Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2020, 12:01   #22
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
FUGU


Amanda przez chwilę stała skołowana patrząc na histeryzującą masażystkę. W końcu jednak przełamała się i objęła ją.

- Nie powiedziałam jej że chciałaś uciec. - Szeptała wprost do jej ucha. - Powiedziałam, że jesteśmy kochankami i nie chcę się z tobą rozstawać na cztery tygodnie… nawet jeśli się nie zgodzi… nic ci nie zrobi.

- Naprawdę? Tak myślisz?
- zapłakane oczy Azjatki popatrzyły na Amandę rozpaczliwie chwytając się tej szansy. Usta jej drgały nie mogąc się zdecydoać czy powinny płakać czy się uśmiechnąć. - Ojej tak się boję! - zachlipała kurczowo obejmując i przyciskając się do niej i ją do siebie. Przy okazji Amanda wyczuła w nozdrzach przyjemny aromat z włosów masażystki.

Inu pogładziłą blond włosy azjatki.
- Jakby co.. po prostu będzie po staremu. Tylko nie możesz nic powiedzieć o tym, że chciałaś mnie wykupić. Dobrze? - Mimowolnie zaciągnęła się przyjemnym zapachem, przypominając sobie jej ostatnią wizytę na masażu. - Pamiętaj, że ja mam swoje zadanie.. Ayumi chyb nie zrobiczegoś by mnie zabrakło na tej wyprawie.. nie teraz.

- Tak… Tak, na pewno masz rację…
- masażystka pokiwała swoją blond głową i zaczęła się z wolna uspokajac chociaż dalej kurczowo trzymała się Amandy jak rozbitek koła ratunkowego.

- Jak dobrze pójdzie, będziemy mogli bezpiecznie pojechać wraz z ludźmi Koi. Bez przebieranek. - Inu delikatnie pocałowała policzek masażystki.

- O tak, tak bym chciała aby się nam udało… - masażystka o pachnących blond włosach wyszeptała do ucha przepatrywaczki nawet delikatnie całując ją w to ucho przy tej okazji. A resztę tego nadmiaru emocji wyrażając tym gorącym, mocnym i chyba trochę desperackim przytulaniem się do niej.

- Zrobimy co w naszej mocy.. tylko naprawdę musimy wyglądać na parę. - Inu tuliła kobietę choć ten nadmiar czułości był nieco męczący. Czemu się znowu wpakowała w coś takiego?



DZIELNICA ŚWIATEŁ

- Nie.. ot tak chciałam pogadać. - Inu zamyśliła się. - Poszedł może gdzieś zjeść? Czy ot tak dzisiaj ma wolne? - Starała się zachować nonszelancki ton jakby w sumie niezbyt to ją interesowało.

- Co ty? Myślisz, że taki ważniak mówi zwykłej recepcjonistce kiedy wychodzi, wraca i po co wychodzi? - młoda brunetka niefrasobliwie machnęła ręką i prychnęła z ironicznym rozbawieniem na taki pomysł. Mówiła jakby brunetka z kolczykiem w nosie przypadła jej do gustu albo po prostu z każdym tak sobie folgowala.


- Nie ważne. - Amanda machnęła ręką. - Jakby co powiedz, że była laska z poniedziałkowego spotkania. - Inu obróciła się planując wyjść.

- A jakieś imię ta laska z poniedziałkowego spotkania ma cz mam po prostu powiedzieć, że jakaś laska z kolczykiem w nosie? - recepcjonistka zapytała filuternie jakby czerpała przyjemność z takiej rozmowy.

- To mu wystarczy. - Inu wyszczerzyła się do recepcjonistki i wyszła z pomieszczenia. PLanowała się przejść po okolicy i sprawdzić czy ten Leroy nie kręci się jednak po okolicy. Zawsze przy okazji mogła coś wszamać, a brzuch wyraźnie dawał znak, że zbliżała się pora obiadu.

Recepcjonistka skinęła głową i machnęła gościowi na pożegnanie. Na zewnątrz zaś świat był duży, pochmurny i ponury. Chmury nisko wisiały nad miastem jakby podtrzymywane tylko przez wsporniki z pogruchotanych wieżowców. I jakby miało coś padać. No ale tak od rana to wyglądało i w tym mieście to był raczej standard.

Na zewnątrz znalazła jakąś lokalną jadłodajnie. W parterze jakiegoś wieżowca był lokal w dawnym stylu. Z kelnerkami w fartuszkach, dolewkami kawy, ciastem, jajecznica i bekonem. Bez trudu można było zamówić coś do jedzenia. Ale sam Liroy w oko jej nie wpadł. Sądząc po klientach to chyba nie natrafiła na godziny tłoku. A raczej na tą spokojną cześć społeczeństwa co przyszła tu głównie coś zjeść i napić się kawy w spokoju. Część była ubrana w koszule, krawaty, marynarki a kobiety w garsonki. A cześć nie i sprawiali wrażenie klasy robotniczej. Więc lokal łączył wszystkich bez względu na status społeczny. Usiadła tak by widzieć wejście do budynku, z którego przed chwilą wyszło i spokojnie czekała aż będzie mogła coś zamówić.

