Deszcz padał jak bicz uderzając w asfalt pokryty śmieciami, tworząc w miejscu lejów małe jeziorka, w których brakowało jednak złotych rybek (tych zresztą brakowało w całym Northside). Sidney jednak nie narzekał, Bestia Smirnova była prawdziwym oktanowym potworem, który nie odczuwał nawet największych niedoskonałości dwu dekadowego podłoża dla pojazdów naziemnych. Rozejrzał się po barze. W środku było pełno ludzi, każdej z możliwych ras, dalej rozciągał się mały parking dla gości, gdzie stały dwa elektryczne city-cary.
- Nie widzę nic dziwnego - mruknął po kilkunastu sekundach Sidney - Lokal normalnie otwarty, mają ruch.
Potem zmysł solo, szkolony za pomocą kognitywno-percepcyjnych wielokierunkowych kursów w wirtualu (które były warte tej cholernie drogiej czarnorynkowej ceny) automatycznie zauważył Chińczyka w ortalionowym płaszczu. Kwaśny deszcz spływał po sztucznym materiale nie pozwalając na przemoknięcie. Zaraz też cyngiel założył kaptur i łamaną chipową angielszczyzną zaprosił ich do podjechania od tyłu, na zaplecze jadłodajni.
Cyber-dziary typowych dla Triad smoków rozświetlały się na czerwień rozpalonego żelaza. To dało Mayowi do myślenia. Nie tracił opanowania, ale albo gangster był wkurzony całą sytuacją z kuzynem Lao, albo coś było nie tak… co miało okazać się poprędce.
Weszli przez tylne drzwi i uderzyła ich woń starego wiele razy używanego tłuszczu, warzyw i ryb siekanych przez kucharzy z szybkością godną androida. Oczywiście ranny musiał siedzieć w ustronnym miejscu, które jak się szybko okazało sąsiadowało z chłodnią. Na blaszanym stole do ćwiartowania mięsa leżał ich cel. Białe kafelki odbijały światło jasnych halogenów umieszczonych na suficie, a krew z przestrzelonego uda zajęła część blachy spadając lekkim ciurkiem na posadzkę. Sid przeczesał zmokniętą jasno-brązową czuprynę i odkrzekł:
-Abe, ręce w porządku więc wyjmij kulkę i zatamuj krwawienie.- powiedział lakonicznie i chłodno solo a potem zwrócił się do cyngla z tatuażami twarzy.- Zajmiemy się tym, jeśli chcesz możesz zostać ale nie wiem czy nie będzie to przeszkadzało naszemu medykowi… Jest dobry, ale potrzebuje dużo mentalnej przestrzeni do pracy Péngyǒu. Wasz człowiek będzie w dobrych rękach.
Jednak wprowadzający go zbir zignorował jego słowa i wyszedł pozostawiąjąc drużynę z dwójką garniaków, towarzyszy rannego. May więc stanął z boku, opierając się o chłodne kafelki tłuste od wieloletnich oparów tłuszczu i skrzyżował ramiona. Najchętniej spaliłby Camela, ale “szpitalne warunki BHP” niezbyt kolaborowały z dymem nikotynowym.
Dodatkowo po krótkiej chwili lubujący się w modzie 26 latek, rozpoznał tanie podróbkę garnituru Voltchanki. To mogło świadczyć o randze w hierarchii rodziny Lao. Jeśli Triadowcy byli, by wysoko postawieni rangą, zapewne nosili, by prawdziwe markowe odzienie. Jednak nie był to czas na przemyślenia rodem z Vogue'a- Sidney cały czas chłonął informacje z otoczenia, by w odpowiednim momencie wykryć zagrożenie lub jakąś cenną wskazówkę.