejrzenie, że jakaś dziewka ugryzła cię podczas stosunku. Czy to możliwe?
- Możliwe… wojaczka to niebezpieczny żywot. Nie unika się okazji do zabawy… bo kolejnej może nie być, acz… zdarzało mi się kąsać Jadźkę w miłosnym akcie… i jakoś nie zaczęła porastać futrem.- wzruszył ramionami Jan przyglądając się Basi.- Zresztą co za różnica? Czy wilk czy niewiasta jest winna mej sytuacji?
- Może jest w stanie odwrócić klątwę. CIężko szukać wilków w lesie, ale kobietę na drodze twych wojaczek łatwiej. - Barbara zamyśliła się odchylając nieco na stołku. - Zależy mi by cię wyprowadzić z tego stanu i postaram się zrobić co w mojej mocy.
- Widać nie byłaś na wojennej wyprawie… mówimy o różnych przybytkach i wieśniaczkach stąd do Smoleńska i z powrotem.- odparł ze śmiechem Jan i wzruszył ramionami.- A jak ją znajdziesz i złapiesz, co uczynisz z nią?
- Postaram się wynagrodzić krzywdę, którą jej zrobiłeś bo nie wierzę by bez powodu przyniosła na
- Krzywdę? Krzywdę ?! Krzywdę ?!!- gniewny pomruk przemienił się w ryk. Jan… rozgiął kraty bez większego wysiłku wychodząc ze swojego więzienia i ruszając ku szlachciankę. Jego zęby zacisnęły się gniewnie, gdy mówił przez nie podchodząc do magnatki.- Widzę iż masz...
Barbara zerwała się ze stołka.
- Nie mam o tobie złej opini! Uspokój się proszę. Liczy się co ta kobieta mogła pomyśleć i czemu to uczyniła. - Cofnęła się starając się osłonić stołkiem, choć wiedziała jak bardzo daremna będzie ta próba.
- Doprawdy? Bo sugerowanie żem rozbójnik i gwałciciel to według mnie jest czymś takim! - Jan zbliżał się coraz bardziej. Pochwycił za trzymany przez nią stołek, wyrwał go bez wysiłku i cisnął nim o ścianę rozwalając na kawałki.- Słuchać waćpanno i słuchaj uważnie. Może i lata wojaczki stępiły moje maniery i oduczyły dworskiego zachowania. Może i już nie wyrażam się gładko…- czuła zapach jego potu zmieszany z odorem piwa. -... jak niegdyś, ale w sercu szlachcic nadal. Wiem co to rycerski obowiązek. Żadnej niewiasty żem nie pobił, żadnej gwałtem nie brał, nawet jeśli była pyskatą cyganką czy żydówką. Owszem… zdarzało mi się takiej odszczekać, ale na żadną ręki nie podniosłem. A tych co nierządem się zajmują opłacałem za ich wysiłki. Wdów i sierot nie krzywdziłem, chłopów nie wyzyskiwałem. Żołnierskiego rzemiosła siem trzymałem i żołdu.
Nachylil swoją twarz ku Basi obliczu… jego oczy błyszczały wilczo i pożądliwie. - Jedne wskakiwały mi do łóżka w pogoni za błyszczącą moneta inne z ochoty, ale żadna wbrew swojej woli. Myśli waćpanna, że łatwo tak kontrolować bestyję, gdy waćpani sarnie oczka na mnie patrzą?
- Janie. - Barbara oparła dłoń o tors mężczyzny, starając się go odsunąć. - Złego słowa o tobie nie słyszałam. Wiadomo mi tylko, że na tym zamku nikogo wbrew jego woli nie wziąłeś. Chcę by tak zostało, a moją wolą nie jest by czynić to z tobą.
Czuła jak jej serce przyspiesza, jego bliskość budziła jej głód, ale nie to po to tu przyszła.
- Ta kobieta mogła ci się oddać celowo, zbliżyć się by móc cię ugryźć. Mogłeś nawet nie wiedzieć, że skrzywdziłeś kogoś jej bliskiego, bo toż wilkiem mógł być czyż nie? Gdybym cię za łachudrę uważała to bym cię uśmiercić kazała, a toż wiem że z dobroci tu jesteś i dajesz się strzec, by nikomu krzywdy nie zrobić.
- Uśmiercić? Dobry żart.- zaśmiał się chrapliwie Jan nie dając się odsunąć. Pochwycił za podbródek szlachcianki, by ta mogła mu spojrzeć w oczy. - Nie jestem jednym z twoich sług Barbaro. Nie masz ni prawa ni mocy mi rozkazywać, ni dysponować moim losem. Owszem, jesteś mi macochą ale ja jestem wolnym szlachcicem. A to że siedzę tutaj wynika tylko z tego, by nie narażać naszego rodu na złe języki.
Nie była to może cała prawda, ale Jan najwyraźniej uznał, że więcej mówić nie musi.
- I nie planuje twoim losem dysponować. Chcę pomóc, a ty mnie straszysz. - Magnatka ujęła jego dłoń chcąc ją oderwać od swej twarzy.
Pozwolił jej na to i mruknął.- I nawet nie słuchasz co do ciebie mówię. Nie skrzywdziłem żadnej niewiasty, dlaczego miałbym skrzywdzić ciebie. Nie zależy mi na tym co masz…
Wzrok powiódł jednakże w dół, na jej dekolt. I owszem, Jan nie przejawiał zainteresowanie majątkiem którym Basia dysponowała. Ale nie udawał braku zainteresowania resztą tego co posiadała.