Właściwie widok na główne wejście do budynku dawnej siedziby ONZ był całkiem niezły. Tylko, że niezbyt emocjonujący. Nic specjalnego się tam nie działo. A ludzie zazwyczaj byli poubierani w coś na nie pogodę więc nawet płeć przez ulicę trudno było rozpoznać.

Wewnątrz było trochę lepiej. Świeciły się świece i lampy oszczędzając pewnie elektryki ile się dało. Ale dla lokalu gastronomicznego nie było to źle bo jakoś tak przytulniej się robiło. Podeszła do niej czarnoskóra kelnerka wskazując na wypisane kreda na tablicy menu i pytając czego sobie życzy.

Przy innych stolikach i barze siedziało parę osób. Głównie pojedynczo, w duetach i małych grupach. Ze dwa stoliki dalej siedziała sobie trójka ubrana mniej więcej jak do biura. Mężczyzna i dwie kobiety. Sądząc po tobie rozmów i mowie ciała chyba właśnie przeżywali skończony dzień w pracy.

A przy innym oknie siedział mężczyzna w skórzanej kurtce. Krótkie, czarne włosy, ciemna bluza z kapturem pod tą kurtka i zerkanie na ścienny zegar to na ulicę sugerowało, że czeka na kogoś.

Inu zamówiła jakieś lekkie jedzenie, zdając się na podpowiedź kelnerki i czując, że po spotkaniu z Maki nic cięższego nie przejdzie jej przez gardło i z nudy zerkała to na budynek ONZ to na zakapturzoną postać.


- Życzę smacznego. - kelnerka uśmiechnęła się do swojej klientki całkiem sympatycznie i postawiła tacę z zamówieniem. Talerz, serwetki, sztućce, kubek z kompotem wszystko jak za starych, dobrych czasów. Nawet miała plakietkę z imieniem jak to dawniej bywało w modzie. - Jeśli byś miała ochotę na coś czarnego to tylko daj znać. - czarnoskóra dziewczyna zamachała wesoło dzbankiem czarnej kawy. Zgodnie pewnie ze starą, amerykańską tradycja kawę wliczano w koszt posiłku i wystarczyło dać znać, że ma się ochotę by ktoś z obsługi pospieszył z pomocą. Pewnie dlatego kubki na kawę były niezbyt duże. Zanim kelnerka odeszła uwagę zwrócił na siebie kolejny gość.

Wszedł przez główne drzwi i trudno było go przegapić. Rosły, z rosła broda, ciemnymi okularami, bandana na głowie i skórzana kurtka. Wyglądał jakby chciał się wpisać w stereotyp gangera i motocyklisty. Obrzucił spojrzeniem wnętrze tak samo jak wnętrze jemu. Uwagę jego zwrócił ten w kapturze co machnął na niego ręką. Brodacz dzwoniąc ostrogami ruszył w jego stronę. Miał właśnie usiąść po przeciwnej stronie stołu gdy zorientował się, że przykuł uwagę tej biurowej trójki. Posłał więc im wymowne spojrzenie pt. “Na co się kurwa gapisz?”. Podziałało. Cała trójka jak na komendę zajęła się sama sobą a ten brodacz zajął miejsce przy tym okiennym stoliku.

Amanda skinęła kelnerce kubkiem by ta nalała jej kawy z ciekawością zerkając w kierunku dziwnej pary, starając się to robić tak by jej ukradkowe spojrzenianie zostały dostrzeżone.

Dwaj faceci w skórzanych kurtkach zajęli się sobą. Wyglądało na to, że o czymś rozmawiają. Ta sama kelnerka przeszła obok ich stolika ale żaden z nich nie zwrócił na nią większej uwagi poza przelotny spojrzeniem na jej zgrabne biodra i nogi. Ale widocznie bardziej ich interesowało to co mieli ze sobą do obgadania.

Biurowa trójka też o nich zapomniała i wróciła do swoich rozmów o pracy. Sytuacja wydawała się wracać do normy.

Inu uśmiechnęła się do kelnerki gdy ta nalała jej kawy.
- Dziękuję... Potwornie nieprzyjemne typy. - Skinęła podbródkiem w kierunku dziwnej pary.

- To prawda. Mam nadzieję, że to nie Psy Piekła. - kelnerka zatrzymała się przy stoliku Amandy i zerknęła w stronę stołu zajętego przez dwóch typków sprawiających wrażenie gangerów. A Psy Piekła były zmorą Dzielnicy Świateł. Jak rak którego nie da się wyciąć. Bezczelny, silny gang z którym ludzie Donny nie bardzo mogli sobie poradzić. I będący cierniem nie tylko w jej dumie i oku. Reszta nie była w stanie rzucić jej otwartego wyzwania bo miała bezwzględnie dominującą pozycję w swojej dzielnicy. Ale znakiem charakterystycznym Psów był kaganiec jaki nosili na twarzy. Stąd też i wzięli swoją nazwę. Ci dwaj takich kagańców nie mieli. No ale to jeszcze nie znaczyło, że mimo to Psami są lub nie. Tak czy siak sprawiali podejrzane wrażenie i Mulatka w stroju kelnerki chyba podobnie ich odbierała jak jej klientka.

