Sadim z uśmiecham skrzyżował ramiona - sprawność, z jaką jego towarzysze rozprawili się z trupojadami, napawała dumą. Nie zdążył nawet kiwnąć palcem, a było już po wszystkim. Parsknął cichym śmiechem, widząc jak Imra pocałowała jego brata, a chwilę później odbiegła zwrócić ostatni skromny posiłek. Kennick poszedł za nią, więc kapłan zwrócił się do "kucharzy"
- Szukamy sposobu na uspokojenie ducha z kotła, przy okazji zapewnimy wam trochę bezpieczeństwa od umarlaków - powiedział uspokajającym tonem.
W kącie pomieszczenia bladozielona na twarzy Imra przyjęła podaną przez śledczego chusteczkę.
- No i co się śmiejesz? - burknęła zawstydzona swoim zachowaniem.
- Następnym razem daj mi moment na oczyszczenie się - odparował tiefling, puszczając jej oko.
- Poniosło mnie - burknęła niezadowolona kobieta drapiąc się po policzku. Chwilę potem z niedowierzaniem zaczęła macać swoją twarz wyczuwając drobne stwardnienia.
- Em. Kennick, co ja mam na twarzy? Czy ta krew była czym zakażona? - zapytała spanikowana.
- Nawet jeśli, to już się jej pozbyłaś. Do twarzy Ci z nimi - odpowiedział, nie odrywając wzroku od jej twarzy
- Nimi? - Zapytała Imra nie rozumiejąc o co Kennickowi chodzi.
- Łuski. Na razie delikatne, jasny odcień kobaltu - stwierdził, przyglądając się jej - Krew daje o sobie znać
Półelfka stanęła jak wryta. Miała łuski na ciele i jej umysł tego nie potrafił pojąć.
- Cholera tatuaż. Mam nadzieję, że go nie zasłoniły - oprzytomniała.
- Sprawdzimy go później - zaproponował wciąż trochę rozbawiony Kennick - Ale jeśli już, to pojawiłyby się pod nim