- Jednak twoje zachowanie jest groźne i mam prawo się bać. - Mruknęła Basia krzyżując ręce na piersi co jednak nie pomogło bo uniosła je przy tym. - Twój ojciec mnie uratował, chcę się godnie zaopiekować tym wszystkim… także tobą.
- Wybacz waćpanno że nie jestem gładkim dworakiem.- parsknął sarkastycznie Jan. - Nie zmienię mojej natury. Bać się jednak nie masz żadnego powodu…
- Cieszy mnie to - Barbara uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. - Jestem gotowa wezwać jeszcze jednego alchemika, Libena ma się zastanowić czy ma kogoś zaufanego kto by jej pomógł. Muszę się jednak wywiedzieć, skąd to się u ciebie wzięło.
- Nie wiem. Gdybym wiedział, to bym Libenie dawno powiedział. - wzruszył ramionami mężczyzna i odwrócił się, by podążyć do celi.
- Nie rozważałeś jednak, że to mogła być jedna z niewiast.. proszę zastanów się nad tym, objawy występują przy pełni czyż nie. Chyba możesz ocenić kiedy była pierwsza, gdy to się stało.. gdzie byłeś wtedy. - Barbara opuściła dłonie i powoli poprawiała suknię. Czuła przyjemny gorąco w swym łonie. Wiedziała jednak, że nie była gotowa na tyle ile Jadźka.
- Czerwona Róża… zamtuz pod Sandomierzem. To było ostatnie miejsce nim zdarzył mi się pierwszy raz. Tam szukaj. Nie wiem która. Nie pamiętam… kruczoczarne włosy miała.- odparł zerkając przez ramię na Basię.
- Tak uczynię. - Barbara podeszła do stołu by wziąć słoje od Libeny. Czy powinna pytać o zamek, o Józefa? Czuła że i tak wyczerpała cierpliwość Jana. Jej wzrok powędrował do mężczyzny i przesunął się po jego ciele. Musiała wyjść nim zrobi coś głupiego. - Wrócę więc do swych obowiązków.
Mężczyzna spojrzał na nią i machnął ręką.- Rób co uważasz za słuszne.
Zatrzymał się i dodał.- Węch też mi się wyostrzył, więc…- dodał żartobliwie.-... czuję, że byś mi się nie oparła, gdybym cię do ściany przycisnął.
- Wierzę, że gdy zdobędziesz się na nieco kurtuazji, sama pod nią stanę. - Magnatka podeszła do drzwi. - Choć osobiście wolę łoże.
- Te w celi jest całkiem wygodne.- zażartował Jan wchodząc do swojej i bez wysiłku wygiął kraty do poprzedniej pozycji.
- Gdybyś potrzebował czegoś szepnij tylko słowo. - Barbara otworzyła drzwi by opuścić pomieszczenie i zawołać strażników.
- Na przykład… ciebie?- odparł zadziornie Jan wodząc wzrokiem po magnatce.
- Cały czas czekam na tą kurtuazję. - Barbara roześmiała się cicho, zasłaniając usta dłonią. - Nie czuję się “czymś” o co da się ot tak poprosić.
- A waćpani.. pantalony… te które masz na sobie, do takich rzeczy się zaliczają? - był bezczelny w swoich wypowiedziach, ale i język miał cięty jak ostrze szabli.
Barbara prychnęła i zamknęła drzwi. Bezczelnie zdjęła pantalony, ukrywając co ważniejsze elementy pod długą suknią i rzuciła bielizną w kraty.
- Jedynie o nie i jeśli nie zapanujesz nad swym językiem więcej nie dostaniesz. - Otworzyła ponownie drzwi. - Straż, możecie wracać!
- Widać będziesz musiała tu przychodzić i lekcyj mi udzielać.- odparł Jan chowając ową zdobycz i uśmiechając się lubieżnie. Jego wzrok wszak wodził po jej zgrabnych nogach, które musiała odsłonić podczas zdejmowania bielizny.
- Jak ładnie poprosisz. - Barbara poprawiłą suknie nasłuchujac zbliżajacych sie kroków.
- Proszę o odwiedziny… i więcej kuszących widoków.- mruknął niby to potulnie Jan uśmiechając się łobuzersko. A Basia… cóż, zrozumiała że jej pasierb nie jest osobą, którą da się łatwo wziąć pod obcas. Jest krnąbrny i przesadnie dumny i pewnikiem nawykły do dostawania czego chce.
Miała jednak czas by próbować.
- Zobaczymy. Udanego popołudnia Janie. - Opuściła pomieszczenie mijając wracających strażników, ruszając w kierunku wyjścia. Potrzebowała chłodnego powietrza… dużo.
Na dziedzińcu było ciepło i leniwie. Reszta dnia zapowiadała się podobnie. Nie było już Jeremiego w zamku. Jan choć był kłopotliwy, to nie był problemem wymagającym rozwiązania od razu. Michał i Cosette zdejmowali z magnatki większość uciążliwych obowiązków. Barbarę kusiło nawet by udać się do stajni i popatrzeć na konie, wiedziała jednak kto tam na nią czeka. Westchnęła więc ciężko i udało się w stronę swoich komnat. Musiała założyć nową bieliznę, nim ktoś zauważy jej brak i tak dość się dziś obnażyła. A skoro brakło jej obowiązków, mogła swobodnie poczytać w ogrodzie, albo… przejrzeć dokładnie zawartość skarbca. Postawiła na ten drugi pomysł pozostawiając sobie przyjemną lekturę na wieczór i udała się do swego pokoju.
 
Aiko jest offline