- Ale proszę się nie obawiać to nie jest nasza standardowa klientela. No i tu zaraz sama Donna rezyduje po drugiej stronie ulicy. - kelnerka zmitygowała się, że może jej słowa mogły zaniepokoić klientkę więc uspokajająco położyła jej dłoń na ramieniu posyłając jej promienny, ciepły uśmiech. No rzeczywiście przez okna było widać tą siedzibę ONZ i całą masę różnej maści ochroniarzy.

- Dobrze… tacy ludzie to kłopoty. - Inu uśmiechnęła się do kelnerki i wróciła do jedzenia obserwując parkę. Kim byli i o czym gadali? Psy Piekła chyba nie pojawiały się na terenie Koi.

Gdyby tylko złapała się z Leroyem. Zerknęła na wejście do placówki ONZ. Była go ciekawa nie mniej niż tej dwójki.

Posiłek okazał się całkiem smaczny. Kawa naprawdę przypominała smak kawy co wcale nie było takim standardem no a kawałek ciasta na deser okazał się wisienką na torcie. Pod względem gastronomicznym Amanda trafiła więc całkiem nieźle. Obsługa, zwłaszcza ta kelnerka co obsługiwała salę a więc i ją, okazała się też całkiem miła i sympatyczna. No dla niej na pewno. I nawet nie było tak drogo. Całkiem niezłe miejsce by zjeść coś smacznego w spokoju i całkiem schludnych warunkach.

Był też przyzwoity widok na główne wejście do dawnego ONZ. Ruch tam był całkiem spory. Ludzie wchodzili i wychodzili, podjeżdżały samochody zatrzymując się na chwilę albo na stałe. Chociaż sceneria była dość ponura i pochmurna jakby zaraz znów miało z nieba coś lunąć. No ale tego jednego, konkretnego człowieka jakoś w tym tłumie Amanda się nie dopatrzyła.

Dopatrzyła się za to jak ci dwaj w skórzanych kurtkach coś sobie podali. Ten w kapturze niewielki płaski pakunek podobny do koperty. Ten rzucający się w oczy brodacz przyjął go i schował do kieszeni. Wydawało się, że rozmawiają o interesach. W każdym razie brakowało między nimi serdeczności i swobody jaką reprezentowała choćby biurowa trójka. Ci zresztą po jakimś czasie się zmyli i ruszyli w stronę siedziby Donny. No ale nie dotarli tam tylko wsiedli do dwóch samochodów i nieśpiesznie odjechali.

Amanda też w końcu miała się zbierać. Przywołała tą sympatyczną kelnerkę aby zapłacić rachunek a gdy to zrobiła ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Akurat jak ten brodacz też wstał i ruszył do wyjścia więc przy drzwiach spotkali się razem.

- Chyba nam po drodze razem. - uśmiechnął się ten brodacz obcinając ją szybko z góry na dół i z powrotem. Amanda złowiła kątem oka niepewną minę kelnerki która właściwie już powinna wrócić z zapłatą za bar ale nie ruszyła się z miejsca nie wiedząc co się stanie. Chociaż przy tym mięśniaku z brodą obie wyglądały dość mizernie. No ale ten na razie tylko zagadnął do Amandy i uśmiechnął się bezczelnie jakby ta mu się spodobała.

- Wybierasz się tam? - Amanda skinęła podbródkiem na wejście do budynku ONZ. Nie chciała robić burd i tak czekał ją męczący wieczór.

- Za cholerę. - brodacz odpowiedział gdy zerknął na wskazany widok za oknem wrócił spojrzeniem do kobiety z kolczykiem w nosie. Sam też miał całkiem sporo kolczyków, głównie w uchu ale też miał przekłutą brew. - Może ty wybierzesz się ze mną co? Zabawimy się. - zaproponował bynajmniej nie stropiony słowami kobiety. Stolik dalej ciemnoskóra kelnerka dalej stała i czekała w napięciu co się stanie ale Amanda wyczuwała, że jej sympatia jest zapewne po stronie drugiej kobiety. Na razie jednak się nie wtrącała póki dwójka przy drzwiach po prostu ze sobą rozmawiała.

- Niestety mam robotę, a też zazwyczaj nie łażę nigdzie z facetami, których imienia nawet nie znam. - Inu pozwoliła sobie na żartobliwy ton myśląc tylko co tu zrobić by typek się od niej odwalił.

- Mówią na mnie Metal. Black Metal. - brodacz uśmiechnął się rubasznie jakby widział w tej ksywce jakiś żart. I do tego zabawny. - A na ciebie jak mówią? - zapytał też chyba próbując być żartobliwy. Z bliska wydawał się jeszcze większy. Może nieco pół głowy wyższy od Amandy. Ale na masę był zdecydowanie cięższy więc zapowiadał się na dużo silniejszego od niej.

- Amanda. Dobra Metal… na serio muszę iść do roboty. - Westchnęła ciężko. - Moje szefostwo wygarbuje mi skórę jak się zaraz nie pojawię z powrotem.

