Jerzy czuł wiele przeciwstawnych emocji. To, że usłyszał głos Marysieńki... Część jego serca stanęła w tym momencie. A inna część, już od dłuższego czasu martwa, poruszyła się. I wszystko wskazywało na to, że to naprawdę była jego żona. Przekroczyła granicę życia i śmierci tylko po to, żeby pokrzyżować mu plany. Które do tej pory były łatwe i proste. Zamknąć bramę. Teraz się wahał. Najbardziej chciał zobaczyć Marysię. Cudem zdołał skoncentrować się na zamykaniu bramy.
Potem jednak przestał.
Odpuścił.
Nie mógł kontynuować.
-
Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich - zacytował Nietzschego. -
Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie.
Jeżeli po prostu zamkną bramę, nie zwracając uwagę na dzieciaki... w niczym nie będą lepsi od kultystów. Tak właściwie oni nie zabili dzieci, więc jak Jerzy mógł to uczynić, a potem udawać, że jest moralnie kimś lepszym? Oczywiście, zarówno zamykanie, jak i otwieranie bram wiązało się z poświęceniami. Tyle że to powinny być ich własne poświęcenia. Nie mieli prawa składać w ofierze ku temu celowi dwójki dzieci. Nawet jeśli te mogły zmienić się przez te lata w głodne krwi potwory. To mogło być naiwne, ale Jerzy wolał umrzeć jako dobry człowiek, niż przeżyć i stać się równie zły niczym kultysta.
-
Jesteś w stanie otworzyć sejf? - zapytał
Chudego.
Następnie podszedł w stronę korytarza i wyszukał wzrokiem ducha Marysieńki. Otworzył swój medalik i spojrzał na jej zdjęcie.
Jego oczy zaszkliły się. Myślał, że już nigdy nie będzie mu dane odezwać się do niej.
-
Jak możemy otworzyć sejf, Marysiu? - zapytał. -
Gdzie znajdziemy do niego klucz?
Podniósł wzrok. Trochę bał się spojrzeć na ducha, a trochę nie mógł się tego doczekać.