- Olej ich, dziewczyno, szefostwo to zło wcielone!
- mięśniak prychnął jakby miał w tym jakieś nieciekawe doświadczenia. - Coś im wymyślisz. Chodź ze mną, zabawimy się na całego do białego rana. - Metal ani myślał ustąpić sądząc pewnie, że przekona kobietę do swoich racji.

- Wybacz ale nie jestem zainteresowana. - Amanda wzruszyła ramionami. Jej dłonie opadły po bokach, tak by w razie czego bez trudu sięgnąć do spluwy.

- Nie? - łysy brodacz wyraźnie się zachmurzył i zniknął z jego twarzy i głosu ten żartobliwy ton jakim do tej pory nawijał. - Taka się kurwa z ciebie paniusia? Myślisz, że jesteś lepsza? Nie dość dobry dla ciebie jestem? Ja tu kurwa próbuję być miły a ty mnie zlewasz? - mięśniak mówił ze złością nakręcając się z każdym słowem bardziej.

- Ale ona prosiła by pan ją zostawił. Ja też pana proszę by pan nie robił awantur. - kelnerka która przez całą scenę stała wciąż przy starym stoliku Amandy widząc, że sytuacja się zaognia odważyła się stanąć w obronie swojej klientki. Nawet podeszła do niej stając tuż obok. I to był jej błąd.

- Stul pysk czarnuchu! Jak będę miał do ciebie sprawę to cię wezwę! A teraz spieprzaj! - warknął na nią i wycelował w nią palcem. Kelnerka odruchowo zmrużyła oczy i cofnęła się o krok zaskoczona i przestraszona takim wybuchem.

- A ty na co się kurwa gapisz?! - brodacz rozjuszony na całego warknął na jakiegoś gościa który gapił się jakby się zastanawiał czy coś zrobić czy nie. Ale na tak bezpośrednią, agresywną zaczepkę postanowił zająć się tym co ma u siebie na stole.

- Metal co ty kurwa odpierdalasz? - odsiecz przyszła z najmniej oczekiwanej strony. Ten w kapturze i skórzanej kurtce zjawił się tuż przy nich nie wiadomo skąd stając trochę między brodaczem a obiema kobietami. Zaskoczył chyba najbardziej tego Metala bo ten popatrzył na niego jakby nie rozumiejąc słów i intencji kolegi.

- Ogarnij się i nie rób scen. - kapturzasty popatrzył wymownie przez drzwi w kierunku siedziby Donny. Brodacz podążył za nim spojrzeniem zagryzł wargę i w końcu dał za wygraną.

- Wszyscy spierdalajcie. - mruknął obrażonym tonem po czym z rozmachem trzasnął drzwi jakby na nich chciał odreagować swoją złość. No ale wreszcie wyszedł. Sam.

- Kolegę trochę poniosło. Przepraszam za niego. To na pokrycie strat moralnych. - kaptur odwrócił się od drzwi gdy te się zamknęły a jeszcze widać przez szyby odchodzącą sylwetkę brodacza. Wtedy wyjął z kieszeni portfel, otworzył go i położył na stole dwie dziesiątki. A obok kolejne dwie najwyraźniej dla obu najbardziej poszkodowanych ofiar brodacza. Kelnerka wydawała się jeszcze zbyt roztrzęsiona aby coś powiedzieć więc stała obok Amandy i tylko niemo obserwowała to wszystko ale broda jej widocznie się trzęsła. Facet w kapturze nie czekał dalej tylko odwrócił się aby wyjść na zewnątrz. Amanda zsunęła dwie kupki gotówki i zostawiła je kelnerce.

- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do dziewczyny i ruszyła za zakapturzonym facetem. Za lokalem podbiegła do niego. - Ej… ty.. Sorki.. Dzięki wielkie za pomoc.

- Tu naprawdę takie rzeczy się rzadko zdarzają. Przepraszam za wszystko i mam nadzieję, że nas jeszcze odwiedzisz.
- widząc, że Amanda wychodzi dziewczyna rzuciła szybko do niej uśmiechając się do niej jakby sama chciała sobą zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie. No ale zaraz potem przepatrywaczka znalazła się znów na tej ponurej i chłodnej ulicy. Chociaż u Donny to i tak chociaż albo kolorowe lampiony, światła albo nawet neony czyniły tą nowojorską, firmową szarość mniej uciążliwą. Facet w kapturze odwrócił się do niej słysząc za sobą szybkie kroki ale nie zatrzymał się.

- Nie ma sprawy. Najlepiej zapomnij o tym przykrym incydencie. - rzucił do niej nie zatrzymując się. Gdzieś kawałek dalej Amanda dostrzegła sylwetkę Metala. Wsiadał właśnie do jakiegoś muscle cara. Czarny z wielką białą czachą z płonącym czerepem. Do tego wzmocnione zderzaki, kolce i w ogóle uszykowany jak na wojny szos. Wygląda był równie agresywny jak jego właściciela.

- Wolałabym się odwdzięczyć. Nie lubię być komuś dłużna. - Amanda szła dwa kroki za mężczyzną, zerkając w kierunku muscle cara Metala, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. To było cholernie drogie i rzadkie auto. Może ktoś ze znajomków Kanmi z Det będzie je kojarzył.

- Więc nie chodź za mną i nie rób zamieszania. - facet w kapturze odparł skręcając za narożnik. Uliczka wyglądała jak jakiś zaułek. Był kontener na śmieci parę kroków od jej wylotu i kilka samochodów zaparkowanych kawałek dalej. Teraz musiałaby wejść za nim do tego raczej bezludnego zaułka jakby chciała dalej swobodnie rozmawiać. W tym czasie minął ją czarny wóz prowadzony przez brodacza. Pewnie przez niego bo właściwie boczne szyby miał przyciemniane więc jak się nie patrzyło przez przednią szybę to nie było wiadomo kto jest w środku. Ale wóz nie zatrzymał się tylko kierowca dał po garach i widocznie nie byle jaki silnik zawył popędzając maszynę wartko do przodu gdzie ledwo po chwili z piskiem opon wziął zakręt znikając Amandzie z pola widzenia.
Inu zatrzymała się przed wejściem do zaułka spoglądając na uliczkę. Cóż… nie chciał by za nim leźć to nie poszła. Spokojnie odpaliła papieros. Obserwując znikającą jej z oczu postać.

Postać w kapturze nie do końca zniknęła jej z oczu. Facet podszedł do jednego z zaparkowanych samochodów, zniknął w nim i po chwili bez problemu wyjechał na zaułek po czym wrócił wozem do tej samej końcówki zaułka przy jakim stała paląca szluga Amanda. Widząc ją lekko pozdrowił ją uniesioną dłonią po czym wyjechał na akurat pustą drogę. W przeciwnym kierunku niż dopiero co odjechał Black Metal. Ten kapturzasty z kolei miał jakiegoś terenowego, brązowego pickupa co też sprawiał wrażenie, że bezdroży wcale się nie obawia chociaż stan wyglądał na sfatygowany jak i większość współczesnych aut.
Amanda odmachała mu przyglądając się autu zakapturzonego faceta. To była… ciekawa parka. Pozostało pytanie co zostało kupione, bo była niemal pewna, że w kopercie była gotówka. Wypaliła szluga i rzuciła go na chodnik. Spacerkiem ruszyła w kierunku siedziby ONZ by pomachać recepcjonistce.

Od czasu sprzed posiłku w recepcji zbyt wiele się nie zmieniło. Ani w drodze do niej. Też mijała ten sam mokry chodnik, pomniejsze kałuże, mur czy płot sklecony z-czego-się-tylko-da i patrole strażników jacy pilnowali wejścia i obejścia. Rzeczywiście do kawiarni po drugiej stronie ulicy było rzut kamieniem więc gdyby zdecydowali się na interwencję to czas reakcji byłby prawie zerowy. Może dlatego kelnerka i goście czuli się tam całkiem pewnie.

- Oo… Jesteś jeszcze raz? Dobrze, że zdążyłaś przed końcem mojej zmiany. - recepcjonistka widocznie rozpoznała podchodzącą Amandę bo uśmiechnęła się do niej, złożyła łokcie na stole i trochę wyciągnęła się w kierunku podchodzącej klientki. A ta ponieważ przy ladzie się stało a za ladą siedziało no to miała trochę wyższy punkt widzenia więc dziewczyna w białej koszuli z frywolnie rozpiętym najwyższym guzikiem musiało trochę zadrzeć główkę do góry. Była okazja pogadać bo w tej chwili przy recepcji była tylko Amanda. Wyglądało na to, że dzień roboczy się kończył bo więcej ludzi opusczało budynek niż do niego wchodziło.

- Zastanawiałam się czy moja zguba nie wróciła. - Inu uśmiechnęła się do recepcjonistki opierając się o ladę. - Pracowity dzień?

- Nie bardziej niż zwykle.
- dziewczyna wzruszyła ramionami w niefrasobliwym geście. - Ale zaraz kończę i będę miała wolne. Właściwie już szef poszedł to już mogłabym się zerwać. Kwadrans nie robi żadnej różnicy no nie? - zapytała swobodnym tonem nic sobie nie robiąc z tego, że może wyjść na niezbyt pracowitą. Rzeczywiście jakiś kwadrans brakowało do pełnej godziny z tego co pokazywał duży zegar w holu.

- No chyba, że ty coś chcesz. - westchnęła jakby ostatnia klientka na dzisiaj mogła jej pokrzyżować te plany przed wcześniejszego wyjścia. - Aha no tak, ty chcesz się spotkać z Leroyem Jenkinsem. - recepcjonistka jakby sobie przypomniała z czym przyszła Amanda.

- No nie wrócił. Ale powiem ci od siebie tyle, że jeśli nie byłaś z nim umówiona na konkretne spotkanie to może lepiej zostaw tutaj wiadomość co, od kogo i po co. Bo jego częściej tu nie ma jak jest. Ale jakby był z tobą umówiony pewnie by coś przekazał albo chociaż czekał na ciebie. - dziewczyna zwróciła się do gościa tonem dobrej rady jakby naprawdę chciała jej pomóc no ale facet o jakiego pytała był dość trudno uchwytny. Wskazała nawet palcem na jakiś kołonotatnik w którym były jakieś zapiski gdzie pewnie mogła dopisać życzenia swojego gościa.

- Nie, nie robi. - Inu odpowiedziała na temat ewentualnego wcześniejszego wyjścia dziewczyny z sekretariatu. I zerknęła na wskazany przez nią kajecik. - Czaję… to zostaw mu info że była tu Inu od przesyłki. Powinien wiedzieć o co chodzi.

- Jasne, już się robi.
- dziewczyna uśmiechnęła się sympatycznie, wzięła ołówek i coś tam zapisała szybko i z widoczną wprawą. Odłożyła ten ołówek, spojrzała na zegar i lekko skrzywiła nosek. - Fajrant! - pisnęła cichutko jakby niesamowicie ją to cieszyło. Sięgnęła do szuflady gdzie schowała ten notatnik a potem jeszcze kilka rzeczy z tego swojego biurka.

- Jakieś plany na popołudnie? - Spytała zerkając to na dziewczynę to na wyjście z budynku.

- Relaks! Juupii! - dziewczyna beztrosko wyrzuciła w górę ramiona jakby się właśnie doczekała końca codziennej katorgi i miała okazję się wreszcie zabawić. Co było trudne do przegapienia zwłaszcza, że akurat zamknęła biurko i wstała z krzesła. Zgasiła lampkę po czym odwróciła się do szafki za plecami z której wyjęła płaszcz z z kapturem. Płaszcz był na nią trochę za duży co było widać zwłaszcza na za długich rękawach które pewnie dlatego były podwinięte. Ale wydawał się solidny. Dziewczyna założyła go i sięgnęła po swój niezbyt duży, workowaty i raczej pusty plecak zarzucając go sobie na plecy.

- A w ogóle to jestem Julie. - wychodząc zza lady niejako zrównała się statusem z dotychczasowym gościem a i zyskała okazję do bardziej bezpośredniego kontaktu. Wyciągnęła dłoń na przywitanie.

- Mi mówią Inu. - Amanda uśmiechnęła się i uścisnęła dłoń dziewczyny. - Mnie jeszcze czeka nieco roboty, ale chętnie napiłabym się piwa…. spotkałam potwornie nieprzyjemnego typa.

- Ojej. Coś ci zrobił? Teraz? Po tym jak wyszłaś ode mnie? No to chodź na to piwo, postawię ci. Tu niedaleko jest całkiem fajne miejsce.
- Julie wyglądała na zaskoczoną i trochę zaniepokojona tymi wieściami. Trochę nawet jakby się przejęła i gdy tak wyszły przez główne wejście na zewnątrz wskazała gdzieś ręką pewnie na kierunek w jakim był ten lokal o jakim mówiła no ale na razie było widać ten chodnik prowadzący z siedziby Donny na ulicę więc nie bardzo było wiadomo o jakim lokalu mówi.

- Na szczęście nie. - Inu skinęła w kierunku lokalu, w którym jadła. - Kelnerka i jakiś obcy gostek się za mną wstawili.

Uśmiechnęła się do Juli.
- Stawiać mi piwa nie musisz, ale za towarzystwo i chwilę pogawędki będę wdzięczna.

- Tam? O rany tak mi przykro. A to taki spokojny lokal jest. Musiał się jakiś wredny burak trafić.
- Julie spojrzała w kierunku kawiarni w jakiej Amanda spędziła z ostatnią godzinę i tym bardziej wydawała się zdziwiona takim obrotem sprawy.

- Mam nadzieję, że w “Nautilusie” nie będzie takich wrednych typów. - uśmiechnęła się wracając spojrzeniem do idącej obok nowej znajomej. Ruszyła wzdłuż wybrzeża rzeki. Szła całkiem wartko i energicznie. - I daj spokój, zapraszam cię to już ci postawię ci drinka. Jak chcesz się zrewanżować to następnym razem możemy się zamienić jak ty mnie gdzieś zaprosisz. - powiedziała wesoło dziewczyna która widocznie miała świetny humor. Rzeczywiście nie szły zbyt daleko. Może parę minut, cały czas na północ, wzdłuż ponurego i obskurnego wybrzeża. Widoczne światła wskazywały, że część okolicznych budynków jest widoczna a okolica nie była bezludna.

- A masz gaz? Ja noszę ze sobą gaz. Nie ma z tym takich ceregieli jak z bronią a na gaz nie ma mocnych. No chyba, że typ jest w gazmasce… - wyjęła z kieszeni niewielki pojemniczek, podobny do małego dezodorantu czy dozownika na astmę. Możliwe, że nawet przedwojenny miotacz gazu załadowany pewnie na nowo. Z gazmaskami mogło być różnie. W końću jak w każdej chwili na ulicach mogły ze szczelin wypłynąć jakieś trujące opary to ktoś mógł mieć nawyk noszenia ze sobą takiego ekwipunku. No ale “na gołą klatę” gaz rzeczywiście mógł być skutecznym zniechęcaczem kłopotów. I nie wymagał licencji jak broń palna do której władze podchodziły bardzo restrykcyjnie.

- To tutaj. - rzuciła Jule wskazując na zacumowaną przy nabrzeżu jednostkę. Wyglądała jak jakaś dawna jednostka. Paliły się światła, lekko powiewały kolorowe flagi a na dziobie wymalowano nazwę jednostki “Nautilus”. Jej nowa znajoma czuła się tutaj całkiem pewnie więc musiała bywać tu często. Weszły po wąstkim trapie na górny pokład który był płaski i pusty. Bez wahania przeszła do jakichś drzwi które widocznie pełniły rolę śluzy powietrznej bo trzeba było uruchomić jakąś dźwignię, otworzyć niezbyt lekkie drzwi, wejść i zamknać te drzwi. Wtedy człowiek stał w niewielkim przedsionku o wielkości standardowej windy. I mógł się zabrać za powtórzenie operacji z kolejnymi, podobnymi drzwiami.

- Tu jest bezpiecznie. Jak na zewnątrz coś walnie jakimś syfem to tutaj można przeczekać. - wyjaśniła Julie mocując się z tymi drugimi drzwiami. I za nimi już dał się słyszeć gwar rozmów i muzyki pasujący do lokalu rozrywkowego. I już chwila potem minęły otwarte drzwi do sali bankietowej czy czegoś takiego i przeszły do cichszego pomieszczenia które okazało się szatnią.

- Cześć Pete! - nowa znajoma przywitała się z szatniarzem który okazał się jowialnym mężczyzną w średnim wieku i średnio zaawansowanej ciąży.

- Cześć Julie. Już po pracy? - zapytał odbierając od niej ciężki, gumiasty płaszcz. Możliwe, że też z jakiegoś zestawu przeciwstarzeniowego.

- Tak, przyprowadziłam nową koleżankę na drinka. - Julie rezolutnie przedstawiła swoją nową koleżankę zostawiając ten płaszcz i czekając chwilę aż Amanda zostawi swój.

- To na co masz ochotę? Polecam rum w każdym zestawieniu. Naprawdę mają tu dobry rum. Ale piwo też jest niczego sobie. - pracownica Donny wskazała na całkiem nieźle zaopatrzony bar a barman czekał na ich zamówienie. Jak na barową porę była dość wczesna pora więc gości przy stolikach nie było zbyt wielu. Za to brzmiała muzyka z głośników ale nie była na tyle ogłuszająca by trzeba było podnosić głos by ją przekrzyczeć.

Amanda dała się poprowadzić recepcjonistce w kierunku znanego jej lokalu. Było nieco dziwnie ale chciała się zorientować w okolicy.
- Inu. - Szperaczka przedstawiła się z uśmiechem. - Jeśli Julia poleca rum… to chętnie spróbuję jakiegoś waszego drinka z rumem..

- Oczywiście. - barman skinął głową i po chwili przed obiema kobietami stały niewielkie szklaneczki z bursztynowym płynem. Julia podziękowała i zaprowadziła swoją nową znajomą do jednego z pustych stolików pod ścianą. Usiadły tam we dwie i wreszcie była okazja się zrelaksować. O czym znów nie omieszkała wspomnieć recepcjonistka.

- No to za spotkanie! - Julie wzniosła pierwszy toast tego jeszcze bardzo młodego wieczoru i wychyliła łyka ze swojej małej szklaneczki.

Amanda uniosła szklaneczkę.
- Za spotkanie. - Upiła nieco i uśmiechnęła się. - Rzeczywiście niezłe… Opowiesz nieco jak tam praca sekretarki? Powinnam się przebranżowić?

- Nie jestem sekretarką tylko zwykłą, szarą recepcjonistką.
- uwaga chyba rozbawiła Julie bo się wesoło uśmiechnęła. - Sekretarka to trochę wyżej ode mnie. Ale nie wiem czy bym chciała. Wtedy jesteś czyjąś prawą ręką, musisz o wszystkim pamiętać i jesteś na widelcu szefa. No ale lepsza kasa niż za recepcję. Ale na recepcji mimo wszystko bywa luźniej. Chociaż bez przerwy ktoś zawraca ci głowę. No i trochę mniej płacą. Sama nie wiem co lepsze. - recepcjonistka przygryzła swoją wargę i zarzuciła spojrzeniem gdzieś w głąb pomieszczenia gdy Amanda spowodowała te rozmyślania nad tymi dwoma, możliwymi drogami kariery w jej firmie. Ale chyba się zorientowała, że trochę zamula bo potrząsnęła głową i wróciła myślami i spojrzeniem do brunetki przy stoliku.

- A właśnie a ty czym się zajmujesz? Po co ci Leroy? Znaczy jeśli mogę zapytać oczywiście. - zapytała z ciekawością chociaż chyba zorientowała się, że mogła zadać niedyskretne pytanie więc dała znać, że nowa znajoma nie musi na nie odpowiadać.

- Jestem szwendaczką.. przeszukiwaczką.. lub jak tam wolisz nazwać. Zajmuje się babraniem w błocie. - Inu zaśmiała się i upiła jeszcze nieco rumu. - A Leroy.. ot tak mam do niego sprawę.. nie spodziewałam się, że jest taką szychą.

- Babranie w błocie? No nie brzmi zbyt apetycznie.
- dziewczyna skrzywiła się trochę zerkając gdzieś przez niezbyt duże bulaje na świat zewnętrzny. Ale w tym mieście wilgoci, kałuż i błota było aż za dużo. Podobnie jak w rodzimym Miami Amandy tylko tam panowała gorętsza i tropikalna odmiana błota i też padało prawie codziennie ale dość krótko i przez resztę dnia było słonecznie. No chyba, że porze deszczowej. Wtedy potrafiło padać całymi godzinami.

- No ale masz pewnie za to robotę na świeżym powietrzu. I jesteś panią samej siebie. To brzmi ciekawie. Hej! A powiedz, nie potrzebujesz recepcjonistki? - Julie zaśmiała się lekko i wesoło jakby widziała jednak jakieś plusy w zamianie ról z tym przebrażnowieniem.

- A Leroy no ja wiem czy taki ważniak? - po chwili gdy upiła łyka ze swojej już w połowie pełnej szklaneczki zapytała ni to rozmówczynię ni to samą siebie. - Są ważniejsi od niego. Całkiem sporo. Po prostu nie jest takim szaraczkiem jak ja. Nie wiem czym właściwie się zajmuje ale ma biuro na środkowych piętrach. Czyli jest średniakiem. No ale wiem też, że często go nie ma i właściwie nie wiem czym się zajmuje. Chyba coś załatwia dla Donny. - Julie mówiła o Leroy’u jakby był po prostu kolejnym korpem jakiego widywała w pracy jak nie codziennie to dość często. Jednym z wielu na którego specjalnie nie zwracała uwagę albo on na nią.

- Ech i pewnie wysługuje się mną do załatwienia jej jakiejś fuchy. - Inu westchnęła ciężko. - A do tego tak ciężko się z nim złapać.

Inu dopiła zawartość swojej szklanki. - To co.. druga kolejka? - Uśmiechnęła się do recepcjonistki.

- Pewnie! To czekaj, zaraz przyniosę. - Julie błysnęła uśmiechem i kolczykiem jaki miała w ustach po czym wstała i ruszyła z obiema pustymi szklaneczkami w stornę baru. Tam postała chwilę gdy barman uzupełniał szkło i po chwili już z napełnionym do pełna szkłem wróciła do stolika.

- No to chlup! Za złapanie Leroy’a! - wniosła kolejny toast tego wieczoru. Mieszanka rumu z czymś innym rzeczywiście nie była w innych lokalach miasta ani poza nim zbyt popularna ale smakowała dość egzotycznie.

- No nie jest go łatwo złapać no ale nie łam się. To jest do zrobienia. - blondynka z kolczykiem w ustach pocieszyła nową znajomą klepiąc ją przyjaźnie po dłoni. - Jak dzisiaj zostawiłam wiadomość to będzie w biurze to przeczyta. Jak uzna, że coś jest na rzeczy to powie kiedy spotkanie. Tylko no tak to byś musiała przychodzić się dowiadywać… - recepcjonistka o blond włosach, chciała pocieszyć Amandę ale uświadomiła sobie chyba właśnie, że bez internetu i telefonów to jednak jest trochę ambarasu z umawianiem się między różnymi strefami. Zamyśliła się nad tym problemem machinalnie bawiąc się trzymaną szklaneczką.

- Cóż.. zajrzę jutro, najwyżej będziemy miały sobie okazję pogadać. - Inu zaśmiała się i także napiła się nieco. - A co do mojej roboty.. ma swoje plusy i minusy, ale niestety nie stać mnie na sekretarkę… no co najwyżej by postawić jakiejś drinka.

- Noo… Przyjdź, może coś wymyślę…
- krótkowłosa blondynka odpowiedziała wciąż zamyślona nad tym Leroyowym zagadnieniem. Ale się ożywiła gdy rozmówczyni wspomniała o drinku. - Znaczy tak, przyjdź, pewnie, że przyjdź! Przecież jutro piątek to już można szaleć jak się nie ma na jutro rano! Może pójdziemy do jakiegoś żywszego lokalu! - roześmiała się jakby już były umówione na wspólne imprezowanie jutrzejszego wieczora.

- Jeśli nie wpadnie mi jakaś fucha to chętnie. Niestety w weekendy często wybywam pod miasto na oszukiwania. - Inu uśmiechnęła się. - Ale fajnie będzie pogadać i może wypić drinka na rozruch… może wpadnę przed twoim wyjściem?

- Oj ale ja bym się chciała odstawić na wieczór.
- recepcjonistka zawahała się na chwilę. - Chyba, że nie przeszkadza ci, że potem pojedziemy do mnie, ja sobie upudruję nosek a potem pójdziemy w tango. Może być? - zaproponowała swoje rozwiązanie na wieczorne plany na jutro.

- Niech będzie. - Inu roześmiała się. Dziewczyna jakby w ogóle nie zwróciła uwagi, że szperaczka może z nią nigdzie nie pójść. Cóż… będzie się tym martwiła jutro.
 
Aiko jest offline